Kapitan Bright załatwił im pokoje. Pod takim dowódcą to aż chce się służyć, jak tak dba o załogę! Piotrek rzecz jasna skorzystał. Na codzień sypiał na strychu stajni - można się było wdrapać po palmie i jak się było bardzo cicho, to konie się nie płoszyły. W każdym razie pokój z łóżkiem i w ogóle był rarytasem. Z kupnem jedzenia i picia było gorzej, bo w sakiewce została mu tylko dziura. Bumelował więc w sali karczemnej podglądając ludzi. Ten i ów mieli pękate trzosy, których niezbyt pilnowali, w innym dniu spróbowałby je gwizdnąć, ale nie dziś. Dziś (a właściwie jutro) wypływał na wyprawę po niewyobrażalne skarby i nie będzie się zniżał do gwizdania sakiewek w tawernie. Szczęście dopisało chłopakowi, gdy jeden z nowych marynarzy Brighta strasznie się spił i wdał w bójkę. Piotrek wykorzystał to, kradnąc z jego stolika niedojedzoną kolację i pół butelki trunku. W końcu towarzysze powinni się dzielić!
Pokrzepiony posiłkiem udał się do pokoju. Zamknął drzwi i okiennice i z rozpędu wskoczył na prawdziwe łóżko, rozkoszując się miękkością materaca. Chwilę się powiercił, po czym schował swój marynarski worek pod poduszkę i zasnął. Klucz Brighta miał schowany głęboko i bezpiecznie (i nie, nie tam, gdzie czytelnik się domyśla).
Rankiem wczesne słońce oświetlało ulice Tortugi. Ulicami biegł Piotrek jednocześnie gryząc nektarynę i uciekając przed grubym straganiarzem krzyczącym coś o małych złodziejach. Wreszcie zgubił go w alejkach. - I co się wściekasz? - mruknął, wypluwając pestkę - Była mała i prawie nie soczysta.
Być może z tego powodu odłożył konsumpcję dwóch kolejnych nektaryn schowanych za pazuchą. Skierował swe kroki ku nabrzeżu. Byłem dzikim włóczęgą przez tak wiele dni,
Przepuściłem pieniądze na dziwki i gin.
Dzisiaj wracam do domu, pełny złota mam trzos,
I zapomnieć chcę wreszcie, jak podły był los.
Podśpiewywał, oglądając okręty i wyszukując właściwego. Wreszcie odnalazł go i stanął jak oczarowany. "Poszukiwacz" kusił bielą zrefowanych żagli, misterną pajęczyną want i wyblinek, potężnym kadłubem najeżonym ambrazurami dział. Piotrek kochał okręty, uważał je za najpiękniejszą rzecz na świecie (po trochu dlatego, że niespecjalnie znał co innego) i teraz był pewien, że na statku kapitana Brighta przeżyje przygodę swojego życia.
Trwał załadunek ostatnich towarów. Chłopak podszedł do przygotowanego ładunku, wybrał sobie sporą beczkę - na oko równą mu ciężarem. Kucnął, objął ją i napinając muskuły i czerwieniejąc na twarzy - podźwignął. Chwilę balansował z ładunkiem, zrobił krok do tyłu, krok do przodu, po czym kołysząc się i sapiąc poczłapał w stronę trapu. Tu dając przykład nielichej siły i koordynacji drzemiących w młodocianym ciele, wtarabanił się na pokład wysapując na koniec zduszone: "dzietopostawić?"
Na statku czekało go zaskoczenie. Baba na pokładzie! Baba na pokładzie, znaczy pech. Znaczy zaprzeczenie tradycjom żeglarskim. Baba na pokładzie w całej swej pełnej krągłości i falującej rudymi włosami postaci. Znaczy rzecz niespotykana!
Kobieta wyraźnie zaczynała budzić niezdrowe zainteresowanie piratów. Piotrek postanowił jednak zadziałać po swojemu. Przylizał sterczące na wszystkie strony blond włosy i przemykając między zbliżającymi się załogantami podszedł do Pearlie. - Bry. Piotrek jestem. - powiedział uśmiechnięty podając jej wyciągniętą z rękawa nektarynę - Oficjalny chłopiec pokładowy kapitana Brighta. Witamy na pokładzie "Poszukiwacza"!
__________________ Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
Ostatnio edytowane przez JanPolak : 15-01-2011 o 20:02.
|