| Nie mogłem tak po prostu położyć się spać. Chociaż drugą część wędrówki spędziliśmy w milczeniu, pewnikiem wywołanym szokiem, chciałem poznać lepiej naszego „wybawcę”. A bo to może on jakoś zwabił te potwory? Kto to wie...
Nim odnalazłem jego pokój minęła chwila. Lub dwie.
A im dłużej to trwało tym bardziej cisnęło mi się na usta stwierdzenie, że to zbój jakowy, bo co by robił w środku lasu? Uderzyłem mocno w drzwi, bo może już spał. - Panie,otwieraj pan, wiem, że tam jesteś! - Już otwieram! Zapraszam. Wszedłem do środka, w końcu gest był zachęcający. Szybko spojrzałem czy nie ma jakieś broni przy sobie. - Chyba musimy sobie parę rzeczy wyjaśnić. - zrobiłem groźną minę.
- Oczywiście. - Uśmiechnął się i wskazał na krzesła obok.To biło mnie z tropu. Ja tu robię jebudu, a ten mi się tu szczerzy? Coś tu śmierdzi, ot! Skorzystałem z propozycji, bo i nie wypada stać jak kołek. - Tam, w lesie... - wtem uderzył mię tamten zapach i poranny chłód. Brr! - Psiakrew, nie bardzo rozumiem co tam właściwie się stało... Ale sądzę, że jesteśmy winni ci podziękowania. Tamte...potwory.... - wydukałem. - Nie, nie jesteście mi nic winni. Usłyszałem, że ktoś jest ranny, podjechałem i znalazłem ranną kobietę, która prosiła o pomoc. To wszystko. No dobra, brzmi to dość prawdopodobnie. Zbójecką facjatę miał, jak my wszyscy. Ale gdzie tam, zwierzoczłeki by prędzej go zjadły niż... - Znam ja ludzi, którzy by czmychnęli wte pędy, bo to nie ich sprawa... Równyżeś chłop, panie...? - Sami oceńcie, drogi panie. Pytajcie o co chcecie. - Hm, powiadasz. Być może nie wypada, ale mnie ciekawość żre - jakie diabły was pogoniły we mgle do lasu? Ostatnie...wydarzenia mówią wszak, że niebezpieczna to okolica. - Jakby to ująć, aby nie nakłamać... Kilku strażników nie przepada za mą osobą. „Nie przepada”! Uśmiechnąłem się. - Ha! No cóż, dobrze panu z oczu patrzy! Ale z pewnością dziewczyna będzie miała wobec pana jakowe wdzięczności... - poczułem suchość w ustach. Trzeba temu szybko zaradzić.
- Nie przeszkadzam już, sam udam się przeczesać tutejszy barek. Skorzysta pan? - Grzeczność nakazuje nie odmówić, a i bez niej chętnie bym poszedł. Bez ociągania się, wstałem. - Po ojcu jestem Berty... i, a niech mnie, stawiam pierwszą kolejkę!
Uścisnęliśmy sobie dłonie. - Varian, nie wiem czy po ojcu, bo pamięć mię szwankuje od lat.
Śniadanie było raczej smętne. Wczorajszy dzień zdawał mi jeszcze doskwierać.
Przyjacielskie rozmówki i rzecz jasna karczmarz oszukista.
Oby tylko za posiłek liczył po ludzku, bo tutejsza kuchnia zdawała się nie grzeszyć smakiem.
Gdy na stole pojawiły się karty wszyscy jakoś czmychnęli. Czyżby wieść o moich partiach dotarła do ich uszu, hehe?
- Z panem, panie Boris, zawsze!
Hehe. - A niech mnie, rzadko się zdarza żeby ktoś ze mną wygrywał. No ba, rzadko się zdarza by ktoś miał Koło Fortuny i króla pod rząd! - Wie pan, co mówią - kto nie ma szczęścia w kartach, ten ma szczęście w miłości, ha! - Dobre sobie... jeszcze jedna partyjka? - Życie ci nie miłe, panie Becker?
- Mówią też, że do trzech razy sztuka... Z przyjemnością!
- A niech mnie, dobry z ciebie przeciwnik! Odegram się innym razem... Wygląda na to, że reszta wyszła na zewnątrz. Tak swoją drogą,rozmawiałeś już z tym jeźdźcem? Prychnąłem i strzeliłem od niechcenia palcami. No tak, szybka zmiana tematu. - Powiedzmy, że zamieniłem z nim słówko. Cokolwiek by tam nie robił, pomógł nam. Oby nam dzisiaj pogoda dopisała... - Tak... pogoda. Pomógł, nie pomógł zobaczymy co będzie. Teraz proponowałbym się zebrać i postanowić co dalej. Zaczyna się robić późno.
__________________ moja postać =/= ja // Tak, jestem kobietą.
Ostatnio edytowane przez Imuviel : 17-01-2011 o 12:31.
Powód: naciski prowadzącego, skandal!
|