Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2011, 01:13   #20
Mizuki
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Gdzieś na moczarach.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=8oeRjuDSPAM[/MEDIA]

Miejsce to zamieniało nawet lekki powiew wiatru w szept widma, skrytego gdzieś w gęstwinie. Słabe światło przebijało się pomiędzy posępnymi konarami drzew, rzucającymi na dwie ponure postacie maszerujące ścieżką.
Ying Hua szedł pół kroku za starszym mężczyzną odzianym w czerń. Jego spojrzenie wbite było w ścieżkę pod stopami. Tak jakby otaczający go krajobraz nie robił na nim żadnego wrażenia. Twarz skryta w cieniu dużego nakrycia głowy, wykonanego z zasuszonych liści bananowca, nie wyrażała żadnych emocji. Mimo to jego starszy towarzysz, co chwila zerkał w jego kierunku.
- Wyczuwam w tobie niepokój, Ying Hua.
- To to miejsce... Każdego o zdrowych zmysłach przyprawiłoby o dreszcze.
- Wa lubią snuć niesamowite historie o takich miejscach. Wystarczy kilka zbłąkanych dusz, trochę spróchniałych drzew i paru zapijaczonych "szlachciców”, którzy giną gdzieś w gęstwinie.
- Długo masz zamiar prowadzić nas na oślep, Zhi-xiansheng?
- Masz rację... Należy zmienić taktykę -
mężczyzna zatrzymał się nagle.
- Masz zamiar użyć swego Moshu?
Mistrz Ying Hua nie odpowiedział. Powieki jego oczu były zaciśnięte. Powoli wyciągnął ramiona przed siebie, po czym ułożył dłonie na swoim brzuchu. Następnie wciągnął do płuc dużą ilość powietrza.
Młodszy zabójca oparł się w tym czasie plecami o jedno z drzew. Nie przypatrywał się temu, co robi jego mistrz. Wręcz przeciwnie - zsunął niżej nakrycie głowy, tak by widzieć jak najmniej.
Pierś Zhi zaczęła falować. Jego ciało zgięło się wpół, na twarzy ukazał się spazm bólu. Wydawałoby się, iż cały jego organizm wpadł w konwulsje. W końcu zaburzył panującą wokoło ciszę głośno kaszląc i wymiotując. Substancja wylewająca się z jego ust przypominała jednak smołę - była czarna i lepka.
Zhi otarł usta, cofając się kilka kroków w tył. Na powierzchni kałuży czarnej cieczy pojawiły się pęcherzyki powietrza. Zaczęła zwiększać swoje rozmiary, pnąc się w górę i bulgocząc przy tym.
- Odrażające... -mruknął Ying Hua, spoglądając w kierunku bulgoczącej, czarnej masy.
- Być może... Jednak nie dla istot rozumiejących potęgę anying dao. Nigdy nie zdołasz tego pojąc, Ying Hua.
- Obym nie musiał.

Czarna breja urosła do rozmiarów człowieka. W jednej chwili rozczepiła się na dwie, trzy, a następnie cztery części. Zaczęła nabierać kształtów - pojawiły się zarysy kończyn, twarze a nawet włosy. Po upływie niecałej minuty, na przeciwko Zhi stały jego cztery dokładne repliki.
- Ruszajcie. Macie odnaleźć Klasztor i wskazać nam do niego drogę.
Cztery postacie skinęły jednoczenie głowami, po czym ruszyły pomiędzy drzewami. Ich czarne stroje szybko zlały się z ciemnością nocy.

Na jednym z mostów.

Shinobu Shakuryuu maszerowała na czele oddziału samurajów. Kilka chwil temu dotarli, przy pomocy mapy, do klasztoru. Wściekłe oko kobiety dokładnie badało całą okolice.
- Każda osoba znajdująca się na terenie klasztoru zostaje uznana za rebelianta - hankyakusha. Z nakazu wielkiej rady skazani są na śmierć.
- Taichou... a co z mnichami? Nie możemy ich...
- Rozkaz to rozkaz -
kobieta rzuciła pełne złości spojrzenie na jednego z podwładnych - Masz z tym jakiś problem, Kitaro?
- Pozwól nam spacyfikować mnichów bez wyrządzania im krzywdy... Onegai shimasu!
Rudowłosa w jednej chwili obróciła się na pięcie, jednocześnie uderzając dłonią w twarz bushi.
- Budzisz we mnie obrzydzenie, Kitaro! Po wypełnieniu zadania popełnisz seppuku. To postanowione!
Mężczyzna pocierał zaczerwieniony policzek. Jego spojrzenie pełne było wrogości, złości, być może nawet nienawiści. Mimo to posłusznie ukłonił się przed swoim taichou.
- Uketamawarimashita, Shinobu-taichou. Stanie się jak rozkażesz.
- W takim razie, zabierajmy się do pracy...

