Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2011, 14:36   #86
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Deszcz padał nieprzerwanie od dwóch dni.


Ciała ułożone na pozbieranych w lesie gałęziach były bardzo liczne. Znajdowały się wśród nich te należące zarówno do kapłanów jak i dzieciaków. Chłopaków i dziewczyn. Niektóre z niezakrytymi bandażem twarzami zwróconymi ku ciemnemu, zachmurzonemu niebu nad zgliszczami, inne przykryte całkowicie całunami dla zachowania szacunku dla okaleczonych zmarłych. Dla niektórych zaś, gdy spalone w pożarze resztki nawet nie dawały się specjalnie od siebie odróżnić, zostawiono na stosie tylko jakąś pamiątkę... zabawkę, ubranie, medalik... cokolwiek.
Trzmiel z wbitym w ziemię wzrokiem stał w pierwszym rzędzie między Aglahadem, a jednym z młodszych chłopaków. Nie wiedział o czym teraz powinno się myśleć. Chyba wspominać. To jednak i tak robił odruchowo. Choćby nawet nie chciał to i tak widział oczami wyobraźni marsowe oblicze starego maga gdy karcił swojego ucznia za oczywisty błąd. Tego, co mu dał i czym on się odwdzięczył... Również pytania. Mnóstwo pytań, których już nie zada, a nad którymi powinien się wcześniej zastanowić. Najbardziej jednak jedno go męczyło. To na temat ostatnich słów Anduvala. Wolno, lecz metodycznie nasuwało na umysł Trzmiela nowe wątpliwości. Liza?

Kapłani złożyli na stosie ostatnie ciało.

***

Jednostajny szum deszczu potęgował wrażenie samotności. Zagłuszał wiele cichych szeptów świata na których człowiek żyjąc dniem codziennym dość łatwo się skupia i mimowolnie zwraca na nie uwagę. Odwraca myśli od rzeczy które go gnębią. Teraz był tylko ten miarowy szum...
Trzmiel patrzył pustym wzrokiem na trzymane w dłoni resztki spalonej okładki księgi w której zwykł prowadzić swoje zapiski. Tam spisywał pierwsze magiczne inkantacje, młodzieńcze pomysły, notatki z przeczytanych w bibliotece Domu ksiąg, które uznał za ciekawsze... generalnie wszystko co wychodziło poza rutynę życia Domu. Dzięki tej księdze zaczął niemal dziesięć lat temu swoją największą przygodę z zupełnie nowym światem, o którego istnieniu wcześniej tylko śnił.
Kawałki węgla skruszyły się w jego dłoni i odpadły od brunatnego papieru i obitej nim skóry, która ocaliła tę resztkę... Pozostałość po Księdze Magicznej kogoś kogo nie widział nigdy na oczy. Teraz zaledwie zwęglony niedopałek bardzo niegdyś ładnej obwoluty. Kiedyś widniał na niej taki wyryty w skórze rysikiem motyw. Jakby gałęzi pnących się w górę okładki po obu jej bokach. Prosty bardzo, jakby wykonany przez samego właściciela, który artystą nie był. Wśród niewielu zdobień pojawiły się jakieś pajęczyny, ptaki i owady. A jeden z tych ostatnich, pamiętał dokładnie, powtarzał się na wielu stronach wybrakowanej księgi. Jakby cieszący się największym sentymentem właściciela zdobił prawie co drugą stronę. Aż widziało się ten moment gdy mag w zamyśleniu nad czymś po prostu pozwalał dłoni samoistnie tworzyć znany jej wzór... Wzór ten na pierwszy rzut oka przypominał pszczołę. Degary jednak nigdy nie miał wątpliwości, że to nie była pszczoła.
Odrzucił niedopaloną okładkę w nadal tlące się zgliszcza. Jeszcze przez chwilę patrzył na ogień, który leniwie pochłaniał ostatki papieru. Potem odszedł z opuszczoną głową...

***

Rankiel skończył swoją pieśń, a ciężką ciszę, która zapanowała potem przerwała w końcu stara kapłanka. Degary przez chwilę wydawał się zaskoczony jej słowami. On? Nie był pewien, czy w ogóle czuje się na siłach by rzucić jakikolwiek czar. Nie mówiąc już nawet o znaczeniu jakie ten jeden miał mieć. Kilka par oczu spojrzało na niego wyczekująco. Większość jednak dalej patrzyła na ułożone równo ciała.
Podszedł powoli do stosu i wziął głębszy oddech.
Inkantacja była cicha. Bardzo cicha. Ostatnie słowa zagłuszył trzask płomieni i syk mokrych gałęzi.

***

- Spotkajmy się dziś wieczorem w domku myśliwskim - poprosił po ceremonii kolejno Aglahada, Amarys i Rava...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 17-01-2011 o 19:26.
Marrrt jest offline