Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2011, 22:15   #50
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Przed wyjściem postanowił dowiedzieć się czegoś o matce Emilie, policja prowadziła dokumentację o okolicznościach samobójstw, standardowa procedura, która teraz mogła okazać się bardzo przydatna. Z swoją nową partnerką i tak na razie nie miał zamiaru rozmawiać, więc po prostu zaczął grzebać w papierach i wkrótce udało mu się odnaleźć to czego szukał. Na jego twarzy pojawił się znajomy uśmieszek, gdy tylko przeczytał kilka zdań i przejrzał zdjęcia, pani Van Der Askyr podcięła sobie żyły w wannie, natomiast w łazience znaleziono dziwne symbole przypominające spirale. Więcej niż znajome, nieco różniły się od tych, które miał okazję obserwować Baldrick, ale trop był wyraźny. Akta kobiety zostawił na miejscu wraz z krótką wiadomością do funkcjonariuszy niższego szczebla:

Cytat:
Na 15:00 chce mieć mieć wykaz wszystkich samobójstw o podobnym charakterze, w tym samym mieście i roku.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=7oDuGN6K3VQ[/MEDIA]

New City na pewno nie było miejscem, w którym Baldrick mógłby zamieszkać, było jak żywcem wyjęte z jakiegoś serialu, może nie był to od razu Przystanek Alaska, lecz już na oko mógł stwierdzić, że ludzie tutaj żyją całkowicie inaczej niż w pobliskim N.Y. Z coraz większym niesmakiem wchodził na komisariat, miejscowi policjanci patrzyli na niego jak na jakiś okaz w ZOO, Terrence znał takich jak oni. Nie mogli narzekać na natłok zajęć, jeśli w pobliżu przytrafiła się jakaś pijacka burda, ktoś uderzył autem w drzewo albo jakiś młodzik ukradł wóz by trochę się zabawić, to już była zabawa. Doprawdy fascynujące.

Jornensen była uprzejmą funkcjonariuszką, miłą i pomocną kobietą, której najwyraźniej dobrze odnajdywała się w pracy w takim miejscu i nie miała wyższych aspiracji. Kiedy tylko ujrzała Baldricka zbliżyła się do niego i przedstawiła, nie potrzebnie, bo nazwisko na plakietce było nad wyraz widoczne, ale detektyw odpuścił sobie jakiekolwiek komentarze.

- Byłam nieco zdziwiona, kiedy dowiedziałam się, że pan przyjedzie - powiedziała po chwili - Witamy w New City detektywie Baldrick.

- Mnie to nie dziwi, sprawa nie została rozwiązana - odparł szybko - A ciało nie mogło się tak po prostu rozpłynąć.

- Tak, ciało, z tego co wiem w szpitalu wynikła jakaś wielka pomyłka, a wyszła dopiero kiedy ludzie z pana wydziału przyjechali je odebrać. - Podeszła do automatu do kawy, gestem ręki wskazała na drugi kubek, ale Terrence zaprzeczył ruchem głowy - Chyba u was też były jakieś problemy w papierach.

- Wątpię - uciął krótko detektyw - Prowadziliście własne śledztwo?

- Właściwie nie, detektywi, którzy byli na miejscu, sami mieli się tym zająć, więc nie chcieliśmy im przeszkadzać w pracy.

- Jasne, nie traćmy czasu, odwiedzimy ten szpital.


Aspirantka kiwnęła głową, zarzuciła na siebie kurtkę oraz uzbrojona w swój kubek z kawa ruszyła za Baldrickiem do wyjścia. Detektyw nie odzywał się w czasie krótkiej drogi na miejsce, kobieta również milczała jakby wyczuwając, że lepiej nie przerywać tej świętej ciszy. Uśmiechnął się drwiąco, kiedy mijali kolejnego bałwana, widocznie ludzie w New City rzeczywiście nie mieli co robić z czasem wolnym.

Baldrick szybko wyrobił sobie zdanie. Prowincjonalny szpital nie wyróżniał się na tle tej zapadłej dziury, był mały i słabo przystosowany do przyjmowania jakichkolwiek pacjentów, nic dziwnego, że większość przypadków i badań, które wymagały ruszenia głową, kilku skomplikowanych dotknięć stetoskopem i wrzucenia garści ibuprofenu w usta pacjenta, była wysyłana do wyspecjalizowanych szpitali w hrabstwie lub w Nowym Yorku.

