Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2011, 20:48   #24
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Przeklęty pośpiech, wiedział że nie ma wiele czasu. Widział nie raz skutek użycia soników. Popękane od wibracji oczy i mózg wylewający się uszami, zatrzymujące się serce od rezonansu. I to tylko w trybie lekkim, bez uszkodzeń dla budynku. Po prostu fala infradźwięków o częstotliwości tak niskiej, że przenika przez wszystko wokół. Na sztywno, dwa działka potrafią zrównać z ziemią każdy murowany budynek w parę minut. Na górę? Nie, lepiej zejść niżej, to w końcu schowek ludzi Bizona, nie ma siły musiał pomyśleć o zejściu do Unterstadt. Trzeba przeczekać zawieruchę na powierzchni.
Wielkie pudło metalowe, leżące na podłodze, przykuło jeszcze jego uwagę. Podważył nożem zamek, ale nic z tego porządna robota. Dopiero dwa strzały glocka sobie poradziły. Obrócił w palcach kość i wsadził ją ostrożnie do gniazda palmtopa. Na razie nie było czasu na odtwarzanie. Niemal widział oczami wyobraźni jak chłopaki namierzają jego budynek. Ruszył schodami w dół, nie mylił się. Wejście do U-stadt było ukryte w ostatnim pokoju, pod metalową klapą. Plastikowa wykładzina odsunięta, ktoś niedawno schodził chyba tędy. Głosy kroków i krótkie komendy szczekane po radiu. Meldunki o kolejnych, czystych pokojach. Cholera. A więc nie soniki, a stara dobra grupa szturmowa. Puścił się biegiem, przeklinając pod nosem zasrane kolano. Staw pulsował tępym bólem, przebijającym się mimo wszystko przez chemiczny strumyczek sączący się z zażytej tabletki Rutgera. Wiedział jednak że tylko dzięki speedowi i blokerom receptorów bólu może w ogóle się poruszać. Ostatnie godziny były dość intensywne, przeszedł w strefie wojny połowę pieprzonego Elysium, nie licząc wyrzygiwanie płuc gdy jebnęło to coś pod Kopułą.

Myślał o założeniu niespodzianki na klapę, ale na razie nie wiedział czy już idą za nim czy tylko sprawdzają teren. Może poszperają i pójdą sobie, po co zwracać na siebie uwagę, z drugiej strony dobrze umieszczony granat z wyzwalaczem ustawionym na nacisk, lun jeszcze lepiej zbliżenie, powinien załatwić problem… Zdecydował jednak ruszyć w dół. Niby strefa walki, ale wybuch może zwrócić za duża uwagę. Ktoś z nich może przeżyć, za duże ryzyko.

Zszedł niżej i zaczaił się za załomem w miejscu gdzie widać było doskonale na kilkadziesiąt metrów do tyłu. A jednak idą za nim. Pięciu chłopaków w mundurach Federacji, pulsary w łapach, dobrze wyszkoleni. Kryli się nawzajem przemykając szybko jego śladem. Pora na opóźniacze. Ustawił pistolet maszynowy na krótkie serie i przygrzał dwa razy w najbliższy cel, od razu pobiegł wąskim przejściem niżej, nie patrząc nawet na efekt. Teraz będą musieli iść ostrożniej, asekurując każdy narożnik. Przynajmniej tak by on zrobił, w końcu strzelec może czekać ukryty w kolejnej zasadzce. Wizg pulsarów rwących blachę i kruszących beton w miejscu gdzie jeszcze chwilę temu klęczał, upewnił go że to nie odpicowani najemnicy, tylko dobre wojsko.
Szybkim krokiem posuwał się na przód, w dwóch miejscach zerwał liny podtrzymujące prowizoryczne mostki za sobą, oddalił się już znacznie bo nawet ich odgłosów nie było słychać. Echo wśród tych wszystkich sklepień, kamiennych tuneli niosło się jak jasna cholera. Niektóre przejścia były tak chybotliwe, że wystarczyło parę kopnięć i spróchniałe deski waliły się w dół. Nie ryzykował jednak większego zawału, wszystko tutaj w koło było tak niestabilne, że ciężko było wybrać dobre miejsce na zator.

W końcu ją zobaczył z daleka. Zmarszczył brwi i ruszył ostrożnie w jej kierunku, co do ciężkiej cholery ona wyrabiała. Siedziała w kucki przed laptopem, który swoją matrycą oświetlał niewielkim kręgiem jej twarz. Chyba nic się jej nie stało, wyglądała normalnie, może poza tym co krzyknęła. Co nie teraz, jak nie teraz? Czy ona zwariowała do końca? Ugania się za nią przez całe pieprzone miasto… Ścigali ją, musiała się ukryć. To jest do zrozumienia, ale co może być tak ważnego w tym laptopie że siedzi teraz, blednie z sekundy na sekundę… Nie, przecież to brednie. Wsiewodoj nie mógł przecież… To ciągle Łezka.

Gdy tylko wrak spadł z góry, poruszył się niespokojnie i krzyknął do niej by uważała. Już szukał drogi, belkę w poprzek pokonał w parę chwil. W drzwiach dokładnie przed nim na drodze do dziewczyny mignęło mu parę postaci. Przyklęknął od razu składając się do strzału. Uśmiech posłany przez czerwonowłosą kobietę spowodował że ściągnął palec z cyngla. Co tam się kurwa działo? Co to było, to coś zawieszone w powietrzu, jakby zamarło w skoku? Zawahał się tylko chwilę. Nisko na nogach i omiatając wszystko przed sobą bronią wyćwiczonymi ruchami, szedł ostrożnie do środka. Jakaś postać w kitlu drąca się w niebogłosy, ciało z urwaną głową i trzech ludzi przygotowujących się do… co się kurwa działo z tym co chlustali na pieprzonego potwora wewnątrz tej sfery?
Od progu odpuścił z bronią, już nie przy oku, ale na biodrze. Najpierw po dobroci. Upewnił się że może pokryć ich wszystkich długą serią i skoczyć za tamten metalowy stolik szukając osłony. Zauważył przejście w postaci kolejnych drzwi, tam gdzie się darł doktorek w rosnącej kałuży krwi z przestrzelonego uda. Muszą prowadzić dalej, do Łezki.

- Chcę tylko przejść. Nic do was nie mam. – "Ot kurwa spotkaliśmy się w środku jakiejś popierdolonej afery, z którą nie chcę mieć nic wspólnego." Prosty i krótki przekaz, po czym dalej w drogę. Nie spuszczał z nich oczu, wszyscy byli uzbrojeni, najwyraźniej stracili kompana. Nie wróżyło to dobrze. Zacisnął ręce na krótkim HK i czekał na reakcję.
 
Harard jest offline