Shakuryuu odwróciła się w kierunku pawilonu, który stał nieopodal drugiego końca mostu. Był to największy budynek na terenie całej świątyni. Podwinęła szybko obszerne rękawy kimona, ukazując wytatuowane przedramiona. Podobizny dwóch smoków oplatały wkoło jej ramiona, rozwierając swoje pyski na wierzchołkach dłoni.
Kobieta wyciągnęła rękę w kierunku budynku, otwierając przy tym dłoń. Tuż przed nią zatańczyły dwie iskry...

Sypialnia Yasuke.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=fowJzSFPqRA&feature=related[/MEDIA]
Yasuke przewracał się z boku na bok. Jego czoło zroszone było przez drobne kropelki potu. Jego ciało było wyczerpana podróżą, jednak ciągły ból w skroniach i dziwne sny uniemożliwiały odnalezienie ukojenia w krainie snów.
Przez cały czas ukazywała mu się postać jego ojca. Konomashi wyciągał w jego stronę ramiona, z serdecznym uśmiechem na twarzy. Jednak za każdym razem, kiedy Yasuke rzucał się pędem w jego stronę, złote oczy ojca zamieniały się w czarne spodki. Wyglądały jak spowite ciemnością wnętrze studni. Skóra stawała się blada, włosy wypadały, tworząc grubą warstwę u jego stup.
Yasuke widząc to, za każdym razem odwracał się i uciekał w przeciwnym kierunku. Biegł wzdłuż nieznanej mu uliczki słysząc gdzieś w oddali szum wody. Wszędzie unosił się zapach gnijącego mięsa. W końcu, u kresu uliczki wyrastało wielkie, wiśniowe drzewo. Tuż obok jego konaru pojawiała się postać Chou. Przypatrywała się kwiatom wiśni, które w niesamowitym tempie wyrastały z pączków, kwitły, po czym spadały na ziemie. Proces ten, zajmujący normalnie cały sezon, powtarzał się teraz kilkanaście razy w ciągu minuty.
Chłopak poderwał ciało do góry, natychmiast nachylając się nad misą z wodą, postawioną zaraz obok jego futonu.
- To tylko sen... To tylko sen... - wyszeptał pod nosem. Jego wnętrzności drżały pod wpływem strachu, który wlał się do jego organizmu. Od ponurych wizji oderwał go dopiero niespotykany widok, który ujrzał w odbiciu wody - dwa złote punkty. Jego oczy nabrały złotej barwy. Teraz przypominały oczy jego ojca.
- Czasami w życiu człowieka bywa tak, że wybudzając się z sennego koszmaru, wpada w objęcia jeszcze większego... realnego.
Yasuke zamarł w bezruchu. Poczuł jak zimny dreszcz przeszywa jego ciało od stóp aż po czubek głowy. Powoli uniósł spojrzenie, pełne trwogi.
Cztery postacie odziane w czerń otoczyły go ze wszystkich stron. Shouji, które kazał zamknąć jednej ze służących, teraz było uchylone wpuszczając do wnętrza pomieszczenia, słabe, księżycowe światło.
- Hajimemashite, Yasuke-Tennou. Teraz pójdziesz ze mną.

Scena w pokoju mieszczącym się przed drzwiami do izby Yasuke, przypominała jedną w wielu widywanych w koszmarach... Jedną z najgorszych. Drewnianą podłogę pokrywała wielka kałuża krwi, oraz ciała ośmiu, martwych bushi z Himaru oraz odesłanej tutaj przez Uchikatsu straży . Jeden z samurajów został zawieszony na ścianie przy pomocy własnego miecza, wbitego w trzewia. Ciala reszty porozrywane były na strzępy, przez jeszcze widoczną czarną, gęstą maź. Leżący najbliżej drzwi, poruszał się duszony spazmami agonii a z obszernej rany na jego szyi wylewała się krew.
Ominęły go nagle cztery postacie, jakby stopione z cieniem. Jedna z nich trzymała w ramionach nieprzytomnego Yasuke...

Pagoda w klasztorze.