W recepcji jego uwagę zwróciła wysłużona kamera zawieszona nad głową podstarzałej pielęgniarki w dużych okularach i sporym krzyżem zawieszonym na szyi, kilka metrów dalej siedział zaś nie mniej wysłużony starszy mężczyzna, który rozwiązywał jakąś krzyżówkę.

- To jedyna kamera jaką tu macie, prawda? - rzucił od razu.

- Słucham? A pan to...? - spytała pielęgniarka bardzo powoli podnosząc na niego swój wzrok.

- To detektyw Baldrick z Wydziału Specjalnego - wtrąciła z uśmiechem aspirantka - Przyjechał w sprawie zaginionego ciała.

- Znowu jakieś zaginęło?
- Pielęgniarka mocno się zaniepokoiła - Napijecie się Earl Greya?

- Nie, nie, chodzi o ciało pana Alvaro, zaginęło jakiś czas temu, pamiętasz?

- A tak - potwierdziła powoli tuptając w kierunku elektrycznego czajnika - Przystojny był, taki facet by ci się przydał, nie młodniejesz, a rodzinę przecież trzeba kiedyś założyć.

- Na pewno trup był idealnym kandydatem
- przerwał w końcu Baldrick - Demencja starcza dopadła tutaj wszystkich czy mogę liczyć na to, że ktoś udzieli mi informacji. Jest tu więcej kamer?

- Nie musi być pan taki grubiański
- rzekła zbulwersowanym tonem pielęgniarka.

- Jedna kamera i strażnicy - aspirantka wskazała na starego mężczyznę na krześle - rejestrują i przeganiają uzależnionych, którzy chcą wyłudzić lekarstwa, czasem kręcą się tu też różni chuligani.

- Pięknie, skoro macie tak świetną ochronę i zaplecze, to dziwne, że zniknęło wam ciało z kostnicy
- rzucił wrednie spoglądając w kierunku ochroniarza - Ten facet widział już chyba nie jedną wojnę, zatrudniacie tu rezydentów domu spokojnej starości Pogodna Jesień?

Mężczyzna słysząc te słowa nagle się ożywił, był może z 15 albo nawet 20 lat starszy od Terrenca, powoli podniósł wzrok z nad krzyżówki i zmierzył detektywa przeszywającym spojrzeniem. Następnie wstał ciężko, wyprostował się dumnie, pomimo tego, że wyraźnie taka szybka reakcja sprawiła mu pewne trudności. Po chwili zbliżył się na kilka kroków i wymierzył palec w pierś detektywa.

- Nie będziesz mi synku pluł w twarz - wypalił gniewnie - Ja już wiele widziałem...

- Na przykład hasła w krzyżówce? Zapewne masz w tym duże doświadczenie
- przerwał mu Baldrick wskazując na gazetkę leżącą na krześle - Zastanawiałem się jak można po prostu zgubić ciało, ale teraz widzę, że w biały dzień gość ubrany w kostium pingwina mógłby tu wejść, wynieść ciało na plecach i wyjść nie zwracając niczyjej uwagi.

- Z całym szacunkiem
- wtrąciła z poważnym wyrazem twarzy aspirantka - być może nie pracujemy w najlepszym miejscu na świecie, ale dajemy z siebie wszystko, obrażanie nas nie jest konieczne.

- Poważnie? To dziwne, bo...

- Detektyw Baldrick jak mniemam - Terrence odwrócił się by zobaczyć jak na scenie pojawia się ktoś jeszcze, starszy mężczyzna z żylakami i okularami jeszcze większymi niż pielęgniarka w recepcji.

- Doktor z alpejskiej wioski Lee Wright jak mniemam - powiedział funkcjonariusz patrząc na głównego szefa tej placówki.

- W rzeczy samej, zapraszam pana do mojego biura na spokojną rozmowę, chyba, że woli pan żebym oprowadził pana po szpitalu.

***
Detektyw wybrał drugą opcję, szybko okazało się, że jego pierwsze wrażenie na temat placówki nie było trafne, szpital nie był fatalny, słowem, które lepiej oddawało naturę tego miejsca było - tragiczny. Baldrick najpierw sprawdził kostnicę, drzwi otwierane były za pomocą karty magnetycznej, mechanizm nie działał jednak od dłuższego czasu, więc po prostu zamykali je na dziecinnie prosty zamek. W środku nie zostawiono żadnych odcisków palców, które mogły by pomóc złapać sprawcę. Prawdopodobnie ciało zaginęło w nocy, kiedy w szpitalu byli jedynie dyżurni, kiedy w końcu zorientowali się, że mają o jednego trupa za mało, pomyśleli jedynie, że ktoś z Wydziału Specjalnego już je odebrał. Tak od ręki! Bez wypełniania papierów, całej tej procedury, tak po prostu odebrał nikogo nie informując. Wright jedynie wzruszył ramionami w stylu Różne rzeczy się zdarzają, niech mnie pan nie wini, tymczasem Baldrick zastanawiał się jakim cudem ta placówka wciąż istniała, nie zachowywali podstawowych środków bezpieczeństwa, nie dbali o nic, co było na prawdę ważne.

- Dobrze zrozumiałem? Macie tutaj trzy wyjścia, główne, tym wszedłem, jedno to garaż, ostatnie jest ewakuacyjne - rzekł Baldrick - Rozumiem, że mogliście przegapić włamanie do kostnicy, ale chcecie mi powiedzieć, że nikt nie zauważył, iż jedno z wejść, które powinno być zamknięte, zostało naruszone? Bo jak rozumiem drzwi nie zostały wyważone, tego chyba byście nie przeoczyli, choć może powinienem o to spytać waszą ochronę.

- Nie potrafię panu odpowiedzieć na to pytanie, powtarzam tylko, że nikt nie zauważył niczego podejrzanego - powiedział Wright - To...

- Nie wasza wina, tak wiem, powtarzacie to od dobrych 15 minut, być może macie racje. Może to trup nie zachował odpowiedniej ostrożności i to jego obarczymy winą, śledztwo uważam za zamknięte. -
Mężczyzna chciał coś powiedzieć, jednak Baldrick podjął ponownie - Chce zobaczyć się z doktorem Sarrenem.

- Proszę za mną.


***

Rob Sarren pasował do New City tak jak jego przełożony, szpital, w którym pracował oraz sąsiedni komisariat. Młodszy od ordynatora, choć już siwiejący. Był przy tym wyjątkowo przyjazny, sprawiał miłe wrażenie i gdyby nie był kolejnym wiejskim chłopczykiem, który uważał się za doktora, być może detektyw potraktowałby go poważniej. Gabinet miał skromny, acz ozdobiony kilkoma tandetnymi pamiątkami rodem z Afryki, w której doktor za pewne nigdy nie był.

- Jest jakakolwiek możliwość, że podczas badań popełniono błąd? - spytał Baldrick.

- Z całą pewnością nie - zaprzeczył po czym wyciągnął stertę papierów - Sprawdziłem wszystko dokładnie, pan Alvaro nie żył - podsunął detektywowi kilka z wydruków - Niech pan sam spojrzy, rozległy wylew połączony z paraliżem, w tym przypadku nie można mówić o błędzie. Wiem, że nie wyrobił pan sobie dobrego zdania na temat naszego szpitala, ale dobrze wykonujemy tu naszą pracę.

- Jasne, a często przepadają wam ciała?

- To pierwszy taki przypadek.

- Zawsze musi być ten pierwszy raz, teraz powinno być już z górki
- rzucił Terrence - W każdym razie dziękuję za pomocą.

Personel pożegnał funkcjonariusza z wyraźną ulgą, aspirantka odprowadziła go do wozu i pomachała mu nawet na pożegnanie. Baldrick był zawiedziony, nie znalazł tu niczego, zadania mu zresztą nie ułatwiono, ale kompletny brak dowodów wskazywał na to, że zajście było albo perfekcyjnie przygotowane albo też maczały w nim palce jakieś siły nieczyste. Jechał ostrożnie, bo warunki wciąż nie były sprzyjające. Zgodnie z rozkazem Strepsilsa miał zamiar zjawić się na komendzie, Alvaro musiał na razie odpuścić, nie miał punktu zaczepienia, więc chciał skupić swoją uwagę na Emilie, pogrzebać w jej danych, chciał wiedzieć o wszystkim, o rodzinie, i przeprowadzkach, zmianie szkół, po prostu wszystko.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline