Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2011, 01:12   #19
Mizuki
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Godzinę później. Wioska nieopodal bagien.

Oddział składający się z dwóch tuzinów samurajów maszerował po, wyłożonej kamieniami drodze. Przemieszczali się w kierunku pogrążonej we śnie wioski. Osada ta była jedynym źródłem zaopatrzenia dla mnichów z klasztoru. Jedynym śladem cywilizacji na tym odludzi. Trakt, którym teraz podróżowali wojownicy miał tutaj swój koniec.
Na dwóch sztandarach niesionych przez bushi widniały, ledwie widoczne w mroku, mony rodowe Shinobu.
Na czele kordonu maszerowała postawna kobieta o niesamowicie czerwonych włosach, uwiązanych na tyle głowy. Jej dłoń przez cały czas spoczywała na rękojeści wciśniętej za obi katany. W ustach ściskała cienki patyczek, który kołysał się delikatnie na wietrze. Lewa strona jej twarzy była okaleczona. Podłużna blizna przecinała jej czoło, pozbawiony oka oczodół oraz policzek.
Shinobu Shakuryuu była dobrze znaną osobą w swoim klanie. Znana również jako "Wściekła Shinobu", była całkowitym zaprzeczeniem idei cichej walki całego klanu. Głośna, atakująca w szale, siejąca śmierć i destrukcję w każdym miejscu, do jakiego została posyłana. Już ojciec Shinobu Abuny z trudem znosił jej częste utarczki i pojedynki na dworach innych klanów jak i z własnymi pobratymcami. Znoszono to jednak, gdyż w sytuacjach , w których o zwycięstwie miała decydować brutalna siła i oraz walna bitwa - była niezastąpiona.
- Stać! - wydała komendę swym ochrypłym głosem jednocześnie unosząc ramię ku górze - Wy dwaj, zbliżcie się.
Z bezkształtnej masy ludzi skąpanej w cieniu, wyłoniły się dwie sylwetki. Byli to dwaj zabójcy z Zao, odpowiedzialni za śmierć Cesarza Konomashiego. Mężczyzna w kapeluszu z wysuszonych liści bananowca trzymał się nieco za plecami swojego starszego kolegi.
- Jesteśmy prawie na miejscu. Jeśli informacje zdobyte przez mojego ojca okażą się prawdziwe, w klasztorze za tą wioską skrywają się "szkodniki".
- W takim razie na co czekasz, Shinobu-san?
- Mieliście się zwracać do mnie taichou! -
warknęła kobieta. Nie zrobiło to chyba jednak większego wrażenia na mężczyźnie odzianym w czerń - Te moczary zabiły więcej ludzi niż wy obaj razem wzięci. Nie da się tam po prostu wejść. Trzeba przekonać chłopów by wydali nam przewodnika.
- W takim razie zajmij się tym... - mężczyzna spauzował widząc kolejny grymas na twarzy kobiety, najprawdopodobniej wywołany "rozkazem" jaki padł z jego ust - My spróbujemy rozejrzeć się po tej... śmiercionośnej puszczy.
Kobieta odprowadziła mężczyznę w czerni groźnym spojrzeniem. Z tego pełnego nienawiści transu wyrwał ją głos podwładnego:
- Taichou, wrócili zwiadowcy.
- Dawaj ich tu !
- młody bushi skinął do kolegów stojących nieco dalej. Odstąpili na boki, przepuszczając do dowódcy Umi'ego wraz z towarzyszem. Zbliżyli się do rudowłosej kobiety, po czym ukłonili głęboko.
-Taichou !
- Meldujcie.
- Nieprzyjaciel pozostawił trzech zwiadowców na obrzeżach moczar. Udało nam się ich wypatrzeć i zlikwidować. Nie będą już problemem.
- Jesteście pewni , że nie ma ich więcej ?
- spytała dalej wściekła, marszcząc przy tym brwi.
Członkowie sił specjalnych popatrzyli po sobie.
- Tak, ręczymy za to Shinobu Shakuryuu-taichou.
- Oczywiście , że ręczycie... Stracicie głowy, a wasze ciała osobiście polecę pochować w wiosce eta, jeśli jest inaczej... Dalej, ruszamy !



Kilkanaście minut później.

