Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-01-2011, 23:43   #11
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Podziękował Misute skinieniem głowy za potwierdzenie podejrzeń na temat Shinobu Usumi. Nie obawiał się zemsty. Gdyby tak miało być, nie mógłby wyjść z domu bez lęku. Trenował od dziecka. Jeśli to miało nie wystarczyć, nic nie wystarczyłoby. Jeśli było mu pisane zginąć, umrze. Jeśli z ręki Usumi-san, to tak miało być.

Kiedy młoda Yuusha opowiadała o swoim gempukku, uśmiechnął się do niej, odnajdując w niej wiele nerwowości jego średniego dziecka - również jak ona dziewczynki. Przyłapał się też na porównywaniu obu dziewcząt, za co się zganił. Ayano była Ayano, Ryuka była Ryuką. Porównywanie ludzi z natury rzeczy musiało być obarczone porażką, zwłaszcza, kiedy porównywało się ludzi z natury odmiennych i jeszcze do tego tak odmiennie wychowanych.

Uśmiechnął się więc do Ayano zachęcająco, mówiąc:

- Arigato za tę opowieść młoda pani Yuusha.

Przeniósłszy wzrok na ostatniego z przybyłych skłonił się mu, dodając:

- Jak i za Twoją celną do niej uwagę, Yuusha-san. Jestem Uchikatsu Tokoyogi. To zaś - wskazał na postać o twarzy owiniętej bandażami, z niespotykanym owalem na jednym z oczu - jest Shinobu Misute-san.

Jednocześnie Uchikatsu spokojnie obserwował oboje Yuusha. On sam znał wygnańca Shirase wcześniej, zatem łatwiej było mu znieść bez zaskoczenia obecność podobnego mu człowieka z innego klanu. Ot, zamiast jednego, było ich dwu.

Jednak wygnanie z klanu nie było lekką sprawą i Uchikatsu ciekaw był, jak podejdą do tego Yuusha, którzy przecież cenili pokój i dyplomację. Historie tak Kenbatsu jak i Misute z pewnością były krwawe - radość z jaką ten ostatni powitał informacje o zgonie dwu z jego byłych współklanowiczów wiele mówiła o nienawiści jaką ich darzył. Był ciekaw czy shugenja wiedzą, kim są ci dwaj ludzie i - jeśli tak - jak to powitają.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 11-01-2011, 01:41   #12
 
Feataur's Avatar
 
Reputacja: 1 Feataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetny
Przybycie tam różnych osobowości, dla Kenbatsu było czymś zadziwiającym. Jego przypuszczenia na temat powagi sprawy coraz bardziej się potwierdzały. Osoby z Yuusha, Shinobu, Uchikatsu czy on sam? Choć było ich niewielu, ta mała grupa stanowiła już sama w sobie mieszankę wybuchową, którą nie pogardziłby twórca fajerwerk z Zao. Niemniej to był dopiero wierzchołek góry lodowej. Jeśli obecność członków Uchikatsu i Yuusha mógł w pełni zrozumieć, jego obecność, oraz jak się okazało, uciekiniera z Shinobu, powinna być dość precedensowa.
Przeniósł krótkie spojrzenie na owego Shinobu. Słyszał co nieco o członkach tego klanu. Nim opuścił stolicę klanu Shirase, zdarzyło mu się widzieć raz czy dwa członków owego rodu. Wysłuchując opowieści Tokoyogi, po czym przyjmując do wiadomości odpowiedź Mitsute, domyślił się, że ów zamaskowany w bandaże "agent", jak sam siebie określał, również jest wyrzutkiem, takim jak sam Kenbatsu. I to równie poszukiwanym co on sam. Pozostawiając tę kwestię na później, mimochodem głaskał kruka, kroczącego to w jedną, to w drugą stroną przed magiem.
Rozmyślania te zostały jednak przerwane przez przybycie kolejnego gościa... A raczej dziecka. Kenbatsu zmierzył nowo przybyłą wzrokiem. Na jej widok coś drgnęło w ciemnej duszy kuchiyosesha. Wydawała się niemal taka sama, jak Shirayuki, o której przypomniał mu niedawno Tokoyogi. Jednak to, co niepokoiło maga śmierci, był jej cały udział w tym, co miał przedsięwziąć Shouri-kun. Bo, cokolwiek by to nie było, nie sprowadzałby na pogaduchy jego, ani Shinobu. Za duże ryzyko, iż ktoś mógłby powiązać ich z Seishinem. Shirase nie miał najmniejszej ochoty przysparzać przyjacielowi kłopotów, tak więc czuł, że sprawa jest poważniejsza niż zakładał. Bo przecież duchy rzadko się myliły, ne?
Niemal za nią, pojawił się kolejny przedstawiciel Yuusha. Ten jednak, w przeciwieństwie do przybyłego przed chwilą dziecka, był osobą dość... formalną. Odzwyczajony od dworskiej etykiety Shirase musiał, przynajmniej przez wzgląd na Seishina, okazać nieco ogłady w kontaktach z tym dyplomatycznym i przywiązanym do tradycji, z tego co oczywiście pamiętał, klanem.
Przedstawiwszy się, z ciekawością wysłuchał historii o gempukku młodej Ayano, próbując dostrzec w niej to, co kiedyś udało dojrzeć się w małej Shirayuki. Póki co, nie dane mu było określić, czy powodem, dla którego to dziecko zostało wysłane była jego potencjalna siła, czy też życzliwy gest Yuusha Isamu. Tak czy inaczej, nie liczył na zbyt wiele od tej dziewczynki.
Yuusha Mizunoko zaś... Tak, ta osoba wielce zaciekawiła Kenbatsu. Nie dając tego po sobie poznać, skrycie obserwował zachowanie sługi Kami Wody. Słyszał pogłoski o wrażliwości Yuusha na wszelkiego rodzaju braki w etykiecie i innego rodzaju zachowań. Jednak obecnie, patrząc na Ayano i jej nauczyciela, nieco psuło ogólną teorię na ten temat. Dziewczynka, lekko powiedziawszy, była daleka od dyplomatycznego ideału, zaś Yuusha Mizunoko wręcz nim promieniował. Kenbatsu skrzywił się w duchu, przypominając sobie, że za czasów jego łaski, rolę dyplomaty zawsze przejmował Kumo. Kensei, jak się wtedy nazywał Kenbatsu, wolał stać w cieniu brata, niszcząc wrogów, niż sprzymierzając się z nimi. Jednak to były dawne czasy, pomyślał kuchiyosesha, spoglądając na wejście do pagody i obserwując kręcących się yojimbo Uchikatsu i Yuusha.
W międzyczasie Tsukashi podfrunął, siadając na prawym ramieniu Kenbatsu. Od czasu, gdy Shirase zamilkł i powrócił do swojej ponurej postawy, kruk z powrotem nabrał pewności siebie. Wcześniejsza wylewność uczuć tak bardzo nie pasowała do człowieka, którym był Shirase Kenbatsu, że nawet jego pupil czuł się dziwnie. Jednak teraz, gdy wszystko powróciło do normy, pozostawało tylko czekać. Czekać na Seishin Shouriego i jego wiadomości, które według duchów, nie przyniosą nic dobrego...
 

Ostatnio edytowane przez Feataur : 11-01-2011 o 01:45.
Feataur jest offline  
Stary 11-01-2011, 03:55   #13
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Poranek przed spotkaniem w Pagodzie.

Nogi Saite uderzały głośno o drewniane deski jednego z mostów w klasztorze. Od jego wspaniałego, złocistego yoroi odbijały się promienie słonica, które wzeszło kilka chwil wcześniej. Siwe obłoki przesłaniały twarz mężczyzny przy każdym oddechu. Mimo słonecznego poranka zima nawet na chwilę nie dawała o sobie zapomnieć, a sam samuraj z doświadczenia wiedział, że pogoda najprawdopodobniej się pogorszy.
Włosy Saite upięte były w prosty kok na czubku jego głowy. Był mężczyzną przeciętnego wzrostu, o szerokich barkach jak przystało na wojownika. Spod gęstych brwi na świat spoglądały ciemne, pełne spokoju oczy. Całość wizerunku dopełniała zadbana, przycięta odpowiednio broda.

Poprawił rękojeści daisho wciśniętego za pas oraz poluzował nieco węzeł , do którego uczepiony był jego tessen - symbol wysokiej pozycji w szeregach Sekty Himaru. Saite przybył do klasztoru dwa dni wcześniej, wraz z grupą czternastu wojowników sekty oczyszczając drogę tutaj dla Shouri'ego oraz Następcy.
W Miyako był szanowanym członkiem Himaru. Doświadczonym wojownikiem naznaczonym przez błędy młodości - tak jak większość samurai wstępujących do Himaru. Zapewne tak jak pozostali szukał swojego miejsca na świecie, odcinając się od dawnych zaszczytów jak i porażek. Każdy członek sekty otrzymywał nowe imię zrywając raz na zawsze ze swoimi szlachetnymi często korzeniami. Saite w młodości nosił imię Uesugi Tokuhei i był jednym z pomniejszych wasali klanu Uchikatsu.
Saite przeszedł most i ruszył w kierunku kolejnego mijając drewniany, porośnięty mchem chram. Przez chwilę rozważał czy nie zatrzymać się na kilka chwil i w skupieniu oddać cześć zamieszkującemu to miejsce kami - czas jednak naglił. W każdej chwili spodziewali się Seishina wraz z Yasuke-sama.
Przeszedł przez kolejny most, po czym skinął głowa mnichowi wypoczywającemu w niewielkiej pagodzie naprzeciwko. Jeden z mnichów zawsze przebywał w tym miejscu pilnując by nikt nieproszony nie zakłócił spokoju leciwego opata klasztoru, którego osobisty pawilon znajdował się nieopodal.
- Chciałem porozmawiać z Yoitomo-san'em. Czy jest to teraz możliwe ?- zapytał młodego mnicha.
- Yoitomo-sama wyczekiwał aż zechcesz go odwiedzić , Panie. Naturalnie, podejrzewam , że Cię oczekuje.
Słysząc to, Saite śmiało ruszył w kierunku domostwa. W środku panował półmrok, wszędzie unosiła się delikatna woń kadzideł i maści ziołowych. Miejsce zdawało się mało przyjazne.
- Saite-kun ?Czy to ty ? Wejdź , jestem tutaj.- dobiegł głos z pokoju nieopodal wejścia. Samuraj rozsunął stare, rozlatujące się shouji , za którymi ujrzał starego mnicha. Siedział przy lekko uchylonej okiennicy,jakby przyglądając się drzewom otaczającym klasztor. W pomieszczeniu próżno było szukać jakiegokolwiek przejawu "wygody". Drewniana podłoga była zniszczona, co zapewne wynikało z zaniedbania. Na środku pokoju stal nieduży stolik , na którym znajdowało się otwarte pudełko z laki. Przyjemna woń słodkich kulek ryżowych szybko dotarła do nozdrzy Saite. Samuraj uśmiechnął się lekko.
- Yoitomo-san, widzę , że przekazano Ci podarunek ode mnie ? Pamiętam, ze zawsze maiłeś do nich słabość.
- Słabości to rzecz ludzka...
- powiedział mnich kłaniając się odpowiednio z szerokim uśmiechem na ustach. Jego oczy były ślepe, przesłonięte bielą. Twarz silnie pomarszczona , głos miał jednak pełen wigoru i energii.
- Nie miałem okazji zjeść czegoś tak wspaniałego przez długi czas. Dziękuję Ci za pamięć.
- Czemu nie zjadłeś wszystkich ? Niedługo będą do niczego, Yoi-san.
- Ta rozmowa staje się powoli rytuałem, czyż nie ?
- zażartował mnich- Każdy ma słabości, jednak rolą mnicha jest by stąpać ścieżkami, je od nas odsuwającymi. Zjadłem jedną. Wystarczająco by radować się smakiem kulki ryżowej przez kolejnych dziesięć lat. Wybacz staremu człowiekowi jego dziwactwa. Cieszę się widząc Cię całego i zdrowego. Ile to już lat ?
- Ostatnim razem byłem tutaj razem z Dakai-sama, ne ? Cztery lata temu. Kami były dla Ciebie szczodre, Yoi-san. Wyglądasz na zdrowego...
- Karma. Mój czas jeszcze nie nadszedł. Chociaż wyczekuję już dnia, kiedy zjednoczę się z Wielką Pustką.

- Przyszedłem do Ciebie Yoi-san, gdyż potrzebuję rozmowy... Jednej z tych, które nie raz już ze sobą prowadziliśmy.
- Coś zaburza twoją harmonię, Saite-kun ?

Samuraj przyklęknął obok stolika, przed tym odkładając miecze na bok.
- Pomogłeś mi cztery lata temu wyzbyć się dręczących mnie myśli. Wszystko ponownie powróciło. Ponownie zawiodłem. Dotarły do Ciebie smutne wieści, które Inute-san otrzymał od Dakai-sama ? Cesarz został odesłany w Pustkę. Zdradzony.
- Czujesz , iż nie zrobiłeś wszystkiego co było w Twojej mocy by do tego nie dopuścić,Saite-kun ?
- Tak jak dawniej splamiłem nazwisko swego ojca, tak teraz czuję , że okryłem hańbą wszystkie ideały Himaru. Mieliśmy strzec Cesarza, tymczasem byłem bezsilny.
- Czy wstępując do Himaru nie obiecałeś wyzbyć się całej próżnej dumy spoczywającej w sercu każdego samuraja ? Czujesz rozgoryczenie, Saite-kun. Jednak tak Dakai-san jak i Ty zrobiliście co mogliście. Czy nie siedzisz teraz przede mną właśnie z Tego powodu ? Udało się ocalić wam Następce.
- To nie Himaru wyrwał go ze szponów wrogów cesarstwa. Nie ja.
- Karma, Saite-kun. Widocznie nie było Ci to pisane. Ale każdy posiada swoją rolę na tym padole łez. Tak jak Twój dawny pan, Uchikatsu-sama, posiadał swoje przeznaczenie i odszedł z tego świata, tak Twoją było trafić do Himaru i teraz bronić kogoś innego swym żelazem, ne ? Czego tak naprawdę lęka się Twoje serce ?
- Porażki, Yoi-san. Raz zawiodłem jako samuraj, a teraz mogę zawieść jako Himaru.
- Obawiasz się śmierci, Saite-kun ?
- Nie obawiam się. Człowiek , którym byłem zmarł dawno temu. Teraz jestem jedynie narzędziem i staram się właściwie wywiązywać się z tej roli. Jednak...
- Porażkę odnosisz w momencie, kiedy jej na to pozwolisz. Jednak nie pozwalając sobie na odniesienie porażki, na pewno jej doświadczysz. Musisz przygotować swoje serce na to, że kiedyś nadejdzie prawdziwa , nieodwołalna. Człowiek , który nie lęka się swojej karmy jest w stanie umykać niepowodzeniom, w rzeczywistości wcale przed nimi nie uciekając.

Samuraj lekko pokiwał głową, jednak nie rozumiał wszystkich słów mnicha.
- Jednak śmierć nie jest porażką, ne ? Bardziej obawiam się ...
- Kiedy mówisz, wydaje mi się jakbym słyszał od Słońca "Odchodzę co wieczór, gdyż boję się ciemności". Lęki tworzymy sobie sami, Saite-kun. Płyń razem z prądem, z pokorą przyjmuj prezenty od losu - tak dobre, jak i złe. Traktując je tak samo zrozumiesz, że różnicę pomiędzy nimi sam od zawsze tworzyłeś. Zapomnij o rzeczach, o które obawiałeś się jako samuraj. Sam wiesz , że w Twoim życiu nie mają one żadnej wartości. Pamiętaj - jesteś Himaru. Broń cesarza i jego rodziny tak jak bronić potrafisz. I pamiętaj, że żaden Himaru nie będzie wymagał od Ciebie więcej niż w rzeczywistości jesteś w stanie zrobić. Już stoisz w miejscu, gdzie niejeden lękał by się stanąć. Czy to niewystarczający dowód, że wywiązujesz się ze swoich obowiązków ? Reszta to pył.
- Muszę więcej pracować nad sobą, ne ? Mój umysł dalej nie jest wolny od przeszłości. Dziękuję Ci , że zechciałeś wysłuchać mnie i doradzić. Na zawsze pozostanę Twoim dłużnikiem, Yoi-san.
- Nie mów tak, Saite-kun. Nie jesteś mi nic winien. Dziękuję Ci jeszcze raz za słodkości.
- uśmiechnął się życzliwie starzec.

Kilka chwil później Saite maszerował w kierunku kwater przybyłych do klasztoru gości. Zgodnie z zaleceniami opata, odsunął od siebie myśli zaburzające jego niepokój... Albo po prostu pozwolił im przepływać przez jego umysł, swobodnie, nie poddając ich ocenom. Dzięki temu nie budziły w nim niepotrzebnych mu teraz emocji.
- Taichou.- ze wspominania słów Yoitomo, wyrwał Saite głos jego zastępcy - Setai'a. Jego twarz od czoła aż do brody pokrywał biały tatuaż. Bez problemu można było stwierdzić , że Setai dawniej nosił nazwisko Shinobu. Był niższy od swojego dowódcy, drobniejszej postury o ochrypłym , niemiłym dla ucha głosie. Jego prawe oko przecinała stara blizna. Odziany był w równie wspaniałe yoroi co swój dowodzący, wzbogacone o imponujące kabuto.
- Setai-san. Mów.
- Odszyfrowałem pozostałe wiadomości z Miyako od Dakai-sama. Wynika z nich, że Dakai-sama chce byś został na czas naszej misji yojimbo Chou-hime. - Tak się stanie.
- odpowiedział natychmiast. Zdawał sobie sprawę, że odsuwa go to nieco od centrum nadchodzących wydarzeń ale i również od odpowiedzialności. Teraz jego najważniejszym zdaniem miało być chronienie córki cesarza. Na barki Setai'a spadało brzemię prowadzenia pozostałych Himaru do boju.
- Wyznaczyłem dwóch ludzi by pilnowali Yasuke-sama w czasie narady.
-Narady ?
- Ach, przybył Seishin Shouri-sama. Kilka chwil temu. Inute-san przekazał mi wiadomość, że Seishin-sama chce spotkać się ze swoimi towarzyszami. Wybacz, że nie wspomniałem o tym na początku...
- Setai-san, musisz być bardziej rozsądny. Nie brakuje Ci doświadczenia w boju, ale teraz będzie nam potrzebne coś więcej niż miecz i zbroje. Używaj częściej rozumu.
- głos Saite, mimo ostrej jak na niego reprymendy , pozostał cały czas spokojny. Setai został już dawno wyznaczony przez Dakai'a na jego zastępcę. Saite jednak nie potrafił zaufać mu w pełni. Często popełniał pomyłki, podobnej to tej przed chwilą. Udowodnił , że jest wspaniałym szermierzem, brak mu jednak umiejętności planowania, przewidywania jak i samej rzetelności.
- Poślij do Yasuke-sama czterech, a nie dwóch ludzi. Pozostałych weź ze sobą i przygotuj straż w pobliżu miejsca , w którym ma odbyć się narada.
- Pagoda, nieopoda...
- W takim razie czterech ludzi stanie na wyspie po stronie pagody. Weźmiesz pozostałych i zaczaisz się w pobliżu głównego pawilonu na centralnej wyspie. Bądźcie w pogotowiu przez cały czas.
- A ty, Saite-taichou ?
- Zostałem yojimbo, czy tak ? Musze towarzyszyć Chou-hime na owej naradzie. Poza tym, również ja mówię tutaj za całe Himaru, ne ? Czy Yuji otrzymał od Inute-san'a plan świątyni ?
-Tak, oto on.
- mężczyzna szybko wydobył zza pasa zwój papieru i go rozłożył.
- Wspaniale. Udaj się tutaj... To cmentarz, tak ?- Saite oderwał spojrzenie od papieru, zerkając w kierunku wskazanego miejsca.- Powiedz Inute-san'owi aby przygotował w tamtym miejscu łódź i ją zamaskował. W razie problemów będziemy wycofywać się w to miejsce , dlatego stawiaj tam warty.
- Trzech bushi ?
- W nocy. Za dnia wystarczy jedna osoba, aby nie zwracać uwagi na to miejsce. Pytania ?
- Iie, taichou. Wszystko zrozumiałem. Uketamawarimashita.
- Wspaniale. Idę powiadomić Chou-hime o prośbie Dakai-sama. Zajmij się wszystkim.


Córkę cesarza zdołał odnaleźć, kiedy zmierzała już wraz z Seishinem w kierunku pagody. Obserwował ich dyskretnie z dystansu, stojących nieopodal wierzby. Dopiero kiedy opuścili to miejsce zbliżył się do nich.
- Seishin-sama, Chou-sama witajcie. - ukłonił się odpowiednio.- Wybaczcie mi niegrzeczność, przynoszę jednak ważną wiadomość od Dakai-sama. Prosi byś zgodziła się pani, abym w najbliższym czasie osobiście dopilnował Twego bezpieczeństwa.
Para odwzajemniła jego ukłon, a usłyszawszy słowa bushi Chou uśmiechnęła się delikatnie.
- Oczywiście , Saite-san. Chociaż w pobliżu Seishin Shouri-san'a chyba również nie grozi mi nic, czyż nie ?
- Naturalnie, Pani. Nalegam jednak byś pozwoliła mi wykonać polecenie mojego przełożonego. Onegai shimasu.
- Z wdzięcznością przyjmuję dar jakim bez wątpienia jest Twoja służba, Saite-san.
- W takim razie udajmy się już do moich gości. Nie wypada, by musieli dalej na mnie czekać. Przyłącz się do nas, Saite-san.



Shouri z poważną miną wkroczył do wnętrza pagody, kłaniając się następnie głęboko.
- Witajcie przyjaciele. Wybaczcie mi, że zmusiłem was do czekania. - przyjrzał się kolejno każdemu z gości, na głos wypowiadając jego imię i ponownie się kłaniając. Wraz z nim zrobiła to Chou i Saite. Przy Ayano zatrzymał się na chwilę. Widok tak młodej osoby poruszył go... "Czy Yuusha Isami zabrakło odwagi ? Wysłał swoja córkę na wojnę ?" - przeszło mu przez myśl. Wiedział, że w osobie ojca Ayano ma silnego i pewnego sojusznika. Nie spodziewał się jednak... "Trafiłaś w miejsce, gdzie nietrudno stracić życie Ayano-san. Jesteś młoda i niedoświadczona, wróg jednak nie będzie się tym przejmował. Oby kami Cię strzegły."
- Zapewne wszyscy wiecie kim jest dama obok mnie, Chou-hime. Córka Cesarza Konomashi'ego. A to Saite-san. Głównodowodzący obecnymi w klasztorze wojownikami sekty Himaru. Teraz również yojimbo Chou-hime.
- Hajimemashite. Saite desu.

Shouri odłożył swój miecz na przygotowany stojak. Robiąc to uśmiechnął się do Tokoyogi'ego.
- Twój miecz dalej mi służy, Tokoyogi-sensei. Wspaniałe dzieło.
Wraz z Chou i Saite zajęli miejsca, tak by każdego widzieć w równie dobrym stopniu. Gdzieś za ich plecami zasiadł Inute, który oczekiwał ich przybycia od dłuższego czasu.
- Skoro jesteśmy już wszyscy... Mogę zacząć - westchnął ciężko - Aby odpowiednio wam wszystko przedstawić, swoją opowieść muszę zacząć od wydarzeń sprzed trzech dni. A dokładniej od wizyty, którą złożył mi Dakai-sensei. To co powiedział tamtego dnia, głęboko mnie poruszyło. Nie, przeraziło. Chyba to właśnie czuje człowiek, którego świat w jednej chwili rozpada się na cząstki, niczym przekwitający kwiat sakury? - spojrzał an twarz Chou, która słuchała go w całkowitym skupieniu. Jej spojrzenie wbite było w podłogę pagody. Nie oczekiwała kolejnych słów. Wydawało się, że jest skupiona jedynie na tym, by nie dać ponieść się emocją budzonym przez słowa Shouriego.
- Mistrz Dakai zdradził mi straszną prawdę o planach mego ojca i innych wielkich daimyo. O intrydze i przewrocie, który zaplanowali. Skierowali swe ostrza przeciwko Cesarzowi Konomashiemu. Oczywiście - nie mogłem w to łatwo uwierzyć. Dakai-sensei jest mi bliższy niż ojciec. Był moim mentorem, szkolił mnie od piątego roku życia. I choć moje serce błagało by tym razem się mylił, rozum szybko przyjął jego słowa jako fakt - Shouri spuścił spojrzenie ku ziemi - Ostrzegł mnie o planowanym zamachu na Cesarza. Miało do niego dojść na uroczystości w siedzibie rodu Shinobu w Miyako. Mistrz poprosił mnie bym udał się tam i ostrzegł Cesarza. Chronił go i dziedzica tronu - dłoń chłopaka, która spoczywała na jego kolanie, zacisnęła się na materiale kimona - Było jednak zbyt późno. Dotarłem do posiadłości w ostatniej chwili. Udało mi się jednak wyrwać z ramion zamachowców czcigodnego syna Cesarza. Nie mogłem dotrzeć do samego Konomashiego, gdyż znajdował się w otoczeniu trzech daimyo... Byłbym bez żadnych szans. Zgodnie ze wskazówkami mistrza, wraz z chłopcem, umknąłem. Nie obyło się jednak bez walki - Shouri ukłonił się w kierunku swojego przyjaciela z klanu Shinobu - Składam Ci najszczersze kondolencję z powodu śmierci Shinobu Ori-sana. Wiedz jednak, że nie było innego wyjścia. Wierzę, że jak każdy samurai był gotów na śmierć, stając na drodze innego wojownika - wyprostował się i kontynuował - Wieści, które otrzymałem za pośrednictwem Inute-san wstrząsnęły mną jeszcze bardziej - jego głos na chwilę zadrżał - Okaleczone ciało Cesarza Konomashiego zostało odnalezione na ulicach miasta. Zrujnowane otoczenie świadczy o tym, iż doszło do walki między Cesarzem a zamachowcami... Nasz Pan poległ - spauzował, biorąc głęboki wdech - To jednak nie koniec złych wieści... Stałem się częścią wielkiej intrygi daimyo. Wielka Rada oskarżyła mnie o zamordowanie Cesarza oraz porwanie jego syna i córki. Musicie być świadomi, że stając po mojej stronie nie będzie dla was drogi powrotnej. Staniecie wraz ze mną na drodze, która zaprowadzi nas do zwycięstwa i chwały bądź niechybnej śmierci. Droga ta nie będzie prosta... Jednak mam plan. Jedyny, który daję nam nadzieje. Garstka ludzi o szlachetnym sercu nie pokona armii uzbrojonej w zimne jak serca zdrajców ostrza. Dlatego musimy nakłonić do pomocy nam ludzi, którzy już od dawna walczyli przeciwko władzy naszych rodzin. Mam na myśli Nanpou no Ronin - Roninów z południa. Bandę, która od wielu miesięcy sieje chaos na południu kraju...
- Seishin-sama! To... To niemożliwe - Inute podniósł głos wyraźnie oburzony tym pomysłem - Mówi się, że ich przywódcą jest dwumetrowy gigant, owłosiony niczym niedźwiedź, pozbawiony serca... Ponoć spija krew swych ofiar z ludzkiej czaszki!
- To opowieści stworzone przez wybujałą wyobraźnię przestraszonych dworzan, Inute-san. Kamakiri - jak mówi się o przywódcy owej bandy, nigdy nie był przez nikogo opisany. Nie wiadomo jak wygląda, skąd pochodzi. Stoją za nim jednak tak i szlachetnie urodzeni, których własne rodziny wygnały, jak i wygnani ze swych ziem przez biedę czy prawo chłopi. Gdzie indziej możemy szukać pomocy? Musimy znaleźć sojuszników... I ukryć Yasuke-sama przed jego wrogami. Wielka Rada będzie chciała go odzyskać. Teraz oni skupiają całą władzę w swych dłoniach, wątpię by chcieli ją oddać w ręce potomka Konomashiego oraz Katsuryukiego - Shouri oderwał swoje spojrzenie od nieprzekonanego Inute. Wzrok pełen nadziei skierował ku przybyłym -Jednak to nie wszystko. Chcę również odnaleźć człowieka znanego jako Hamoku Ryuusei.
- Seishin-sama! Chyba nie sądzisz, że odnajdziesz tego człowieka?! To graniczy z cudem, zapewne już od dawna żyje jako Kami wśród duchów - Inute ponownie wtrącił się do dyskusji.
- Ludziom takim jak Hamoku-san, na rękę jest by sądzono, iż dawno odeszli z tego świata - Shouri zerknął w kierunku starca, po czym powrócił spojrzeniem do swych towarzyszy - Zapewne nikt z was nie słyszał wcześniej tego nazwiska. Hamoku Ryuusei jest członkiem sekty Himaru. Organizacji, która współpracowała z Katsuryoki-sama nim ten został jeszcze Cesarzem. Jego osoba jest niemal legendarna wśród członków Himaru. Był szpiegiem, jednym z najzdolniejszych jaki narodził się w Cesarstwie Wa. Jednak kiedy służba oferowana przez sektę straciła na znaczeniu, przeszedł w stan spoczynku. Plotki głoszą, iż zajął się szkoleniem jemu podobnych wojowników. Chce go odnaleźć gdyż jest mistrzem walki partyzanckiej, potrafi dowodzić garstka bushi w taki sposób , by rzucała na kolana tysiące. Ważne są również jego umiejętności szpiegowskie...-skupił swoje spojrzenie na Misute- Jesteś bez wątpienia jednym z najlepiej wyszkolonych ludzi w cesarstwie jeśli chodzi o tę sztukę, Misute-san. Dlatego musisz rozumieć jak trudnym może być dla nas wślizgnięcie się do Miyako, a przecież prędzej czy później będziemy zmuszeni tam wrócić. Nie znamy naszej karmy, zatem nie jest wiadomym czy w towarzystwie armii czy garstki ludzi. - popatrzył po twarzach zgromadzonych sojuszników raz jeszcze, po czym zastygł w głębokim ukłonie.
-Czy jesteście gotowi chwycić ze mną za miecz w tej słusznej sprawie?

