Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2011, 16:09   #36
deMaus
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
- Jestem przekonany że z niewielką grupą będę w stanie stosunkowo szybko przedrzeć się przez dzicz i niepostrzeżenie dostać do miasta - Ventidius nie odrywał wzroku od mapy - Tam powinniśmy być w stanie zająć, lub przynajmniej czasowo unieszkodliwić stanowiska obrony przeciwlotniczej i umożliwić bezpieczny desant bezpośrednio do miasta. Co do obozów wroga, to jak przypuszczam chronione są w jakiś sposób przed tutejszą fauną... Niewielkie grupki zwiadowców mogły by skoordynować ostrzał orbitalny na tyle, aby zniszczyć ich źródła zasilania. Gdyby udało się pozbawić ich także zapasów, to sam klimat zmusi ich do kapitulacji... - zdał sobie sprawę że zebrani przyglądają mu się z dyskretnym zdziwieniem - Będzie potrzeba dużo rąk do pracy aby przywrócić to miejsce do stanu używalności - wyjaśnił nieco nerwowym tonem. Nie nawykł do taktyk zakładających branie jeńców i czuł się w tej roli trochę nieswojo.
- Brawo - nawigator zaczął powoli klaskać w dłonie. Ciężko było powiedzieć czy był to sarkazm czy rzeczywiście gratulował bardzo dobrego planu. - Dzięki temu mogli byśmy odzyskać podstawowe struktury i wykorzystać je przy eksploatacji. Jeśli wszystko poszło by zgodnie z planem uzyskali byśmy sporo ciężkiego sprzętu. Musimy jednak pamiętać że wróg ma przewagę doświadczenia i nie będzie łatwo. Poza tym jeśli się poddadzą uzyskamy sporo gąb do wyżywienia i pilnowania które zechcą może sam nie wiem przejąć bazę albo ten okręt dla siebie? No sam nie wiem, w sumie nie będzie go trudno przejąć jak wyślemy wszystkich na dół do walki bo przecież nie zostanie nas tu wielu do obrony. Taki szczegół myślałem że warto wspomnieć. - Veltarius skrzyżował ręce na piersi. - Z przyjemnością dodam więcej szczegółów do następnych pomysłów. - Nie bał się spojrzeć w oczy nikomu oprócz astropatki którą zresztą traktował jak powietrze w tej chwili.
Brwi Ventidiusa uniosły się nieznacznie.
- Czyli nie jesteśmy zainteresowani zajmowaniem planety? Proszę mnie wyprowadzić z błędu jeżeli źle zrozumiałem nasze obecne zadanie... - patrzył beznamiętnie na nawigatora - Pańskie uwagi są jak zwykle cenne i konstruktywne, ale jeśli chodzi o samo wykonanie operacji to proszę jednak o odrobinę zaufania w tej sprawie - Nie znający znaczenia słowa ironia Marine przeniósł spojrzenie na mapę taktyczną - Co do bezpieczeństwa statku, to potrzebujemy go na orbicie tylko do chwili opanowania sytuacji na dole. Nie widzę powodu dla którego powinien dłużej niż to konieczne pozostawać wystawiony na atak i będzie go można przemieścić w bardziej dogodne do obrony miejsce.


Max stojący lekko z boku, przysłuchiwał się wymianie zdań marinsa i nawigatora, o ile ten ostatni był niezbędny w ich podróżach, o tyle samo był trudnym kompanem. Venditius natomiast był zbyteczny, a przy niektórych działaniach, do których na pewno, prędzej czy później dojdzie nawet niepożądany, o tyle samo był pomocny i nie można mu było odmówić umiejętności wojskowych. Podszedł bliżej stołu i oparł się o niego ręką, wymiana płuc to poważny zabieg, i choć nie mistrzostwo ich kapłana maszyny sprawiło, że nie odczuwał już problemów związanych z operacją, to jednak warto było może przez chwilę pozgrywać słabszego.
- O ile mi wiadomo nie tak łatwo wedrzeć się na nasz okręt. A poza tym, bądźmy sprawiedliwi nie musimy brać jeńców, nawet tych, którzy się poddadzą. Ich sprzęt przyda nam się bardziej, zresztą z jeńców można zrobić przydatne serwitory. Mamy dużo części zabranych z kopali o ile mi wiadomo. Plan Ventidiusa jest dobry, jeśli dodamy do niego zasadę, niebrania jeńców, oraz przerobienie ocalałych na serwitory mamy szanse na duże zyski. Mamy dość załogi, aby w razie konieczności obronić statek w przestrzeni. Osobiście mogę pozostać na statku i dopilnować, abyście mieli gdzie wracać. -

