Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-01-2011, 10:49   #21
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Obejrzał dokładnie pompkę. Wyglądała na sprawną i pewnie taka była jeśli mechanizm nie pordzewiał. Tylko jeden napis zdobił kolbę.

„NORINCO Beijing, China”.

- China... - mruknął z wyrazem malującej się na jego twarzy oczywistości. Nikt kogo znał nie miał zielonego pojęcia co to za miejsce. Może rząd, kult, jakaś organizacja? Zapewne poszczęści się temu, który dostanie się tam i dorwie do całej masy sprzętu jaką tam znajdzie. Bo w Chinie chyba nigdy niczego nie brakowało. Większość artefaktów ze starej epoki jaka wpadała mu w ręce nosiła jej napis. Zresztą kto to kurwa wie? Może China nadal istnieje? Albo Elysium się tak kiedyś nazywało? Chuj z tym...
Mniej ufał amunicji, ale nie był to ani czas ani miejsce na sprawdzanie jej. Dmuchnął w komorę magazynka, by pozbyć się kurzu i załadował do środka pięć losowo wybranych nabojów. Kawałkiem żyłki z plecaka dorobił zżarty widocznie przez czas pasek i całość przerzucił sobie przez ramię.

***

Laboratorium i skala na jaką pracował ten pierdolnięty naukowiec niespecjalnie zaskoczyły Niklasa. Wierzył, że pod sraczem Elysium mogą wyrastać naprawdę niemożliwe do przewidzenia twory. A tacy odszczepieńcy łatwo mogli znaleźć w Unterstadt schronienie. To co jednak sobie wyrył w pamięci to ów „!” na mapie doktora. Brillenglotzer w notatkach o podziemiach, poza swoim „domem” wspomniał tylko o jakimś kompleksie... Była spora szansa, że się nie myli w przypuszczeniach...

Szklane kolby z odczynnikami, prymitywne zestawy do badań, porozwieszane na ścianach tablice z jakimiś danymi naukowymi, podejrzanie mało śmierdzący kawał mięsa na rzeźnickim stole... i notatki. Orgia porozpieprzanych wszędzie zapisanych kartek papieru. Jakby gość miał potrzebę spisywania wszystkiego co pomyśli. Nawet tego że idzie się wysrać. Poważnie jak widać traktował swoją chorą misję w życiu. Jeszcze jeden szaleniec...
Niklas drgnął gdy usłyszał znajomy już głos doktorka. Palcem na ustach pokazał pozostałej trójce, by byli możliwie cicho, a Nadii skinął głową, że to głos „doktora”. Odpiął jeden z noży przypiętych do kurtki i bacznie wypatrując każdego ruchu przeszedł do kolejnych pomieszczeń.

Widok kombinezonów antyradiacyjnych przypominał mu o głupocie jaką popełnił. W kanałach to takiego znaczenia nie miało, bo były zbyt często odwiedzane przez ludzi, ale tu... Tu powinien był sprawdzać to na bieżąco. Wyciągnął swój licznik i włączył go nasłuchując trzasków trzeszczenie powietrza i oblepionej ściany. Jego urządzenie było odrobinę zmodyfikowane w porównaniu do pozostałych. Ale to było wymuszonym efektem prowadzonych od setek lat postępów w dziedzinie destrukcji atomowej i energetyki. Tym samym Niklas był w stanie sprawdzić obecność nie tylko promieniowania gamma, ale i bliskość bardziej zaawansowanych technologii nuklearnych, których zazwyczaj nie znajdowało się na pustkowiach, czy tez bezpańsko leżących w Unterstadt.
Znaleziona instrukcja wskazywała na to, że „doktor” właśnie taką technologią dysponował.

***

Kolejne pomieszczenie skrywało samego „doktora”. Dość duża sala jak i poprzednie przypominająca laboratorium. Nie zdążyli jednak wiele uczynić gdy nie na żarty wystraszony ich pojawieniem się naukowiec, uruchomił jakiś mechanizm i jeden z tych kopulastych słojów zawieszonych u sufitu zjebał się na betonową podłogę pracowni. Szkło pękło na tysiące kawałków, a znajdująca się w środku maź zbryzgała pobliskie stoły ukazując skryte w niej dziecko zwyrodnialca. Mutant.
Chłopak, który przylazł tu za Nadią wrzasnął i rzucił się do ucieczki. Bestandiger już odruchowo obserwował ruchy stwora. Coś mu podpowiadało, że powinien się przejąć tym co za chwilę się stanie, może spróbować złapać chłopaka... Ale z drugiej strony coś innego mówiło mu głośno i wyraźnie by obserwował. Dokładnie obserwował jeśli ma przeżyć.
- Szybkie bydlę... - mruknął widząc jak mimo pozornie nieporadnego wyglądu, mutant błyskawicznie dopada Sariana - Nie zwiejemy - rzucił do młodego i Nadii - Na boki! - krzyknął do obojga gdy bestia jeszcze rajcowała się resztkami chłopaka - Trzeba się dostać do tego ustrojstwa...
Średnio się znał na technice więc stwierdził, że lepiej będzie jeśli ktoś inny zdoła dorwać to wunderwaffe.
- Jak powiem „już” to niech któreś z was wali po rękawicę - Odwróciwszy w dłoni ostrze noża, cisnął nim celując w jedną z guzowatych narośli przypominających czaszki. Stwor ryknął gdy ostrze wbiło się w ciało tuż obok narośli. Niklas zaklął, a mutant spojrzał tym czymkolwiek mógł dokładnie na niego. Trzy pary ust zazgrzytały krzywymi, umazanymi krwią Sariana zębami i bydlę postąpiło o krok do przodu mając jednak cały czas na widoku pozostałą dwójkę.

- No chodź jebańcu. Chodź... - Drugi nóż nie chybił. Wbił się z mokrym odgłosem pękającej skorupy jajka w lewą guzowatą narośl. Ryk tym razem był inny. Pojawiła się w nim nuta bólu. Przez twarz Niklasa przeszedł grymas uśmiechu - Witaj w Elysium.
Z kopniaka przewalił jeden ze stołów tak by stanowił prowizoryczną i bardziej psychologiczną niż faktyczną przeszkodę między nim, a bestią, która postąpiła w jego kierunku o kolejny krok. Jeszcze tylko z metr, dwa i...
- Nie! Jeszcze nie!
Nadia skoczyła. Dorwała rękawicy. Zakłada. Mutant jest przy niej. Niklas przeskakuje stół. Biegnie na bestię. W dłoni miga długi nóż bojowy. Dziewczyna ledwo unika cięcia szponiastego odnóża. Ledwo, bo nie całkiem. Jej krzyk zagłusza na chwilę ryk stwora. Mutant odwija się słysząc napastnika z tyłu. Niklas przelatuje nad jednym ze stołów strącając z niego sobą wszystkie fiolki, kolby i przyrządy. Upada z głuchym jęknięciem na mieszaninę, szkła i dymiących chemikaliów widząc jak dziewczyna unosi dłoń i... zatrzymuje mutanta w obłoku czasowym.
- Młody! - Niklas spróbował wstać - Trzeba go spalić!
Czując ból żeber rozejrzał się po baniakach z odczynnikami za znajomym piktogramem łatwopalności...

***

- Ech... Miało być jak powiem "już" - mruknął przyglądając się dość brzydkiej ranie szarpanej jaką otrzymała Nadia - Leż spokojnie.
Sięgnął po stojącą na półce szafki butelkę opisaną etykietą "etanol techniczny cz.d a". Odkręcił, powąchał... dla bezpieczeństwa spróbował i wypluł od razu.
- Będzie boleć...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 14-01-2011 o 11:47.
Marrrt jest offline  
Stary 15-01-2011, 15:37   #22
 
Araks3's Avatar
 
Reputacja: 1 Araks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie coś
Boże, czy od tej chwili już zawsze będzie tylko spotykał "martwych" ludzi? Zastanawiało go, w którym momencie jego mózg przekroczy delikatną granicę mówiącą "Dobra Pawełku, na dzisiaj już wystarczy! Idę sobie strzelić szklaneczkę zimnego piwa, a ty sobie radź sam". Coś tam słyszał, że kiedyś istniała taka nauka jak "psylologia, czy tam psychotronomia". Nawet widział okładkę takiej książki w starawej biblioteczce swego ojca. Cóż, powoli zaczynał uważać, że jeszcze trochę, a owa psylologia mogłaby się zająć jego pokaleczoną psychiką.

Zgodnie z radą Niklasa, nie puścił nawet pary z ust, kiedy w grobowej ciszy przeszukiwali laboratorium, zasypane przez wszelkiego rodzaju kartki i odręcznie spisywane notatki. Jak gdyby kuźwa doktorek nie miał co robić, albo jego mózg lawirował tak gwałtownie pomiędzy nowymi pomysłami, iż karteczki pomagały mu powrócić do poprzednich ustaleń. Lufą pistoletu ciągle kierował przed siebie, bo stara zasada wielokrotnie mówiła, iż w miejscach tak paskudnych jak to, niebezpieczeństwo czekało tylko aby chwycić cię swoimi mackami. Czekało też na opuszczenie lufy pistoletu, co Jankowski nie miał zamiaru uczynić za wszelkie skarby. Umówili się, że nie będą strzelać do doktorka. Tyle że... nie był pewien, czy palec nie omsknie mu się przypadkiem na spuście. Może trafi tam gdzie najbardziej boli? Może nie skończy tylko na nodze, ale i wpakuje kilka dodatkowych w rękę? Gnida zasługiwała na długą i powolną śmierć. Nie było tutaj żadnych wielkich rozpraw moralnych.
- Matko, ile bym dał aby dostać takie cudeńko w ręce. - Mruknął z podziwem, przeglądając notatki o czasowej rękawicy doktorka. Cholera, nie docenił go, ale wychodziło na to, iż łeb miał zaprawdę tęgi. Być może był nawet inteligentniejszy od niego, chociaż to jemu zawsze powtarzali, iż jest "złotym dzieckiem". Przynajmniej twierdził tak ojciec, w przerwach kiedy nie był zajęty pracą bądź pierdoleniem tych swoich bio - kobiet.

Kolejne pomieszczenie, które nie odbiegało zbytnio standardem od poprzedniego. Znów jeden wielki burdel, fiolki i naczynia z tkankami, tyle że doszło kilka kolejnych, jakże niepokojących elementów. Wrzeszczący doktor, sufit jak z marnej przybudówki i pękate słoje, przypięte łańcuchami. W środku ciągle coś się poruszało, jak gdyby tkanki były dokładnie świadome swojego istnienia i ze wszystkich sił starały się pokonać szklaną barierę, dzielącą je od wolności oraz cieplutkiej ludzkiej krwi.
- To skurwiel... - Syknął pod nosem, dostrzegając doktorka wciskającego gorączkowo klawisze laptopa. Uniósł broń, po czym strzelił dwa razy w kierunku uciekającego popaprańca. Trudno, może uda się go trafić, a może nie. W drugim wypadku skurwiel ma naprawdę bardzo dużo szczęścia. Przyjdzie w końcu na niego czas, tyle że kropelki krwi znacząco ułatwiłby im tropienie.
Dźwięk tłuczonego szkła, wrzask mutanta i odgłos rozdzieranego ciała. Oho, mózg Sariana zrobił sobie właśnie wolne! I to z jakim niemiłym skutkiem! Wszystko działo się zbyt szybko, aby mógł przemyśleć całą sprawę. Najważniejszym było: a) napierdalać tą odrażająca kreaturę, b) przeżyć, c) nie pozwolić aby rękawica wpadła w zakrzywione łapska mutanta.
Nadia ruszała właśnie w kierunku rękawicy, a Nikals rzucił się z nożem na Pana "nieprzyjemnego". Kurwa, z nożem! Tym ludziom chyba naprawdę odbiło, ale czy miał inny wybór jak brnąć dalej w to gówno? Oczywiście że miał. Mógł skończyć tak samo jak Sarian.
Nie trzeba było zbyt długo czekać, aby laboratorium wypełniły kolejne odgłosy strzałów z M9. Plan był prosty, opróżnić niemal cały magazynek w tym niedorozwiniętym łbie... albo łbach. Magazynek - 15 naboi, 2 wystrzelił wcześniej w stronę doktorka, tak więc pozostało niemal 13 kulek, aby stwór zmarł na ciężkie zatrucie ołowiem. Miał jednak spory problem, aby nie trafić swoich tak więc kiedy Niklas wyskoczył z nożem, odpuścił sobie władowanie całego magazynka. Nie chciał ranić swoich.
- Nie skurwiel płonie! - Rzucił błyskawicznie do Niklasa, przyglądając się sylwetce mutanta w czasowym obłoku. Taka technologia! Ja pierdolę! Przyjdzie jeszcze jednak czas na podziwy i oddawanie pokłonów. Paweł łapie w dłoń najbliższe próbówki i ciska nimi w stwora, w nadziei, że trafi na tą właściwą, czyli żrącą albo też łatwopalną.
 
