Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2011, 16:14   #26
bartzo
 
bartzo's Avatar
 
Reputacja: 1 bartzo nie jest za bardzo znany
Po wydarzeniach ostatnich dni jedyną rzeczą o jakiej myślał Varian był sen w wygodnym łóżku. Wszystko co miał na sobie zdawało się cięższe niż zwykle. Szybko odłożył na stół każdą zbędną rzecz. Po chwili prócz ubrania miał już przy sobie tylko ukryty sztylet. "Trochę ostrożności nigdy nie zawadzi. Teraz tylko chwila spokoju!" Usiadł na łóżku, ale nie zdążył położyć się, gdyż nagle usłyszał uderzenie w drzwi.
- Panie,otwieraj pan, wiem, że tam jesteś!
"Kogo niesie o takiej porze!? Eh..."
- Już otwieram!
Podszedł szybko do drzwi, aby je otworzyć. Był zmęczony, ale nie, aż tak. Pewnym ruchem otworzył drzwi.
- Zapraszam - powiedział grzecznie. Miał szczerą nadzieję, że im szybciej przyjmie gościa, tym szybciej będzie mógł położyć się w ciepłym łóżku.

Następnego dnia nie miał ochoty wstawać. Wiedział jednak, że musi. Powoli podniósł się ze swego łoża. Zabrał ze stolika wszystkie swoje rzeczy, po czym wyszedł z pomieszczenia. Po chwili nie całkiem jeszcze rozbudzony Varian pojawił się na śniadaniu. Nie zwracając na nic uwagi krążył chwilę jak duch po pomieszczeniu, aż zauważył pergamin. Podszedł bliżej i przeczytał. Nogi się pod nim ugięły, a zmęczenie minęło momentalnie. Odsunął krzesło, żeby na nim usiąść. Przetarł oczy z niedowierzania. “Szczęście, iż to za nas wszystkich, a nie od osoby!
Gospodarz nas naciął. Chyba, że wlicza do ceny wartość pergaminu.
Dopiero po chwili zrozumiał słowa Gabriela, którego wcześniej nie zauważył.

- Wartość pergaminu oraz czas pobytu.
Jeszcze chwilę dochodził do siebie. Gdy odzyskał jasność umysłu na język cisnęło mu się jedno pytanie. Chwilę toczył zaciętą walkę ze samym sobą, aż zdecydował się je zadać.
- Na Sigmara! - mruknął do siebie, po czym dodał głośniej - Może to i nie moja sprawa, lecz zastanawiam się... Co robiliście w tym lesie?
- To długa opowieść, może lepiej słuchać jej w bardziej... kameralnym miejscu.
Odpowiedziała mu się jakaś kobieta. Po chwili rozpoznał w niej tę samą osobę, którą znalazł w lesie.
- Cóż, jeżeli w ten sposób stawiacie sprawę to niech i tak będzie.
- Proszę się nie obrażać - uśmiechnęła się - Swoją drogą nie było jeszcze okazji, jestem winna panu podziękowania, panie... - urwała zdanie z pytającą miną.
- Varian, Varian Wrynn, piękna panno - odwzajemnił uśmiech - i nie jesteś mi nic winna, to była przyjemność. Poza tym rozumiem, że każdy ma sekrety.
- Elyn Weber, najlepszy cyrulik w okolicy, do usług - podała mu dłoń śmiejąc się - Miło mi poznać tak szlachetnego wojownika. Nie chodzi o sekrety... Cóż, jeśli się pan zdecyduje kontynuować podróż z nami to obiecuję wszystko wyjaśnić. Tak czy inaczej mam u pana dług i koniec.
Delikatnie uniósł jej dłoń i ucałował.
- Jeśli taka twa wola. Ja zaś jestem... wolisz szlachcica, czy przydrożnego rabusia? - zapytał, gdyż nie był pewien, którą wersję wybrać. Wstał, ustępując jej miejsca - Proszę usiądź, bo nie powinnaś się przemęczać... Kogo ja pouczam - zaśmiał się głośno, a ona zawtórowała mu.
- Pan wybaczy, ale dość się należałam, chętnie bym się przeszła, ale najpierw... Nie wie pan co na śniadanie?
- Po prawdzie to sam niedawno tu przyszedłem i karczmarza nie widziałem. Musiałem się z nim minąć.
- Szkoda - usiadła jednak - pozostaje nam chyba tylko poczekać na pozostałych, pewnie niedługo się pojawią.
- Coś mi się widzi, że jesteś jeszcze bardzo zmęczona. Obok nas siedzi jeden z naszych towarzyszy, a dwoje rozmawia z tamtą staruszką - wskazał na starszą kobietę, która nękała dwóch mężczyzn i usiadł przy swojej rozmówczyni.
- Czy zmęczona... Nie patrzyłam tam, myślałam, że wszyscy siedzą przy stole, zręcznie ukryli się przed moim sokolim wzrokiem.
- Rozumiem... - Przypomniał sobie o leżącym obok rachunku. Rzucił nań przelotne spojrzenie i nie chciał zgadywać ile zapłacą po śniadaniu.
– Nie wiem, czy mnie dobrze zrozumiałeś. Ale gospodarz dosłownie chciał nas oszukać. Przelicz kwotę.
Lekko zaskoczony spojrzał jeszcze raz na rachunek. - Faktycznie, nie zgadza się!
No cóż, uznałem, że chcielibyście wiedzieć. Nawiasem mówiąc, gospoda na pustkowiu to świetny biznes – nikt ci nie odmówi, jakąkolwiek ustalisz cenę.
- Czego, jak czego, ale sprytu nie można mu odmówić. Ciekawe ilu przed nami próbował tak oszukać.
Patrząc na rachunek, zaczął nad tym rozmyślać. Te myśli tak go pochłonęły, że przestał zwracać uwagę na to co działo się wokoło.
 
bartzo jest offline