W końcu podjął decyzję. Duchy, czy nie, na tym etapie lepsza była już nawet zgubna świadomość od bolesnej niepewności wynikającej z ciągłych domysłów. Jednym, zdecydowanym ruchem poderwał właz z zasypanej zgliszczami podłogi, wycofując się niemal natychmiast pod dawną ścianę nadpalonej chaty i stając do niej plecami. Jednocześnie przygotował włócznie do ciosu, starając się dojrzeć jakiekolwiek ludzkie kształty w odpieczętowanym właśnie piwnicznym mroku.
Czy to możliwe, by skryły się tam dzieci zabitych mieszkańców wioski? Cóż wtedy uczyni? Przecież nie będzie w stanie ich samojeden wykarmić i zapewnić im bezpieczeństwa. A może... - pomyślał z nadzieją - znać będą opowieści rodziców o pobliskich wioskach, gdzie uda się znaleźć dla nich nowy dom i pomoc? Może nawet wiedzą coś o bezlitosnych najeźdźcach i ich rodzimej osadzie? Wiedział, iż bez pomocy silnych wojowników nie powstrzyma dalszych ataków. Może uratowane dzieci pozwolą mu ich odnaleźć, by wspólnie mogli stanąć do boju z ciemnością?
Przerwał jednak przemyślenia, gdy z dziury z ziemi wyłonił się pierwszy kształt. Demon, czy prawdziwe dziecko? - pomyślał gorączkowo - starając się zdecydować, czy uderzyć nań włócznią, czy pognać z pomocą. |