Araks3 jest offline  
Stary 15-01-2011, 18:27   #23
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Wrzuciłam do plecaka dwa zestawy środków przeciwbólowych wzbogaconych dopalaczami. Całość zabezpieczona zegarem zastojowym była nie lada gratką, choć nawet przez myśl mi nie przyszło jak szybko będę korzystała z dobrodziejstwa owego znaleziska. Były tam też porno pisemka, gdzie kobiety (niektóre czarne lub skośnookie!) ochoczo rozkładały nogi ukazując bogactwo swojego wnętrza. Przez chwilę gapiłam się jak głupia na dziunię na rozkładówce. Czekoladowa opalenizna, schludnie przystrzyżone włosy łonowe, botoksowe usta i tona makijażu. Zastanawiałam się, czy to kurwiszon z kwi i kości, czy jej nowsza bioniczna wersja. Słyszała, że dawien dawna był to nawet intratny zawód. Zdesperowani, zakompleksieni mężczyźni płacili krocie za dupczenie. A teraz sex zaczynał przypominać zakup napoju z automatu. Wrzucasz monetę i wybierasz przycisk z nazwą usługi. Większość samców była nawet zadowolona z takiego stanu rzeczy. Ale nie wszyscy. Na przykład Muller... Po co znęcać się nad mechaniczną dziwką skoro ona tak naprawdę nic nie czuje? Jej łzy są tylko słoną mieszanką pompowaną przez kanaliki łzowe, a jej krzyki serwuje modulator mowy. „Pierdolone kukły” - tak mawiał o nich Hans. Z prawdziwą kobietą jest zgoła inaczej. Strużki potu są żywą esencją panicznego strachu, oczy błyszczą nostalgicznie a usta pierzchną w reakcji na prawdziwe bodźce. Nie ma udawania. Szczerzenia się lub łkania na zawołanie. Widok symulowanego bólu nie sprawia frajdy. A takim zwyrodnialcom jak Muller nie staje wtedy na baczność... Kurwa, po co ja w ogóle o nim myślę? Z niesmakiem rzuciłam gazetę na podłogę i zacisnęłam palce na rękojeści karabinu jakby miało mi to dodać otuchy. Prawda była taka, że bez Borysa czułam jak się szczur, który oddzielił się od stada. Źle jak jasny chuj.

Zapuściliśmy się za stalowe drzwi. Uderzyła mnie profuzja papieru. Akta, teczki i pliki kartek pięły się ku sufitowi w stosach niebotycznych wręcz rozmiarów. Doktorek musiał poświęcić sporo czasu i energii aby zapełnić je swoimi bazgrołami. Szkice, tabelki, wykresy, równania i rzędy zgrabnych liter... Ale nie tylko pisaniem uprzyjemniał sobie czas. Świadczyło o tym choćby rozkrojone na metalowym stole truchło. Nie przyglądałam się. Już sam smród dostarczał wystarczającą ilość wrażeń. Nakryłam dłonią usta żeby się znowu nie porzygać.

I wtedy doleciał do nas jego podniesiony głos. Naukowe pierdolenie... Ekstrakcja duszy. Bawił się więc w boga pełną gębą.
Nekrotkanka obrastała całe kolejne pomieszczenie począwszy od nadgniłych zwłok a skończywszy na całej ścianie. Oblepiała ją skrupulatnie niby tania motelowa tapeta. Naoglądałam się ostatnio brudnych zapchlonych moteli ale, uwierzcie, nawet tam wystrój mieli przytulniejszy. Mięsista, błyszcząca od wilgoci mamałyga kojarzyła mi się z wyrzyganym, na wpół przetrawionym obiadem. Ten ma jednak tą zaletę, że się nie rusza. A czerwonawa breja pulsowała, drgała i oddychała niemalże. Bezgłowy trup wykazywał zaś zaskakująco dużo funkcji życiowych jak na coś, co pozbawione zostało głowy. O to więc chodzi? O lek na nieśmiertelność? Czy doktorek chciał odwrócić proces śmierci? Możliwe. A może po prostu pracował nad jakąś nową mutacją. Nie żebym z jakąkolwiek z tych opcji chciała mieć coś wspólnego. Zapragnęłam nagle puścić to wszystko z dymem. Mięsaka na ścianie, stosy papierów, doktorka. Całe chore Altstadt.

Kolejny składzik poprawił mi nieco humor. Zgarnęłam tabletki do uzdatniania wody, kilka konserw i instrukcję obsługi jakiegoś urządzenia. Przeczytałam skrupulatnie od deski do deski i musiałam przyznać, że był to gadżet niczego sobie. Gadżet, którego niestety nie było w zasięgu wzroku.

Ostatnie pomieszczenie przytłaczało swoim ogromem. Po tym jak snuliśmy się bez ustanku w klaustrofobicznych wąskich korytarzach wyjście na otwartą przestrzeń znów zakłóciło moją percepcję i, miast odetchnąć z ulgą, poczułam się przytłoczona. Może dlatego, że sufit wydawał się chybki i kruchy i nie mogłam pozbyć się wrażenia, że ten lab stanie się wkrótce naszym grobowcem. Gigantyczne kapsuły z grubego szkła wisiały tuż przy stropie jak uśpione za dnia nietoperze. Zaczęłam się właśnie zastanawiać co mogą kryć w swoim wnętrzu kiedy jedna z nich rymnęła o podłogę i wypełzło z niej... coś.

Doktorek zaczął przebierać nogami a ja pomyślałam, że szlag mnie trafi jeśli się z tego wywinie. Błyskawicznie poderwałam karabin i posłałam mu serię po nogach. Zarył mordą w betonową posadzkę i przez chwilę się nie ruszał. Ja natomiast musiałam zmienić obiekt westchnień bo z drugiej strony doszedł mnie przeraźliwy nieludzki skowyt.

Widok mnie sparaliżował. Kałach wypadł z bezwładnej dłoni i ze szczękiem opadł na beton. Gapiłam się bezmyślnie na ten nieforemny zlepek mięsa, patykowate odnóża i trzy otwory gębowe i jedyne czego pragnęłam, to żeby się żywcem nie poszczać. Było coś hipnotyzującego w jego zwinnych błyskawicznych ruchach. Wyglądał jak insekt sunący po pionowej ścianie, jakby prawa grawitacji go nie dotyczyły. Ani prawa natury. W końcu powinien nie żyć, jak przystało na scalone sztucznie grudy gnijącego mięcha. A jednak poruszał się. Zgrzytał szczypcami i wydawał z siebie te upiorne dźwięki, od których włosy stawały dęba. Hybryda życia i śmierci. Absolut zamknięty w pokracznym ohydnym ciele. A ja nie mogłam oderwać od niego wzroku. Nie mogłam się ruszyć. To chyba ciepła krew Sariana, która skropiła moją twarz, ocuciła mnie z marazmu. Głowa chłopaka potoczyła się pod nogi. Kałuża szkarłatu powiększała niebezpiecznie swoją objętość i instynktownie cofnęłam się aby nie poplamiła moich butów. Wiedziałam, że zginę jeśli nie zaczniemy działać. Wszyscy zginiemy, bez wyjątku.

Zdążyłam zrzucić plecak aby nie krępował mi ruchów. Niklas wskazał leżącą na ziemi rękawicę a sam sięgnął pod płaszcz po błyszczące stalowe noże. Zajął na moment potwora ofiarowując mi cenne sekundy. Rękawica była ponoć niestabilna ale na razie nie mieliśmy zbytniego wyboru. Zostały w niej trzy ładunki... Już nawet wiedziałam jak spożytkuje pierwszy.

Zbliżyłam się niebezpiecznie do stwora, uniknęłam kilku cięć ostrych jak brzytwy szczypiec. Wszyscy moi znajomi zazdrościli mi refleksu ale na tą kreaturę starczało go na styk. Lawirowałam i skakałam wokół mutanta jak cyrkowy pajac. To zbliżałam się do rękawicy, to znów musiałam odskoczyć i wycofać się aby uniknąć jego dzikiej furii i zasięgu tnących na oślep kończyn.

Kolejny sztylet Niklasa przeszył powietrze i wbił się w jedną z napęczniałych bulw, która kiedyś była ludzką głową. Stwór odwinął się wściekle i przejechał kościstym szponem po moich żebrach. Opadłam na kucki ale szczęśliwie wówczas stracił mną zainteresowanie i zaszarżował na chłopaków. Zacisnęłam zęby walcząc z bólem i dałam nura pod rzędem biurek wprost po rękawicę.

Założyłam ją pośpiesznie. Bransoletki zatrzasnęły się wokół nadgarstków a ja starałam się uspokoić świszczący oddech. Odpaliłam panel sterowniczy, wyświetlacz ożył, zamigotało kilka kolorowych diodek. Na szczęście sprzęt był na chodzie.
Posłałam przed siebie impuls, który przybrał kształt mglistej mydlanej bańki i zamknął wokół stwora pole chroniczne. Ten zamarł nagle, w pół kroku, jakbym poczęstowała go ciekłym azotem. Na rękawicy uruchomił się zegar odliczający w dół 60 sekund. Miły kobiecy głos uświadomił mnie, że pole dezaktywuje się za: 59 sek., 58, 57...

Słyszałam, że Niklas mówi aby bestię zjarać. Miałam nadzieję, że pomysł ów panowie niezwłocznie wcielą w życie. Sama zachwiałam się i spłynęłam na kolana przyciskając dłonie do rany. Między palcami sączyła się gęsta lepka strużka. Ból był przenikliwy i otępiający. Nie miałam nawet bladego pojęcia jak mocno oberwałam.
Zerknęłam jeszcze w kierunku, gdzie powinien leżeć doktorek. Przez uchylone drzwi dostrzegłam jakiegoś obcego mężczyznę. On chyba też na mnie patrzył i na ułamek chwili nasze spojrzenia się skrzyżowały. Z powodu chwilowego braku rozsądku uśmiechnęłam się do niego głupkowato.

Niklas i Jankowski polewali sferę łatwopalnymi cieczami. Płyn zastygał malowniczo w formie rozdrobnionych kropel kiedy tylko przekraczał granicę pola chronicznego. Kiedy to się zdezaktywuje chemikalia dotrą do celu. Pozostało odliczać sekundy. Niklas już czekał z palnikiem w dłoni.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 15-01-2011 o 18:58.
liliel jest offline  
Stary 15-01-2011, 20:48   #24
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Przeklęty pośpiech, wiedział że nie ma wiele czasu. Widział nie raz skutek użycia soników. Popękane od wibracji oczy i mózg wylewający się uszami, zatrzymujące się serce od rezonansu. I to tylko w trybie lekkim, bez uszkodzeń dla budynku. Po prostu fala infradźwięków o częstotliwości tak niskiej, że przenika przez wszystko wokół. Na sztywno, dwa działka potrafią zrównać z ziemią każdy murowany budynek w parę minut. Na górę? Nie, lepiej zejść niżej, to w końcu schowek ludzi Bizona, nie ma siły musiał pomyśleć o zejściu do Unterstadt. Trzeba przeczekać zawieruchę na powierzchni.
Wielkie pudło metalowe, leżące na podłodze, przykuło jeszcze jego uwagę. Podważył nożem zamek, ale nic z tego porządna robota. Dopiero dwa strzały glocka sobie poradziły. Obrócił w palcach kość i wsadził ją ostrożnie do gniazda palmtopa. Na razie nie było czasu na odtwarzanie. Niemal widział oczami wyobraźni jak chłopaki namierzają jego budynek. Ruszył schodami w dół, nie mylił się. Wejście do U-stadt było ukryte w ostatnim pokoju, pod metalową klapą. Plastikowa wykładzina odsunięta, ktoś niedawno schodził chyba tędy. Głosy kroków i krótkie komendy szczekane po radiu. Meldunki o kolejnych, czystych pokojach. Cholera. A więc nie soniki, a stara dobra grupa szturmowa. Puścił się biegiem, przeklinając pod nosem zasrane kolano. Staw pulsował tępym bólem, przebijającym się mimo wszystko przez chemiczny strumyczek sączący się z zażytej tabletki Rutgera. Wiedział jednak że tylko dzięki speedowi i blokerom receptorów bólu może w ogóle się poruszać. Ostatnie godziny były dość intensywne, przeszedł w strefie wojny połowę pieprzonego Elysium, nie licząc wyrzygiwanie płuc gdy jebnęło to coś pod Kopułą.

