Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2011, 13:45   #19
Nightcrawler
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Wrzuta.pl - Gladiator - Death Smiles At Us All

„John Grant – Legenda Posterunku.
John Grant – Zdrajca – mój wzór.
Choć jego odejście nas podzieliło - może nie całe Wędrowne Miasto, ale na pewno cały 3.Zwiadowczy.
Część chłopaków uważała, że po prostu wymiękł i zdziadział - nie mógł już znieść walk na froncie, porzucił wojskowe idee dla jakiegoś babskiego emocjonalnego farmazonu.
Reszta zaczęła się zastanawiać, obserwować i czuć…

Kiedy odchodził nie było mnie jeszcze z 3., a gdy do niego przystałem należałem do pierwszej grupy. Miałem mózg naprany ideami walki o wolność ludzkości i nie zauważałem bezkompromisowej polityki Posterunku. Wojskowi z Nestugowem na czele uważali, że są zbawicielami świata i prowadzą jedyną słuszną walkę. Kto się do nich przyłączył miał prawo głosu, reszta była tylko robakami grzęznącymi w brudzie i własnym smrodzie. Tych ludzi można było poświęcić dla wyższego celu.
Dopiero później zrozumiałem, co Grant miał na myśli, gdy postawił się Staremu.
Kiedy go zobaczyłem wśród Lincolnistów najpierw poczułem ulgę, potem strach a na końcu wstyd i chyba tak mi pozostało do dziś.
Ulżyło mi, że John żyje i dalej walczy za swoje ideały, przeraziło mnie jednak to, że oto zabawa w partyzantkę zaczyna mieć posmak frontu. Czułem, że coś się zmieni. Że do tej pory byłem tu kimś obcym, ale i zarazem godnym szacunku. Teraz strach przed przeszłością, przed odkryciem mojej hańby wrócił. Tak doszedłem do wstydu. Nie miałem siły by postawić się jak on Staremu. Nie miałem jaj odwrócić się plecami do chłopaków. Uciekłem gdy oni spuścili ze mnie wzrok.
Zacząłem się bać, że John „Legenda” Grant mnie potępi, odrzuci, zabije, a co najgorsze, po prostu nie zrozumie. W końcu nie było go, gdy pacyfikowaliśmy New Aaron, nie było go, gdy konowały posterunku odłączały Fi od maszyny utrzymującej go przy życiu. Jeśli ma jeszcze jakieś kontakty z posterunkowcami, choćby tutaj w Jorku zapewne wie tylko o tym jak Johnatan „Scorch” Traviss zawalił na głowy własnego oddziału całą di’kutla kamienice…

Przeszłość powraca. Cała we krwi”

***

Ciała we krwi.
Pokrywały ulice skostniałym grymasem śmierci. Saper wyszedł z budynku w towarzystwie kilku Lincolnistów. Uklęknął przy Snajperze, odwieszając na bok swój karabin. Sprawdził puls. Zacisnął szczęki.
- Mike, Zabierzcie go stąd jeśli się da, albo chociaż zabierzcie i ukryjcie. Wrócimy po niego potem. – odwiązał z ramienia Neo czerwoną arafatkę i powolnym ruchem przerzucił ją przez swoje lewe ramie. Zawiązał trzymając końcówkę w zębach.
Dopiero po tym wstał i ogarnął wzrokiem pole bitwy. Marines, mutanci i jego ludzie leżeli poszatkowani na asfalcie, pomiędzy ruinami. Schylił się po jeden z leżących przy trupach karabinów i wyciągnął z niego magazynek. Nastepnie upuścił brona sfalt i przekroczył stygnące ciało żołnierza.
JT skinął Grantowi i już miał wydać rozkazy, gdy drzwi półciężarówki otwarły się z rozdzierającym ciszę stalowym zgrzytem.
Saper podrzucił karabin do ramienia, przytulił policzek do kolby i kciukiem przestawił karabin na „Full”. Całość zajęła mu jedno mgnienie oka. Był wściekły. Palec drżał na spuście. Był gotów wpakować wszystkie siedemnaście naboi w cokolwiek wyjdzie z wozu…
Ze środka wychynął ich cel – przerażony, wątły, przygarbiony mężczyzna.
„I po to to wszystko? Po to oni ginęli? Dla tego łachudry?”- ze smutkiem pomyślał Saper, opuszczając nieznacznie karabin. Już miał parsknąć i warknąć rozkaz by rzucił tą marną pukawkę. Już otwierał usta… Mężczyzna rozmył mu się przed oczyma.
Jeden z Lincolnistów krzyknął w takt wystrzału i padł jęcząc na asfalt. Naukowiec śmignął z ciężarówki wyrywając się otępiałym obrońcom. JT wiedział, że nie ma najmniejszej szansy go trafić, chyba że… 14,15,16,17 Jego M-ka wypluła z siebie krótką koszącą serię w stronę w która pobiegł doktor.
- Wstrzymać ogień! – krzyknął, gdy zobaczył jak jego podwładni również zbierają się do ostrzału. – nie ma już sensu- opuścił karabin do uda patrząc w ślad za znikającym mężczyzną.
Znów zapadła cisza
Tylko jeden z dzieciaków jęczał cichutko trzymając się za ziejącą w brzuchu krwawą dziurę.
- Niech go ktoś opatrzy, reszta brać, co się da i co przydatne, ale bez zbytniego balastu, potem rozproszyć się i udać do wyznaczonych punktów. Kluczyć przynajmniej 30 minut. Ja łapię doktorka jak ktoś chce pomóc zapraszam.
Schylił się po kolejne dwa magazynki do własnego karabinu, przy okazji wygrzebując 40 mm granat, wsunął je do kieszeni i ruszył w ślad za swoją zwierzyną…

***

„Nie mam wielkich nadziei na złapanie go, ale też nie dam pójść na marne poświęcenia wszystkich rebeliantów, którzy mi zawierzyli, którzy poszli za mną i za Neo wierząc iż przemocą ugrają więcej niż słowami. Wierząc w ich wolność widzianą moimi oczami... Zresztą zawsze warto próbować, nigdy się nie poddawać. Tak mawiał Milczący kojot, tak mawiał Ojciec… i mama. Za to wszystko, za ich śmierć, za każdy dzień piekła na froncie choćby pozostało po mnie tylko stygnące ciało na zamglonym asfalcie tego aruetyc miasta – nie dam się, doprowadzę to do końca. Czuję jak krew płonie wściekłym ogniem. Jestem wilkiem goniącym swą ofiarę.
Wychylam się zza rogu, gdzie zniknął naukowiec. Karabin przy ramieniu, oko na muszce. Znikam za rogiem. Kucam. Wodze palcami po gruzie na ulicy. Przykro mi doktorze, ale nic nie wiesz o uciekaniu. Nic nie wiesz o zabijaniu, nie godzisz się na własną śmierć. Nie masz nic…
Wyciągam spod koszuli moje nieśmiertelniki, otulone niewielkimi gumowymi ochraniaczami, by nie wydawały dźwięku. Przecieram palcami napis i czytam go powoli:
Johnatan Traviss
SCORCH
#RC-1262, AB Rh-
Siły Zbrojne Ameryki

Będę tam, gdy się zmęczysz, gdy padniesz w cieniu ściany plując piachem przez spierzchnięte usta. Gdy twój oddech ze świstem będzie rwał twoją pierś, a ból rozpali każdy mięsień. Będę tam, obiecuje wam…”
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.

Ostatnio edytowane przez Nightcrawler : 15-01-2011 o 14:38.
Nightcrawler jest offline