-+-+-+-+-+-+-+-+-
Legenda do mapki:
1- Pagoda Porannej Rosy
2- Główny kompleks świątynny wraz z największym pawilonem
3- Cmentarz klasztorny
4- Pawilon , w którym przebywa Yasuke
5- Pawilon, w którym znajdują się wasze kwatery
6- Łaźnia
7- Domostwo opata klasztoru Shousen
8- Część mieszkalna przeznaczona dla mnichów z klasztoru.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 11-01-2011 o 04:08.
Mizuki jest offline  
Stary 11-01-2011, 17:57   #14
 
Feataur's Avatar
 
Reputacja: 1 Feataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetny
Słowa, które wypowiedział Seishin wstrząsnęły Shirase. Spodziewał się kłopotów, lecz to co usłyszał... Nawet przez myśl nie przeszło mu, że daimyo porwą się na tak szalony pomysł. Gdyż był on niemal zwieńczeniem snu wariata, który marzy o przejściu rwącej rzeki w jej najgłębszym nurcie. Ale jednak... Kenbatsu przypomniał sobie swojego brata, Kumo, zastanawiając się, co skłoniło niegdyś zacnego człowieka do tego postępku.
Przerywając ciszę, która zapadła po słowach Seishina, Kenbatsu uniósł głowę, a z jego gardła wydobył się głos.
- Wieści, jakie niesiesz, przyjacielu, są o stokroć gorsze, niż to, przed czym ostrzegały duchy - powiedział Shirase, a jego oczy wbite były w twarz młodego Shouriego - Dopuszczenie się zdrady wobec Cesarza mogło zhańbić imię każdego z klanów...
Przerwał, a na jego ustach pojawił się uśmiech.
- Jednak cieszy mnie to, że udało ci się uratować Dziedzica - dodał po chwili - Jego krew może przywrócić wa naszemu Cesarstwu.
Poruszył się nieco, przez co Tsukashi siedzący na jego ramieniu zakrakał i sfrunął na podłogę. Przez chwilę panowała cisza, przerywana jedynie stukotem kruczych pazurków po podłodze pagody.
- Byłeś mi zawsze przyjacielem, Shouri-kun - oznajmił Kenbatsu - I wierz mi, że swoimi słowami mimowolnie sprawiłeś mi radość. Od dawna czekałem na okazję, by odpłacić memu bratu za to, co mnie spotkało. I wiedz, że jeśli ten czas nadszedł, ja i moi sprzymierzeńcy - tu spojrzał na Tokoyogi i skinął mu głową - jesteśmy na twoje wezwanie. Oświadczam więc wam, szacowni samuraj-dono - podniósł głos, tym razem zwracając się do wszystkich zebranych - iż ktokolwiek stanie przeciw Seishin Shouri-kun, niech będzie po stokroć przeklęty. A gdy nadejdzie jego czas, służyć będzie Shirase Kenbatsu, mordując swoich pobratymców i zdrajców.
- Dziękuję za Twoje słowa, Kenbatsu-san. Nawet przez chwilę nie zwątpiłem w to, że podejmiesz słuszna decyzję.
- Shouri ukłonił się ponownie. Nieco przestraszyły go ostatnie słowa Shirase, gdyż mogły by zostać źle odczytane przez resztę. W tak niejednolitym towarzystwie o zwadę nietrudno... Shouri musiał od teraz mieć cały czas na względzie, iż dwóch z jego towarzyszy jest wyrzutkami. Mogą być zatem traktowani przez pozostałych inaczej.
Kenbatsu skinął głową.
- Pozostaje najważniejsza kwestia, Shouri-kun - powiedział Shirase, spoglądając na swego rozmówcę - Bezpieczeństwo twoje i Dziedzica. Tak samo szacownej Chou-sama. Wiesz dobrze, że słudzy daimyo mają wiele ramion niczym ośmiornica, a ich zasięg nie zna granic. To będzie problem, który należy najszybciej rozwiązać, gdyż od tego zależeć będzie nasze istnienie i dalsze działanie. Ucieczka i ukrywanie się przed wzrokiem wroga to rzadka umiejętność, którą nabywa się z trudem i wielkim ryzykiem. Co ja oraz obecny tu Shinobu Misute-san - skinął na agenta - możemy tobie potwierdzić. Ukrywać się w pojedynkę - to nie problem. Lecz ukryć Syna Niebios? To już poważne wyzwanie.
- Masz całkowitą rację, Kenbatsu-san. W tej sprawie chciałem zwrócić się do Ciebie. Dobrze wiemy, że ziemie Twojego klanu pełne są zakazanych dla większości śmiertelników miejsc. Czy duchy przodków nie byłby najlepszą strażą dla Następcy? Rozmyślałem nad tym wiele razy, próbując odnaleźć inne rozsądne miejsca. Jednak to wydaje mi się jedynym, które nie wystawia nas na ryzyko zdrady. A chyba cała sytuacja, w której się znajdujemy obrazuje nam jak w dzisiejszych czasach można ufać nawet szlachetnym. Prędzej pozostawię Yasuke-sama pod opieką istot już niezwiązanych z światem ludzi, niż właśnie człowieka.

Shirase zastygł w bezruchu, a o tym, że jeszcze spędza swój czas na tym padole łez, był oddech i ruch oczu. W końcu przemówił.
- To nadal duże ryzyko... - zaczął - Są miejsca, w których duchy przodków są silne, przez co mogą oprzeć się mocy maho, jak i brutalnej sile. Jednak - kontynuował - to są cmentarze kuchiyosesha Shirase. A ci nie pałają miłością do potomków Wielkiego Cesarza. To z ręki jego żołnierzy ginęli, a ich dusze, często żądne zemsty, broniły wstępu na cmentarze. Niemniej, jeśli udałbym się tam osobiście, zdołam przekonać przodków i prosić ich o pomoc dla młodego Dziedzica.
Spojrzał po zebranych, próbując wyjaśnić jak najprościej, co ma na myśli.
- Jest rzecz, którą każdy bushi przekłada ponad nienawiść nad wroga - mówił Kenbatsu, a jego głowa marionetkowym ruchem przesuwała się po zebranych, nikogo jednak nie zaszczycając dłuższą uwagą - To jest zdrada. Już od jakiegoś czasu przodkowie pomstują, domagając się czegoś. Po twych słowach wiem, czym to jest - sprawiedliwość i zemsta. Jednak nie na Cesarzu, ani na jego potomkach. Duchy burzą się przeciwko chaosowi, który zapanował w Miyako. Dlatego pewien jestem, iż wspomogą nas swą mądrością i siłą.
Jego uwaga skupiła się z powrotem na Seishinie.
- Mogę ukryć Cesarza - oznajmił - Jednak ktoś będzie musiał z nim zostać. A tu już nie znam nikogo, komu mógłbym powierzyć jego życie. Nie zdobędę się na to, by zostawić go u mych akolitów. Cesarska krew byłaby zbyt wielką pokusą nawet dla wiernych mi uczniów.
Seishin skierował swoje spojrzenie na wojownika z sekty Himaru siedzącego obok.
- Saite-san, czy któryś z Twoich ludzi jest w stanie pozostać w takim miejscu z Yasuke-sama? - wrócił szybko spojrzeniem do gości - Ufam wam wszystkim, jednak do walki potrzeba nam będzie wielu ramion i bystrych umysłów. Dlatego nie może to być nikt z was.
- Jeśli Chou-hime schroniłaby się w tym samym miejscu co Yasuke-sama... Osobiście pozostał bym na straży. Nie mogę sprzeciwić się poleceniom Dakai-sama. A kontakt z nim jest rzeczą ryzykowną. Miyako zostało szczelnie zamknięte. Wysyłanie wiadomości jest bardzo ryzykowne, Dakai-sama ma jednak wielu sojuszników. Jest mu łatwiej przesłać wiadomość nam, jednak przesłać wiadomość do stolicy... Nie jestem teraz w stanie zagwarantować powodzenia takiego przedsięwzięcia.

Shouri spojrzał ponownie na Kenbatsu
- Czy Chou-sama również może odnaleźć w takim miejscu schronienie?
Shirase skinął głową.
- Chodzi tu o ciągłość obecnie nam panujących - powiedział poważnie - Krew Cesarza będzie chroniona przez przodków. A więc i Chou-sama pozostanie pod ich opieką.
Shouri spojrzał po zebranych.
- Co wszyscy o tym sądzą?
 
Feataur jest offline  
Stary 13-01-2011, 19:29   #15
 
Fielus's Avatar
 
Reputacja: 1 Fielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodze
[w miarę tekstu wypowiadają się Uchikatsu Tokoyogi, Yuusha Mizunoko, Shirase Kenbatsu, Shinobu Misute, Seishin Shouri i Saite]

Pierwszy odezwał się Uchikatsu. Był wyraźnie zamyślony, lecz patrząc po nim, najmniej też wydawał się wstrząśnięty. Wiedział? Kiedy mówił, mówił cicho, powoli:
- Shouri-kun, jeśli można, na zewnątrz jest dwu naszych strażników, których przywiodłem tu z sobą. Poproś tego z nich, który jest z Uchikatsu, by wziął ze sobą jeszcze trzech z naszych ludzi i wzmocnił straż przy Młodym Cesarzu.

Przeniósłszy spojrzenie na Himaru, skłonił się mu i zapytał:
- Czy jest tam ktoś, pod kogo rozkazy chcesz oddać panie, moich uczniów? Dobrze, by dowódca był jeden, zatem póki nie wyłonimy najlepszego z nas wszystkich, jestem skłonny nakazać im słuchanie Twego rekomendowanego. Jeśli takiego posiadasz panie.

Kiedy ta kwestia została zamknięta, Uchikatsu nawiązał do tej, która była tematem rozmowy:
- Panowie, rozważacie coś bardzo sprytnego. Wątpię, by wielu było wśród kuchiyosesha ludzi mogących stanąć z moim teściem w szranki. Ale mam inne pytanie. Moje dzieci raz zdołały wprowadzić mnie na taki cmentarz. Nie bez trudu, zapewne mniej kłopotliwie, bom ich rodzicem, możliwe też, że tamto ‘miejsce Shirase’ było inne i o wiele słabsze niż to, które znasz Ty, Shirase-sama. Jednak warto się zastanowić, czy faktycznie to niezdobyta kryjówka. Wszak Shirase Kumo gotów będzie poświęcić setkę swoich uczniów, byle sforsować jej mury a ilości niestety, zdarza się zatriumfować nad jakością. Jeśli - z oka Tokoyogiego spłynęła łza - Cesarz Yasuke - samuraj przełknął, wyraźnie starając się zapanować nad emocjami - ma przeżyć, jeśli ma odzyskać to, co jest jego, musimy być silni i mądrzy. Jeśli ukryjemy Jego Promienistość, dla nas samych potrzebujemy wiedzy, że to niezawodna kryjówka. Inaczej troska o Jego Osobę osłabi nas. Jeśli zaś nie uczynimy tego, musimy wymyślić jak przyjdzie nam wszystkim podróżować razem. Proszę więc o bardzo krytyczne przyjrzenie się pomysłowi, lecz nie wypowiadam się przeciwko niemu. Jednocześnie rekomenduję, by niezależnie od wybranej drogi, pomyśleć o kagemusha. Jeśli zostawiamy Yasuke-heika w kryjówce, niech taki kagemusha podróżuje z nami. Najbardziej zaś z Shouri-dono. - Przenosząc wzrok na ucznia, Uchikatsu rzekł równym i namyślonym głosem - Zawsze to szansa, że niektórzy nie będą szukać, a myśl, że kurczowo trzymasz Yasuke-heika przy sobie bojąc się z nim rozstać wielu przyjmie za prawdę.

