Dalsza obserwacja potwierdziła wstępne obawy Edgara. Rezydencja magistra Brauna mogła okazać się wyjątkowo trudnym celem. Poza dwoma strażnikami chroniącymi głównej mosiężnej bramy i tylnego wejścia dla służby, parę razy zauważył też ledwo dostrzegalne, czworonożne sylwetki spacerujące dostojnie po wewnętrznym ogrodzie. O ile mógł to dobrze stwierdzić z takiej odległości i przez kute kraty bramy, psów była co najmniej trójka. Nie kojarzył rasy, lecz wyglądały na szybkie i sprawne w ataku bestie - przynajmniej gdyby z jakiegoś powodu były do tego zmuszone. W danym momencie wydawały się wręcz wcieleniem spokoju i elegancji.
Swoją drogą, obaj strażnicy, również nie sprawiali wrażenia tanich żołdaków. Byli nad wyraz dobrze wyposażeni i pilnowali swojego stanowiska z zaskakującym spokojem i bezruchem. Niechybnie przyszło mu zmierzyć się z zawodowcami, co w tym przypadku nie rokowało zbyt dobrze.
Sam budynek rezydencji zdawał składać się z dwóch części. Wysokiej na co najmniej cztery poziomy wieży, będącej zapewne pracownią i sypialnią Magistra i dwupoziomowego kompleksu mniejszych budynków, w których prawdopodobnie przyjmowano klientów i mieszkała służba z ochroną. Nie za bardzo było jednak widać sposób, by dostać się do iglicy bez przekroczenia połączonych z nią pomieszczeń gospodarczych i sali przyjęć. Okna posiadała bowiem dopiero od trzeciego piętra i pozbawiona była widocznych drzwi.
Na szczęście znalazły się też jednak sprzyjające całemu przedsięwzięciu okoliczności*. Po pierwsze, liczba gości i dostawców korzystających z obu wejść była na tyle duża, by można było spróbować dostać się do środka oszustwem, po drugie cała rezydencją postawiona była w dość ciasnej zabudowie okolicznej dzielnicy, co mogłoby pozwolić na skorzystanie z blisko ulokowanych dachów okolicznych kamienic. Ciekawie wyglądało też odkryte niemal przypadkiem zejście do miejskich kanałów ściekowych, będących na rubieżach Imperium zapewne jedynie serią wykopanych w ziemi, prymitywnych tuneli. Kto wie, czy nie dało się jednak znaleźć w nich odpływu prowadzącego do wnętrza posiadłości?
Sam pomysł prostego podania się za klienta i wejścia główną bramą okazał się niestety ciężki do zrealizowania, gdy Edgar dostrzegł, iż każdy z gości - niezależnie od tego, czy byli to bogacze wjeżdżający do ogrodów karocami, czy też prości mieszczanie - miał ze sobą jakiś dokument, mogący być listem polecającym.
Decyzję i odpowiednie przygotowania trzeba było jednak podjąć stosunkowo szybko, do zmroku pozostały już bowiem nie więcej niż dwie godziny, a w nocy część planów mogłaby być już trudniejsza do zrealizowania.
*Spostrzegawczość 1k100: 24