- Moim zdaniem okręt Hadraka Fela prędzej czy później tutaj wróci. Powinniśmy być przygotowani także na taką ewentualność. Co prawda ewentualna infiltracja Czarnej Gwiazdy przez wrogie siły będzie w przestrzeni o wiele trudniejsza, uważam jednak, że nie należy bagatelizować takiej sytuacji. – Seneszal wciąż był wściekły po tym, jak ludzie Fela włamali się do biblioteki i mieli czelność podnieść brudne łapska na jego ludzi. Najwyraźniej ochrona okrętu była niewystarczająca. Będzie musiał porozmawiać z de`Viraesem poważnie, bo choć to pierwsza wpadka systemu bezpieczeństwa, ważnym było, by wyciągnąć z tego wydarzenia lekcję. – Może także dojść do sytuacji, w której wrogi okręt dotrze do planety, kiedy nasze siły uderzeniowe będą na powierzchni. Czarna Gwiazda powinna być wtedy gotowa by zniszczyć przeciwnika nim rozpocznie ostrzał planetarny. O ile oczywiście dysponuje on tego rodzaju bronią. Proponuję więc, by okręt trzymał się w pobliżu. By nie wisieć jednak na orbicie niczym tarcza strzelecka, można by przyczaić Czarną Gwiazdę za którąś z planet, bądź księżyców w tym systemie. – Darleth przy pomocy konsolety uruchomił holograf. Talerz urządzenia, przymocowany do szyny na suficie przesunął się nad mapę taktyczną. Przed oczami zebranych widniał teraz cały układ pobliskiej gwiazdy.
- Co do samej akcji, zdaję się na doświadczenie czcigodnego brata Venditiusa. Pragnę jednak być obecny na miejscu działań. Służę w razie czego swą wiedzą, a jeśli zajdzie potrzeba, także i ostrzem.

Max skłonił się w stronę Darletha.
- Dokładnie to miałem na myśli, mówiąc, że pozostanę na statku i dopilnuję jego bezpieczeństwa. Wyprawa jest kusząca, ale moim obowiązkiem na statku jest dopilnowanie, aby on przetrwał w rękach Krardów, poza tym chciałbym zająć się poprawieniem działania systemów bezpieczeństwa na statku. Obecna ochrona okazała się tragicznie nieudolna, choć to raczej moja wina niż załogi. Przeszkoliłem dotychczas do przyzwoitego poziomu jedynie niewielki oddział do ochrony komnat kapitańskich i pokładu oficerskiego. Teraz będę miał czas zadbać o resztę, oraz jeśli szanowny brat Vladyk pozwoli usprawnieniem kilku newralgicznych punktów na statku. Choć tu potrzebowałbym pomocy jego ludzi i kilkunastu do kilkudziesięciu serwoczaszek, na które materiały brat Venditius z pewnością dostarczy nam z planety. - Zastanawiał się czy przejdzie mu niezauważonym instalacja automatycznych karabinów i kamer na ważnych węzłach komunikacyjnych, ale z drugiej strony jak zrobi to jawnie, to nikt nie będzie protestował później. - Moi inżynierowie, mogą w każdej chwili przystąpić do prac, nad montowaniem systemu kamer i automatycznych działek, na najważniejszych węzłach komunikacyjnych, ale do sterowania nimi, serwoczaski będą niezbędne i chyba najpewniejsze. -