- Twe słowa napełniają mnie wielkim smutkiem, Shouri-san. Jakże pragnąłbym, byś mnie okłamywał. Wiem jednak, że Twe usta wyrzekły prawdę i tym bardziej me serce krwawi. Przyjmij moje kondolencje Chou-hime. Całe Cesarstwo pogrąża się w żałobie po Twym ojcu.
- Możesz być pewien, Shouri-san, że ja stanę przy Tobie i przy Dziedzicu. Moje życie oddaję na Twe usługi. Jestem pewien, że znajdziesz w rodzie Yuusha jeszcze wielu wiernych, którzy darzyć Cię będą wielką życzliwością i wszelką możliwą pomocą w dziele, którego się podejmujesz.
- Co zaś do Ciebie, Shirase-kun, to wiedz, że nie cofnę się z drogi, którą powziąłem. Czynię to zaś z miłości do Cesarza, z wierności Cesarstwu i umiłowania honoru, nie zaś z lęku przed Tobą. Ufam, że groźba, którą ośmieliłeś się wypowiedzieć w tym towarzystwie była tak pierwszą, jak i ostatnią
- rzekł cały czas tym samym spokojnym, cichym głosem co zawsze.
- Co zaś się tyczy ukrycia Syna Niebios, to muszę się zgodzić z Uchikatsu-sama. Nie wierzę w istnienie miejsca dość ukrytego, czy też dość warownego, żeby odpowiednio zdesperowana osoba nie mogła się tam dostać. A nasi wrogowie niewątpliwie są zdesperowani. Śmierć Yasuke-heika oznaczałaby ich zwycięstwo i nie spoczną dopóki do niej nie doprowadzą. Wierzą zatem, że raczej pozostawanie w ruchu i nieliczna, lecz silna i wierna gwardia jest kluczem do ocalenia Jego Cesarskiej Mości.
- Wspomniałeś o Roninach z Południa. Nie ufałbym tym ludziom. Są wrogami Cesarstwa, dlaczego mieliby nam pomóc? Sprowadzanie ich do pomocy, to jak sprzątanie domu przy użyciu ognia.


Shirase w milczeniu wysłuchiwał najpierw słów Tokoyogi, a następnie Mizunoko.
- Żadne miejsce nie jest na tyle bezpieczne, by młody Cesarz mógł przeczekać zawieruchę - oznajmił - Lecz podróżowanie z nim również wiąże się z wielkim ryzykiem. Wszak nie wiemy kto stanie jeszcze po naszej stronie. Nieprzyjaciela możemy mieć nie tylko wśród kasty samurajskiej, ale i wśród zwykłego chłopstwa, czy mnichów. Poza tym - dodał, zwracajac się tym razem do Misute - Shinobu-san może potwierdzić moje przypuszczenia, co do możliwości wywiadowczych, jakie posiada klan Shinobu. Nasza siła nie jest wystarczająca, by stanąć twarzą w twarz z przeciwnikiem. Tym bardziej, że mamy tego świadomość, iż przez ostatnie lata wszyscy daimyo mobilizowali swoje wojska do wojny. Czy możecie mi więc dać słowo, iż podróż przez obojętnie jakie ziemie, gdzie nastąpiła mobilizacja armii, jest bezpieczne? Pod tym względem jedynie ziemie Shirase wydają mi się dość bezpieczne. Nasz klan jest nieliczny, głównie specjalizujący się w maho. Nie spotkamy na tych ziemiach zbyt wielu partoli mego brata, a wszelka inna armia nie śmie wkroczyć tam, gdzie burzą się przodkowie.

- Zgadzam się z tobą, Shirase Kenbatsu-san.-
Milczący dotąd Misute zaszeptał szybko.- Przeciwnicy nasi mogą objawić się w dowolnej postaci, a wywiadowcy Shinobu są tylko małą częścią tego co spotkamy na swojej drodze. Jeśli zlekceważymy choćby małą i nic nie znaczącą ewentualność - przegramy tą potyczkę.-
Siedzący do tej pory na piętach shinobi powstał.- Nie mogę powiedzieć, bym nie ufał Shirase-sanowi w kwestii ukrycia Yasuke-heika, jednak nie mogę również powiedzieć, że darzę go zaufaniem całkowitym.-

Shirase uśmiechnął się, słysząc te słowa, jednak pozwolił kontynuować Misute.

- W tej kwestii nikomu nie możemy zaufać całkowicie, jestem przekonany że wszyscy czujecie tak samo. Tak samo niebezpieczna może okazać się podróż z Następcą, bowiem - ty Shouri-san wiesz to najlepiej, bowiem widziałeś to nieraz w moim wykonaniu - wspomniani już, moi kuzyni i kuzynki mogą pojawić się z nikąd i zniknąć nigdzie... a raczej gdziekolwiek... Pamiętam, że ty również zetknąłeś się z tym, Tokoyogi-san: Shinobu zespolony z cieniem... Tak, to doskonały przykład.- Misute umilkł.

Saite ukłonił się w kierunku Uchikatsu:
- Pozostawiłem przy Yasuke-sama czterech doświadczonych bushi z Himaru. Jeśli pragniesz panie, by Twoi ludzie dołączyli do nich niech udadzą się do pawilonu na północnej wyspie i odnajdą Yuji-san’a. Pozostał tam jako dowódca warty. Jego umiejętności jako wojownika jestem pewny.

Następnie odezwał się Seishin, kierując swoje spojrzenie na sensei’a.
- Żadne miejsce nie będzie pewną kryjówką dla naszego pana, Tokoyogi-sensei. Pokładam jednak wielkie zaufanie w umiejętności Kenbatsu-san’a i chyba w obecnej chwili nie jestem w stanie wybrać lepszego miejsca na schronienie Yasuke-sama. Podróżowanie z nami jest zbyt niebezpieczne. Jestem pewien , że przyjdzie nam nie raz chwycić za miecz w trakcie tej podróży . A Yasuke-sama, choć jest potomkiem wielkiego Katsuryokiego - mimowolnie zerknął w tej chwili w kierunku Ayano- Jest wciąż dzieckiem. Odnalezienie kagemusha może okazać się w tej chwili zbyt czasochłonne. Jest jeszcze jedno miejsce... - zawahał się- W mieście Tachiba, na północy ziem Sankaku przebywa moja nieoficjalna konkubina , która również... Była, jest moim szpiegiem na terenach tego klanu. - Shouri spuścił spojrzenie ku ziemi. Widać było , iż wydanie tej wstydliwej dla samuraja tajemnicy, nie przyszło mu łatwo - Prowadzi jedną z herbaciarni w dzielnicy uciech. Miejsce to nieraz było bezpiecznym schronieniem dla szp... agentów Himaru. Jednak mój ojciec, ani żaden inny Seishin nie są świadomi tego faktu. Tachiba od początku do końca było jedynie moim przedsięwzięciem. Dzielnice Rozkoszy są miejscem wyjętym spod prawa i rządzą się własnymi zasadami zaaprobowanymi przez Cesarstwo... Pomysł na wykorzystanie umiejętności i wiedzy Kenbatsu-san’a wydaje mi się jednak dużo pewniejszy, choć wierności Juukiko-san, mojej konkubiny jestem pewien.
Seishin spauzował na chwilę, po czym przeniósl spojrzenie na Mizunoko
- Ten dom trzeba spalić i wybudować nowy, Mizunoko-san. Pojawiła się w nim bowiem zaraza. Kim teraz jesteś dla Yuusha Chikurin-sama, jeśli właśnie nie roninem niegodnym zaufania? Z tego punktu widzenia byli do tej pory przedstawiani nam buntownicy z południa. Również nie pokładam w nich zaufania, jednak w tej chwili jest to logiczne. Nie znam tych ludzi i nie wiem czy zechcą poprzeć Cesarza. Gdzie jednak szukać wystarczająco liczebnej armii, która zechciałaby nas poprzeć? Są roninami, nie mają więc niczego do stracenia a jeśli naszym udziałem stanie się zwycięstwo - mogą wiele zyskać. I chyba jedynie tym możemy ich przekonać. Możemy również być pewni, że nie zdradzą nas na korzyść daimyo. Nienawidzą ich, a sami daimyo nie ukorzyliby się by pertraktować z nimi. W takich miejscach właśnie pomocy powinniśmy szukać, przynajmniej tak uważam.

- Oczywiście, należy również wziąć pod uwagę sprawę dosyć ważką - co uczynimy, Shouri-san, jeżeli ronini z południa nie zechcą... opuścić granic Cesarstwa? Sprowadzimy kolejną wielką armię spoza granic, czy też może sprzymierzymy się z dopiero co zwalczonymi daimyo? A jeżeli to drugie, to czy jeśli utracimy popierającą nas armię, nie znajdziemy się powtórnie w sytuacji takiej jak teraz? Oczywiście, możemy wierzyć, że potyczki z roninami zaspokoją głód wojny daimyo, ale czy możemy być tego pewni?-

- Nowatorskie pomysły wymagają nowatorskich rozwiązań, Misute-san - powiedział Kenbatsu - Być może ciężko w to uwierzyć, lecz nastaje nowy świt dla Cesarstwa. A to przyniesie zmiany.
Shirase spojrzał na Seishina.
- Na co mogą skusić się ronini? - spytał retorycznie - Na to, co każdy samuraj - chwała, zaszczyty i przywileje. Czemu więc nie uczynić tak, jak zrobił to niegdyś Wielki Cesarz? Marchewką dla nich będzie ułaskawienie. Być może - zamyślił się - stworzenie własnego klanu? To już moje skromne przymyślenia, lecz owe precedensy miały miejsce na samym początku istnienia Wa. Co się zaś stanie, gdy przegramy? Wojna na skalę, jakiej jeszcze nie było. Daimyo nie odpuszczą sobie tego, iż przygotowując się do walki z Zao, mają nagle sobie darować. Zbyt dużo koku ryzu zostało zmarnowane. A jeśli nie ruszą na Zao, być może będą chcieli raz na zawsze pozbyć się zagrożenia, jakie stanowi Kamakiri i jego banda uchodźców. To również może zmusić ich do działania.
Shirase wyprostował się i podłożył rękę, na którą wskoczył Tsukashi.
- Pozostaje jedynie pytanie, kiedy możemy udać się do stolicy i czy sam młody Cesarz będzie mógł odpowiadać za siebie? Fakt faktem, mimo Boskiej krwi, to wciąż jeszcze dziecko.

- Wobec tego, kto zabierze głos w jego imieniu? Moi drodzy, nie chcę wyglądać w waszych oczach na marudnego, zwłaszcza że każde z was ma oczu o połowę więcej, jednak... To sprawa dość nie bagatelna. Może się również okazać, że żadne plany z pośród tych omówionych tutaj nie doczekają się zrealizowania. Jesteśmy teraz królikiem, ukrytym w swojej norze przed lisem, lub przed sforą psów.-
W tej chwili, gdyby twarz Shinobu była widoczna, z pewnością mrugnąłby do wszystkich porozumiewawczo.- Czyż nie tak? Interesuje mnie, kiedy nasza ‘nora’ zostanie rozkopana przez drapieżców.-

Misute przespacerował się po pagodzie. Jego świszczący oddech jakimś cudem wkomponowywał się w chwilowo zapadłą ciszę, nie mącąc jej, ani nie pozwalając jej zapanować do końca we wnętrzu pagody.

Kenbatsu nie obserwował ruchów Shinobu. Leżacy obok niego Ikushi był w zasięgu dłoni, a Tsukashi zaś pełnił rolę obserwatora, śledząc swoimi paciorkowatymi oczami ruch Misute, by w razie niebezpieczeństwa uprzedzić swego opiekuna. Tak jak powiedział Shinobu, że nie ma zaufania do Shirase, tak i Kenbatsu nie ufał nikomu. Prócz Shouri i Tokoyogi.
- Każda ‘nora’ jak zechciałeś to określić, Misute-san - mówił Shirase, spokojnie spogladając na środek pagody - może zostać odkryta. Lecz to już od nas zależy, czy ułatwimy mu to, czy wręcz utrudnimy.

- Istotnie.- Stwierdził lakonicznie Misute, odwracając się twarzą do maga śmierci.- Zadziwia mnie talent tresera, który kształcił twojego ptaka. Odkąd stoję, nie spuścił jeszcze ze mnie wzroku nawet na moment. Podlatywał nawet chwilami, by określić moją pozycję gdy ktoś mnie zasłaniał. Czyżbyś obawiał się ataku z mojej strony, Kenbatsu- san?-
Shinobu znowu usiadł, mniej więcej w tym samym miejscu co poprzednio.
- Nie musisz kłopotać się odpowiedzią. Nie ufając mi, budzisz we mnie tylko szacunek do swojej osoby. Zechciałeś powiedzieć wcześniej, że każdy kto stanie przeciw Shouri-sanowi spotka się z twoim niezmierzonym gniewem. Nie będę oponował, a przyłaczę się tylko do twoich słów: Shouri Seishin jest moim przyjacielem. Każdy człowiek, każde zwierze, każda istota, żywa lub martwa - wszystkich zobaczę i wciągnę w pułapkę swoich sztuk shinobi-no mono.-
 
__________________
" - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!"
~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika".

Ostatnio edytowane przez Fielus : 13-01-2011 o 19:36.
Fielus jest offline  
Stary 14-01-2011, 06:04   #16
 
itill's Avatar
 
Reputacja: 1 itill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodze
Nowo-przybyłym ukłoniła się oddając im należny szacunek. Gdy jednak usłyszała, że między nimi jest cesarska córka oddała jej znacznie głębszy ukłon i zaczerwieniła się z powodu niedopasowanej zbroi i źle założonego kimona. Odczekała, aż starsi i ważniejsi skończyli swoje narady postanowiła jednak zabrać głos.

