Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2011, 19:40   #20
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Denton z uwagą obserwował jak radzą sobie w walce buntownicy, dzięki kilku indywidualnością udało im się przechylić szalę na swoją korzyść. Nie mogli jednak przewidzieć tego, że spotkają pana Petera. Bob doskonale go pamiętał, parę razy go chyba nawet widział na własne oczy. Historia tego człowieka nie była usłana sukcesami, ten oddany swej mieścinie patriota od lat starał się dostać do służb walczących w imię N.Y. jednak nie miał do tego dostatecznych umiejętności. Kręcił się tam jednak stale i z każdą nieudaną próbą stawał się coraz bardziej zawzięty, kiedyś zresztą był człowiekiem dość wartościowym z uwagi na posiadane przez siebie informacje, jednak gdy tylko je przekazał stał się kolejnym szarym cywilem. Nie poddawał się i przekonywał wszystkich, że dla miasta N.Y., dla starego USA jest zdolny zrobić wszystko, nawet oddać swe życie. Jego nadgorliwość w końcu dała rezultaty i wziął udział w testach, których zadaniem było odwzorowanie technologii dopalaczy refleksu. Co stało się dalej dla zwykłych szaraczków, a nawet jego rodziny, nie było wiadome. Denton jednak miał swoje źródła i dowiedział się, że podczas testów coś poszło nie tak jak powinno, po włączeniu dopalacza jego serce nie mogło długo wytrzymać. Był patriotą, wiedział co go czeka i świadomie podjął się zadania. Po co i skąd wiedział o tym Bob? Informacja to potęga silniejsza od największej broni - zwykł często mawiać Szef.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=S4ywyZHhunA[/MEDIA]

Oderwał wzrok od lunety, ktoś był w pobliżu, gdyby nie jego czujność zapewne dałby się zaskoczyć, było ich dwóch, stąpali lekko, prawie niesłyszalnie, jednak zdradził ich gruz pod stopami. Zdawał sobie sprawę, że robiło się niebezpiecznie, szczególnie, iż nie potrafił rozpoznać po odgłosach kto lub co właściwie się do niego zbliża. Poobijana ręka bolała go, ale nie na tyle by przeszkadzać mu w walce, dawne wyszkolenie miało na to istotny wpływ. Chwycił swojego FALa i zaczął przekradać się w kierunku drzwi, które znajdywały się na skos od balkonu. Unikał przy tym gruzy aż w końcu znalazł się na miejscu, wymierzył karabin na wysokość głowy przeciętnego człowieka i wzdłuż ściany odsunął się od drzwi na odległość dwóch metrów od nich, od kąta dzieliło go chyba z pół kroku.

Byli coraz bliżej, teraz już bardzo wyraźnie słyszał jak wchodzą na korytarz, powoli zaczynał odczuwać przypływ adrenaliny. Kierowali się wyraźnie w kierunku salonu, a ich krok brzmiał coraz dziwniej, z każdą sekundą bardziej niepokoił Dentona. Minęło wiele czasu odkąd ostatnio był w takiej sytuacji, odkąd ściskał karabin wiedząc, że za moment rozpocznie się walka, może nawet zbyt wiele czasu. Broń zdawała się dziwnie cięższa niż zwykle, dłonie zaczynały mu się pocić, odruchowo poprawił swój uchwyt. Wstrzymał oddech, kroki na chwilę ustały, a potem pierwszy z nich wkroczył do salonu.

Mutant, tu nie było wątpliwości, wysoki o imponującej posturze, rozrośniętych barkach, długich rękach zakończonych ostrymi jak brzytwa szponami, musiał być na prawdę potężną bestią chronioną dodatkowo przez chitynowy pancerz.

FN FAL, tzw. Kałasznikow Wolnego Świata, był całkiem niezłą maszynką do zabijania, strzelał standardową amunicją 7,62 mm i mógł pochwalić się dwudziestoma nabojami w magazynku. Aktualnie dziewiętnastoma, bo Denton, w sekundę po wejściu stwora, oddał pojedynczy strzał dokładnie w jego czerep. Nawet z większej odległości ten typ amunicji potrafił siać spustoszenie w szeregach wroga kompletnie ignorując większość kamizelek kuloodpornych. 7,62 przebiła głowę na wylot zostawiając w jej tyle pokaźnych rozmiarów dziurę. Ogromne cielsko zwaliło się na podłogę.

