Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2011, 23:30   #17
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
co-starring Batlazar & Blacker

James zrobił parę kroków w tył odsuwając panią doktor i siebie od maszynki… tak na wszelki wypadek. Miał teraz chwilę aby ogarnąć sytuację czując ciężar broni wypełnionej jeszcze kilkoma pociskami. Towar był cały, on był cały, Derek dał dupy ale był cały… ładował teraz rozedrganymi rękami dłoń. Alice była sztywna. - Kurwa mać! Przeklął gdy sobie zdał z tego sprawę. Była najbardziej bezużyteczna z tego towarzystwa, a mimo to, to właśnie jej nie mógł stracić. Życie w Vegas dla Jamesa może się teraz okazać cholernie trudne… jeżeli nie niemożliwe za sprawą starego Johna. Podsumowanie starcia trwało dalej lecz żadna strata i zysk nie był już tak dramatyczny w skutkach. Jeszcze dwie puszki i dwa trupy… no i oczywiście pierdolony John Wayne.

- Uważaj na to ustrojstwo, wcale nie jest powiedziane że to ich ostatnie tchnienie. Zwrócił się przyciszonym głosem do Charlie i po chwili z westchnieniem dodał. – Co gorsza to chyba były maszyny zwiadowcze, a nie bojowe. Fajnie się teraz żyje w NY, prawda?

Zostawił ją z tymi informacjami tak żeby to przetrawiła. On nie miał czasu. Nie zasmuciłby się gdyby kolesia z wielkim rewolwerem tutaj nie było… ale niestety on był i nie chciał się rozmyć we mgle. Skąd się tutaj wziął? Po co się wpieprzał w tą imprezę? Kto go przysłał? Jest człowiekiem? Z przybłędami zawsze tak jest, zjawia się i powoduje niepotrzebny ból głowy. Prawa ręka była w połowie uniesiona, pistolet nie był wycelowany w pierś nieznajomego jednak broń nie była opuszczona. Odczekał aż bębenek trzysta pięćdziesiątki siódemki Dereka wróci na swoje miejsce i wtedy się odezwał.

- Jeżeli na pociąg do Yumy to odjazd o 15:10. Dziękuję za pomoc, ale nie będziemy cię zatrzymywać.

Mężczyzna z rewolwerem opuścił swoją broń. Nawet jeśli ci ludzie stanowili dla niego jakieś zagrożenie to oceniając ich wcześniejsze popisy gdy zaatakowały pająki zdąży unieść broń i wystrzelić, nim zrobi to ktoś z tamtych. Lewą rękę cały czas trzymał przyciśniętą do ciała, a gdy się odezwał dało się łatwo ocenić, że mówienie sprawia mu pewną trudność

- Nie należycie do ruchu oporu, prawda?

Odczekał odpowiednią chwilę tak aby mieć pewność, że Derek jest gotowy i zmienił magazynek. Kierując się w stronę gdzie znajdował się trup murzyna. Pytanie jakie usłyszał zaskoczyło go na równi z pojawieniem się nieznajomego. Było z kategorii co najmniej niedyskretnych. – My? Przecież nas tutaj nie ma.

- Nie mam czasu i ochoty na żarty. Odpowiesz mi na kilka pytań i być może wtedy faktycznie udam, że was tutaj nie ma. Powtarzam, czy należycie do ruchu oporu? A jeśli nie, to co was tutaj sprowadza

James DeLucca był pod wrażeniem argumentu jaki użył tajemniczy poganiacz bydła. Musiał zweryfikować swoją wędrówkę. Murzyn może poczekać. Zatrzymał się zatem i zwrócił do zadającego pytanie – No tak, teraz to rzeczywiście ciężko nam będzie zignorować to pytanie… masz przecież rewolwer. Wprawdzie my też… i dwa pistolety ale to ty do mnie celujesz nie ja do ciebie. Znaczy się rządzisz tutaj i rozdajesz karty. Panie władzo przyjechaliśmy tutaj tylko na po pamiątki… miniaturkę Statui Wolności, breloczki, kubeczki i takie tam... I tu niespodzianka. Jamese też mierzył do przybysza. Może nie z wielkiej armaty, ale ze zwykłego glocka.

W początkowej fazie spotkania jedyne na co mogła się zdobyć to nieme popatrywanie to na jednego mężczyznę, to na drugiego, to znów na leżące na trotuarze pozbawione materii organicznej szczątki pająka, to znów na broń, która w rękach mężczyzn miała tendencję do gwałtownego podskakiwania. Najbardziej, rzecz jasna, interesował ją pająk. Nigdy nie widziała nic podobnego. Wciąż celowała w kierunku truchła, zastanawiając się w którym roku Skynet przejął kontrolę. Nie drżała ze strachu, co to to nie. Wchodząc do zamrażarki świadoma była, że świat, w którym się obudzi może wcale nie przypominać tego, w którym się urodziła. Była zainteresowana. Chłonęła informacje.
Kiedy po raz kolejny spojrzała na Pana Suma, on i kowboj mierzyli do siebie nawzajem. Pat.
- Hej – rzuciła wsuwając zabezpieczony pistolet za pasek spódnicy dwuczęściowego garnituru. Starała się naśladować dziwny akcent Suma – słuchajcie, bo nie będę powtarzać! Powinniśmy stąd spieprzać, a nie gruchać sobie nad tym zwiadowcą w oczekiwaniu na resztę? Jeśli jesteś tak ciekaw, może pojedziesz z nami? - zwróciła się do nieznajomego, ignorując ledwie dostrzegalny skurcz, który na moment przejął władze nad kącikiem ust DeLucci.

Jak bardzo by to nie była absurdalna propozycja miała jeden zajebisty plus. A właściwie dwa...Mieszkaniec Miasta Neonów widział oba dlatego jego twarz nawet nie drgnęła, podobnie jak ręka z bronią.

- Dobrze - odpowiedział, płynnym ruchem chowając rewolwer do kabury - Nie jest rozsądnie pozostawać tu dłużej. Jednak zanim odejdziemy, czy ktoś z was zna się na pierwszej pomocy? Bo chyba zaraz się wykrwawię...

Choć o ranie powiedział takim tonem, jakby rozmawiał o pogodzie to jednak czuł już, że nogi zaczynają mu drżeć a ból przytłumiony wcześniej podskokiem adrenaliny daje o sobie znać

Charlie przełknęła ślinę. Oto twoja chwila prawdy. Kiedyś, w jej świecie, był takie teleturniej. Sądząc po otaczających ją zgliszczach, nie sądziła, by coś takiego jak telewizja mogło jeszcze istnieć. Powinna mu pomóc. Złożona wieki temu przysięga Hipokratesa zobowiązywała ją do tego. Jej praca w późniejszym czasie niewiele miała wspólnego z etyką. Powinna mu pomóc, ale nie powinna przyznawać się do swoich umiejętności. Musiała pamiętać o prowadzonej grze. Fałszywy ruch mógł ją wiele kosztować. Z drugiej strony obcy, kimkolwiek był, mógł stać się dla niej asem w rękawie.
- Ja... myślę, że... mogę potrafić?
Wycedziła bez przekonania, nie spoglądając w kierunku Jamesa.

- W takim razie przyda się pomoc, poharatał mnie nieco mutant, który zachodził was z drugiej strony tego marketu. Mam przy sobie bandaże, ale niezbyt wygodnie opatruje się własne rany, zwłaszcza mając nie do końca sprawną rękę
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me

Ostatnio edytowane przez hija : 15-01-2011 o 10:25.
hija jest offline