Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2011, 11:43   #14
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Miasto, do którego zmierzali zrobiło na Edgarze niesamowite wrażenie. Jakże się różniło od jego rodzinnego Craigbreath, jedynego miasta jakie do tej pory widział. Było ogromne, zbudowane niemal w całości z kamienia i otoczone wysokim murem. Wprawdzie albiończyk słyszał opowieści marynarzy o miastach Imperium i Bretonii oraz o sławnym Marienburgu, ale słuchać opisów a zobaczyć na własne oczy, to zupełnie co innego. Edgar zdał sobie sprawę, że miasto jakie widzi przed sobą jest prawdopodobnie prowincjonalną dziurą, a mimo to robi takie wrażenie. Poczuł ukłucie zazdrości i wstydu. W oczach ludzi tu mieszkających musiał być jakimś dzikusem, pochodzącym z krainy, gdzie domy budowano z łajna i jedzono surowe mięso. W sumie niewiele się mylili. Przecież niektóre plemiona z północnych i zachodnich ziem Albionu nadal praktykowały kanibalizm i mieszkały w jaskiniach. Bogini! Co za wstyd.

Z zainteresowaniem chłonął wszystkie szczegóły otaczającego go miasta. Zdobienia na budynkach, brukowane ulice, wydzielone rynsztoki. I tłum ludzi, wielobarwny i głośny. Ludzie tutaj też byli jacyś inni. Więksi i bogaciej odziani. Szczególną uwagę zwracał na kobiety. Te młode. Nie miały tak obfitych kształtów jak albionki, były szczuplejsze i... pociągające. Dopiero pociągnięcie za kubrak, otrzeźwiło go. Dotarli do strażnicy, zlokalizowanej na jednej z pierzei niewielkiego rynku.

Oczywiście okazało się, że Edgar jest niewinny. Przyjął przeprosiny za niesłuszne podejrzenia i podziękowania za pomoc w trakcie starcia z bandytami. Potem zostawił Marię w strażnicy i ruszył do wskazanego przez nią człowieka. Właściwie sam nie wiedział po co. W czym niby uczony miał mu pomóc? Życia jego bliskim nie przywróci. Może szedł do niego, gdyż innego punktu zaczepienia nie miał.

Niespiesznym krokiem przemierzał ulice Hargendorfu, nie mogąc napatrzyć się na młode mieszczki. Niektóre z nich posyłały mu powabne spojrzenia, inne rumieniły się wstydliwie. Dopiero wrogie spojrzenia kilku pachołków, uzbrojonych w krótkie kordy, zniechęciły Edgara do tego typu zachowania. Spuścił głowę i szybko, bez przeszkód dotarł do sklepiku Mistrza Bauera.
Właściciel okazał się grubaśnym, spasionym osobnikiem. Edgarowi przypominał Wallace’a, który sprawował kontrolę nad dokami w Craigbreath. Wnętrze sklepu wypełnione byłe szpargałami, księgami, dziwacznymi utensyliami i pergaminami. Pachniało dziwnie, Edgar wyczuwał zapach siarki, palonego węgla. Innych zapachów nie rozpoznawał. No, może poza pieczoną wieprzowiną, którą spożywał właściciel.
- Jestem Edgar - powiedział do Bauera. - Z Albionu... Szukam drogi do Maryburgh. Tam moi rodacy...
 
xeper jest offline