Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2011, 15:33   #207
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Inspektor ją zaskoczył. Nie samym pomysłem - sama chciała zrobić coś podobnego - ale właśnie bezwzględnością. Ona zakładała, że Dołmatow poniesie fałszywe informacje nie będąc świadomym, że powtarza kłamstwa. To dawało mu szansę na przetrwanie, bo w razie wpadki nie wycisnęliby z niego niczego, czego by nie wiedział. Inspektor postanowił zrobić z niego świadomego swej roli podwójnego agenta, co właściwie w przypadku wykrycia oznaczało wyrok. Ravna zacisnęła zęby i zmilczała, ale patrząc za odchodzącym Dołmatowem już widziała, że taka droga to błąd. By przeprowadzić taką akcję potrzeba stalowych nerwów, a Dołmatow był w rozsypce. Nie uniesie psychicznie ciężaru zadania, powinie mu się noga i to będzie koniec. Fundacja nic nie osiągnie, a śmierć Dołmatowa będzie bezcelowa i niepotrzebna. Oczywiście, zapłaci cierpieniem za swoje winy, "bla bla"... Chrześcijańskie pieprzenie o winie i karze, konieczności pokuty i uświęcającej roli cierpienia. Gówno prawda".

Diakon ją martwił. Jego zły stan się pogłębiał, i niewiele mogła zrobić, by postawić go na nogi. Wiedziała, jak mocno garou są wyczulone na oznaki słabości, i że podczas negocjacji któryś z nich skorzysta z okazji i pojedzie na słabości przywódcy jak na łysej kobyle. Smutne i niepokojące było to, że Aureliusz dopuścił do tego stanu przez własną... "nazwijmy to po imieniu: zaślepienie i nadętą wiarę we własne siły". Przecenił swoje możliwości, a efekty były widoczne gołym okiem. Zaczynała mieć poważne obawy, czy oceny innych elementów rzeczywistości Diakon też nie ma zaburzonej przez swoje nadmiernie wybujałe ego. Współczuła mu - zbyt wielkich ciężarów, straty przyjaciela, policzka wymierzonego przez własną tradycję, bo czym innym było przysłanie inspektora, który miał patrzeć mu na ręce - ale nie zamierzała pozwolić, by w ślepym widzie udowadniania, że "jeszcze może i to więcej niż inni", Diakon zaprowadził ich wszystkich na śmierć.

Adam wyrwał ją szeptem z rozmyślań.
- Chyba... chyba... chyba - powtarzał niepewnie. "Chyba na pewno", pomyślała smutno. W takiej chwili na pewno ktoś wybadywał ostrożnie opinie, obmacywał cudze umysły... "bał się, że głosowanie mogłoby pójść w inną stronę niż po jego myśli, liczył głosy i drżał, drżał, drżał, bo nie potrafiłby przyjąć innego niż swoje własne zdania grupy". Delikatnie ujęła rękę Adama pod stołem, wnętrze dłoni miał wilgotne od potu, drugą dłoń schowała do kieszeni swetra i uśmiechnęła się do Diakona przez całą szerokość stołu.

"Przecież i tak oboje wiemy, że to ty, co?".

Ravna nie wyczuła magyi działającej stricte na nich, acz delikatne ślady zaburzeń rzeczywistości powoli rozpływały się jak krople po deszczu. Sadząc po skali tego zjawiska, zaburzeń Vis nad stołem oraz braku stygmatów na badanych, nikt na nikim magyi nie użył. Acz mogła śmiało podejrzewać, iż czyjaś sonda mentalna śmiga od maga do maga badając opinie. Niestety, bliska obecność węzła utrudniała identyfikacje prowodyra.

Samo głosowanie jej się nie podobało. Nie miała żadnych złudzeń, że Diakon zarządził je tylko dlatego, że był niemal pewny wyniku. Jego podejście do idei głosowania mogła już zaobserwować nad jeziorem. Tak układał głosowanie, by maksymalnie zwiększyć szanse przeforsowania swojej wizji. Teraz celowo mógł kazać głosować najbardziej doświadczonym na końcu, aby ci za wcześnie nie ujawnili kilku faktów mniej doświadczonym magom, bo to mogłoby wpłynąć na ich decyzje. Tak jak Amy, jasnym bezlitosnym głosem nazywająca rzeczy po imieniu - nie intrygą, ale ofiarą... Tak... klamka zapadła.

"A może nie? Stado nie zawsze idzie tam, gdzie się je prowadzi, ma własną wolę, nad którą nikt nie panuje".

Uścisnęła mocno pod stołem dłoń Adama. Bała się jego reakcji. Odrzucenie przez współbraci go odmieniło. Zawsze spokojny, teraz oddychał ciężko i urywanie, był kłębkiem nerwów i Ravna nie była w stanie przewidzieć, jak zareaguje. Być może sam tego nie wiedział.

Oparła twarz na dłoniach. Ciągle czuła na skórze zapach Adama, ale zdawało się jej, że pobłyskuje na nich warstwa płynnej czerwieni, jak na dłoniach jej sobowtóra ze snu.


"Po moim trupie, Aureliuszu".

