Tass padł na krzesło. Złapał łapczywie powietrze, spojrzał na jego mościa i uśmiechnął się przez zaciśnięte zęby.
- Nie ma sprawy - wybełkotał trzymając się za szyję, bandaż był już tak mokry od krwi, że w ogóle jej nie chłonął - Oni są mistrzami w manipulacji ludzi.
Pogłaskał Avro i spojrzał z wyrzutem sumienia na poobijanego Leonardo i ledwo stojącego Gaurima.
- Przepraszam was, to wszystko moja wina.
Podniósł się po woli i ruszył ku zapleczu gdzie znajdowała się karczmarka. Zatrzymał się przed wejściem do pracowni alchemicznej i rzucił nie odwracając wzroku.
- Bezpieczniej dla was będzie jeśli jutro się rozstaniemy, a nasze drogi się więcej nie skrzyżują.
Zniknął po chwili za ścianą.
Karczmarka była pilnie zajęta ważeniem jakiejś mikstury i Tass zastukał pięścią w blat jakiejś ławy. Gdy pani domu go zauważyła, nonszalanckim acz chwiejnym krokiem podszedł bliżej chcą się przyjrzeć co robi.
- Dalej przyszedłeś mnie męczyć?
Spytała kobieta, gdy niziołek stanął obok niej.
- Potrzebuję kilku ziółek i czegoś na krwawienie i szybkie gojenie się ran. Mój szmelc mi nie pomorze więc pomyślałem o tobie. Plus tam jest jeszcze dwóch moich kamratów rannych. Oczywiście zapłacę za twoją pomoc.
To mówiąc rzucił na blat przed nią naszyjnik, który znalazł w domu Obsraja i czekał na jej reakcję. |