-Wybaczcie, o szlachetni samurajowie, że także się wtrącę. -powiedziała i zerknęła na kuzyna -Śmiem podejrzewać, że najbezpieczniej będzie jednak jeśli następca tronu jak i wielmożna Chou-hime będą w ciągłym ruchu. W ten sposób znacznie trudniej będzie ich zlokalizować każdemu potencjalnemu wrogowi. Jeżeli darzymy się wzajemnie zaufaniem i oddajemy całe nasze oręże wraz z życiem za ciągłość Rodu Cesarskiego to z kim będą bardziej bezpieczni? Całym sercem wierzę w umiejętności mnichów, ale jeśli ktokolwiek zrobiłby zasadzkę to... poza tym nie godzi się by przyszły Cesarz i jego Szlachetna siostra -tu ukłoniła się Chou -spędzali czas na cmentarzysku. Nie znam się jednak ani na polityce ani na taktyce więc decyzję pozostawiam oczywiście wam, Cni samurajowie. -ukłoniła się z pokorą przed Seishinem w ramach oddania czci wszystkim zebranym samurajom.

Niepewnie spojrzała na Mizunoko. Wiedziała, że nie otrzyma teraz potwierdzenia czy dobrze robi. Zdawała sobie jednak sprawę, że gdy tylko zostaną sami to zostanie jej wytknięty każdy błąd.
 
itill jest offline  
Stary 18-01-2011, 01:07   #17
 
Feataur's Avatar
 
Reputacja: 1 Feataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetny
Kiedy Yuusha wyrzekł słowa kondolencji, Uchikatsu musiał ponownie powściągnąć emocje. Teraz jednak jego twarz była skupiona a spojrzenie - skoncentrowane.
- Wydaje mi się, minna-sama - rozpoczął miękko Tokoyogi - że dyskusja przesunęła się nie w te strony, co trzeba. Nie jest moją intencją podważanie czyichkolwiek umiejętności. Jestem od tego niezwykle wprost daleki. Dlaczego? Bo kłamałbym, ot co. Jest z nami Yuusha Mizunoko, o którym nawet chłopi mówią Wodnik, w podziwie dla jego jedności z wodnymi kami. Jest z nami jego uczennica, za której talent ręczą tak jej znamienity ojciec jak i jej znamienity sensei. Jest z nami Shirase Kenbatsu, którego wielu określa najpotężniejszym pośród mrocznych magów Shirase. Nieuchwytny Shinobu Misute. Człowiek... iye! Cień! który setki razy oszukiwał wysłanych za nim łowczych. Jest wreszcie Shouri-dono. Moje oczy widziały i mogę świadczyć moim honorem. Nie ma nikogo wśród noszących nazwisko Seishin, mogących zmierzyć się z nim.
Zapytacie być może, dlaczego mówię rzeczy, o których wiecie. Ponieważ od dziecka uczono mnie, że umiejętności człowieka powinny być gwarantem szacunku dla niego. Nie jedynym, nie za wszelką cenę, ale jednak.
Wiedząc o tym, wszyscy tutaj macie mój olbrzymi szacunek. Nie tylko to jednak jest istotne. Istotnym jest, że zgromadziliśmy się tutaj otrzymując naglący do czynu apel. Każdy z nas wie, że stawka wyższa być nie może. I mimo to, nikt się nie waha, nawet najmłodsza z nas
- Uchikatsu wskazał na dziewczynkę.
- To, minna-sama, mówi wiele o odwadze tych, którzy tu siedzą. Ryzyko nie jest jedynie nasze, jest także naszych najbliższych, przyjaciół. Ale - jak rzekłem - wszyscy wiemy jaka jest stawka.
Mężczyzna odetchnął, lecz nie było to zakończenie ale przerwa w przemowie:
- Jestem gotów zaufać każdemu z tu zgromadzonych moim życiem. - oznajmił spokojnie, wyważonym tonem - I nie mam zamiaru unosić się gniewem, żywić urazy. Wiem, czego wymaga żywot wygnańca i nie mógłbym rzec, że jestem wielkodusznym, jeślibym miał pałać urazą o szorstkie słowa. Jako wojownik jestem do nich nawykły, na polu bitwy niestety maniery są luksusem. Jednocześnie pozostaję pod wrażeniem spokoju Yuusha-dono i jego pięknych słów do Chou-hime - mężczyzna skłonił się Yuusha Mizunoko z aprobatą, księżniczce z serdecznym i szczerym współczuciem widocznym w złotych oczach - byłem skłonny pogrzebać mój smutek i walczyć, lecz Yuusha-dono wskazał mi inną drogę. Chou-hime - kolejna łza spłynęła po twarzy Uchikatsu - nie powiem tego tak pięknie jak mój przedmówca, lecz płaczę razem z Tobą, pani.
Zapadła chwila ciszy. Uchikatsu uniósł dłoń, by zasygnalizować, że nie skończył jeszcze. Widać było, że starannie dobiera słowa i jego poprzednie długie myślenie było także po to, by odpowiednio rzecz wyrazić. Gdy spostrzegł, że pozostali pozwalają mu mówić, dokończył:
- Szlachetni, dostrzegam w tym karmę. Będąc tu, razem, stanowimy przyszłość Cesarstwa Wa. Nic nie pokazuje tego tak dobitnie, jak to, że są z nami dzieci Cesarza Konomashiego. Jednak potrzebujemy się wzajemnie. Wszyscy. Oznacza to, że każdy z nas musi stać się odrobinę jak trzcina. Jak woda. Shirase-sama, Shinobu-sama. Nie jesteście już sami. Nie dbacie tylko o jedną osobę i to zmieni wiele. Jestem w Waszej pieczy, ja, moi uczniowie. I jestem nieważny, ja i oni, jeśli Wasza decyzja ma ocalić księżniczkę i Cesarza. Jestem jednak przekonany, że zrobicie wszystko, by każdy z moich uczniów wyszedł z tego cało. Dziękuję Wam za to.
Głębokim, pełnym szacunku ukłonem Uchikatsu pokazał szczerość swoich słów.
- Yuusha-sama, Yuusha-dono - zwrócił się do dwójki shugenja - O ile mam pojęcie o sztuce wojennej, o ile znam się na prowadzeniu armii, o ile potrafię takową zaopatrzyć, uzbroić i wyćwiczyć, o ile mogę zapewnić nam przewagę w walce... o tyle zawierzę Wam bez chwili, jeśli będziecie w stanie nam jej oszczędzić. W dniach, które nadejdą, Wasze umiejętności będą ratować życia rannych. Albo, za co już teraz składam dziękczynienie z głębi serca - będą unikać bitew. W mojej rodzinie powtarza się pewną opowieść. Opowieść o tym, jak stal mocniejsza jest od słowa. To nie jest lubiana przez wojowników historia. Mówi o mężczyźnie, który przybył do daimyo ze swoją sprawą. Odczekał, uzyskał audiencję. W trakcie audiencji, wydobył ukrytą broń i przystawił ją daimyo do gardła i rzekł, że stal jest mocniejsza od jakiegokolwiek słowa. Uzyskał co chciał - a chciał służbę dla siebie i swojej licznej, przymierającej głodem rodziny. To był śmiały ruch i sam daimyo był pod wrażeniem. Kiedy tamten skłaniał się swemu nowemu panu, daimyo rzekł doń, “wojowniku, oto nakaz Twojej egzekucji.” Tego wieczoru, mężczyzna nie żył. Bo słowo było silniejsze od jego stali.
- Na pewno jasnym jest dla Was, szlachetni, przesłanie tej opowiastki. Będą chwile, kiedy będziemy musieli stawać do walki. Ale jeśli będziemy jedynie walczyć, lub przemykać się cieniami, zginiemy. Potrzebujemy ludzi słowa. Choć - spojrzał na Yuusha, kłaniając się im naprawdę głęboko - każdy Yuusha jest kimś więcej niż tylko dyplomatą.
Spojrzawszy po nich wszystkich rzekł, patrząc po kolei:
- Shouri-dono, ile czasu mamy, nim stanie się jasne gdzie udałeś się z Miyako? Kogo możemy spodziewać się w pościgu? Czy mistrz Dakai ma dla nas jakieś zalecenia?
- Shinobu-dono, jak blisko mogą podejść Shinobu, nim ich wynajdziesz? Jak można ustrzec Yasuke-heika - i nas tu zgromadzonych - przed atakiem z cienia, podobnym do tego, który opisywany był tu już dwukrotnie? Czy masz dla nas jakieś wytyczne?
- Yuusha-sama, czy któreś z Was ma możliwość zasięgnięcia rady kami na temat posunięć naszych wrogów? Czy wśród Waszych talentów jest może wróżenie lub astrologia?
- Shirase-sama, czy Tsukashi
- Tokoyogi swobodnie użył imienia kruka - może okrążyć klasztor i czy da Ci znać w razie niebezpieczeństwa?
Skłoniwszy się wszystkim raz jeszcze, Tokoyogi dodał celem wyjaśnienia:
- Gomen nasai, minna-sama. Wiem, że moje pytania nie wiążą się bezpośrednio z tematem dalszych naszych poczynań, lecz czyniono tu plany na dalsze dni. Ja chciałem poprosić Was wszystkich o dostrzeżeniu także najbliższych minut.
Po długiej przemowie, mężczyzna zamilkł. Widać było, że nie był do takich nawykły.

- Mądrość przemawia przez Twe usta, Uchikatsu-sama. Zapewne w czasie naszej podróży wielokrotnie dane nam będzie udowodnić swoje umiejętności. Dlatego miast marnować czas na czcze przechwałki i pogróżki skupmy się na tym co w tej chwili najważniejsze. Wielkie to błogosławieństwo od Kami, że zebrały się tu osoby o tak wszechstronnych umiejętnościach. Wykorzystajmy to jako naszą przewagę, a nie powód do udowadniania wyższości jednych metod nad drugimi.
- Shirase-kun, słusznie rzekłeś, że żadne miejsce nie jest obecnie bezpieczne dla Jego Świetlistości. Dlatego wybacz mi proszę, że powątpiewam w Twoją zdolność ukrycia Yasuke-heika. Zapewne masz rację, że nikt nie odważy się naruszyć spokoju przodków. Ale zważ, że nasi przeciwnicy już większego dopuścili się świętokradztwa. Zaś każdy wybierze możliwą śmierć, ponad pewną, chyba że mu honor nie dozwala. Obawiam się, że nasi wrogowie dostaną się wszędzie, choćby drogę mieli wyłożyć poległymi i musimy liczyć się z tą ewentualnością. Jeśli weźmiemy Syna Niebios ze sobą narażamy go na równie wielkie niebezpieczeństwo, jednakże mamy możliwość go bronić i dostosowywać naszą taktykę do posunięć wroga. Sądzę też, że wielu wiernych Cesarzowi samurajów chwyci za broń i dołączy do nas, gdy zobaczy, że opowieści daimyo są wypełnione kłamstwami niczym sushi ryżem. Jednak ostateczną decyzję w tej sprawie zostawiam Shouri-sanowi i całkowicie się do niej dostosuję. Myślę jednak, że powinniśmy zapytać o zdanie Yasuke-heika. Jest jeszcze chłopięciem, ale nie wolno nam zapominać, że to nasz Cesarz. Jeżeli odmówimy mu prawa decydowania o sobie, w czymże będziemy lepsi od tych, którzy próbują sobie jego władzę przywłaszczyć? Jeśli zaś ktoś ma podejmować decyzje w jego imieniu, to chyba tylko Chou-hime, która wszak jest mu najbliższą rodziną.
- Wracając do Twego pytania, Uchikatsu-sama, sądzę, że jesteśmy w stanie, za łaską Kami, przynajmniej częściowo poznać posunięcia naszych wrogów. Szczególnie tych, którzy spróbują zbliżyć się do naszej kryjówki. Nie zapominaj, że jesteśmy otoczeni przez bagna. Sui ma tu niemalże nieograniczoną potęgę. Myślę, że zajmiemy się tym niezwłocznie, po zakończeniu tej narady.
- Co zaś się tyczy roninów, Shouri-san, uważam ich za zbyt niepewnych sojuszników. Czyż nie lepiej będzie sprowadzić Yasuke-heika i Chou-hime do Miyako? Gdy Cesarz zasiądzie na tronie wszelkie maski zostaną zdarte i każdy ujrzy podstęp daimyo w pełnej jego ohydzie. Niewielu się wówczas znajdzie, którzy zechcą stanąć po ich stronie.