Myślał o założeniu niespodzianki na klapę, ale na razie nie wiedział czy już idą za nim czy tylko sprawdzają teren. Może poszperają i pójdą sobie, po co zwracać na siebie uwagę, z drugiej strony dobrze umieszczony granat z wyzwalaczem ustawionym na nacisk, lun jeszcze lepiej zbliżenie, powinien załatwić problem… Zdecydował jednak ruszyć w dół. Niby strefa walki, ale wybuch może zwrócić za duża uwagę. Ktoś z nich może przeżyć, za duże ryzyko.

Zszedł niżej i zaczaił się za załomem w miejscu gdzie widać było doskonale na kilkadziesiąt metrów do tyłu. A jednak idą za nim. Pięciu chłopaków w mundurach Federacji, pulsary w łapach, dobrze wyszkoleni. Kryli się nawzajem przemykając szybko jego śladem. Pora na opóźniacze. Ustawił pistolet maszynowy na krótkie serie i przygrzał dwa razy w najbliższy cel, od razu pobiegł wąskim przejściem niżej, nie patrząc nawet na efekt. Teraz będą musieli iść ostrożniej, asekurując każdy narożnik. Przynajmniej tak by on zrobił, w końcu strzelec może czekać ukryty w kolejnej zasadzce. Wizg pulsarów rwących blachę i kruszących beton w miejscu gdzie jeszcze chwilę temu klęczał, upewnił go że to nie odpicowani najemnicy, tylko dobre wojsko.
Szybkim krokiem posuwał się na przód, w dwóch miejscach zerwał liny podtrzymujące prowizoryczne mostki za sobą, oddalił się już znacznie bo nawet ich odgłosów nie było słychać. Echo wśród tych wszystkich sklepień, kamiennych tuneli niosło się jak jasna cholera. Niektóre przejścia były tak chybotliwe, że wystarczyło parę kopnięć i spróchniałe deski waliły się w dół. Nie ryzykował jednak większego zawału, wszystko tutaj w koło było tak niestabilne, że ciężko było wybrać dobre miejsce na zator.

W końcu ją zobaczył z daleka. Zmarszczył brwi i ruszył ostrożnie w jej kierunku, co do ciężkiej cholery ona wyrabiała. Siedziała w kucki przed laptopem, który swoją matrycą oświetlał niewielkim kręgiem jej twarz. Chyba nic się jej nie stało, wyglądała normalnie, może poza tym co krzyknęła. Co nie teraz, jak nie teraz? Czy ona zwariowała do końca? Ugania się za nią przez całe pieprzone miasto… Ścigali ją, musiała się ukryć. To jest do zrozumienia, ale co może być tak ważnego w tym laptopie że siedzi teraz, blednie z sekundy na sekundę… Nie, przecież to brednie. Wsiewodoj nie mógł przecież… To ciągle Łezka.

Gdy tylko wrak spadł z góry, poruszył się niespokojnie i krzyknął do niej by uważała. Już szukał drogi, belkę w poprzek pokonał w parę chwil. W drzwiach dokładnie przed nim na drodze do dziewczyny mignęło mu parę postaci. Przyklęknął od razu składając się do strzału. Uśmiech posłany przez czerwonowłosą kobietę spowodował że ściągnął palec z cyngla. Co tam się kurwa działo? Co to było, to coś zawieszone w powietrzu, jakby zamarło w skoku? Zawahał się tylko chwilę. Nisko na nogach i omiatając wszystko przed sobą bronią wyćwiczonymi ruchami, szedł ostrożnie do środka. Jakaś postać w kitlu drąca się w niebogłosy, ciało z urwaną głową i trzech ludzi przygotowujących się do… co się kurwa działo z tym co chlustali na pieprzonego potwora wewnątrz tej sfery?
Od progu odpuścił z bronią, już nie przy oku, ale na biodrze. Najpierw po dobroci. Upewnił się że może pokryć ich wszystkich długą serią i skoczyć za tamten metalowy stolik szukając osłony. Zauważył przejście w postaci kolejnych drzwi, tam gdzie się darł doktorek w rosnącej kałuży krwi z przestrzelonego uda. Muszą prowadzić dalej, do Łezki.

- Chcę tylko przejść. Nic do was nie mam. – "Ot kurwa spotkaliśmy się w środku jakiejś popierdolonej afery, z którą nie chcę mieć nic wspólnego." Prosty i krótki przekaz, po czym dalej w drogę. Nie spuszczał z nich oczu, wszyscy byli uzbrojeni, najwyraźniej stracili kompana. Nie wróżyło to dobrze. Zacisnął ręce na krótkim HK i czekał na reakcję.
 
Harard jest offline  
Stary 18-01-2011, 23:25   #25
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Tędlarz
Jednooki gej ubrany w podniszczoną kiecę przystrojoną w falbanki spacerował wśród ruin Jatek. Na szczęście, Jatki były daleko od wyrywy w Kopule, zatem wcale nie musiał przerywać swoich eksperymentów z płcią. Szedł wolno, kręcąc drewnianą laską zdobioną na jednym końcu w czaszkę, a na drugim – w zaostrzony piszczel. Obok niego szedł android stylizowany na czternastoletniego chłopca o niebieskich oczach i blond włosach, noszący na sobie uczniowski mundurek, zamiast zwykłych uczniackich spodni posiadał jednak spódnicę w kratę.
Teren zabezpieczało czterech oprychów. Niektórzy z nich palili, przyzwyczajeni do „wydziwiania” swojego szefa. Wydziwianie, niestety, nie kończyło się na zwykłej, babskiej grotesce obejmującej ubierania zrabowanych od prostytutek bielizny.
W rzędach było ustawionych może z dwudziestu robotników wziętych z okolicznych fabryk. Kolejnych dwudziestu, na czworakach, było wpatrzonych w ziemię.
- Jak tam płace? - zapytał Tędlarz androida.
- Sir! - android mówił z angielskim akcentem. - Informuję, że nie wypłacono na razie nic! Wypłata była w poprzednim tygodniu!
- Czym płaciliśmy?
- Rozdano w słusznych racjach dwa kilogramy Zbawiciela.
- Świetnie. Czy dzisiaj płacimy w prochach?
- Nie dzisiaj, Sir!
- W czym zatem?
- Płacimy w przyjemności, Sir. Tak dzisiaj mówił jaśnie oświecony Sir Tędlarz z rodu Windsor.
- Właśnie! Mario, wydaję ci rozkaz przeczyszczenia kanałów przyjemnościowych. Sam obejmę prowadzenie.
- Sir, yes, Sir!
- po czym oddalił się.
- Panowie! - krzyknął w stronę robotników. - Ostatnio doszły do mnie słuchy, że istnieją zarzewia strajku w fabryce numer dwieście dziewięćdziesiąt dziewięć. Pomimo tego, że została wypłacona wypłata obejmująca pokaźne ilości halucynogenu, widzę, że wasz apetyt rośnie w miarę jedzenia. Dać wam possać, to zeżrecie z jajami. Dlatego, w ramach ssania z rogu obfitości, złapaliśmy was jako wyróżniających się inteligencją i postanowiliśmy wypłacić zaległości w walucie, której, jak mniemamy, wam brakuje.
Zaległa cisza.
- Żooooooł-nieeee-rzeeeee! Kokardki założone?
- Rozkaz!
- krzyknęli tamci chórem i zaczęli zakładać kokardki na tych na czworaka.
- Dyscyplina! - krzyknął. - Postęp! Czystość! Ejakulacja!
- Wykonane! - krzyknęli jednym głosem tamci, założywszy grubawym i owłosionym robotnikom różnokolorowe kokardki na głowę.
- A teraz! Kocie uszy! Zaaaaa-kłaaaaa-daaaaać!
- Kocie uszy! Zrobione!
- krzyknęły nagie grubasy.
- Panowie! Baczność! Cielesna oraz genitalna!
Cokolwiek usłyszało to, stanęło na baczność.
- A teraz, panowie! Penetracja, kurwa! Penetracja analna!
Penetracja rozpoczęła się z werwą. Podczas akcji militarnej, odebrał informację radiową.
- Szefie, przyszły informacje. Możesz?
- Co, kurwa
– odbiło mu się lekko – nowy model dildo przyszedł?
- Nie, coś poważniejszego. Otrzymaliśmy informację, że Gołębiowski może być nieżywy.

Na frywolne oblicze Tędlarza wpełzł leciutki grymas wściekłości.
- Dokończę sprawę z kocimi uszami i już lecę.
- Przyjąłem.



# Nadia Bauer – Niklas – Paweł Jankowski – Wilhelm Fingst
Wszystko rozgrywało się zbyt szybko. Choć, chyba przekroczyli granicę już dawno.
Walka z doktorem nie była zbyt trudna – wystarczyło posłać serię między jego nogi, żeby upadł. Musieli posłać jeszcze jedną, żeby wypuścił broń z ręki. Najbardziej oberwał od doktorka Jankowski. Kule, choć niecelne i nie mające tak dobrego ciągu jak te wystrzeliwane z każdej innej broni, zadrasnęły go w udo i ześlizgnęły się po żebrach.
O wiele trudniejsze zadanie miała Nadia. Pomimo osłony ogniowej, stwór chlasnął ją od obojczyka aż do policzka, tworząc krwawą pręgę. Sam stwór wykazywał inteligencję i szybkość, która była zaślepiana tylko i wyłącznie furią w stronę człowieka. Gdyby nie noże Niklasa, które skutecznie odwróciły jego uwagę, być może skończyłaby tak samo jak Sarian. Na szczęście, nie stało się tak. Kiedy kolejny zamach kosy wystającej z klatki żeber śmignął nad jej głową, zaryczał, zrobił zwrot i zamachnął się. Otwarta rana nie od razu bolała, jednak krew zaczęła się sączyć natychmiast. Nie miała jednak czasu, by nawet siebie zasłonić – uciekła w stronę rękawicy.
Szybko dopadł do Niklasa. Jego ruchy, w miarę postępu jego złości, stawały się coraz szybsze, coraz bardziej chaotyczne, coraz trudniejsze do przewidzenia.
Pierwszy był zamach, drugie przyszło uderzenie. Poczuł ból w ramieniu i zatoczył się.
Z rękawicy wystrzeliła smuga, która uformowała się w kulę wokół stwora. Zdziwiony ryk zanosił się coraz wolniej, wolniej... Wizg trzech gardeł zwolnił i stał się niższy, docierając do nich przez pole chroniczne tylko jako gulgot. Pole czasowe wyglądało jak fatamorgana lub chmura zgęstniałego powietrza. Od czasu do czasu, wyładowanie czasowe sprowadzało piorun energii, który oplatał sferę po to, by dotknąć ziemi.
Licznik tykał. Zwolniony stwór dalej wykonywał ruchy i śmiertelne zamachy, jednak teraz zajmowały one paręnaście razy dłużej. Kule, które wystrzeliwali i noże, które rzucał weń Niklas także zawisały w powietrzu pola chronicznego, tak, że wkrótce nie widzieli samego stwora, tylko rój kul, który nieuchronnie zbliżał się w jego stronę. Tak samo woda, ogień i chemikalia; kwasy, wylewały się z fiol tworząc lekko pulsujący, śmiertelny deszcz, który miał lada chwila sięgnąć swojego celu.
3... 2... 1... 0. Licznik na rękawicy wyłączył się, a pole chroniczne wygasło – kule w przeciągu paru sekund coraz bardziej przybierały na szybkości. Deszcz kwasu, kul i ognia sprawił, że stwór został zmieciony przez falę. Upadł. Ogień dokończył reszty, choć nie mieli wątpliwości, że same strzały w takiej ilości pozbawiłyby go życia.
Głuchy wybuch zawału w jakiejś odległej części Altstadt był sygnałem dla wyjścia z odrętwienia.
Został doktor, który jeszcze żył. Kiedy przystawili mu broń do skroni, przedstawił się jako Gołębiowski. Jacek Gołębiowski.
Zażycie prochów na ból i użycie koagulantów do zaleczenia ran sprawiły, że nie czuli bólu, szczególnie Nadia. Ból pręgi był niemal tak drażniący, co nie do zniesienia. Szczęśliwie, technika pozwalała wyeliminować ból na poziomie neuronalnym, to jest w przeciągu paru sekund. Zalepione rany wymagały dłuższej opieki, jednak na ten czas to, co zastosowali, było najlepszym wyjściem.

*

Naukowiec płakał, przeklinał, prosił.
- Boże! Boże! Wiedziałem, zawsze wiedziałem, że zajebią mnie! Tak, tak właśnie wiedziałem, wy skurwysyny, szwaby, pierdoleni słudzy Federacji! Kurwa mać! Nie zabijajcie mnie, błagam, tylko mnie nie zabijajcie! Powiem wam wszystko, rozumiecie, do cholery? Rozumiecie, niemieckie świnie? Powiem wam wszystko, co wiem!
Ale sam niewiele wiem. Kiedy zacząłem badania, nie byłem zainteresowany niczym innym, jak tylko pieniędzmi. Przysięgam, przysięgam! Nigdy nie należałem do Miasta Wewnętrznego. Wszystkiego nauczyłem się sam. Cholera, niech ktoś mi da coś na ból. Czy wy wiecie, jak ma mówić człowiek z przestrzelonymi nogami?
Tkanka, tak. Nekrotkanka. Pracowałem nad nią za pieniądze. Marne grosze, przysięgam, to były marne grosze. Obiecywali mi o wiele wyższe stawki w zamian za moją pracę, ale wszystko, co dostałem, to przestrzelone nogi. Nekrotkanka? Nazwałem ją tak dlatego, ponieważ nie ma żadnych cech, które noszą organizmy żywe. Nie ma w niej komórek, są tylko struktury, które można porównać do budowy wirusów. Ale żadna z tych struktur nie nosi cech dziedzicznych. Jej budowa jest podobna do kryształu, ale jednak wykazuje na tyle samoświadomości, żeby tworzyć zróżnicowane twory. Jedyne struktury komórkowe, które buduje nekrotkanka, to te, które infekuje swoim własnym materiałem DNA. Z nich mutuje się w nową broń biologiczną.
Rozumiecie? Pewnie nic nie rozumiecie. To jest nowa broń biologiczna! Myślicie, że jestem tak wielkim ignorantem, żeby pomyśleć, że jestem jedyny na tym polu? Ta nowa broń, Organische Waffe, będzie użyta w wojnie przeciwko Czcicielom Krzyża i Rządowi Nieśmiertelnych. A także przeciwko reszcie frakcji, tak, żeby wreszcie Federacja Nuklearna mogła ogłosić swoją supremację.
Tych trzech, których ostatnio mi przynieśli, miało zostać wykorzystanych jako specjalny genotyp. Widzicie, nekrotkanka żywi się martwymi ciałami ludzkimi, dzięki czemu wchłania informacje, które są zawarte w DNA. Wydaje się, że informacje są przekazywane dalej niż DNA, ponieważ nasze eksperymenty wykazały pojawienie się tych samych informacji genetycznych w odseparowanych od siebie tkankach. Oznacza to, że przekaz informacji między tkankami dokonuje się na poziomie wyższym niż komórkowy. Ustaliliśmy, że pewna część informacji jest przekazywana na pewnej frekwencji, jednak nie mogliśmy dokładnie odszyfrować jej. Wydaje nam się, że informacja jest podzielona na wiele części, z czego ta radiowa to tylko część przekazu. Podejrzewamy, że tam, na dole, istnieje coś w rodzaju mózgu lub świadomości zbiorowej, która komunikuje się z pozostałymi jej częściami. A tych trzech – oni mieli specjalny genotyp, który mógłby zostać użyty w dalszym rozwoju Organische Waffe. Nie powiedziano mi, jakimi dokładnie cechami wykazywali się, ponieważ nie zdążyłem ich zbadać.
Sama tkanka, kiedy zaaplikuje się ją w stosunku do żywych organizmów, z czasem zaczyna przejawiać świadomość i zachowuje się jak pasożyt, lecząc właściciela i żywiąc się nim. Wydaje nam się, że uzupełnianie martwych lub zużytych komórek gospodarza może do pewnego stopnia przedłużać wiek tego, w którym zagnieździł się pasożyt.
Tkanki nie można zniszczyć, można ją tylko przystopować, najlepiej ekstremalnie wysoką lub niską temperaturą. Ale jako że nie jest to stricte tkanka organiczna, to nie można zbyt wiele zrobić, aby ją zniszczyć. Można ją tylko zebrać i wyizolować. Tak długo, dopóki istnieją niekorzystne warunki, czeka. Nie powiela się, chociaż samo powielanie zajmuje dość długo. O wiele szybciej trwa mutacja tkanki, która, o ile plotki, które zasłyszałem, się nie mylą, jest w stanie tworzyć z tkanek organicznych całe społeczności tych stworów, stworzywszy uprzednio Matkę Roju, czyli mózg, który kieruje tymi stworami.
Kto ich tutaj sprowadził? Mam na myśli, tych dwóch. Był to jakiś facet. Powiedział mi, że zainteresują mnie pod względem genetycznym. Że, skoro tkanka absorbuje cechy genetyczne gospodarzy, to może być jeszcze lepszą bronią, niż była kiedyś. Był w towarzystwie jeszcze jednego, tamten powiedział, że będzie mnie często odwiedzać, żeby zobaczyć, co zostało z tego jednego. Nawet się przedstawił. Powiedział, że czasem nazywają go Tędlarzem.
Nie do końca wiemy, skąd bierze się nekrotkanka. Powiedzieli mi, że pierwsze próbki nekrotkanki były zamknięte tam, na dole, w Starym Mieście. W kapsule. Cholera, nie wiem! Nigdy nie wiedziałem, co to za pierdolona kapsuła! Powiedzieli mi, że Federacja odnalazła w Altstadt jakiegoś rodzaju kapsułę albo nawet cały pierdolony kompleks, w którym odnaleźli badania, które kiedyś były prowadzone przez Rząd Nieśmiertelnych. Dlatego wywołano wojnę, ponieważ wiedzieli, że Rząd będzie zainteresowany dalszym odkryciem kompleksu, czy, jak czasem to nazywają, kapsuły. Mówili, że wewnątrz nie było tylko nekrotkanki. Że było tam o wiele więcej i nikt nie miał pojęcia, dlaczego Rząd Nieśmiertelnych nie wykorzystał kapsuły, skoro osiągnięto tam takie cuda techniki.
Ekstrakcja duszy? Tak, to możliwe, a w każdym razie – do pewnego stopnia. Jest bardzo niestabilna.
Widzicie, efektem prac nad nekrotkanką było osiągnięcie wykrycia pewnego pola energetycznego znajdującego się wokół człowieka. To pole energetyczne, jak wykazywały eksperymenty, pozostaje przez paręnaście dni na miejscu, w którym są zwłoki. Nie wiemy, czy to naprawdę jest ta dusza, o której gadają Czciciele Krzyża. Mamy pewne podstawy do tego, żeby sądzić, że tak właśnie nie jest – że jest to do tej pory nieodkryte promieniowanie mózgu, które, jeśli przechwycone przez Seeleekstraktor, może być zamknięte w specjalnym pojemniku. Jako że eksploracja wspomnień i osobowości na podstawie czysto organicznej jest możliwa przez sondowanie mózgu i ekstrakcję komórek odpowiadających za wspomnienia, taka sama ekstrakcja jest możliwa i tutaj, jednak ekstrakcja nie ma charakteru biologicznego, a energetyczny. Tak zamknięta informacja w kapsule może zostać odtworzona na tej samej podstawie, na której są wspomnienia.
Mówiłem o tym, że tkanka może pasożytować na właścicielu, tak? To właśnie ja wszczepiłem tej idiotce... Jak jej tam? Alecto. Tak... Pewnie nie poznaliście, co? Te-he-he-he-he... Ja też najpierw się nie zorientowałem, tak dobrze się z tym ukrywa. Z tego, co mogłem się zorientować, Alecto to facet po terapii hormonalnej. Ciekawą musi mieć przeszłość, skoro nagle wybrał cycki, co nie? Szkoda tylko, że nie przeprowadzono pełnej transformacji... W sumie nie jest taka droga dzisiaj. Alecto jest nosicielem nekrotkanki. Zmiany w jej, czy jego zachowaniu powinny się pojawić wkrótce. Ona miała być naszym najświetniejszym eksperymentem, miała pokazać, w jaki sposób można używać nekrotkanki. Oby ten eksperyment nie wymknął się spod kontroli... Nie wiadomo, w jaki sposób nekrotkanka może wpływać na żyjący organizm. Jesteśmy pewni, że tkanka działa na centrum instynktowe, na cerebellum, na gadzi mózg człowieka. Zapewne świadomość osobowa pozostanie – ale jakie będą jej instynkty? Czy nekrotkankę da się kontrolować?
Nie ma nic pewnego. Nekrotkanka została jej wstrzyknięta szprycą. Co do tych dwóch... Nie zdążyliśmy przeprowadzić pełnej instalacji tkanki. Udało nam się tylko wszczepić substancje synchronizujące z nekrotkanką, co oznacza, że jeśli nekrotkanka będzie nadawała na pewnych frekwencjach, to mogą się u nich pojawić pewne halucynacje.
Próbowałem dowiedzieć się, kim tak naprawdę jest mój pracodawca, jednak jedyne, co udało mi się dowiedzieć, to tylko to, że człowiek nazywał się Alexander Möbius. Pomimo tego, mam wątpliwości, czy za tym jednym nazwiskiem nie kryje się o wielu więcej ludzi. Słyszałem, że cała ta sprawa z bronią biologiczną dostała swój własny wydział, jeśli chodzi o Federację. O ile pamiętam, wydelegowano paru sierżantów, aby się tym zajęli. Oczywiście, nie tylko z bronią biologiczną.
Wygląda na to, że Elysium przestało być oficjalną siedzibą Federacji, a w każdym razie to siedziba tylko z nazwy. Mam... Pewne wątpliwości, żeby nawet w samym Kernstadt znajdował się dyrektoriat Elysium. Nie w sytuacji, kiedy do miasta zostali wpuszczeni Rosjanie z Polakami.
Nie zabijajcie mnie, słyszycie!? Chcę jeszcze żyć... Potrzebują mnie tam, na górze! Ja muszę żyć, dla niej... Dla niej, słyszycie mnie, do cholery!? Muszę ją ożywić jej mózg tak szybko, jak to stanie się możliwe. Tam jest, w tamtym słoju, kurwa! Czy macie pojęcie, co zniszczyliście, kiedy tutaj weszliście? Zniszczyliście całe miesiące i lata badań nad nekrotkanką. Dzięki Bogu, że natychmiast przekazywałem swoje badania dalej... Bałem się... Ale wolałem, żeby moje doświadczenia i wnioski zostały unieśmiertelnione. Żebym przeżył, a nie zginął. Jaką macie gwarancję, że nie powrócę zza grobu? Teraz jest to możliwe... Ale nie! Błagam! Nie zabijajcie mnie! Jeśli to zrobicie, zdradzicie naród niemiecki, zdradzicie Federację, staniecie się wrogami publicznymi numer jeden! Do ciężkiej cholery, ludzie, czy wy nie rozumiecie, co wy uczyniliście? Przerwaliście badania, które mogą zaważyć na życiu każdego pod Kopułą. Kiedy Federacja wreszcie zlikwiduje tych brudnych Słowian, nareszcie nastanie nowy, lepszy świat! Nie możecie tego zrobić, do cholery, nie możecie! Nie pozwolę! Ja...

W końcu, rozpłakał się, jak gdyby ostatecznym jego argumentem był płacz. Przypominał teraz małe, brzydkie i chude dziecko, które w jakiś sposób zostało pozbawione ochrony rodziców. O ile istniały w nim osobowości dążące do destrukcji ich, to przecież bronił swojego życia. Z jego płaczu można było wyczytać tylko jedno – dotkliwy i ostry strach przed śmiercią.

*

Naukowiec był albo sprytny, albo miał dużo szczęścia. W obu przypadkach nie mogli się dowiedzieć, skąd przyszło połączenie. On sam zarzekał się, że jego specjalnością nie jest technologia informacyjna, a genetyka i biologia, zatem, w świetle jego słów, nie mógł odpowiedzieć im, jak tak naprawdę się obsługuje to ustrojstwo. Ostatnie loginy i połączenia także zostały wykasowane, jednak ta funkcja została ustawiona już automatycznie. Gołębiowskiemu musiało bardzo zależeć na tym, by nikt nie dowiedział się, z kim się kontaktował, a on sam utrzymywał, że informację przekazywał tylko pionek.
Pomimo tego, laptop posiadał adresy do kilkunastu miejsc – niektórych w zasięgu Elysium, niektórych zlokalizowanych poza Kopułą. Miały to być kryjówki operacyjne i składy użytecznego sprzętu, jednak sam doktorek nie wiedział, ile jeszcze z nich jest użyteczna, ponieważ nigdy ich nie odwiedzał.
Często przewijały się w sumie nic nie warte wspomnienia naukowca o niejakiej dziewczynie, której układ nerwowy zachował w jednym ze słojów – choć w innym, „znacznie bezpieczniejszym” miejscu. Zawsze nazywał ją Elle.
Dane z laptopa podawały także o istnieniu pewnego zamku – jednego z tych nowszych budowli, które wróciły do łask przed wojną nuklearną. Gołębiowski podawał jego dokładną lokalizację i opisywał go jako „miłe miejsce na badania”, dodając, że „był on swojego czasu domem dla Towarzystwa Chrystusowego, co nieco zobowiązuje jego właścicieli”. Zapewne, w praktyce, zamek Gaustadt, bo taka była jego nazwa, egzystował gdzieś na północny wschód od Elysium, niedaleko Miasta Pana i był kompleksem badawczo-militarnym. Gołębiowski wątpił, czy aby na pewno było w nim cokolwiek wartego obejrzenia, ponieważ sama budowla była raczej zbytkowna i mogła zostać bez problemu zmieciona z powierzchni ziemi przez nuklearny ogień. Kiedyś – jak dalej podawały notatki – znajdowała się tam centrala i jeden z głównych ośrodków dowódczych Federacji.
Sprawdzając poziomy radiacji na liczniku Geigera, Niklas nie znalazł żadnego promieniowania – na szczęście, choć jego poziomy leciutko wzrastały w niektórych miejscach Unterstadt. Nie znalazł także żadnych zapasowych baterii do rękawicy.
Zarówno laptop, jak i komputer wskazywały na istnienie dawnej sieci trakcyjnej, która wiodła w różne części miasta podziemnego, jak i poza Kopułę na wschód. Choć mapa była kompletna, a najbliższa stacja nie znajdowała się od nich dalej niż jeden kilometr, ciężko było oszacować, ile korytarzy i szyn było operatywnych, a ile zniszczonych. Pomimo tego, najbliższe stacje kolejki wychodziły parę kilometrów poza Kopułą i dwie na granicach Eses-sztuby. Można było mieć nadzieję na to, że korytarze kolejowe sieci zostały wybudowane w przeciągu jednego stulecia, zatem istniało spore prawdopodobieństwo, że nie zawaliły się tak samo. Ponadto, zasilanie głównych linii było odcięte, to znaczy, generator prądu nie pracował. Szczęśliwie, znajdował się on niewiele dalej od stacji. Ponadto, stacja i wyjście pokrywały się z drogą Fingsta, bowiem ta wiodła przez budynek, do którego spadła Łezka.
Jeśli chodziło o Vixen i resztę znajomych Nadii, to, o ile mogła połączyć się z każdym innym, aby wysłać mu wiadomość, Vixen nie odbierała wiadomości na swój osobisty komunikator, co mogło tylko rodzić złe przeczucia. Franz z kolei mógł się z nią na chwilę połączyć, żeby wymienić parę słów:
- Nadia? Nadia, to ty? O, cholera, w coś ty się wpakowała? Rozwalili nasz dom zaraz po tym, jak do Wohnblocku wprosili się partyzanci i zaczęli walczyć na dwa fronty, a potem przyszła ta banda sukinsynów z bronią soniczną i zaczęła się rzeź. Do teraz dzwoni mi trochę w uszach... Ale straty były małe, nie licząc wszystkich tych, którzy zginęli pod gruzami. Ja, jak tylko ujrzałem zbliżający się korpus, od razu uciekłem, gdzie mogłem.
Co się tutaj dzieje? Źle się dzieje, siostra. Od czasu, kiedy przebili kopułę, na ulicach zaczęły szerzyć się zamieszki. To nie tak, że wcześniej ich nie było, ale teraz jest ich o wiele więcej. I to nie tylko tam, gdzie jest wyrwa w Kopule. Zamieszki z wolna ogarniają cały Zewnętrzny Krąg.
Nadia, jest jeszcze coś... Słyszałem plotki z zewnątrz. Te, że nagle odkryto silosy nuklearne. I że jest ich o wiele więcej, niż utrzymywała Federacja. Myślę, że jest to ich broń, którą wymierzą w miasta głównych frakcji. Chociaż może trochę się boją, bo tamci dostaną szału. Ciężko jest przeżyć w mieście ogarniętym wojną, więc niektórzy uciekają poza Kopułę.
Chodzi o to, że od czasu, kiedy wyciągnęli broń dźwiękową, było sporo strat w ludności cywilnej.
 
Irrlicht jest offline  
Stary 18-01-2011, 23:29   #26
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Wiesz, jaka jest Federacja – mają nas wszystkich gdzieś, byle swoje zrobić.
Nadia, wziąłem ze sobą resztę i uciekłem. Gdziekolwiek jesteś, znajdź sobie coś i się ukryj. Nie powiem ci, gdzie jesteśmy. Boję się, że to połączenie, z którego mówisz, jest podsłuchiwane.
Muszę się rozłączyć... Chyba ktoś jest na zewnątrz.


*

Szli przez zmurszały korytarz, aż w końcu dotarli do wyłomu w murze, po to, by zwrócić się w stronę wyjścia. Laboratorium płonęło i z wolna waliło się, kiedy nagrzany metal i deski w końcu przestawały dźwigać gruz znajdujący się nad nimi. Spalili za sobą most. Nie można było już wrócić tą drogą.
Po drodze był oczywiście laptop, który zostawiła po sobie Trudi Herzog. WiFi, który był najbardziej zainteresowany laptopem, stwierdził, że sam laptop zawiera w sobie ściągnięte tylko parędziesiąt zdjęć – jak gdyby Łezka musiała zejść aż do podziemia, aby je przejrzeć w spokoju. Laptop posiadał własny dekrypter z identyfikatorem, tak, że mógł czytać płyty, które zabezpieczyła Łezka.
Uwagę Fingsta zwrócił jednak nie sam laptop, ale parę zdjęć, które zostały ściągnięte ze strony Inrinetu, do którego włamała się Łezka.
Zdjęcia przedstawiały paręnaście dzieci zlokalizowanych w czymś, co z grubsza przypominało dość obskurną salę szpitalną z oznaczeniami z cyrylicy, z czego wniósł, że rzecz musiała zostać sfotografowana gdzieś na wschodzie, być może nawet w samym Pustoty Gwezdy. Dzieci były w różnym wieku, choć najstarsze z nich nie miało więcej niż czternaście lat.
Kolejna seria zdjęć przedstawiała dzieci podstawione przed maszynę wytwarzającą – jak się zdawało – pewnego rodzaju promieniowanie.
Następne zdjęcia były coraz dziwniejsze. Fotografie przedstawiały dziwne, podobne do starych filmów o duchach efekty, takie jak otaczająca dzieci mgła czy nawet kształty formujące się w złośliwe pyski, których jednak dzieci nie były świadome – kształty, które przybierały postać dymu, dobywały się z tyłu ich głowy, dziwnie rozmywając same kontury dzieci. Zdjęcia były przeważnie ciągiem nic nie znaczącej dla Fingsta serii numerów, jednak niektóre były opatrzone tytułami, takimi jak „Płynna esencja duszy”, „Animameter”, „Manifestacja wspomnień genetycznych” czy nawet „Prawdopodobieństwo opracowania wirusa energetycznego”, a także „Protokół nieśmiertelności”, jednak ich relacja ze zdjęciami była znikoma – wydawały się przypadkowymi tytułami nadanymi na zdjęcia.
Ostatnia seria zdjęć budziła najgorsze przeczucia, choć było ich zaledwie trzy. Pierwsze zdjęcie, zatytułowane „PN” pokazywało pocięte i rozrzucone szczątki dziecka zlepione czymś szarym, śliskim, co prawdopodobnie wychodziło z połamanej klatki piersiowej. Drugie, zatytułowane „Ludzie, którzy nie istnieją” ukazywało sylwetkę nagiej siedmioletniej dziewczynki, której postura dawała sporo do myślenia, przypominała ona bowiem niewyraźny zarys przechodzący – od strony głowy – w bryłę dziko pulsującej materii wtapiającą się w ścianę, która rozcapierzała się w sposób niemożliwy dla anatomii człowieka. Trzeci, ponownie zatytułowany „Protokół nieśmiertelności” ukazywał czternastoletnią dziewczynę palącą papierosa i czytającą książkę. To, co było niezwykłe na tym zdjęciu, to fakt, że przez ciało dziewczyny w miejscu serca przechodził nieco mniejszy niż jeden metr, żelazny szpic, który w normalnych warunkach powodowałby śmierć. Pomimo małej strużki krwi, która sączyła się przez ranę, dziewczyna obojętnym wzrokiem spoglądała na książkę.

*

Jeśli wykonywali odwiert, to było to blisko, co znaczyło także, że czwórka, która jeszcze żyła, także była bardzo bliska kapsuły. Pomimo tego, uderzenia raz przybliżały się, raz oddalały. Wybuchy powodowały pomniejsze zawały, które zazwyczaj kończyły się spadnięciem płatków tynku na ich głowy. Nie miało to większego znaczenia.
Czasem, idąc szybko korytarzami Altstadt, napotykali na ślady, które Fingst rozpoznawał jako te należące do Łezki. Do Trudi Herzog. Upewniało go to, że nawet, jeśli stracił dotychczas ją z oczu, to przecież całkiem tropu nie stracił.
Usłyszeli szybkie kroki. Kiedy przygotowali broń, drzwi wyważył... Borys. Trochę inny Borys, niż poprzednio. O wiele bardziej ubabrany krwią, bez prawego ucha i lewego oka. I bez swojej wielkiej broni.
- Kurwa – wysapał. - Kurwa jego mać. To wy? - wycelował w ich stronę pistoletem. - Dzięki zajebanemu Bogu, że to wy.
Opowieść Borysa była krótka i zwięzła, zupełnie nie podająca w wątpliwość, że to był naprawdę Borys. Zanim ją rozpoczął, poluzował parę desek, powodując zawał tam, gdzie dopiero co był.
Według słów Borysa, on sam spotkał parę, jak ich określił „dzieci” - dzieci, które nie wyglądały wcale jak dzieci.
- Widzieliście kiedyś – mówił – żeby bachorom z brzuchów jelita wychodziły? I żeby rzygały jakimś jebanym kwasem? I żeby mogły tymi pieprzonymi jelitami ludziom oczy wydłubywać? Ja pierdolę... I to nie jakieś stare dzieci, cholera! One miały może po dziesięć lat, a ryje takie, że zarżnąć mnie chciały. Cała w dupę jebana klasa szkolna. Szesnastu może.
Borys nie był przestraszony. Jedynie pod wrażeniem. Pod dużym, dużym wrażeniem graniczącym z ciężkim szokiem.
- Straciłem jebane oko! I jebane ucho! I gdzie ja teraz znajdę implant, żeby sobie go włożyć, do suczej nędzy? Co? Alecto? Nie wiem, gdzie jest. Znaczy, widziałem, jak z drzwi wyszło coś czarnego. Macka niby. Owinęła się wokół niej, a ona się wcale nie broniła. Gadała coś. Że niby zaraz wróci. Czy tą sukę pojebało!? Oni chcieli mnie zabić!
Według raczej urywanych kawałków zdarzeń, które próbował wydusić z siebie Borys, okazało się, że wkrótce musieli uciekać przed kolejnym zawałem.
- I Alecto! - wydyszał. - Ta popierdolona idiotka to chyba nie człowiek. Natknęliśmy się na jakichś cweli z Federacji. Ja jej mówię – czekaj, mam spluwę, zaraz będzie po wszystkim. A ona... Ona jakby była na dragach od tych, od krzyża. Powiedziała, żebym patrzył. Więc biorę zamach, chcę jej w pysk dać, bo myślę, że jeszcze nie do końca się otrzepała. A ona nic, sus bierze jak jakiś kot. Odrywa rurę z kaloryfera... Jak można, kurwa, oderwać rurę z kaloryfera!? Znaczy się, ja bym mógł, ale ona? Przecież ona się ledwo trzymała. Potem wyrzygała się, płakała, pieprzyła coś, że dali jej coś, czego nie rozumie. A potem ucichła.
Dalszy opis nie pozostawiał zbyt wiele do wątpliwości.
- A potem bierze zamach, wcześniej się zaczaja... Trzech facetów zabiła kurwa rurą od jebanego kaloryfera. Bez zająknięcia. A ruchy takie... Kurwa, przecież nawet kurwy z Jatek tak się nie kręcą. A potem... Potem... Wyciągnęła coś. Świstek jakiś. Żebym sobie poczytał. Czytam se, czytam... Ona patrzy i uśmiecha się. Jak się pytam, po kiego się uśmiechasz, to ona gada, żebym czytał dalej. Czytam, rozkaz niby był sprawdzenia podziemi, czy jakieś męty nie chadzają. Żeby zabezpieczyć coś. Rzucam świstek, nic nie mówię, idziemy dalej. Drzwi otwieramy. I dzieci. Dzieci, kurwa. Jebane dzieci. I ta macka, cholera. I się uśmiechała, jak się wokół niej to owijało. Cholera!

*

Po kolejnej serii małych pomieszczeń, domów mieszkalnych wraz z nieżyjącymi właścicielami i klitek samoczynnie utworzonych przez śmieci, dotarli do większej przestrzeni.
Były to szczyty dwóch bloków mieszkalnych. Tu i ówdzie wystawały kanały wentylacyjne, a także niezdjęte rusztowania budownicze. Rusztowania zajmowały zdecydowanie większą część przestrzeni. Utrudniały poruszanie się, ale blachy faliste mogły od biedy stanowić dobrą osłonę.
Fingst usłyszał wściekły głos Łezki.
- Co z tego, cholera, że on siedzi mi na karku? Czy przeszłość jest tak bardzo ważna po tym, co oni mi zrobili? Kiedy nawet tego nie wiedziałam?
Jankowski rozpoznał głos Skawińskiego. To on stał z Łezką na jednym z rusztowań
- Bzdura. Nie wiesz jeszcze niczego pewnego.
- Wiem dość. Mogło być lepiej, gdybym cię tu nie spotkała. Ja...

Ujrzeli ich. Porzucili chwilowo kłótnię, kiedy tylko zobaczyli szare mundury Federacji. Nie byli wyposażeni w broń soniczną, był to zwykły oddział szturmowy składający się z około dziesięciu ludzi. Być może był to jeden z tych oddziałów, o których mówił Borys. Ci, którzy przeczesywali Altstadt w poszukiwaniu mętów.
Najpierw jednak był wybuch, który doprowadził nieco światła z powierzchni. Mogli ujrzeć wiertło, które drążyło w poszukiwaniu kapsuły, a także usłyszeć monotonny dźwięk wiercenia i przebijania kolejnych warstw Altstadt. Otwór na górze stawał się wielki, coraz większy.
Łezka i Skawiński zostali zauważeni. Natychmiast zeskoczyli z rusztowania, na szczęście – otworzono do nich ogień, kiedy już ich ujrzeli.
Z tego, co mówiła mapa, a którą mogli porównać z naocznym wizerunkiem, stacja była niedaleko – zaledwie parę minut biegu, podobnie pomieszczenie z generatorem. Były tutaj także inne pomieszczenia, które nie zostały wcześniej zbadane.
Zaraz po ich prawej stronie znajdowało się wyjście na powierzchnię – byli teraz niemalże dokładnie pod wyrwą w Kopule. Wiatr, który dostawał się spoza Elysium sprawiał, że licznik Geigera, który miał przy sobie Niklas, podniósł się o parę stopni.
Nie mogli jednak pozwolić sobie na natychmiastowy bieg w stronę Łezki i Skawińskiego – zaraz po prawej stronie śmieciowiska była część bloku mieszkalnego, która się całkowicie zawaliła na parę pięter.
Oprócz tropienia szczurów, komando podkładało bomby tam, gdzie wiertło już sięgnęło, po to, by oczyścić teren, co powodowało, że wszystko było o wiele mniej stabilne.
Łezka musiała zauważyć Fingsta, ponieważ usłyszał niewyraźnie jej głos z daleka.
- Nie podchodź do mnie, WiFi! Nie wiesz, co oni mi zrobili!
- Co... - powiedział głośno Skawiński. - Tu ktoś jest? To niech nas wesprą, idiot...
Nie dokończył. Musiała go uciszyć.
Oddziałowi nie zależało na wymianie ognia. Posiadali tarcze pleksiglasowe, więc parli naprzód, z rzadka tylko sygnalizując strzałami, że idą. Chcieli mieć ich żywcem, lub chcieli mieć chociażby pewność strzału.

 
Irrlicht jest offline  
Stary 23-01-2011, 20:28   #27
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
No pięknie, coraz lepiej. Na szczęście spotkani ludzie nie powitali go kulami, wzajemne mierzenie do siebie nie trwało zbyt długo. WiFi odetchnął trochę i skupił się na tym co się stało wokół. Widok jaki prezentował się w dziwnej sferze zgęstniałego powietrza nie można było przegapić. Ze zdumieniem zobaczył jak kule wystrzeliwane przez młodego chłopaczka i poranioną czerwonowłosą grzęzną jak w smole i zatrzymują się prawie. To samo z ciskanymi kolbami pełnymi jakiś chemikaliów. Kobieta wyciągała dłoń z jakim urządzeniem i patrzyła nerwowo na pikający cicho na nim licznik. Nagle jakby ktoś dał sygnał do startu. Kule rozerwały na strzępy stwora zamkniętego w sferze przyspieszając w jednej sekundzie. Niezła zabawka.

WiFi zaraz po tym jak zmasakrowane cielsko padło na podłogę ruszył do Łezki. Ostrożnie stąpał po miejscu gdzie zawalił się pod nią strop i spadła niżej. Cholera, nigdzie jej nie było widać. Zabrał laptopa i wrócił do labu, akurat na przesłuchanie doktorka. Słuchał jednym uchem, przeglądając zdjęcia z laptopa Łezki i kość, którą znalazł jeszcze w budynku. Protokół Nieśmiertelności? W co ona wdepnęła… Cholera, to dlatego tak się zachowuje? Przecież ja chcę jej tylko pomóc… Słuchał doktorka i rozglądał się po labie. Po kolei, najpierw trzeba odciąć tych co lezą za nim od powierzchni. Swoją drogą, rzeczy o których facet opowiadał zaczynały mu jeżyć włosy na karku. Nekrotkanka, ja pierdolę. Jak to ma służyć za broń i komuś się wydaje że nad tym zapanuje, to jest nienormalny… Spojrzał na faceta w białym kitlu, jakby szukał potwierdzenia swojej tezy. Ekstrakcja duszy, jakaś Elle w słoiku. Więc po to wpuścili tu Ruskich i Polaczków? Po to pozwolili rozwalić Kopułę? Ogarnęło go jakieś przeczucie, że ktoś spisał już to miasto na straty. Trzeba się stąd wynosić, gonić tą wariatkę i wyciągnąć ją z gówna. Tak, pierdolony rycerz w lśniącej zbroi. No ale to przecież Łezka.

Doktorek skończył gadać i zaczął szlochać, ale Fingsta już mało to obchodziło. Szukał jak sprawnie rozpirzyć sufit, przegrywał mapy z komputera na swój palmtop i analizował sytuację. Wkrótce sprawa co zrobić z doktorkiem wyjaśniła się szybko i definitywnie.
- Wilhelm Fingst. – przedstawił się krótko – Trzeba ruszać, stacja to zdaje się słuszny kierunek. Widziałem za mną mały oddział żołnierzy Federacji, nie mają przyjaznych zamiarów. Ruszajcie natychmiast, nie mamy czasu, zawalę tunel i dołączę.
Rozkazywanie przychodziło mu prosto, w końcu pół życia nic innego nie robił. Zabrał tylko broń leżącą przy bezgłowym ciele i dodatkowe magazynki i zaczął obluzowywać deski. Wkrótce potem, obsypany pyłem dobiegł do reszty. Zawał wyszedł nawet lepiej niż się spodziewał. Krótko mówiąc lab złożył się jak domek z kart, powrotu już nie ma. Z tych lepszych nowin, przejścia dla ścigających go żołnierzy też nie.
Mało nie rozwalił jakiegoś pokrwawionego faceta, który wykopał drzwi z bocznego korytarza. Kobieta przyskoczyła zaraz jednak do niego, szybko okazało się że to znajomek. Ciekawe wieści przynosił. Nekrotkanka działa i ma się dobrze, macki i koszmarne dzieci. No i oddziały szturmowe deptające im po piętach. Przyglądnął mu się uważnie, facet wyglądał na takiego co umie sobie radzić. WiFi rzucił mu zapasową broń zabraną z labu i podał porcję speedów Rutgera. Czy będzie się to opłacać i kalkulować okaże się w przyszłości. Zapasik dragów nie był zbyt bogaty. Wyświetlił jeszcze raz mapkę na palmtopie. Ślady przejścia Łezki od czasu do czasu migały mu w korytarzach. Odetchnął z ulgą, przynajmniej nie skręciła karku przy tym upadku. Szedł na szpicy i nadawał dość szybkie tempo. Odgłosy wiercenia i wibracje były coraz wyraźniejsze, wszystko trzęsło się, sypały się kamyczki i pył ze stropów. Dotarli wreszcie na jakieś szersze miejsce, Wilhelm przypadł do zwalonego częściowo ceglanego murku i zaciśniętą pięścią dał znak by się zatrzymali. Po lewej jakiś wielki pieprzony świder właśnie przebił się przez strop. Usłyszał ją, ruszył do przodu, przekradając się pomiędzy zwalonymi rusztowaniami, gruzem i pogiętymi wentylatorami. Wsiewodoj miał rację? Te zdjęcia i Łezka…
„Kurwa mać!” jego myśli zlały się razem z terkotem broni maszynowej i kulami bijącymi po rusztowaniu, gdzie przed chwilą stała. Zeskoczyli w ostatniej chwili. WiFi rozejrzał się dokładnie, oceniając ich szanse. Wyjście na górę, na razie odpadało. I chuj tam z tykającym licznikiem faceta z nożami do rzucania, wyjście prowadziło prawie dokładnie pod wyłom w Kopule. Miejsce rojące się teraz pewnie od Polaczków na haju i Ruskich.
- Skaczemy to tego tunelu prowadzącego do generatora i stacji. Postaram się zrobić zamieszanie wśród tych z tarczami. Kryjcie się za gruzem i rusztowaniami, krótkie skoki parami. Jeden biegnie, drugi kryje ogniem. – tłumaczył cicho spokojnym głosem przeładowując broń i wyciągając granat. - Borys, tak? Jak dotrzesz do wlotu tunelu, zatrzymaj się i osłoń mnie, co?. Postaram się kupić trochę czasu. Potem cofniemy się do skrzyżowania i zza zakrętów postaramy się ich opóźnić. Może uda się zawalić przejście. - zerknął znów na Borysa i faceta od noży, z shotgunem na plecach, po czym dodał patrząc na kobietę i Młodego. - A wy spróbujcie zobaczyć co z generatorem.
Popatrzył krótko na każdego, nie miał pojęcia co się po nich można spodziewać. Może dobrze będzie jak nie strzelą mu w plecy, gdy tylko wychyli głowę i nie oddadzą go Federalnym. Ruszył w końcu biegiem, trzymając się nisko przy ziemi w kierunku kolejnej osłony.
- Nie podchodź do mnie, WiFi! Nie wiesz, co oni mi zrobili!
Łezka do kurwy nędzy, nie teraz! Nie miał wyjścia, odbezpieczył granat i wychylił się zza pogiętych rur i pokruszonego betonu. Rzucił póki byli jeszcze daleko od niego i pozycji Łezki. Granat uderzył z metalicznym zgrzytem i chwilę potem Fingst nacisnął wyzwalacz. Grzmotnęło, zaświstały odłamki głównie po armoplastowych tarczach, usłyszał krzyki, lecz już ruszył do kolejnej osłony. Borys szybko załapał o co chodzi i akurat kiedy zaczął drugi skok, długa seria przyszpiliła do ziemi podnoszących się z ziemi żołnierzy. Przycupnął za zasłoną i policzył do trzech, uspokajając walące serce, po czym wysunął lufę i zaczął grzać seriami do Federalnych. Do tunelu po prawej było jeszcze kilkadziesiąt metrów, ale musiał osłonić odwrót Łezki. No dalej, na co czekasz dziewczyno!
- Biegnij! Rusz się, kurwa! Do tunelu!
 