Spojrzenie Shouri'ego utkwiło w młodej Yuusha. Był pewien jednego - jeśli ma okazać się przydatna w tych trudnych czasach, musi nabrać pewności siebie , zaufać samej sobie i swoim towarzyszą. Tymczasem krępacja obecnością innych nie pozwalała jej zabrać głosu przez większą część narady. Seishin dostrzegł to bez problemu, zapewne nie on jeden. Ayano nie była mistrzynią etykiety... Jednak nie rozumiała również, że za etykieta skryć można prawdziwą twarz. Obawy, niepewność, blef, uczucia. Wyjątkowo niebezpiecznym dla każdego samuraja było zdradzanie swoich uczuć. Wydawało się , że z Ayano można czytać niczym z otwartej książki.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=3239BJpcPB0&feature=related[/MEDIA]
Rozmyślania Shouri'ego przerwał odgłos potężnej eksplozji, gdzieś w klasztorze. Uwagę siedzących w pagodzie osób, natychmiast przyciągnęła widoczna ponad wierzchołkami drzew łuna ognia i kłęby dymu.
- Na wszystkie Kami tego świata! Już nas odnaleźli... - Seishin poderwał się na nogi, chwycił za swój miecz spoczywający w katanakake, po czym zwrócił się do swych towarzyszy - Musimy natychmiast odnaleźć Yasuke-sama! Saite-san, zabierz Chou-hime w bezpieczne miejsce. Do broni przyjaciele !
- Tak się stanie, Seishin-sama!
Shouri ruszył jako pierwszy. Jego dłoń spoczęła na rękojeści miecza obwiązanego obi. Odruch ten, jak się okazało, ocalił mu życie.
W momencie, kiedy jego stopa dotknęła gruntu poza pagodą, postać w okrągłym kapeluszu z zasuszonych liści bananowca przypuściła szturm na jego osobę.
Reakcja ze strony samuraja była natychmiastowa - ich miecze skrzyżowały się, wydając charakterystyczny, metaliczny zgrzyt. Natarcie było jednak na tyle silne, iż nogi chłopaka przeorały kawałek ziemi. Po wymianie kilku kolejnych cięć, obydwoje zsunęli się w dół zbocza pagórka, na którym wzniesiona została pagoda.
Ich miecze ponownie się skrzyżowały. Przeciwnicy mięli okazję na krótką chwilę zajrzeć sobie w oczy.
Tęczówki Shouriego zalśniły w błękitnej poświacie. Jego szaty zaszeleściły pod nienaturalnym powiewem wiatru, który zawirował wokół niego. Niewidzialna siła, wydobywająca się jakby z ostrza katany chłopaka, wyrzuciła nieznajomego napastnika na kilka metrów.
- Nie zatrzymujcie się! Zajmę się tym sam... Musicie odnaleźć Yasuke! Nie zwlekajcie! Ike!- błękitna poświata w oczach Seishina stawała się coraz widoczniejsza. Skierował pełne powagi spojrzenie na nieznanego mężczyznę.- Ja jestem Twoim przeciwnikiem, Seishin Shouri. Syn Seishin Jishuu.


Saite błyskawicznie podjął działanie. Chwycił za miecz, spoczywający nieopodal, po czym zbliżył się do Chou. W momencie ataku na Shouri'ego dobrał miecz, zasłaniając Chou.
- Wy tam !- wydarł się w kierunku czterech bushi z Himaru, strzegących mostu po ich stronie.- Pomożecie mi odeskortować Chou-hime w bezpieczne miejsce !- ściszając głos zwrócił się do stojących bliżej niego towarzyszy.- Przyjaciele, zajmę się bezpieczeństwem księżniczki. To mój obowiązek. Proszę was, udajcie się odnaleźć Yasuke-sama. Jeśli wróg napadł na nas licznie, moi ludzie rozpoczęli już walkę na centralnej wyspie. Postarają się utrzymać sie tam jak najdłużej. Przygotowałem drogę ucieczki. Inute-san miał ukryć lodzie nieopodal cmentarza-wskazał ramieniem w kierunku wyspy, która stała się widoczna, przez płomienie trawiące najwyższy z pawilonów na centralnej wyspie. Skierował następnie swoje spojrzenie na starca.- Inute-san, idź tam i przygotuj wszystko !
- Hai !


Tymczasem na centralnej wyspie.

Bushi klanu Shinobu wybiegli z okrzykiem na kilku mnichów pośpiesznie opuszczających płonący pawilon. Kilka zręcznych cięć rozczłonkowało błyskawicznie ciała poszukujących oświecenia.
- Musimy skierować nasze natarcie w tamtym kierunku !- jeden z nich wskazał ręką most prowadzący w kierunku pagody, po czym ruszył przed siebie. Jego towarzysze mieli zrobić już to samo, kiedy głowa fuku-taichou - zastępcy Shakuryuu- uderzyła o ziemie, ścięta przez niewidzialnego przeciwnika. W kilka sekund po tym, kolejnych dwóch wojowników podzieliło jego los.
Nagle, jakby wyłoniwszy się zza niewidzialnej kurtyny, pojawiła się przed nimi szóstka bushi w złocisto-brązowych yoroi. Na ich czele stanął Setai z zakrwawionym ostrzem miecza. Biały tatuaż na jego twarzy bił lekkim światłem, co nie pozostawiało wątpliwości - owa zasadzka możliwa była dzięki jego umiejętnością nabytym przez płynącą w jego żyłach krew Shinobu.
- Yokoso, zdrajcy. Teraz posmakujecie sprawiedliwości i ostrza Himaru !- zastępca Saite uśmiechnął się wrednie, po czym z okrzykiem "Yasuke-tennou banzai!"ruszył do ataki. W ślad za nim podążyła reszta wojowników z Himaru.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 18-01-2011 o 01:24.
Mizuki jest offline