Senna wioska zamieniła się w miejsce kaźni. Większość budynków trawiły płomienie. Półnagie, przerażone kobiety i dzieci biegły, zapędzane przez samurajów ku spichlerzowi. Pod ich stopami walały się ciała ich mężów i synów. Starszy wioski, wraz z rodziną klęczał przed budynkiem spichlerzu, otoczony przez czterech bushi.
- Samurai-sama! Czego chcecie? To nie ziemie klanu Shinobu, na wszystkie Kami! Czemu to robicie?!
- Nie podnoś głosu na szlachetnie urodzonych, śmierdzielu - rudowłosa zbliżyła się do otoczonej rodziny Sonou - starszego wioski - Jesteś Sonou tej wioski, czy tak?
- Hai, samurai-sama...
- Jestem Shinobu no Shakuryuu. Przybywam tutaj z rozkazu Wielkiej Rady. Ścigam buntownika imieniem Seishin Shouri, który to niedawno zawitał w te okolice.

- Nigdy go nie widziałem! - kobieta skrzywiła się na te słowa lekko, po czym poczochrała po głowie.
- Mendoukusai na jiji... Posłuchaj mnie staruszku. Wiem, że człowiek, którego szukam zjawił się w tej wiosce. Nie poprawiasz swojej sytuacji takimi kłamstwami... - skinęła głową w kierunku jednego z wojowników. Ten chwycił miecz, po czym jednym cięciem strącił na ziemie głowę najstarszego syna Sonou. Córki rzuciły się w ramiona matki z piskiem. Starsza kobieta próbowała doskoczyć do ciała swego syna, jednak wojownik zagrodził jej swym mieczem drogę.
- Teraz? Będziesz mówił prawdę?
- Za jakie winy... Za jakie winy... -
powtarzał starzec kołysząc się i płacząc. Jego lament szybko został przerwany przez twardą jak kamień pieść Shakuryuu.
- Hora! Zaczyna mnie to męczyć! Albo zaraz powiesz mi prawdę albo wsadzę ciebie i całą twoją rodzinę do tego spichlerza! Chcesz płonąć razem z resztą tych kłamców?! - wskazała ramieniem na spichlerz. Do jego wnętrza przez cały czas wpychane były kolejne osoby.
- Byli tu, Shinobu-sama! Tak byli... On i kilka innych osób odwiedziło ostatnio wioskę. Wszyscy prosiliby wskazać im drogę do klasztoru Shousen.
- I wskazałeś im ją?!
- Mieli miecze! Wyglądali jak Ty, Pani. Jak samuraje.
- Jak dostać się do tego klasztoru? I lepiej mów prawdę bo... -
bushi stojący obok przyłożył ostrze swej katany do szyi jednej z córek Sonou.
Starszy wioski wsunął dłoń do szerokiego rękawa swojego kimona.
- To mapa. Zaprowadzi was do klasztoru...
- Gdybyś był mądrzejszy, Sonou, nie musiałbyś oglądać śmierci swojego syna. Chłopi są głupcami, którym brak honoru i rozwagi. Brzydzę się wami. Brzydzę się tym, że kłamałeś. Oraz tym, że ostatecznie poddałeś się i wyjawiłeś mi ten sekret... -
wyrwała z dłoni mężczyzny niewielki zwój - Jesteś psem bez honoru. Taro-san, zakończcie to żałosne widowisko… Higeki da ne...
- Zaraz! Powiedziałaś, że oszczędzisz moją rodzinę! Też skłamałaś, Shinobu-sama?!
- Mendoukusai na jiji... -
rudowłosa odwróciła się na pięcie i powolnym krokiem ruszyła w kierunku spichlerza - Naprawdę jesteś głupcem. Ale tak jak powiedziałam, nie spłoniesz z resztą kłamców... Spotka Cię niezasłużony zaszczyt i zginiesz od szlachetnej stali... - czterech bushi rzuciło się z mieczami na klęczącą rodzinę Sonou.
Shakuryuu wpatrywała się w spichlerz, pod który właśnie podkładano ogień. Bez trudu przychodziło jej ignorowanie przeraźliwych krzyków tak za jej plecami, jak i przed nią. Być może nawet sprawiało jej to przyjemność...?

Pagoda w klasztorze.

Chou ukłoniła się z powagą na twarzy, w kierunku Tokoyogi'ego.
- Dziękuję Ci za te słowa, Uchikatsu Tokoyogi-san. Gdyby mój ojciec żył, zapewne przepełniła by go teraz duma, iż ma tak wiernych poddanych jak Ty i reszta tutaj zgromadzonych.- wyprostowała się ostrożnie, ruchem pełnym gracji.- Wierze, że nadejdzie jeszcze czas na opłakiwanie jego odejścia w Pustkę, tak jak nadejdzie czas sądu nad podłymi zdrajcami. I wierzcie mi, nie mówię tego jako rozgoryczona córka zdradzonego i zamordowanego człowieka. Mówię to jako córa narodu Wa, zatroskana o jego przyszłość oraz ludzi w tutaj żyjących. Wierze, że kami jak i duchy przodków są po naszej stronie. I ochronią Yasuke-sama jak i mnie.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline