Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2011, 22:36   #50
Serge
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Grady odprowadził wzrokiem Lance’a i rozsiadł się w fotelu, rozmyślając nad czymś intensywnie. Coś mu tu zdecydowanie nie grało. Albo Lance był tak głupi, że nie powiedział mu o wszystkim, albo ktoś go tak zastraszył, że Vicious próbował ugrać coś na swoim marnym aktorstwie. Niemniej należało sprawdzić obie wersje.

Travis wybrał numer Hasha i standardowo, zostawił mu wiadomość.

- Witam Psa na Baby. Naszemu najważniejszemu klientowi zaginęła „torebka”. Spróbuj ją zlokalizować i sprawdzić, czy nikt nic do niej nie dołożył. – Nie od dzisiaj znali się z Hashem, więc w prostym tłumaczeniu chłopak miał zlokalizować komórkę Vicious’a i zhakować ją w poszukiwaniu czegoś, co mogło podsunąć im jakiś ślad, że jednak Ann mogła chcieć mieć wgląd na całą sytuację ze swoim pracownikiem. Jeśli tak by się stało – a detektyw nie mógł mieć żadnej pewności, że nie – trzeba było powziąć specjalne środki ostrożności. – Odezwij się do swojej suki, gdy tylko będziesz coś wiedział.

Gdy tylko zostawił wiadomość swojemu informatorowi, wybrał numer Golema. Pewien miły kobiecy głos uświadomił go po chwili, że facet ma wyłączoną komórkę. No cóż, pewnie miał ważniejsze sprawy na głowie, niż włączenie telefonu. Jak to Golem. Grady westchnął i wybrał numer McClane’a. Wow, tu miał więcej szczęścia - chociaż sekretarka się włączyła.

- Tu Grady, jak idzie zbieranie sprzętu? Trzeba się streszczać, przekaż to Golemowi, jak go spotkasz. Chcę mieć całość do piątku i nie interesuje mnie, jak to zrobicie, możecie nawet stanąć na chuju.

Rozłączył się, schował telefon do prawej kieszeni marynarki i założył nogę na nogę, zerkając z fotela za okno, gdzie wśród podmuchów wiatru tańczyły płatki śniegu.

Sprzątaczka już dawno skończyła, a Travis został sam w budynku. Zacietrzewił się, odpływając myślami w najgłębsze czeluści podświadomości, gdy nagle zdał sobie sprawę, że skończył mu się alkohol. Przywdział więc ciepły, czarny płaszcz, zamknął drzwi do biura i ruszył z buta do najbliższego baru na ulicy. Trzeba było zapić, dojechać się, czy jak tam mówili na to w jego kręgach.

Zostawiając za sobą skrzypiące drzwi budynku, gdzie mieściło się jego biuro, uderzyła w niego fala śniegu, tak, że aż zmrużył oczy. Północny wiatr huczał między budynkami i nieco uspokoił się dopiero wtedy, gdy Grady wyszedł na niemal pustą ulicę. Detektyw minął kilka ustawionych w rzędzie domów, przeszedł na drugą stronę oświetlonej lampami jezdni i po chwili zniknął wewnątrz skąpanego w świątecznych dekoracjach pubie. Miał w dupie godzinę policyjną.


- No proszę, kogo moje zmęczone oczy widzą. – Od progu przywitał go wesoły głos Susan, nalewającej piwo jednemu z ostatnich klientów. Ta kobieta, lekko pod czterdziestkę, była jedną z niewielu dobrych znajomych detektywa w tym mieście
- Zawsze mnie tak witasz, więc lepiej polej, Sue. – Travis uśmiechnął się ciężko i zasiadł na pierwszym wolnym taborecie przy barze. Rozejrzał się po świątecznych ozdobach. – Normalnie czuję się jak w domu za dawnych czasów.
- Zawsze tak mówisz. Wiesz, że mam sentyment. Większość dzieciaków nie wie, co to święta i świąteczna atmosfera, no ale takie życie. A ty co taki znowu padnięty?
Kielonek z setką podjechał pod jego dłoń, a kobieta stanęła obok, wciąż trzymając butelkę.
- Przy sobocie, przy robocie, jak to mówią... Muszę się napić. - Z miejsca wychylił kielonek i podsunął go efektownej blondynce. - Dawaj, Sue... ale ostrzegam, że nie jestem ekonomiczny.
- To chyba siebie powinieneś ostrzec, w końcu ty płacisz. - Uśmiechnęła się, nalewając kolejną setkę.
- W sumie... może tak być. - Travis utkwił wzrok w przezroczystym alkoholu.
- Co cię gryzie, Skarbie?
Zbliżyła się, by nikt nie słyszał ich rozmowy, a jej wzrok wyrażał zmartwienie. Niewiele osób w Old Chicago przejmowało się innymi. Widać Grady miał szczęście trafić na jedną z nich.
- Wszystko gra... - Detektyw walnął kolejną setkę i odstawił pusty kieliszek na błyszczący bar. - Może po prostu chciałem sprawdzić, jak miewa się moja stara znajoma? Jeszcze raz to samo, Sue...
- A ja cię znam od wczoraj, nie? Nie pierdol, bo nie ze mną takie numery. Gadaj, może będę mogła jakoś pomóc. Nawet jeśli nie, zwykle sama rozmowa pomaga, choćby spojrzeć na problem z innej strony.
Travis prychnął, poczekał, aż Susan mu naleje i wychylił kolejny kieliszek. Z głośników umiejscowionych pod sufitem sączył się stary kawałek Binga Crosby’ego “White Christmas”.
- Serio, jak przychodzę do ciebie - oczywiście zdarza się to raz na jakieś trzy miesiące - to coraz częściej dochodzę do wniosku, że twoja knajpa zatrzymała się w czasie. I nie chodzi mi tu tylko o wystrój i tak dalej... Normalnie nie spotyka się już takich ludzi. Każdy za czymś goni, każdy ma jakąś skazę na sumieniu. To Old Chicago. - Podsumował. - Oczywiście nie miej mi za złe tego, co powiedziałem. Lubię twoją knajpę, przypomina mi to i tamto...
- Wciąż myślisz o żonie i córce, Travis?
Zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie, niż pytanie i Grady od razu wyłapał to z jej tonu. Zresztą znali się kilka ładnych lat.
- A co? Bawisz się w psychologa, Sue? - Łyknął zawartość kolejnego kieliszka, nie krzywiąc się przy tym zbytnio. - Tamto minęło i już nie wróci.
- Nie, ale przyjaciele mogą czasami pogadać szczerze, tak od serca. Nie chcesz, to nie mów, przecież nie będę cię na siłę ciągnąć za język. - Uśmiechnęła się krzywo, po czym postawiła przed nim butelkę i oddaliła się na chwilę, by przyjąć zamówienie.
- To już na przyjaciół awansowaliśmy? Chyba, że kiedyś za dużo wypiłem i powiedziałem o dwa słowa za dużo...
Nie skomentowała tego, bądź nie usłyszała. Ale sądząc po lekkiej zmianie na jej twarzy mógł uznać, że jednak słowa dotarły do niej i przyjęła to do wiadomości. Nie naciskała go więcej, w końcu była tam po to, by sprzedawać trunki, a nie dawać jakieś darmowe porady ‘po-małżeńskie’.
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.
Serge jest offline