Ghrant ziewnął potężnie i zasłonił usta nieco zbyt wolno.
- Wybaczcie przyjaciele, nie jestem znudzony bynajmniej ale ostatnia podróż przez Gardziel była nieco męcząca dla mnie. - I znów ciężko było powiedzieć czy drwił czy faktycznie mówił prawdę. Wszyscy pamiętali kilka dni horroru który zapewnił jeden ze sztormów pustki.
- Skoro nikt nie ma nic do dodania już na temat jedynego planu jaki mamy i zabieramy się już za dekorowanie Gwiazdy. Po pierwsze zgadzam się z rozpoczęciem ataku od centralnego obozu, nasi przeciwnicy na pewną też będą się tego spodziewać i tam zapewne zgromadzą główne siły. Mały oddział zapewne wykona zadanie doskonale poprzez sabotaż umożliwiając głównym siłom natarcie. Liczmy się z tym że nasze transportowce nie dostarczą od razu głównych sił na planetę i zajmie chwilę zanim zakładam jakieś pół tysiąca żołnierzy się podda lub zostanie pokonanych. Następne pytanie nie kto chce ale kto powinien wziąć udział w natarciu i koordynacji o ile niestety tylko nasz cudowny Żołnierz Imperatora ma doświadczenie w walce ale zakładam że nie ma tak dobrych umiejętności organizacyjnych jak ty drogi Maxwellu. Uważam że przydasz się na dole dużo bardziej. Prace na okręcie możemy wykonywać w każdym momencie. Poza tym nie wyobrażam sobie jak mógłbym przydać się tam na dole ja, dużo lepszą pracę mogę wykonać tutaj skanując przestrzeń i doskonale wiesz o czym mówię Maxwell. Ciekawe czy udało by się pokierować jakoś ta wielką bestia by stratowała obóz wroga. Przydało by się porozmawiać z naszymi klanowymi wojownikami. Jeśli na planecie znajdują się inne promy dobrze było by je przejąć, poza tym nasz szturmowy byłby nieocenioną pomocą w trakcie natarcie zważywszy że nie dysponujemy ciężkim sprzętem w przeciwieństwie do wroga. Pomyślmy tez jak utrzymać ten port później bo wróg na pierwsze sygnały ataku może ruszyć wszystko właśnie do centrum. Byli byśmy wtedy w krzyżowym ogniu. Nie przedłużając, proponuję by Ventidius zastanowił się nad szczegółami natarcia ale też pomyślał którzy z nas byli by przydatni na dole. Mały oddział "wybrańców" który przygotuje pole do głównego natarcia. Potem spróbujmy czy się poddadzą przy okazji napuszczając na jeden z obozów bestie. Koordynaty zostały skradzione z tego okrętu i popełniono liczne zbrodnie w trakcie. Jeśli dowódcy obozów odmówią kapitulacji proponuję zbombardować jeden z obozów i powtórzyć zapytanie. - Nawigator, skrzyżował ramiona na piersi oczekując ewentualnie innych pomysłów które będą pomocne w trakcie następnej z ich szalonych ekspedycji. Brakowało im do tego i ludzi i sprzętu. Brakowało im doświadczenia i dobrego planu. Przynajmnije jak coś nie wyjdzie będzie bezpieczniejszy na okręcie niż tam na dole gdzie tak na prawdę czułby się bez użyteczny.


Max już był pewny, nawigatora należy, albo wymienić, albo wykluczyć z narad, był za mało spostrzegawczy, a raczej za mało obyty z intrygami, co mogłoby być korzystne gdyby nie był też bardzo inteligentny i cyniczny. Właśnie nie dość, że w pewien sposób wjechał Maxowi na ambicję, to jeszcze popsuł jego plan pozbycia się idealnie dobrego i przestrzegającego praw Venditiusa, a to było irytujące.
- A co nam przyjdzie z tego, że wykryje pan fregatę Fela, skoro nie będzie tu nikogo, kto poprowadzi obronę i zapewni nam zwycięstwo. Liczy pan, że załoga sama się zorganizuje i wygra z doświadczoną, dobrze wyposażoną i zgraną załogą Fela? Proszę o wybaczenie, ale z Lacrimosą, i jej załogą dopadłbym Czarną gwiazdę i przeją ją nie tracąc przy tym więcej jak 100 ludzi. A gdyby nie zależało mi na statku, tylko na wyeliminowaniu rywala, to nie straciłbym nikogo. Hadarak to nie żółtodziób, zaplanował to i przecież wiedział, że będziemy go ścigać, dlatego tworzy zasadzkę, jeśli nas wykończy to nikt mu nic nie zarzuci, nikt go nie powiąże z tym co się stało. Przejmowanie Czarnej Gwiazdy nie jest mu aż tak na rękę, nie może wrócić jako jej kapitan, nie może jej sprzedać, przynajmniej nie w Imperium, może gdzieś poza. - Max uznał, że może być tak niemiły jak nawigator, ciekawe co się stanie. - Ja na miejscu Fela, wypadłbym z Immaterium strzelił ze wszystkiego co mam w silniki Czarnej gwiazdy i znikł, następnie ponowił bym manewr z uzbrojeniem jako celem, a następnie na spokojnie ostrzelał oddział na planecie, i dokonał abordażu na Gwiazdę, nie biorąc jeńców. Ograbiłbym statek z wszystkich cennych elementów i zniknął. Dlatego uznałem, że pozostanę na statku, aby podjąć stosowne działania zapobiegawcze, ale jeśli uważasz Veltariusie, że lepiej pokierujesz jednostką, to oczywiście mogę poprowadzić akcję na planecie. Poznałem twoje możliwości i chciałem cię prosić, żebyś został na statku i pilnował przestrzeni wokół nas, ale może nie znam pełni twojej mocy i możesz nie tylko strzec przestrzeni, ale również, kierować obroną statku. Szczerze życzę szczęścia, bo chciałbym mieć na co wracać. Proponuję zatem, abyś udał się przygotować do powierzonej ci funkcji, a my tymczasem zajmiemy się przygotowaniem planu akcji na planecie. - uśmiech jaki przy tych słowach towarzyszył Maxowi mógł być odczytany jedynie jako zachwyt i akceptacja podziału ról dokonanego przez nawigatora, jednak dla każdego kto nie patrzyłby na białe zęby, a zajrzał by w oczy, stało by się jasne, że de'Vireas mówi, to dopiero początek, poczekaj na resztę, bo przedstawienie nabiera rozpędu.
- Nasz taktyk, Veltarius dobrze nam radzi, ale czemu nie pójść krok dalej i nie wysłać, do nich wiadomości z orbity. Nadajmy im jedną, średniej mocy pocisk w dowolny z obozów, wybuch i tak zobaczą wszyscy, następnie nadamy wiadomość. "złożyć broń i opuścić miasto, macie 30 minut" potem nadamy następną wiadomość w postaci pocisku w następny dowolnie wybrany obóz, i ponowimy wiadomość, "oni byli najwolniejsi, macie ostatnie 30min". Mamy wtedy dwie opcje, albo nas posłuchają, albo uciekną do miasta. W obu wypadkach wygraliśmy. Nawet jak uciekną do Miasta, no cóż, wtedy zostaną odcięci, od wszystkiego, a my będziemy mogli ich wykończyć, choćby poprzez napuszczenie na nich tych bestii, poprzez odcięcie im dostępności do żywności, i tym podobne działania. To nie będzie nas kosztowało dużo, no i nie stracimy ludzi. Ale ale, czy spotka się to z akceptacją naszego taktyka? - zapytał z uniesionymi brwiami, akcentując ostatnie słowo. - tego dowiemy się już niebawem, jak sądzę. -





Po naradzie.
Max wracał zirytowany zachowaniem nawigatora, do swojego apartamentu, w myślach układał plan działania na planecie, już wcześniej wysłał Nicewie zapotrzebowanie odnośnie ludzi i sprzętu, zaznaczył w nim, że koniecznie mają przygotować ładunki wybuchowe, wyzwalane zdalnie. Tym razem postanowił nie zabrać ani jednego barbarzyńcy, za to więcej ludzi znających się na walce w mieście. Wybór padł, na niedobitki komandosów, z Todor V
Dotarł do apartamentu, gdzie powitał go jego asystent.
- Za pół godziny ludzie będą gotowi do wylotu, jest jednak problem, nie możemy znaleźć Vean'a, Hamilton mówi, że ostatni raz widział go jakieś 16 godzin temu, w knajpie niedaleko świątyni. - spojrzał na dataslat, który nosił i dodał - Dodatkowo, chciałbym zaznaczyć, że aby przygotować statek do automatycznej obrony, kluczowych punktów, będziemy potrzebowali dużo sprzętu, którego nie mamy, i o ile karabiny, i tego typu da się załatwić, to problem będzie z serwoczaszkami. -
- To też da się załatwić. Po to lecimy na planetę. - Max przeszedł do fotlu w salonie, i wyświetlił informacje o nawigatorze. - Znajdź wszystko co zdołasz o nim, wszystko, i obserwuj go. - uznał, że skoro on szpieguje to inni, może nie wszyscy, ale jednak niektórzy, na pewno także to robię, więc lepiej nie wymieniać imienia - Jak wrócę, chcę dostać raport, a w najbliższym porcie będziesz go uaktualniał. - Wstał i ruszył do wyjścia, a następnie do hangaru.

Czekało tam na niego 32 ludzi, w ciężkich zbrojach, był też ostatni twój Vladyka LasCanon z serwitorami do jego transportu i obsługi. W trakcie lotu, ustalił z pilotem i dwoma sierżantami plan.
O umówionej porze, zaatakują lotem koszącym, chimery, następnie wylądują w mieście nieopodal, i spróbują przejąć te, które ocaleją z tego ataku, po czym zabezpieczą teren, i dadzą sygnał Darlethowi, aby nadleciał z dalszymi siłami.

Kiedy nadeszła pora na atak, ruszyli, początkowo wszystko szło dobrze. Turkot ciężkich karabinów na bronie brzmiał już kilka sekund, strzelec zameldował zniszczenie jednej chimery. Potem jednak oberwali, nie dokładnie nawet wiadomo skąd, bo przecież obrony przeciwlotniczej miało nie być, a chimery nie miały działek na dachach. Wstrząs, był tak potężny, że Max zobaczył tylko jak głowa pilota, uderza w drążki i tablicę, po czym ciało opada w fotelu bezwładnie, wypuszczając stery.
- Trzymać się - wrzasnął i skoczył aby wyciągnąć ster. Jedyne co uzyskał, to to, iż nie przywalili czołowo w ziemie. Uderzenie było jednak potężne, i przesunęło ich ślizgiem kawałek poza rampę, której strzegły chimery. Przez kilka sekund, panował spokój, a potem o pancerz promu zaczęły uderzać pociski. Z tyłu natomiast rozległa się niewielka eksplozja, i do środka wlało się światło. de'Vireas ruszył w tamtą stronę.

Komandosi z Todor, jak widać znali się na swoim fachu, bo zaraz wybiegli i dali ogień, zaporowy w stronę chimer, aby umożliwić reszcie ewakuację.
Kiedy Max się wydostał zobaczył trzy pojazdy zmierzające w ich stronę.
Obecnie mieli zaporę z promu, ale ten dymił, i z każdym kolejnym trafieniem mógł eksplodować.
- Rozstawcie się do ostrzału. Całej potrzebujemy jednej. - powiedział do serwitorów. Reszta komandosów wiedziała co robić, działali odruchowo, tak jakby było to ich codzienne doświadczenie. Kładli ostrzał zaporowy, osłaniali się wzajemnie. Od chimer dzieliło ich około 200m, ale ten dystans zmniejszał się drastycznie. Nie ma gdzie się schować.
- Uzbrój i rzuć trzy ładunki, jak najdalej przed nas. Jak na nie najadą to wysadzaj. - polecił saperowi, ten niczym serwitor, bez słowa, wydobył z plecaka trzy ładunki, włączył nadajniki podał po jednym dwóm innym komandosom, równocześnie rzuci na przyzwoity dystans, niecałych 45m.

Teraz pora przejąć, jeden transportowiec. Max wychylił się z pistoletem i wycelował, załogant chimery strzelał do nich, z przedniego ckm'u, co przy prędkości z jaka się poruszali dawało mu niewielką celność. Właściwie to zapewniało tylko, że cel nie może się rozleźć.
de'Vireas wycelował w miejsce gdzie powinien być kierowca, przemyślał szybko podjęte kroki i doszedł do wniosku, że powinni zyskać jeden pojazd, jak nie to ładunki powinny załatwić wszystkie, a jak i one nie pomogą, to na małym dystansie, lascannon ich wykończy. Chimery nawet, kiedy dojadą do promu, oberwą pierwszy strzał, zanim zawrócą drugi, trzeci zdejmą komandosi, granatami. Wycelował jeszcze dokładniej i strzelił dwa razy.
 
deMaus jest offline