Seishin widocznie miał zamiar odnieść się do słów Uchikatsu, słysząc jednak ostatnie zdania Mizunoko spojrzał w jego kierunku:
- Mizunoko-san, wprowadzenie Yasuke-sama do Miyako w tym momencie jest niewykonalne. Insygnia potrzebne do koronacji rozsiane są po cesarstwie i nie łatwo będzie je odzyskać. Uważam jednak, że koniecznym będzie odnaleźć i ukryć choć jedno z trzech. Tak by cały komplet nie wpadł w ręce daimyo... Poza tym, nie zapominaj przyjacielu, iż do momentu koronacji to głos rady jest głosem cesarza. Niezależnie od tego czy będzie z nami Yasuke-sama czy też nie. Jeśli nasza noga postanie w stolicy i zostaniemy schwytani - czeka nas niechybna śmierć przez wyrok rady.
Chłopak westchnął ocierając drobne kropelki potu, które zebrały się na jego czole. Zapewne efekt wycieńczenia spowodowanego ciężką podróżą i brakiem snu.
-Chou-sama, musimy zatem Ciebie poprosić abyś zdecydowała co będzie najlepsze dla Yasuke-sama. Jeśli pozowolisz nam go ukryć, zapewniam Cię , że będzie to najlepsze miejsce jakie możemy w tej chwili wybrać. Jeśli uważasz, że powinien podróżować z nami - zapewniam , iż będziemy go bronić nawet za cenę naszego życia.
Chou rozejrzała się po pomieszczeniu jakby całkowicie zdezorientowana. Nie spodziewała się, iż przyjdzie jej podejmować tutaj takie decyzję. Mówić zaczęła nieśmiało.
- Jeśli... Jeśli dobrze rozumiem, każda z możliwości nie jest perfekcyjna, shikata ga nai, ne ? Rozumiem oddanie sprawie, Mizunoko-san - ukłoniła się dworsko w kierunku Yuusha - I jestem Ci za nie dozgonnie wdzięczna, musisz jednak zrozumieć , że ani Ja ani mój czcigodny brat nie jesteśmy tak zaprawieni w podróżach, i to zapewne tak wyczerpujących jak ta, na którą przyszłoby nam się udać. - zerknęła na chwilę w kierunku Shouri’ego przerywając na chwilę - Czy bezpiecznym będzie dla nas podróżować w tempie, na które możemy sobie pozwolić ja wraz z Yasuke-sama? Nie staram się tutaj w żaden sposób oddawać waszych zdolności pod wątpliwość, jednakże... Sami rozumiecie? Yasuke-sama całe swoje życie spędził w Miyako, na dworze cesarskim. Opuścił miasto pierwszy raz. Ta, zaledwie kilkudniowa podróż niezwykle go wyczerpała. A jeśli przyjdzie mu znaleźć się w wirze walki? - pokręciła lekko głową - Wybaczcie, ale wolę oddać życie broniąc go w kryjówce niżeli oglądać jego cierpienie i przerażenie przemierzając u waszego boku kolejne bitewne pola.
Shouri skinął lekko głową, przenosząc spojrzenie z kobiety na siedzącego po drugiej stronie Yuusha.
- Decyzję musimy podjąć szybko i koniecznie dzisiaj. Oczywiście na względzie mając uwagi Chou-sama, ne? - Seishin spojrzał w kierunku Tokoyogi - Nie jestem w stanie sprecyzować ile czasu może zająć wrogom odnalezienie nas. Jeśli nikt nie śledził nas od Miyako, nie zdradził, bądź nie powiadomił Rady o mojej podróży w tym kierunku - nawet kilka dni. Nalegałbym jednak o pośpiech. Najpóźniej chciałbym opuścić klasztor nazajutrz. Co do wskazówek Dakai-sensei, to on zaproponował odnalezienie Hamoku Ryuusei-san’a. Stąd moja pewność, że człowiek ten dalej żyje. Jestem pewien, że w razie jakiś nowych wieści i propozycji Dakai-sensei znajdzie sposób by się z nami skontaktować. Inute-san - odwrócił się na chwilę w kierunku starca - Gdzie znajduje się kolejny punkt, w którym Himaru posiadają gołębie pocztowe i sprzymierzeńców?
- Yokose, mój Panie. Miasto znane ze swych dzielnic rozkoszy i wspaniałych festynów, na północ stąd. Należy tam odnaleźć Keiko-san. Jest Okaasan jednej z Okiya w tym mieście i przyjaciółką z lat młodości Dakai-sama.
- Zatem tam mogą czekać na nas wiadomości od Dakai-sensei, kiedy opuścimy już klasztor.

- Jeśli taka jest wola Księżniczki, nie mam nic do dodania. Niechaj się stanie jak rzekła.
- Mizunoko skłonił głowę na znak, że uważa dyskusję za zakończoną. - Jeśli zaś mamy wyruszyć już jutro, proponuję czym prędzej udać się na spoczynek, by zmęczenie nie spowalniało naszego marszu. Tym bardziej, że niektórzy z nas niedawno przybyli i nie mieli jeszcze możliwości wypocząć po poprzedniej podróży. - Mówiąc to spojrzał w stronę Chou i Shouriego, a na koniec na dziwnie milczącą Ayano. Najwidoczniej albo onieśmielało ją towarzystwo, albo spała na siedząco, bo od początku narady nie odezwała się ani słowem. - Oczywiście po podjęciu niezbędnych decyzji i powzięciu należytych środków ostrożności - dodał.

Misute drgnął nieznacznie. Przechylił się w stronę Shouriego i Tokoyogiego i szepnął znacznie cichszym głosem niż miał to w zwyczaju, tylko do tej dwójki.
- Boję się przyjaciele. Boję się o to, o co mnie zapytałeś, Tokoyogi-san. Nie wiem, czy będę w stanie odnaleźć w cieniu niektórych wojowników Shinobu, jeśli nie zdradzą się jakimś fałszywym krokiem. W tej chwili jestem niemal pewien, że nikt NIEPOWOŁANY nas nie obserwuje i będę w stanie ostrzec nas, jeśli inni agenci Shinobu będą nas śledzili, jednak... Nie mogę nazwać się wszechmocnym... Shinobi klasy Shinobu Usumi... i wyższej... Nie jestem pewien, czy dostrzegę ich odpowiednio wcześniej. W najgorszym razie będę w stanie dać nam tylko minutę wiedzy.
Widać było, choćby po tonie głosu, że własna słabość w wykrywaniu potężnych shinobi trapi go. Po chwili zmienił temat.
- Cień wykorzystywany do ataku, to tylko ciało przeciwnika. Gdyby tak nie było, twój miecz odskoczył by od ciała yojimbo Arakiego, z którym walczyłeś. Ważną jego cechą jest to, że wojownik może spontanicznie wybierać jakie jego elementy tworzą konkretne miejsce na powierzchni cieni. Miejsce w które celujesz może być głową, sercem, ale może być również rąbkiem płaszcza, lub bronią. Jeśli jednak przyszpilisz cień do powierzchni na której osiadł, zablokujesz go wystarczająco długo, by zadać cios... być może że ostateczny. Nie będę ukrywał - śmierć tego yojimbo była wynikiem połączenia szczęśliwej łaski Kami z twoimi umiejętnościami, ale drugi raz możemy nie mieć tyle szczęścia, Uchikatsu-san.
Słowa Chou-hime sprawiły, że Tokoyogi spojrzał na nią uważnie. Mało znał hime, a jej słowa o cierpieniach podczas podróży zaskoczyły go. Czy Konomashi-shiryo nie podróżował?
Skinieniem głowy podziękował każdemu z odpowiadających na jego pytania, lecz ponieważ zawsze wywiązywała się dalsza dyskusja, nie mówił nic więcej, czekał.
Wiedział dobrze, że Los już zapisał co się stanie i czerpał z tego spory komfort, nauczony latami życia.

Kenbatsu wysłuchał do końca słów każdego z zebranych. Nie wymuszał na nich, aby oddali mu Cesarza, by mógł go ukryć. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że żadne miejsce nie będzie wiecznie chronić Syna Niebios, lecz tymi obawami również się podzielił. Wziął kruka na dłoń i wyszeptał kilka mrukliwych słów. Tsukashi zakrakał i wzbił się w powietrze, okrążył dwa razy zebranych, po czym wyleciał przez wejście do pagody.
- Tsukashi do końca dnia będzie obserwował bagna - powiedział do zebranych - Jednak nocna pora nie jest dobrym czasem dla ptaków. Kruk ten, mimo że jest mądry, pozostaje jedynie krukiem. Nie obroni się przed atakiem jastrzębia - dodał, metaforycznie porównując ich sytuację - Dlatego musi być sprytny, aby unikać zasadzki.
Shirase ukłonił się zebranym, po czym zwrócił do Uchikatsu.
- Tokoyogi-kun, jeśli mógłbyś, odwiedź mnie dzisiaj w moim pokoju - rzekł - Sądzę, że jest wiele do omówienia, z związku z tą sytuacją. Shouri-kun, Saite-san - skierował teraz słowa do Seishina i wodza Himaru - prosiłbym was również na to spotkanie. Chciałbym wam przekazać pewne wieści. Później, kiedy uznacie je za ineteresujące, przekażemy je reszcie grupy.
Skłonił się dwójce Yuusha oraz księżniczce i z uśmiechem na twarzy przepraszająco powiedział
- Wybaczcie ową dyskrecję, lecz to - zamyślił się - jakby sprawy poniekąd rodzinne. Dowiecie się wszystkiego jak najszybciej.
Ponownie zamilkł, czekając na resztę.

- Arigato, Shirase Kenbatsu-sama. - rzekł formalnie Tokoyogi, podobnie jak mówił od momentu kiedy do pagody wkroczyła Chou-hime. - Proszę, miej na uwadze, że wśród moich uczniów są także Shirase. Oczywiście, z przyjemnością zobaczę się z Tobą dzisiaj.

Nowo-przybyłym ukłoniła się oddając im należny szacunek. Gdy jednak usłyszała, że między nimi jest cesarska córka oddała jej znacznie głębszy ukłon i zaczerwieniła się z powodu niedopasowanej zbroi i źle założonego kimona. Odczekała, aż starsi i ważniejsi skończyli swoje narady postanowiła jednak zabrać głos.
- Wybaczcie, o szlachetni samurajowie, że także się wtrącę. - powiedziała i zerknęła na kuzyna - Śmiem podejrzewać, że najbezpieczniej będzie jednak jeśli następca tronu jak i wielmożna Chou-hime będą w ciągłym ruchu. W ten sposób znacznie trudniej będzie ich zlokalizować każdemu potencjalnemu wrogowi. Jeżeli darzymy się wzajemnie zaufaniem i oddajemy całe nasze oręże wraz z życiem za ciągłość Rodu Cesarskiego to z kim będą bardziej bezpieczni? Całym sercem wierzę w umiejętności mnichów, ale jeśli ktokolwiek zrobiłby zasadzkę to... poza tym nie godzi się by przyszły Cesarz i jego Szlachetna siostra - tu ukłoniła się Chou - spędzali czas na cmentarzysku. Nie znam się jednak ani na polityce ani na taktyce więc decyzję pozostawiam oczywiście wam, Cni samurajowie. - ukłoniła się z pokorą przed Seishinem w ramach oddania czci wszystkim zebranym samurajom.
Niepewnie spojrzała na Mizunoko. Wiedziała, że nie otrzyma teraz potwierdzenia czy dobrze robi. Zdawała sobie jednak sprawę, że gdy tylko zostaną sami to zostanie jej wytknięty każdy błąd.
 

Ostatnio edytowane przez Feataur : 18-01-2011 o 01:18.
Feataur jest offline  
Stary 18-01-2011, 01:08   #18
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Bagna w pobliżu wioski. Kilkanaście minut przed zakończeniem narady.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=1SIH8cREptA[/MEDIA]

Słońce powoli znikało za horyzontem, a falujące w lekkim wietrze gałęzie leśnej gęstwiny rzucały cienie na twarze trzech bushi w niej skrytych. Jeden z mężczyzn, którego yoroi ozdabiał mon Shirase, co chwila zbliżał do twarzy toporną lunetę, wykonaną z pnia bambusa. Za każdym razem kierował szklane oko w kierunku wioski , dokładnie przeczesują jej okolice w poszukiwaniu niebezpieczeństwa.
- Nie podoba mi się tutaj...Ten las, ta cała sytuacja... - mruknął pod nosem potężnie zbudowany mężczyzna. Spod zbroi, na karku wystawał kołnierz jego kimona, z widocznym symbolem klanu Uchikatsu. Obejrzał się za siebie, na młodszego samuraja , jego pobratymca.- Sora-san, bądź w caly czas w pogotowiu.
Chłopak lekko drgnął, słysząc swoje imię. Każdy szept pośród tej gęstwiny wydawał mu się tworem złego kami. Jego oczy zamykały się same. Własnie złapał siebie samego na małej drzemce.
Był wyczerpany stałym czuwaniem od wczesnego rana. Jego zadaniem było w razie niebezpieczeństwa, popędzić przez moczary w kierunku klasztoru by ostrzec swego sensei.
- Cisza... - warknął Shirase-Coś się dzieje...
Uchikatsu natychmiast przycisnął podbródek do runa leśnego.
- Co widzisz, Shirase-san ?
- Ktoś kręci się w pobliżu wioski... Trzech... Czterech. Skradają się.
- Chyba nie powinniśmy zwlekać. Niech chłopak zaniesie wiadomość...

Shirase Iryu milczał przez chwilę, wpatrując się w skupieniu przed siebie.
- Nie wiemy jak liczny jest przeciwnik. Musimy przekazać jak najwięcej informacji, ne ?
- To bez znaczenia, Shirase-san. Możemy być niemal pewni, że wróg będzie miał przewagę liczebną. Sora-san, ruszaj. Przekaż Uchikatsu Tokoyogi-sama, że wróg rozpoczął działania. Niech postawią wszystkich na nogi i podejmą odpowiednie działania.
- Hai, ikuzo!

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=4IU7ia0XIGg&feature=related[/MEDIA]
Drobny chłopak błyskawicznie poderwał się na nogi, zrzucając z siebie misternie przygotowane maskowanie. Niedbałym ruchem strzepnął resztę mchu i ziemi, która przywarła do jego lekkiej zbroi, po czym ruszył przed siebie. W tym samym momencie starszy Uchikatsu zmarszczył brwi i otworzył usta, chcąc ostrzec przyjaciela... niestety było zbyt późno.
Kilka cieni, do tej pory nieruchomych pośród gałęzi, poruszyło się, okrążając chłopaka. Sora chwycił za rękojeść katany, jednak jego atak został uprzedzony przez błysk ostrza. Stanął w miejscu jak wryty, a z jego podbrzusza trysnęła ciemna krew. Organy wewnętrzne wypłynęły przez ogromną, poziomą ranę na liście i błoto pod jego stopami. Sora padł martwy.

Uchokatsu Mishizaki wraz z kompanem poderwali się na nogi, wysuwając ostrza z saya. Natychmiast przybrali pozycje bojowe, wbijając jednocześnie wściekłe spojrzenia w cienie dookoła zwłok Sory.
Mishizaki ruszył jako pierwszy, biorąc potężny zamach a następnie wyprowadzając proste cięcie w mrok... Niestety, miecz ściął jedynie kilka gałęzi.
Shirase ruszył bokiem, asekurując towarzysza od flanki. W tym momencie poczuł żelazny uścisk cudzych dłoni na swojej szyi. Szybko obrócił ostrze w dłoni, wymierzając nim za siebie. Wakizashi kolejnego z cieni, przebiło jego ramie, wbijając się następnie między żebra uniemożliwiając tym samym kontratak. Coś zazgrzytało w jego karku, a Shirase wywrócił oczy ukazując białka.