Ostatnio edytowane przez Harard : 23-01-2011 o 23:31.
Harard jest offline  
Stary 23-01-2011, 22:56   #28
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=Ykf-7ZuDnz0[/media]

Mutant był martwy jeszcze zanim dezaktywowało się pole chroniczne. Patrzyłam na rój wystrzelonych pocisków i błyszczące krople chemikaliów uwięzione za kurtyną falującego powietrza i wiedziałam, że nie może tego przeżyć. Ciekawe czy on również to wiedział i czy fakt jego rychłej nieuniknionej śmierci wywierał na nim jakiekolwiek wrażenie. Stwór pomimo swojej obrzydliwej zwyrodniałej konstrukcji bezwzględnie dysponował rozumem. Pozostawało niewiadomą czy tkanka sama w sobie była inteligentną formą życia czy raczej dysponowała umiejętnością adaptacji i czerpała z pożytków obecnego nosiciela. W tym przypadku nawet trzech. Tak czy owak trzy ludzkie mózgi wbudowane ściśle w jego strukturę przetwarzały informacje nadzwyczaj sprawnie. W połączeniu z jego szybkością i wykształconymi kończynami, które same w sobie okazały się zabójczą bronią, czyniło go to cholernie niebezpiecznym wrogiem. Mielimy szczęście. No i pięciopalczasty prototypowy cud technologii. Bez jednego i drugiego przerobiłby nas na krwawą miazgę i prawdopodobnie wchłonął, zaabsorbował jak tamtych trzech nieszczęśników.
Czym w ogóle był? Przemyślaną bronią biologiczną? Eksperymentem, który wymknął się spod kontroli? A może dawną, zapomnianą już formą życia, reliktem zamierzchłego świata, który uśpiony przez dziesiątki setek lat wegetował w Altstadt, pośród podziemnych ruin, uschniętych trupów i nieprzeniknionej ciemności? Nikt tak naprawdę nie wie co skrywa to podziemne cmentarzysko. Nie uda ci się domyślić choćbyśwysilił wszelkie pokłady wyobraźni.


Dziwaczne myśli przebiegały mi przez głowę kiedy oglądałam widowiskowy finał naszego prywatnego przedstawienia. Mutant wierzgał jeszcze, trawiony ogniem. Może to tylko mięśnie drgały konwulsyjnie w ostatnim agonalnym krzyku a może żył jeszcze przez chwilę. Prawdę mówiąc nie miało to znaczenia.

Wygrane starcie. Rzekomo. Każdy wyniósł mniejszą lub większą pamiątkę. Moja była o tyle złośliwa, że będzie przypominać mi o jego szkaradnych trzech gębach ilekroć spojrzę w lustro. Krwawa pręga biegnąca od obojczyka aż po policzek piekła dotkliwie i puchła w oczach. Przypominała o mojej ziemskiej łupliwej powłoce i o wąskiej szczelinie jaka dzieliła mnie od śmierci. Zdaję się, że stracę co nieco ze swojej, i tak nie wyszukanej urody. Ale zachowam życie. Uczciwy układ.

W tym czasie pojawił się ten koleś. Ten, który mignął mi za drzwiami magazynu i do którego się tak uroczo szczerzyłam zaślepiona bólem i do szczętu otumaniona.
Krótka schludna fryzura, czarny obcisły podkoszulek i coś w oczach... Miał oczy militarnego. Wspominałam, że nie lubię militarnych? Ta cała ich dyscyplina, wojskowa musztra i ślepe wykonywanie rozkazów napawają mnie wstrętem. Nie ma w nich ni krztyny wolnej woli. Ni krztyny swobody. Prawdę mówiąc, sądzę, że to ludzie, którzy woleliby nie być ludźmi. Którzy lubią łatwe drogi, woleliby zamiast krwi i serca być uposażeni w elektroniczne obwody, procesory i wtyczki prądowe do ładowania akumulatorów.
- A ty kurwa kto? - mój głos trącił nutą zmęczenia. Mimo to poderwałam broń i wymierzyłam prewencyjnie w nieznajomego.
- Wilhelm Fingst. – odpowiedział spokojnie. Miał zaciekawiony wzrok, który spoczął na rękawicy. – Co to jest?
- A co ma kurwa być? - wzruszyłam ramionami i opuściłam broń. Wiem, posrało mnie zupełnie ale chyba chwilowo straciłam wolę życia. Miałam już wszystkiego dosyć. - Doktorek spuścił ze smyczy swojego pupila. Daliśmy mu radę, choć nie obyło się bez strat własnych. Wyglądasz na militarnego. Jesteś pieprzonym militarnym Wilhelm?
Skinął głową i spojrzał na bezgłowe ciało.
- Umiem strzelać i przypierdolić w razie potrzeby. Jestem zatem… militarny. A wy, co tu robicie?

- Spieprzamy – znów zdobyłam się na ten głupkowaty uśmiech. - A co? Chcesz się załapać?
- No to wreszcie mamy coś wspólnego – obdarzył mnie drapieżnym uśmiechem od którego zjeżyły mi się włosy.
- Mów mi Nadia – mruknęłam jeszcze podnosząc się z klęczek. Chciałam czym prędzej iść do Kitla aka Przestrzelona Kolana.- Chodź, pogadamy z Doktorem Wszechmogącym.

Podeszłam do sukinsyna zwijającego się na posadzce. Słuchałam jego opowieści o nekrotkance wyłapując między wierszami informacje o kobiecie, a dokładnie jej mózgu zamkniętym w słoju z formaliną. Czy w tym świecie wszystko musi być wynaturzone, zaserwowane jak cień odbity w krzywym zwierciadle? Nawet miłość? To co odczuwał doktorek do niejakiej Elle może nią było, tyle, że jej wykrzywioną karykaturalną wariacją. Naszła mnie refleksja jak wiele ja byłabym skłonna poświęcić dla Borysa? Czy istnieją granice, których nigdy bym nie przekroczyła? Nie znalazłam odpowiedzi. Nie musisz ich znajdywać dopóki życie cię do tego nie zmusza. Więc wypięłam się arogancko na to pytanie.

- Substancje synchronizujące? - z zamyślenia wyrwał mnie spokojny głos Niklasa. Facet wydawał się opanowany ale potem niespodziewanie i bez hamowania się, kopnął mocno leżącego, z należytym zamachem aby zabolało. Doktor zwinął się z głośnym jękiem jak wygrzebany ze szlamu pędrak. Niklas nie czekają zaś na reakcję pozostałych schylił się i dalej, uniósłszy w górę korpus naukowca za jego zmiętolony kitel, potrząsnął mocno – Masz kurwa znieczulenie gnoju... A teraz gadaj... Co to za substancje?! Jak to szajstwo usunąć?!!
W odpowiedzi jednak jęki i szloch Gołębiowskiego zrobiły się jeszcze głośniejsze i żałośniejsze.
- Nie zabijajcie!!!

Naukowiec skomlał i łkał jak zdarta zapętlona płyta. Wznosił błagalne spojrzenie i wyłupiał oczy by zaraz uderzyć czołem w posadzkę. Czy naprawdę myślał, że mnie to wzruszy?

Niklas przez sekundę patrzył na tę przerażoną gębę i w końcu grzmotnął jej właścicielem o posadzkę laboratorium.
- Kurwa! - krzyknął i nawet nie starał się skrywać emocji. Na jego twarzy pojawił się wyraz nerwowego zniecierpliwienia – Nie wiem... Co robimy z tym konowałem?

Przyglądałam się przesłuchaniu, nadpobudliwie przestępując z nogi na nogę. Substancje pobudzające ożywiły mnie aż nadto, uśpiły ból i niemo dopominały się o działanie. Czułam, że moja druga, bardziej złośliwa i narwana cząstka występuje przed szereg. Wyłania się z mroku.

Słyszałam jak krew pulsuje mi w skroniach i krąży tuż pod skórą wartkim nurtem. Ciało zareagowało nim umysł jeszcze ułożył logiczną komendę.
Bestandiger nie zdążył nawet otworzyć ust, by ją powstrzymać.
To był litościwy strzał. W tył głowy.

Doktorek leżał teraz bezwładnie a wokół niego rosła czerwona kałuża. Strzępki mięsa ozdobiły podłogę niby egzotyczny designerski deseń. Nic nie mogę na to poradzić. Od samego początku czułam do niego niepowstrzymaną odrazę choć, jakby się dłużej nad tym zastanowić wcale aż tak bardzo się od siebie nie różniliśmy. Kiedyś piłam w barze z jednym ruskim jegomościem, jednym z tych religijnych opętańców. Chyba urwał mu się film i powtarzał ciągle i ciągle: „Nie widzisz pręta zbrojonego wbitego w oko twoje ale razi cię drzazga w oku brata twego!”. Może coś w tym było. Obcych ocenia się łatwiej.
Choć oczywiście doktorek ani nie był moim bratem ani śpiewka o prętach i drzazgach nie była dosłowna. Choć świrus od Krzyża pewnie nie silił się na alegorię a miał na myśli dokładnie to o czym pierdolił.

- Zbieramy się stąd - skomentowałam beznamiętnie chwytając z ziemi plecak.
Niklas gapił się na mnie tępo, niepewnym niedowierzającym wzrokiem.
Złapał mnie mocno za ramię i pchnął na ścianę laboratorium przytrzymując za kurtkę. Pokryta ściętą krwią mutanta, ząbkowana kosa pojawiła się między naszymi twarzami. Chłodna lufa mojego Walthera, która wkłuła mu się błyskawicznie między żebra nie zrobiła na nim chyba najmniejszego wrażenia. Zważywszy na dynamiczną mieszankę grymasów wściekłości i spokoju, nie wyglądał jakby się czymkolwiek miał teraz przejąć.
- Następnym razem Madchen – powiedział cedząc słowa przez zaciśnięte zęby - wstrzymaj się z wymierzaniem sprawiedliwości. Proszę.


Ojciec mi zawsze powtarzał, żebym nie ignorowała ludzi albo skończę jako samotna rachityczna bezdomna kupa szmat. Skończę jak matka. Kiedy o coś ładnie proszą – mawiał – powinnaś przynajmniej rozważyć ich punkt widzenia.
Na wspomnienie ojcowskich gówno wartych rad tak właśnie zrobiłam.
Nie pociągnęłam za spust.

Wzruszyłam niewinnie ramionami i odepchnęłam go lekko. Niklas odstąpił nie szukając grubszym zaczepek a później odwrócił się na pięcie i kopnął stygnącego trupa z całej siły okutym butem w potylicę. Ja zaś gapiłam się na jego jedno martwe puste oko, które błyszczało ujmująco, jak sfabrykowana gwiazda na sklepieniu kopuły.

- Co tobie koleś? Wyluzuj, dobra? - jęknęłam rozcierając ramię. - Przecież nie ciągnęlibyśmy go ze sobą, prawda? A żeby nadal żyć zdecydowanie nie zasługiwał.
- Wyluzowałem - odparł ścierając szmatą krew z buta. - Spalmy to miejsce.


Milczący dotąd Jankowski skomentował moje ostatnie działania.
- Łał... prawdziwa z ciebie zimna suka.
Nie żeby mnie to zabodło. No dobrze, może odrobinę. Było to zapewne bardzo trafne podsumowanie mojej osoby, kwintesencja tego czym się stałam. Etykietka bardzo słusznie mi przypisana po pierwszym zapoznaniu. Choć usłyszeć to ot tak było równe przyjęciu na twarz siarczystego policzka.

Wygrzebałam z plecaka laptop, podpięłam się do netu. Zostawiłam Vix wiadomość choć fakt, że nie mogłam jej namierzyć tylko wzmogła wewnętrzny niepokój.
To nie było do niej podobne. Na pewno miała kłopoty. A ja czułam jakby mi ktoś cholernie szczelnie związał sznurem ręce.
Na szczęście udało mi się połączyć z Franzem. Pozostawało mieć nadzieję, że znalazł bezpieczne miejsce aby przeczekać te cholerna zamieszki.

* * *

Kolejny forsujący marsz. Zrobiłam się nerwowa. Podrywałam lufę ilekroć usłyszałam w oddali szmer.
Huk.
Ktoś wyważył stalowe drzwi.
Palec zatrzymał się w porę na spuście.


Głęboki oddech.
Niewymowna ulga.
Spokój.

Borys.

Nie puszczałam jego dłoni kiedy opowiadał jak nakręcony o Alecto, mackach i zabójczych dziecięcych poczwarach . Widziałam, że adrenalina ciągle w nim buzowała. Opatrzyłam go najlepiej jak potrafiłam a później, nie zaważając na mało sprzyjające okoliczności, pocałowałam tak głęboko, że mój język zagłębił się najpewniej w jego tchawicy.

Szlaję za tobą.
Nie wiem co bym zrobiła gdyby coś ci się stało.
Nie wierzę w bogów, ale wierzę w ciebie.
Pokładam w tobie ufność.
Mam oparcie.
Kocham cię tak mocno, że czasem to aż boli...

* * *

Szliśmy podług mapy. Każdy kolejny korytarz, każde zatęchłe pomieszczenie, dziura, rumowisko, było jak drogowskaz przybliżający nas do celu. Celu, który w amoku wydarzeń zupełnie wyparował mi sprzed oczu.

Czy mieliśmy jeszcze jakiś cel?
Nie mogłam sobie przypomnieć...

Wyszliśmy zza załomu na otwartą przestrzeń. Najpierw ich usłyszałam. Dziewczynę i mężczyznę. Stali na rusztowaniu i najwidoczniej się kłócili ale zamilkli gdy w oddali pojawili się Militarni Federacji.

Kilka dróg, każda zła.
System error. Please try again later...
Cokolwiek mój komputer miał na myśli kiedy wyrzucał te niejasne wkurwiające komunikaty to nagle w lot pojęłam to zaszyfrowane przesłanie.

Pchanie się na powierzchnię zakrawało na szaleństwo. Jeśli nie zabiją nas pierdolnięci nomadzi to radiacja zrobi swoje.
Walka z dziesiątką wyszkolonych żołnierzy to także nie był najbłyskotliwszy plan.
Pozostawał korytarz na prawo, uruchomienie generatora i sprint na stację.
Kolejny raz przetestujesz swoje szczęście Dum Dum.

Sztuka spadania na cztery łapy.

Oddałam kilka celowanych strzałów. A nóż...
- Osłaniaj mnie – rzuciłam do Niklasa i ruszyłam przez gruzowisko na zgiętych kolanach.
 
liliel jest offline  
Stary 23-01-2011, 23:23   #29
 
Araks3's Avatar
 
Reputacja: 1 Araks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie coś
Wszystko co działo się dookoła, miało dla Pawła pewne znamiona szaleństwa i zwykłego wariactwa. Rozumiał coraz mniej, a jakby na złość zewsząd bombardowały go coraz to nowsze informacje, których przetworzenie i zaakceptowanie wymagało nieco czasu i refleksji. Tyle że gdzie tu kurwa złapać czas na głębsze przemyślenia, jeżeli wokół nich podrygiwały martwe tkanki, a kwestią czasu był w moment, w którym niestabilny sufit zawali im się na głowę. Całe podziemne miasto przypominało teraz jeden wielki kamieniołom, w którym popodkładano laski dynamitu i od tak zdetonowano. Wszystko się trzęsło, ze ścian sypał się tyk i okruchy, a gdzieś w oddali pobrzmiewały głębokie pomruki budzących się do życia maszyn.
Pozwolił sobie na dyskretne "podsłuchanie" rozmowy Nadii z jakimś Franzem, a raczej owe podsłuchanie polegało na chamskim spoglądaniu w tamtą stronę, przy poszukiwaniu jakiś przydatnych rzeczy w laboratorium. Wychodziło na to, iż Elysium, które przez długi czas było dla niego bezpiecznym miejscem w nowym świecie waliło się właśnie w posadach. Silosy? Federacji odpierdoliło na tyle, żeby wypowiedzieć otwartą wojnę Ruskim i reszcie? Niemcy naprawdę dążyli do tej pojebanej hegemonii, którą upatrzyli sobie już jakiś czas temu? Niedobrze, aj niedobrze. Musieli teraz zdecydować, czy zostać w podziemiach, ruszyć na pustkowia, bądź też wrócić do Elysium przez Eses -sztubę. Jednakże każda z tych opcji oznaczało dla nich tylko jedno. Dalszy ciąg problemów.

Maszerował w milczeniu za resztą, zastanawiając się dlaczego to akurat jemu udało się wdepnąć w tak głębokie gówno? Co specjalnego mógł mieć w genotypie, jeżeli doktorkowi potrzebny był właśnie on i Niklas? No i pozostawała jeszcze Alecto... kurwa, co tu się właściwie działo przekraczało wszelkie granice rozsądku. Mógłby teraz sobie siedzieć w pracowni, zamknięty zza grubymi metalowymi drzwiami wraz z Lidią, popijając tani bimber i wciągając Kosmo. A potem pieprzyliby się tak samo, jak tamta zwęglona para na łóżku w Unterstadt, w oczekiwaniu, że wszystkie zamieszki przeminą, a Federacja wycofa się ze swojego planu ratując ich łby od atomowej nawałnicy. Jeśli nie... cóż, przynajmniej spędziliby przyjemnie ostatnie chwile życia.
Wtedy też usłyszał głos Skawińskiego. Przez chwilę sądził, że musiało mu się przesłyszeć, albo coś, tyle że z pewnością był to on i na dodatek szczebiotał radośnie z jakąś kobietą. Kuźwa, ten to zawsze wyplącze się z każdego burdelu. Jak szczur normalnie, jak szczur.
- Skawiński, kurwa to ty? Co tu robisz? Gdzie jest Li..... - Zdołał wykrzyczeń, zanim na scenę ich działań wkroczyli żołnierze służb porządkowych. No tak, najgorszy dzień w ich życiu jeszcze przecież się nie skończył! Muzyko graj dalej!
- Dobra, robimy tak jak mówi Niklas! - Rzucił do wszystkich na potwierdzenie, bo jedyne czego im jeszcze tylko teraz brakowało to przepięknych aktów heroizmu, zakończonych zarobieniem kulki od pajaców schowanych za pleksiglasowymi tarczami. Wymacał dłonią, gdzie kończy się granica lichego ceglanego murku, co by wiedzieć przynajmniej kiedy zaczną biec do generatora. Plan był prosty. Pierwsza wyskoczyła Nadia, by chwilę potem sługusów federacji zasypała lawina ołowiu, w której znalazły się i kule poczciwej Berrety Jankowskiego. Potem przyszła kolej na niego... wziął głęboki wdech, pierdolnął otwarta łapą w granicę murku, ot tak na szczęście, wsunął pistolet za pasek co by nie przeszkadzał mu w biegu i wyskoczył do przodu, niczym zając wyskakujący z krzaków w ucieczce przed myśliwymi. Miał tylko nadzieję, że pozostali strzelali nieco lepiej od niego i byli w stanie zapewnić jakąś jebaną osłonę!
 
Araks3 jest offline  
Stary 24-01-2011, 01:28   #30
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Przyłożywszy kawałek szmaty do nosa, zaczął wyjmować kolejne noże z organicznych resztek jakie zostały po mutancie. Smród był obrzydliwy. Mieszanina ługów, kwasu, ognia i chuj wie czego jeszcze strawiły większość stworzenia, a to co pozostało dymiło żółtawymi przyprawiającymi o mdłości smużkami. Czymkolwiek to bydlę było i jakkolwiek powstało, można było mieć nadzieję, że stanowiło ostatnią rzecz jaką powołał do życia kwiczący teraz boleśnie Brillenglotzer.

Wszystkie ostrza dało się zręcznie wygrzebać i względnie wyczyścić. Pozostało jeszcze tylko to stłuczone ramię, które bolało cholernie, ale wyglądało na nieuszkodzone. No i gość z automatem w dłoniach. Na początku można było odnieść wrażenie, że to może jakiś asystent doktora, ale już następny rzut oka rozwiewał te wątpliwości. Wysoki i wyprostowany jakby na jakiejś musztrze stał, a do tego utykający i w ciężkiej kamizelce bojowej. Czegoś tu szukał, ale na pewno nie problemów z nieznajomymi. To już jednak była jego sprawa, czego. Przynajmniej tak długo jak nie zacznie celować z tego automatu do nich. Jego powitanie Niklas skwitował zażyciem tabletki fentanylu.

Gdy doktor zaczął swój bełkot pożałował, że chcieli wyciągnąć z niego informacje. Zaraz pół swojego życia okraszonego gorzkimi żalami im tu wyłoży. Ideowiec jebany... Kątem ucha zaczął przeszukiwać laboratorium rozglądając się jeszcze za jakimś ciekawszym sprzętem jak ta rękawica... No i może bateriami do niej. Takie Wunderwaffe dobrze by było mieć zawsze załadowane do pełna... Tamten coś dalej pierdolił. Tym razem o specjalnych genotypach. Jeśli chciał po prostu powiedzieć, że Niklas był inny, to nie było w tym nic dziwnego. Ani dla niego, ani dla medów federacji. Co innego młody. Niklas obejrzał się na przysłuchującego się opowieści Gołębiowskiego, Pawła. Powinien walić grzmoty jednego za drugim i posuwać młode, naspawane naturałki pod drzewkami Bezimiennych. W końcu przecież to teraz dzieciaki robią... a nie zapierdalać po podziemiach za jajogłowym pojebem, który chciał mu głowę oderżnąć. W duchu wzruszył jednak ramionami i odpaliwszy licznik na ciągłe namierzanie umocował na ramieniu plecaka. Poszedł sprawdzić całe laboratorium. Oderwał się od tego dopiero gdy padło imię Tędlarza. Ten oślizgły cwel w Elyzium? Od jak dawna? Jak go znalazł? Kim jest ten Mobios dla którego pracowali? Od tego momentu historia zaczęła nabierać złego obrazu, który z nieprzyjemnym gorącem gromadził się gdzieś na wysokości grdyki Niklasa. Perspektywa końca Elyzium, oraz jego osoby kończącej jako podobna tej obok dymiąca biobreja przeważyły.

***

W świetle nowych niesprawdzonych informacji udzielonych im przez Gołębiowskiego, Bestandiger musiał zrewidować swoje plany. Dostanie się do Volpe w Officinae może się okazać w tej chwili niemożliwe. Ordnungdienst pewnie poblokowało kennkarty co gorszym obywatelom, a na górze i tak i jedni i drudzy strzelają do każdego na widoku... Ponadto jeśli w podwalinach Unterstadt faktycznie znajduje się jakieś wielkie nekrogówno, a on ma z tego powodu mieć jakieś wizje, to należy...
- Stacja... – powtórzył za Fingstem przez chwilę się zastanawiając – A skąd wiesz, że nam do porządkowych nie śpieszno? - parsknął, choć wyraźnie nie było mu do śmiechu – No dobra. Prowadź Fingst. A jestem Niklas.

***

Odwiert nie był jakiś wielkoskalowy, ale i nie musiał być przecież głównym i jedynym. Był jednak wystarczająco istotny by mieć swoją obstawę. Żołnierze Federacji ze standardowym wyposażeniem do pacyfikacji. Wielki rusek od Nadii nie ściemniał. Swoją drogą fakt, że go spotkali po przymusowym rozstaniu się i rozejściu w nieznanych kierunkach w Unterstadt, zakrawało na cud. A obserwując reakcję Nadii miało się wręcz wrażenie jednej z tych starych audiosłuchanek, którymi handlowali artefakciarze ze wschodu. Tych co to kurwa każda jedna się wesoło kończyła. Trzask, prask, oto jedna z nich. Ludzie to kiedyś mieli wyobraźnię...
Przypatrywanie się wykopaliskom nie trwało długo. Na jednym z rusztowań stała dwójka ludzi, która... najwyraźniej była doskonale znajoma jego współtowarzyszom. I to ich najpierw zauważyli żołdacy.
Niklas osobiście pierdolił tę dwójkę, ale Fingst gotów był jak widać poświęcić całkiem sporo. Zaczął granatem. Jebło solidnie, a chwilę później zagrał hakler ogniem zaporowym. Plan Fingsta byłby o wiele prostszy gdyby nie musieli przy okazji osłaniać tamtej dwójki. Ale z drugiej strony był wykonalny, a najwięcej ryzykował on jako ostatni.
- Pobiegnę przygotować i uruchomić kolejkę jak już generator zaskoczy. Jeśli będzie git, to wracam wam pomóc – rzucił jeszcze do Fingsta.
Przesunęli się z Nadią i młodym szybko wzdłuż gruzowiska do pierwszej przerwy. Zdjął pompkę z pleców. Dziewczyna wybiegła. Shotgun huknął głośno wypluwając w kierunku żołnierzy poza pociskami trochę dymu ze zleżałego prochu. Ale działał. Bez zarzutów. Dzień spod znaku niekończących się niespodzianek.
Oby limit niemiłych był już wyczerpany.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172