Szpital.
Mia szczerze nie przepadała za tego typu miejscami.
Pozornie sterylnymi, jasnymi, mającymi nieść pomoc i otuchę.
Pozornie.
Zapach środków dezynfekujących połączonych z wonią perfum, kwiatów, krwi, wymiocin i tysięcy osobniczych wydzielin tworzył straszną kakofonię zapachową.
Wnętrze windy chowające za swymi lśniącymi drzwiami grupy ludzi dziś przypomniało jej tylko klaustrofobiczne wrażenie z kanałów, więc wybrała schody.
Szybkim krokiem przemierzyła piętra i poplątane korytarze nim dotarła do pokoju w jakim leżał McDavell.
Powoli spod łagodnej mgiełki znieczulaczy zaczynał wysuwać się stary znajomy Mii - ból.
Na razie swą obecność jedynie delikatnie zapowiadał, szeptem obiecując spore atrakcje.
Już chciała wejść to pokoju oznaczonego numerem 512-3, ale w środku przy łóżku jej partnera siedziala młoda kobieta starająca się zachowa spokoj i opanowanie na twarzy, czemu kłam zadawała druga dłoń nerwowo szarpiąca brzegi chusteczki.
Chwila jej wahania nagle została przerwana przez szept.
- Chodź za mną...
Mia ku swojemu zdziwieniu stwierdziła, że na korytarzu była sama.
Ale im dłużej wpatrywała się w korytarz, tym bardziej wydawał się on by czymś innym, niż na logikę, powinien być.
Na chwilę przymknęła oczy, z myślą, że może to omamy spowodowane środkami przeciwbólowymi.
Ale przecież to niemożliwe.
Po chwili do buntu wzroku dołączyły uszy.
Zalała ją fala dźwięków, głosów, okrzyków, jęków, wrzasków i wycia.
Nagle spośród nich wydobył się jeden, znajomy jej głos.
Yo'Bill
– To miasto umiera, Miya. Spierdzielaj stąd, mała. Póki możesz.
Ten głos wyrwał ją z dziwnego stuporu w jakim sie znalazła.
I zaraz dołączył do niego inny.
- Nic pani nie jest? Pytanie, co dziwne, wydawało się dochodzi z nad niej samej. Nagle zdała sobie sprawę, że siedzi pod ścianą, z ugiętymi kolami.
– Potrzebuje pani pomocy? Pielęgniarka jaka nad nią stała, ta sama jaka wskazywała jej drogę, pochylała się nad nią z dość zdziwioną miną.
- Ja...zakręciło mi się w głowie. Mogłabym dostać trochę wody?
Pielęgniarka jak najbardziej przyniosła jej wodę, zaproponowała coś przeciwbólowego, z czego Mia nie skorzystała.
Młoda blondynka wydawała się by szczerze przejęta zachowaniem policjantki.
Mia zaś powoli podniosła się z posadzki, i po wypiciu kubka zimnej wody postanowiła jednak zajrzeć do McDavella, zwłaszcza, że w czasie zamieszania z pielęgniarką rodzina Walthera wyszła.
- Hej McDavell.
Chyba jednak jej partner nie spał, tylko był nieprzytomny.
Sięgnęła po telefon chcąc zadzwonić do Strepsilsa, że z Waltherem bez zmian gdy nagle jej ręka wydała się jej potwornie ciężka, podobnie jak reszta ciała.
Wszystko wokół zdawało się wydzielać dziwne iskierki w oślepiających barwach, by po chwili zacząć szaleńczo wirować.
Poczuła tylko, że traci równowagę, i pędzi na spotkanie z zielonkawą wykładziną podłogowa.