Mishizaki obrócił się na pięcie, błyskawicznie atakując cień, który przebił ramie Iryu. Niestety, i tym razem cios okazał się niecelny. Klnąc pod nosem, wyrwał wakizashi zza pasa, prowadząc cięcie od dołu , wycelowane w ramiona , które pochwyciły jego towarzysza.
Krew trysnęła na twarz Uchikatsu, a oddzielone od ciała ramiona niewidzialnego wojownika padły na ziemie raz ze zwłokami Shirase.
Mishizaki ciął kilka razy na oślep, starając się odpędzić wrogów jak najdalej. Szybko omiótł bystrym spojrzeniem otoczenie i wypatrzywszy bezpieczną drogę puścił się w las.
Przedzierał się przez gęstą roślinność w niemal całkowitym mroku. Gałęzie drzew i krzewów nieubłaganie uderzały o jego twarz, rozcinając skórę twarzy aż do krwi. Kątem oka dostrzegł dwie postacie, podążające za nim szybkim tempem ,nieco po jego prawej. Nie zwalniając tempa , wsunął katanę do saya, by po chwili wydobyć z uchwytu na plecach potężny łuk.
Uchikatsu czuł jednak, że z jego ciałem dzieje się coś dziwnego. Nogi z każdą chwilą stawały się coraz bardziej drętwe. Wzrok odmawiał posłuszeństwa, otoczenie rozmywało się coraz mocniej. Był cały spocony, rozpalony - przecież przywykł już do takiego wysiłku , a nawet większego. Do tej pory nigdy nie przychodziło mu to tak trudno.
Udało mu się dotrzeć do niewielkiej polany. Przeskoczył nad niewielkim krzewem, jęcząc przy tym nieznacznie, po czym skierował się ku zwalonemu drzewu na środku porośniętej wysoką trawą polany. Napiął strzałą cięciwę łuku, jednocześnie odwracając się za siebie i wymierzając we wroga. W tej samej chwili jednak, palący ból ogarnął jego ramie. Zaciśnięta na strzale dłoń rozluźniła się wbrew jego woli a strzała poszybowała gdzieś pomiędzy zaroślami.
Jeden z cieni wypełzł z lasu, ukazując w słabym świetle swoją prawdziwa postać. Był to mężczyzna, o długich , kruczoczarnych włosach w lekkiej zbroi ozdobionej monami klanu Shinobu.
- A więc w końcu się pokazałeś... tchórzliwy draniu ?...- wysapał ciężko Uchikatsu, osuwając się na z kolano. - Pamiętasz jeszcze czym jest honor ? Stań ze mną do pojedynku. Nie zatrzymasz mnie !
- Przykro mi, ale już przegrałeś Uchikatsu no samurai-san.
- wojownik wskazał palcem na swoją twarz.- Na Twoja twarz spłynęła krew mojego przyjaciela, Shinobu Kirimitsu-san. Wśród nas nie jest tajemnicą, że jego krew miała specjalną właściwość... jest śmiertelną trucizną. - uśmiechnął się lekko, krzyżując ramiona na piersi. Przedzierając się przez las i raniąc zabrudzona twarz, sam wpuściłeś ten jad w swoje żyły. Teraz umrzesz. Nie mam zamiaru dobierać miecza.
- Ty parszywy...
- samuraj poderwał się na równe nogi, unosząc klingę nad głowa. Przypuścił atak. Nim zdążył się wystarczająco zbliżyć do przeciwnika, padł jak długi pośród wysokiej trawy na polanie.- Uchikatsu-sama... Wybacz. Jestem psem bez honoru... zasługuje na śmierć...- w gorączce zaczął majaczyć pod nosem.
- Umi-san...- do Shinobu stojącego na polanie dobiegł głos z ciemności lasu.- Zostawmy go, niech zginie jak chłop. Nie dajmy zdrajcy cesarstwa zaszczytu godnej śmierci. Czas zameldować się Taichou.
Umi skinął głową, po czym jeszcze raz zerknął na leżącego w trawie Uchikatsu.
- Zannen, ne ? Jednak taka była twoja karma... Żegnaj.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 18-01-2011 o 01:11.
Mizuki jest offline  
Stary 18-01-2011, 01:12   #19
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Godzinę później. Wioska nieopodal bagien.

Oddział składający się z dwóch tuzinów samurajów maszerował po, wyłożonej kamieniami drodze. Przemieszczali się w kierunku pogrążonej we śnie wioski. Osada ta była jedynym źródłem zaopatrzenia dla mnichów z klasztoru. Jedynym śladem cywilizacji na tym odludzi. Trakt, którym teraz podróżowali wojownicy miał tutaj swój koniec.
Na dwóch sztandarach niesionych przez bushi widniały, ledwie widoczne w mroku, mony rodowe Shinobu.
Na czele kordonu maszerowała postawna kobieta o niesamowicie czerwonych włosach, uwiązanych na tyle głowy. Jej dłoń przez cały czas spoczywała na rękojeści wciśniętej za obi katany. W ustach ściskała cienki patyczek, który kołysał się delikatnie na wietrze. Lewa strona jej twarzy była okaleczona. Podłużna blizna przecinała jej czoło, pozbawiony oka oczodół oraz policzek.
Shinobu Shakuryuu była dobrze znaną osobą w swoim klanie. Znana również jako "Wściekła Shinobu", była całkowitym zaprzeczeniem idei cichej walki całego klanu. Głośna, atakująca w szale, siejąca śmierć i destrukcję w każdym miejscu, do jakiego została posyłana. Już ojciec Shinobu Abuny z trudem znosił jej częste utarczki i pojedynki na dworach innych klanów jak i z własnymi pobratymcami. Znoszono to jednak, gdyż w sytuacjach , w których o zwycięstwie miała decydować brutalna siła i oraz walna bitwa - była niezastąpiona.
- Stać! - wydała komendę swym ochrypłym głosem jednocześnie unosząc ramię ku górze - Wy dwaj, zbliżcie się.
Z bezkształtnej masy ludzi skąpanej w cieniu, wyłoniły się dwie sylwetki. Byli to dwaj zabójcy z Zao, odpowiedzialni za śmierć Cesarza Konomashiego. Mężczyzna w kapeluszu z wysuszonych liści bananowca trzymał się nieco za plecami swojego starszego kolegi.
- Jesteśmy prawie na miejscu. Jeśli informacje zdobyte przez mojego ojca okażą się prawdziwe, w klasztorze za tą wioską skrywają się "szkodniki".
- W takim razie na co czekasz, Shinobu-san?
- Mieliście się zwracać do mnie taichou! -
warknęła kobieta. Nie zrobiło to chyba jednak większego wrażenia na mężczyźnie odzianym w czerń - Te moczary zabiły więcej ludzi niż wy obaj razem wzięci. Nie da się tam po prostu wejść. Trzeba przekonać chłopów by wydali nam przewodnika.
- W takim razie zajmij się tym... - mężczyzna spauzował widząc kolejny grymas na twarzy kobiety, najprawdopodobniej wywołany "rozkazem" jaki padł z jego ust - My spróbujemy rozejrzeć się po tej... śmiercionośnej puszczy.
Kobieta odprowadziła mężczyznę w czerni groźnym spojrzeniem. Z tego pełnego nienawiści transu wyrwał ją głos podwładnego:
- Taichou, wrócili zwiadowcy.
- Dawaj ich tu !
- młody bushi skinął do kolegów stojących nieco dalej. Odstąpili na boki, przepuszczając do dowódcy Umi'ego wraz z towarzyszem. Zbliżyli się do rudowłosej kobiety, po czym ukłonili głęboko.
-Taichou !
- Meldujcie.
- Nieprzyjaciel pozostawił trzech zwiadowców na obrzeżach moczar. Udało nam się ich wypatrzeć i zlikwidować. Nie będą już problemem.
- Jesteście pewni , że nie ma ich więcej ?
- spytała dalej wściekła, marszcząc przy tym brwi.
Członkowie sił specjalnych popatrzyli po sobie.
- Tak, ręczymy za to Shinobu Shakuryuu-taichou.
- Oczywiście , że ręczycie... Stracicie głowy, a wasze ciała osobiście polecę pochować w wiosce eta, jeśli jest inaczej... Dalej, ruszamy !



Kilkanaście minut później.

Senna wioska zamieniła się w miejsce kaźni. Większość budynków trawiły płomienie. Półnagie, przerażone kobiety i dzieci biegły, zapędzane przez samurajów ku spichlerzowi. Pod ich stopami walały się ciała ich mężów i synów. Starszy wioski, wraz z rodziną klęczał przed budynkiem spichlerzu, otoczony przez czterech bushi.
- Samurai-sama! Czego chcecie? To nie ziemie klanu Shinobu, na wszystkie Kami! Czemu to robicie?!
- Nie podnoś głosu na szlachetnie urodzonych, śmierdzielu - rudowłosa zbliżyła się do otoczonej rodziny Sonou - starszego wioski - Jesteś Sonou tej wioski, czy tak?
- Hai, samurai-sama...
- Jestem Shinobu no Shakuryuu. Przybywam tutaj z rozkazu Wielkiej Rady. Ścigam buntownika imieniem Seishin Shouri, który to niedawno zawitał w te okolice.

- Nigdy go nie widziałem! - kobieta skrzywiła się na te słowa lekko, po czym poczochrała po głowie.
- Mendoukusai na jiji... Posłuchaj mnie staruszku. Wiem, że człowiek, którego szukam zjawił się w tej wiosce. Nie poprawiasz swojej sytuacji takimi kłamstwami... - skinęła głową w kierunku jednego z wojowników. Ten chwycił miecz, po czym jednym cięciem strącił na ziemie głowę najstarszego syna Sonou. Córki rzuciły się w ramiona matki z piskiem. Starsza kobieta próbowała doskoczyć do ciała swego syna, jednak wojownik zagrodził jej swym mieczem drogę.
- Teraz? Będziesz mówił prawdę?
- Za jakie winy... Za jakie winy... -
powtarzał starzec kołysząc się i płacząc. Jego lament szybko został przerwany przez twardą jak kamień pieść Shakuryuu.
- Hora! Zaczyna mnie to męczyć! Albo zaraz powiesz mi prawdę albo wsadzę ciebie i całą twoją rodzinę do tego spichlerza! Chcesz płonąć razem z resztą tych kłamców?! - wskazała ramieniem na spichlerz. Do jego wnętrza przez cały czas wpychane były kolejne osoby.
- Byli tu, Shinobu-sama! Tak byli... On i kilka innych osób odwiedziło ostatnio wioskę. Wszyscy prosiliby wskazać im drogę do klasztoru Shousen.
- I wskazałeś im ją?!
- Mieli miecze! Wyglądali jak Ty, Pani. Jak samuraje.
- Jak dostać się do tego klasztoru? I lepiej mów prawdę bo... -
bushi stojący obok przyłożył ostrze swej katany do szyi jednej z córek Sonou.
Starszy wioski wsunął dłoń do szerokiego rękawa swojego kimona.
- To mapa. Zaprowadzi was do klasztoru...
- Gdybyś był mądrzejszy, Sonou, nie musiałbyś oglądać śmierci swojego syna. Chłopi są głupcami, którym brak honoru i rozwagi. Brzydzę się wami. Brzydzę się tym, że kłamałeś. Oraz tym, że ostatecznie poddałeś się i wyjawiłeś mi ten sekret... -
wyrwała z dłoni mężczyzny niewielki zwój - Jesteś psem bez honoru. Taro-san, zakończcie to żałosne widowisko… Higeki da ne...
- Zaraz! Powiedziałaś, że oszczędzisz moją rodzinę! Też skłamałaś, Shinobu-sama?!
- Mendoukusai na jiji... -
rudowłosa odwróciła się na pięcie i powolnym krokiem ruszyła w kierunku spichlerza - Naprawdę jesteś głupcem. Ale tak jak powiedziałam, nie spłoniesz z resztą kłamców... Spotka Cię niezasłużony zaszczyt i zginiesz od szlachetnej stali... - czterech bushi rzuciło się z mieczami na klęczącą rodzinę Sonou.
Shakuryuu wpatrywała się w spichlerz, pod który właśnie podkładano ogień. Bez trudu przychodziło jej ignorowanie przeraźliwych krzyków tak za jej plecami, jak i przed nią. Być może nawet sprawiało jej to przyjemność...?

Pagoda w klasztorze.