Został jeszcze jeden, Denton zdążył zrobić jeden krok w kierunku balkonu wciąż celując w drzwi, kiedy kolejny napastnik wpadł w pełnym biegu do salonu, szybka reakcja i jeden strzał, który uderzył w tors, nie wystarczyły by zatrzymać jego szarżę. Bob wiedział, że każdy cios tego wynaturzenia może łatwo pogruchotać mu kości. Na szczęście nie zapomniał wszystkiego, masywna łapa ruszyła w jego stronę, lecz Denton również się zamachnął i zdołał zablokować uderzenie. Siła ciosu wyrwała mu broń z dłoni i rzuciła go w kierunku ściany, z najwyższą trudnością zdołał utrzymać równowagę.

Błyskawicznie dobył swojego Glocka i wycelował w głowę mutanta, kula przeszła idealnie, jednak Bob nie zdołał już tego zobaczyć bowiem w tym samym momencie szpon przejechał mu po twarzy, którą teraz obficie zalewała krew. Ból był ogromny, lecz krzyk rozległ się jedynie w jego głowie, piekło go niemiłosiernie, ale jakoś zdołał dotknąć palcami twarz. Ciepła krew spływała po jego dłoni, kiedy sprawdzał jak się trzyma, zęby nie były uszkodzone, żuchwa również nie, lecz nos i policzek... w tej chwili konkurs piękności nie wchodził w grę.

Przezwyciężając ból dopadł do swojego FALa, nie nadawał się już do użytku, pazury weszły w metal, naruszyły go porządnie, postanowił go więc zostawić. Prawdopodobnie dostanie nowego od Szefa. Z raną poradził sobie poświęcając fragment koszuli, namoczył ją wodą i oczyścił pobieżnie, następnie znów sięgnął po manierkę, wylał trochę jej zawartości i obwiązał sobie twarz, po jakichś sześciu minutach powinna powstać skrzeplina. Ruszył na korytarz, tutaj nie było już bezpiecznie, szybko sprawdził pokoje w mieszkaniu, w jednym z nich natknął się na ciało jakiegoś nieszczęśnika, który choć jeszcze nie śmierdział, to jednak trochę musiał tu już leżeć. W tym samym pokoju znajdowało się również wygasłe ognisko, stąd wziął się więc zapach spalenizny. Podszedł do okna, było równomiernie wybite, jeśli mężczyzna chciał się stąd bronić, to miał niezły widok na mgłę oraz czysty kawałek na ulicę.

Trup był mocno zarośnięty, gdzieś koło 50., nie można było stwierdzić jak zginął, nie było żadnych śladów po kuli czy ostrzu. Ubrany był w solidny strój podróżny, skórzana kurta, bojówki, wojskowe buty, lekko co prawda znoszone, do tego jeszcze kabura z nieznanym modelem pistoletu oraz ładownica przy pasie. Przy ciele leżał również dziwnie wyglądający karabinek snajperski, miał już chyba swoje lata, ale wyglądał na całkiem zadbanego. Wyposażony w tłumik oraz celownik optyczny. Skoro jednak drzwi były zamknięte, a facet nie miał żadnych widocznych ran, to co się z nim stało? Śmierć naturalna? A może któraś z tych broni miała jakieś ciekawe bajery, na przykład opcję Zobacz, to ja, techmrówa. Może to zabrzmi nie prawdopodobnie, ale całkiem nie dawno temu w tej okolicy pewien zagubiony turysta z Salt Lake City uciekał przed dwoma bandytami, zdołał się ukryć w ruinach i przypadkiem natknął się na ciekawy egzemplarz broni. Był wniebowzięty, dosłownie, jakby to powiedzieli kaznodzieje. Nie trzeba chyba mówić co stało się z bandytami, którzy wpadli tam chwilę później.


Denton ostrożnie wycofał się z pokoju, wrócił po lunetę oraz radio, nadszedł czas na dokończenie zadania.

***

Zebrawszy swoje wyposażenie, zgodnie z zaleceniami, zabrał się za opuszczanie budynku. Zachowywał chyba jeszcze większą ostrożność niż wcześniej. Już i tak wiedział, że spaprał zadanie, lubił swój nos, ale ciężkie łapy miały inny do niego stosunek. Następnym razem nie odpuści już zabrania ze sobą apteczki, nawet najłatwiejsza misja może wyrwać się spod kontroli.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline