Ech... Młodziki, myślą, że wszystko im wolno. Młodzieńcza, wzburzona krew, nie ma co. Chociaż Randy wygląda na człowieka niezbyt zdemoralizowanego... - Chłopaki, mam na zewnątrz dużo spraw, które muszę rozwiązać. Ba! Mam nawet plan ucieczki. Jakby co, możecie na mnie liczyć.
Usłyszawszy polecenie Tylera odpowiedział: - Nigdy nie byłem kucharzem, mój kochaniutki. Wiesz za co tu trafiłem? "Upiekłem" grupę hippisów w ich mothershipie. Wszystko wyjaśnione? OK. No to chodźmy na spacerniak.
Poszedł za swoim umięśnionym rówieśnikiem co jakiś czas rozglądając się na boki. Strażnicy przypatrywali się im, jakby w każdej chwili chcieli rzucić się z pałkami. Zresztą niektórzy więźniowie też, tylko że pałki mieli trochę "inne".
Na spacerniaku lepiej nie było. Niggerzy patrzyli na nich jak na sex-lalki, a żółtki ciągle łypały im na kieszenie. Stado zwyrodnialców... Becker podszedł do swoich nowych znajomych, usiadł na ławce obok Randy'ego i rzucił krótko: - I jak?
__________________ Kiedyś ludzie byli sobie bliżsi...
Musieli...
Broń miała krótszy zasięg... |