Chou ukłoniła się z powagą na twarzy, w kierunku Tokoyogi'ego.
- Dziękuję Ci za te słowa, Uchikatsu Tokoyogi-san. Gdyby mój ojciec żył, zapewne przepełniła by go teraz duma, iż ma tak wiernych poddanych jak Ty i reszta tutaj zgromadzonych.- wyprostowała się ostrożnie, ruchem pełnym gracji.- Wierze, że nadejdzie jeszcze czas na opłakiwanie jego odejścia w Pustkę, tak jak nadejdzie czas sądu nad podłymi zdrajcami. I wierzcie mi, nie mówię tego jako rozgoryczona córka zdradzonego i zamordowanego człowieka. Mówię to jako córa narodu Wa, zatroskana o jego przyszłość oraz ludzi w tutaj żyjących. Wierze, że kami jak i duchy przodków są po naszej stronie. I ochronią Yasuke-sama jak i mnie.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
Stary 18-01-2011, 01:13   #20
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Gdzieś na moczarach.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=8oeRjuDSPAM[/MEDIA]

Miejsce to zamieniało nawet lekki powiew wiatru w szept widma, skrytego gdzieś w gęstwinie. Słabe światło przebijało się pomiędzy posępnymi konarami drzew, rzucającymi na dwie ponure postacie maszerujące ścieżką.
Ying Hua szedł pół kroku za starszym mężczyzną odzianym w czerń. Jego spojrzenie wbite było w ścieżkę pod stopami. Tak jakby otaczający go krajobraz nie robił na nim żadnego wrażenia. Twarz skryta w cieniu dużego nakrycia głowy, wykonanego z zasuszonych liści bananowca, nie wyrażała żadnych emocji. Mimo to jego starszy towarzysz, co chwila zerkał w jego kierunku.
- Wyczuwam w tobie niepokój, Ying Hua.
- To to miejsce... Każdego o zdrowych zmysłach przyprawiłoby o dreszcze.
- Wa lubią snuć niesamowite historie o takich miejscach. Wystarczy kilka zbłąkanych dusz, trochę spróchniałych drzew i paru zapijaczonych "szlachciców”, którzy giną gdzieś w gęstwinie.
- Długo masz zamiar prowadzić nas na oślep, Zhi-xiansheng?
- Masz rację... Należy zmienić taktykę -
mężczyzna zatrzymał się nagle.
- Masz zamiar użyć swego Moshu?
Mistrz Ying Hua nie odpowiedział. Powieki jego oczu były zaciśnięte. Powoli wyciągnął ramiona przed siebie, po czym ułożył dłonie na swoim brzuchu. Następnie wciągnął do płuc dużą ilość powietrza.
Młodszy zabójca oparł się w tym czasie plecami o jedno z drzew. Nie przypatrywał się temu, co robi jego mistrz. Wręcz przeciwnie - zsunął niżej nakrycie głowy, tak by widzieć jak najmniej.
Pierś Zhi zaczęła falować. Jego ciało zgięło się wpół, na twarzy ukazał się spazm bólu. Wydawałoby się, iż cały jego organizm wpadł w konwulsje. W końcu zaburzył panującą wokoło ciszę głośno kaszląc i wymiotując. Substancja wylewająca się z jego ust przypominała jednak smołę - była czarna i lepka.
Zhi otarł usta, cofając się kilka kroków w tył. Na powierzchni kałuży czarnej cieczy pojawiły się pęcherzyki powietrza. Zaczęła zwiększać swoje rozmiary, pnąc się w górę i bulgocząc przy tym.
- Odrażające... -mruknął Ying Hua, spoglądając w kierunku bulgoczącej, czarnej masy.
- Być może... Jednak nie dla istot rozumiejących potęgę anying dao. Nigdy nie zdołasz tego pojąc, Ying Hua.
- Obym nie musiał.

Czarna breja urosła do rozmiarów człowieka. W jednej chwili rozczepiła się na dwie, trzy, a następnie cztery części. Zaczęła nabierać kształtów - pojawiły się zarysy kończyn, twarze a nawet włosy. Po upływie niecałej minuty, na przeciwko Zhi stały jego cztery dokładne repliki.
- Ruszajcie. Macie odnaleźć Klasztor i wskazać nam do niego drogę.
Cztery postacie skinęły jednoczenie głowami, po czym ruszyły pomiędzy drzewami. Ich czarne stroje szybko zlały się z ciemnością nocy.

Na jednym z mostów.

Shinobu Shakuryuu maszerowała na czele oddziału samurajów. Kilka chwil temu dotarli, przy pomocy mapy, do klasztoru. Wściekłe oko kobiety dokładnie badało całą okolice.
- Każda osoba znajdująca się na terenie klasztoru zostaje uznana za rebelianta - hankyakusha. Z nakazu wielkiej rady skazani są na śmierć.
- Taichou... a co z mnichami? Nie możemy ich...
- Rozkaz to rozkaz -
kobieta rzuciła pełne złości spojrzenie na jednego z podwładnych - Masz z tym jakiś problem, Kitaro?
- Pozwól nam spacyfikować mnichów bez wyrządzania im krzywdy... Onegai shimasu!
Rudowłosa w jednej chwili obróciła się na pięcie, jednocześnie uderzając dłonią w twarz bushi.
- Budzisz we mnie obrzydzenie, Kitaro! Po wypełnieniu zadania popełnisz seppuku. To postanowione!
Mężczyzna pocierał zaczerwieniony policzek. Jego spojrzenie pełne było wrogości, złości, być może nawet nienawiści. Mimo to posłusznie ukłonił się przed swoim taichou.
- Uketamawarimashita, Shinobu-taichou. Stanie się jak rozkażesz.
- W takim razie, zabierajmy się do pracy...

Shakuryuu odwróciła się w kierunku pawilonu, który stał nieopodal drugiego końca mostu. Był to największy budynek na terenie całej świątyni. Podwinęła szybko obszerne rękawy kimona, ukazując wytatuowane przedramiona. Podobizny dwóch smoków oplatały wkoło jej ramiona, rozwierając swoje pyski na wierzchołkach dłoni.
Kobieta wyciągnęła rękę w kierunku budynku, otwierając przy tym dłoń. Tuż przed nią zatańczyły dwie iskry...

Sypialnia Yasuke.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=fowJzSFPqRA&feature=related[/MEDIA]
Yasuke przewracał się z boku na bok. Jego czoło zroszone było przez drobne kropelki potu. Jego ciało było wyczerpana podróżą, jednak ciągły ból w skroniach i dziwne sny uniemożliwiały odnalezienie ukojenia w krainie snów.
Przez cały czas ukazywała mu się postać jego ojca. Konomashi wyciągał w jego stronę ramiona, z serdecznym uśmiechem na twarzy. Jednak za każdym razem, kiedy Yasuke rzucał się pędem w jego stronę, złote oczy ojca zamieniały się w czarne spodki. Wyglądały jak spowite ciemnością wnętrze studni. Skóra stawała się blada, włosy wypadały, tworząc grubą warstwę u jego stup.
Yasuke widząc to, za każdym razem odwracał się i uciekał w przeciwnym kierunku. Biegł wzdłuż nieznanej mu uliczki słysząc gdzieś w oddali szum wody. Wszędzie unosił się zapach gnijącego mięsa. W końcu, u kresu uliczki wyrastało wielkie, wiśniowe drzewo. Tuż obok jego konaru pojawiała się postać Chou. Przypatrywała się kwiatom wiśni, które w niesamowitym tempie wyrastały z pączków, kwitły, po czym spadały na ziemie. Proces ten, zajmujący normalnie cały sezon, powtarzał się teraz kilkanaście razy w ciągu minuty.
Chłopak poderwał ciało do góry, natychmiast nachylając się nad misą z wodą, postawioną zaraz obok jego futonu.
- To tylko sen... To tylko sen... - wyszeptał pod nosem. Jego wnętrzności drżały pod wpływem strachu, który wlał się do jego organizmu. Od ponurych wizji oderwał go dopiero niespotykany widok, który ujrzał w odbiciu wody - dwa złote punkty. Jego oczy nabrały złotej barwy. Teraz przypominały oczy jego ojca.
- Czasami w życiu człowieka bywa tak, że wybudzając się z sennego koszmaru, wpada w objęcia jeszcze większego... realnego.
Yasuke zamarł w bezruchu. Poczuł jak zimny dreszcz przeszywa jego ciało od stóp aż po czubek głowy. Powoli uniósł spojrzenie, pełne trwogi.
Cztery postacie odziane w czerń otoczyły go ze wszystkich stron. Shouji, które kazał zamknąć jednej ze służących, teraz było uchylone wpuszczając do wnętrza pomieszczenia, słabe, księżycowe światło.
- Hajimemashite, Yasuke-Tennou. Teraz pójdziesz ze mną.

Scena w pokoju mieszczącym się przed drzwiami do izby Yasuke, przypominała jedną w wielu widywanych w koszmarach... Jedną z najgorszych. Drewnianą podłogę pokrywała wielka kałuża krwi, oraz ciała ośmiu, martwych bushi z Himaru oraz odesłanej tutaj przez Uchikatsu straży . Jeden z samurajów został zawieszony na ścianie przy pomocy własnego miecza, wbitego w trzewia. Ciala reszty porozrywane były na strzępy, przez jeszcze widoczną czarną, gęstą maź. Leżący najbliżej drzwi, poruszał się duszony spazmami agonii a z obszernej rany na jego szyi wylewała się krew.
Ominęły go nagle cztery postacie, jakby stopione z cieniem. Jedna z nich trzymała w ramionach nieprzytomnego Yasuke...

Pagoda w klasztorze.

Spojrzenie Shouri'ego utkwiło w młodej Yuusha. Był pewien jednego - jeśli ma okazać się przydatna w tych trudnych czasach, musi nabrać pewności siebie , zaufać samej sobie i swoim towarzyszą. Tymczasem krępacja obecnością innych nie pozwalała jej zabrać głosu przez większą część narady. Seishin dostrzegł to bez problemu, zapewne nie on jeden. Ayano nie była mistrzynią etykiety... Jednak nie rozumiała również, że za etykieta skryć można prawdziwą twarz. Obawy, niepewność, blef, uczucia. Wyjątkowo niebezpiecznym dla każdego samuraja było zdradzanie swoich uczuć. Wydawało się , że z Ayano można czytać niczym z otwartej książki.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=3239BJpcPB0&feature=related[/MEDIA]
Rozmyślania Shouri'ego przerwał odgłos potężnej eksplozji, gdzieś w klasztorze. Uwagę siedzących w pagodzie osób, natychmiast przyciągnęła widoczna ponad wierzchołkami drzew łuna ognia i kłęby dymu.
- Na wszystkie Kami tego świata! Już nas odnaleźli... - Seishin poderwał się na nogi, chwycił za swój miecz spoczywający w katanakake, po czym zwrócił się do swych towarzyszy - Musimy natychmiast odnaleźć Yasuke-sama! Saite-san, zabierz Chou-hime w bezpieczne miejsce. Do broni przyjaciele !
- Tak się stanie, Seishin-sama!
Shouri ruszył jako pierwszy. Jego dłoń spoczęła na rękojeści miecza obwiązanego obi. Odruch ten, jak się okazało, ocalił mu życie.
W momencie, kiedy jego stopa dotknęła gruntu poza pagodą, postać w okrągłym kapeluszu z zasuszonych liści bananowca przypuściła szturm na jego osobę.
Reakcja ze strony samuraja była natychmiastowa - ich miecze skrzyżowały się, wydając charakterystyczny, metaliczny zgrzyt. Natarcie było jednak na tyle silne, iż nogi chłopaka przeorały kawałek ziemi. Po wymianie kilku kolejnych cięć, obydwoje zsunęli się w dół zbocza pagórka, na którym wzniesiona została pagoda.
Ich miecze ponownie się skrzyżowały. Przeciwnicy mięli okazję na krótką chwilę zajrzeć sobie w oczy.
Tęczówki Shouriego zalśniły w błękitnej poświacie. Jego szaty zaszeleściły pod nienaturalnym powiewem wiatru, który zawirował wokół niego. Niewidzialna siła, wydobywająca się jakby z ostrza katany chłopaka, wyrzuciła nieznajomego napastnika na kilka metrów.
- Nie zatrzymujcie się! Zajmę się tym sam... Musicie odnaleźć Yasuke! Nie zwlekajcie! Ike!- błękitna poświata w oczach Seishina stawała się coraz widoczniejsza. Skierował pełne powagi spojrzenie na nieznanego mężczyznę.- Ja jestem Twoim przeciwnikiem, Seishin Shouri. Syn Seishin Jishuu.


Saite błyskawicznie podjął działanie. Chwycił za miecz, spoczywający nieopodal, po czym zbliżył się do Chou. W momencie ataku na Shouri'ego dobrał miecz, zasłaniając Chou.
- Wy tam !- wydarł się w kierunku czterech bushi z Himaru, strzegących mostu po ich stronie.- Pomożecie mi odeskortować Chou-hime w bezpieczne miejsce !- ściszając głos zwrócił się do stojących bliżej niego towarzyszy.- Przyjaciele, zajmę się bezpieczeństwem księżniczki. To mój obowiązek. Proszę was, udajcie się odnaleźć Yasuke-sama. Jeśli wróg napadł na nas licznie, moi ludzie rozpoczęli już walkę na centralnej wyspie. Postarają się utrzymać sie tam jak najdłużej. Przygotowałem drogę ucieczki. Inute-san miał ukryć lodzie nieopodal cmentarza-wskazał ramieniem w kierunku wyspy, która stała się widoczna, przez płomienie trawiące najwyższy z pawilonów na centralnej wyspie. Skierował następnie swoje spojrzenie na starca.- Inute-san, idź tam i przygotuj wszystko !
- Hai !


Tymczasem na centralnej wyspie.

Bushi klanu Shinobu wybiegli z okrzykiem na kilku mnichów pośpiesznie opuszczających płonący pawilon. Kilka zręcznych cięć rozczłonkowało błyskawicznie ciała poszukujących oświecenia.
- Musimy skierować nasze natarcie w tamtym kierunku !- jeden z nich wskazał ręką most prowadzący w kierunku pagody, po czym ruszył przed siebie. Jego towarzysze mieli zrobić już to samo, kiedy głowa fuku-taichou - zastępcy Shakuryuu- uderzyła o ziemie, ścięta przez niewidzialnego przeciwnika. W kilka sekund po tym, kolejnych dwóch wojowników podzieliło jego los.
Nagle, jakby wyłoniwszy się zza niewidzialnej kurtyny, pojawiła się przed nimi szóstka bushi w złocisto-brązowych yoroi. Na ich czele stanął Setai z zakrwawionym ostrzem miecza. Biały tatuaż na jego twarzy bił lekkim światłem, co nie pozostawiało wątpliwości - owa zasadzka możliwa była dzięki jego umiejętnością nabytym przez płynącą w jego żyłach krew Shinobu.
- Yokoso, zdrajcy. Teraz posmakujecie sprawiedliwości i ostrza Himaru !- zastępca Saite uśmiechnął się wrednie, po czym z okrzykiem "Yasuke-tennou banzai!"ruszył do ataki. W ślad za nim podążyła reszta wojowników z Himaru.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 18-01-2011 o 01:24.
Mizuki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172