- Fakt głosowania nie dziwi mnie tak bardzo
- skinęła głową Amie, gdy ta skończyła mówić, choć słowa były niepowstrzymanym w porę przytykiem w stronę Diakona - jak to, że w ogóle dopuszczamy taką możliwość, dyskutujemy nad nią i uważamy, że ma nie tylko sens, ale i możliwości powodzenia. Zostawmy na chwilę to, czy jest moralnie dopuszczalna - powiodła wzrokiem po zebranych zatrzymała ciężkie jak ołów spojrzenie na Grigoriju - każdy ma własne sumienie, nikomu nie będę dyktować dekalogu. W moim nie ma miejsca na posyłanie z zimną krwią sprzymierzeńców na śmierć, tylko po to, by udowodnić, że potrafię walczyć na raz z całym światem, i wygrać, pomimo ceny - przebierała palcami dłoni po blacie. - Zwłaszcza że ta cena, jak słusznie wskazała Amy, w obliczu tego, czym jest jezioro, może być pułapką. Na nas. Być może także na wilkołaki. Mówię nie. Nie zmieniłam zdania od kiedy pytałeś mnie i inspektora o to samo przy Akinie. Naszym priorytetem jest teraz jezioro, nie technokracja. Skupmy się na jednym przeciwniku, który i tak może być zbyt potężny jak na nasze siły. Twierdzisz, Aureliuszu, że damy radę? W mojej ocenie polegniemy, i pociągniemy za sobą wilkołaki. Podczas wydarzeń w klubie mieliśmy na raz technokrację i fragment tego, co żyje w jeziorze. Do cholery, straciliśmy dwójkę Adeptów, Innę i Siergieja, i ledwo udało nam się stamtąd uciec. Cieszę się, że pokładasz w nas tak duże nadzieje, ale czas zacząć oceniać realnie swoje możliwości. Mamy czwórkę Adeptów. Część z nas nigdy nie walczyła. Większość nigdy nie działała razem. Do tego, wybacz Mistrzu, ale ktoś musi to powiedzieć - nie jesteś w najlepszej formie, ani ty, ani, jak widzę, Mistrz Rasputin - miała za złe Diakonowi jego postawę, ale powody niedyspozycji zmilczała. Nie chciała, by inspektor dodawał to do raportu, który ani chybi spisywał w swoim pokoju. - Po jeziorze, jeśli będzie jakiekolwiek potem, większość z nas będzie się nadawać tylko do lazaretu. Zgadzanie się na propozycję Akina to w tej sytuacji zapraszanie technokracji, żeby nas dobili - wzięła głęboki oddech. - Nie zgadzam się i nie zaakceptuję innej decyzji. Przykro mi, Diakonie, ale jeśli na podstawie głosowania czy jakiejkolwiek innej podejmiesz decyzję o sprzymierzeniu się z Akinem, nie tylko nie posłucham rozkazu, ale zrobię wszystko, by porozumienie nie doszło do skutku. Włączając w to odejście z fundacji i sprzymierzenie się chociażby z Vowkiem. Pomimo tego, że opuszczenie fundacji będzie dla mnie największym nieszczęściem i nie przyjdzie mi łatwo. Milczałam, kiedy nad jeziorem obiecywałeś Akinowi, że przystaniemy na jego propozycję. Nie chciałam, by ktoś z zewnątrz widział, że nie jesteśmy jednomyślni. Ale nie mogę milczeć teraz i nie mogę się zgodzić. Także dlatego, że w pełni podzielam przekonanie Roberta, że możemy i powinniśmy sprzymierzyć się z wilkołakami na równych prawach.

"Pamiętam też dobrze, że ty tego przekonania nie podzielałeś, i znalazłeś je zabawnym".

Odchyliła się na oparcie krzesła i splotła dłonie na podołku.
- Jeśli Adam chciałby coś dodać o Akinie lub sytuacji w watasze, proszę o możliwość udzielenia mu głosu. Jeśli natomiast chodzi o bęben i zamieszkującą ją istotę - po raz pierwszy w spokojnym głosie szamanki pojawiło się zdenerwowanie i... odraza. - Pomimo mojego osobistego pragnienia, by zniszczyć ducha, z którym, jak większość z was widziała, nie potrafiłam sobie poradzić, zamierzam go zachować. Oddałam go Robertowi, licząc, że go spali, on jednak nie zamierzał go niszczyć i zwrócił mi go, jeśli więc miał przypuszczenia, którymi chcesz się teraz kierować... - Ravna patrzyła spokojnie w zmęczone oczy Diakona. Nie podobało jej się to, że czuła w słowach Diakona kłamstwo, którego nadal nie chciała wytykać wprost. I nie podobało się jej przestawianie w dyskusji zdania nieobecnego Roberta niczym mebla, gdzie wygodniej. "Jak daleko się posuniesz? Aż do użycia jego prawa głosu, gdy zabraknie punktów?" - Jeśli miał takie przypuszczenia, to nie był ich pewien. Mam przeczucie, że ten niechciany prezent, którym obdarzył mnie Robert, może jeszcze odegrać jakąś rolę. Być może pozytywną. To fragment tej istoty, który został częściowo ujarzmiony. Dlatego, wbrew mojej własnej woli, bo nie powinniśmy teraz szarpać się między sobą, i zapewne wbrew prawom fundacyjnym, których nie znam tak dobrze jak ty, Mistrzu... - Ravna posmutniała - ... będę bronić tego, o czym jestem przekonana.
 
Asenat jest offline