Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2011, 09:23   #26
stega
 
stega's Avatar
 
Reputacja: 1 stega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetny
Mitterfruhl 2524

Poprzedni dzień upłynął im na przygotowaniach do akcji. Tak jak drużyna wcześniej uzgodniła Ernest z Ankarianem udali się do krawca by sprawdzić ślad związany ze znalezionym przez efa kawałkiem materiału. Trop okazał się ślepym zaułkiem. Rzemieślnik nie był w stanie powiedzieć o nim więcej ponadto, że był dobrej jakości. W odwiedzonej przez nich pracowni używało się go do wyrobu płaszczy.

Eugen wyszedł do „Krwawego Księżyca” by sprawdzić czy uda nu się zastać Gustava. Niestety jego znajomy nie zostawił żadnej wiadomości. Wyszedł z karczmy. Może następnego dnia będzie miał więcej szczęścia.

Wieczorem wszyscy ruszyli w stronę „Szarej Gęsi”. Pierwsi szli niziołek i dziewczyna. Gdy dotarli na miejsce Pozostała trójka trzymała się kilkadziesiąt metrów z tyłu. Skryli się w pobliskim zaułku, skąd można było obserwować co się dzieje na ulicy samemu pozostając niewykrytym.

Sharlene, Oskar

Tak jak Sharlene wcześniej ustaliła stawili się pod wieczór z Oskarem pod lokalem. Oboje byli przebrani - Sharlene w suknię, niziołkek w niedawno otrzymaną liberię. Przed wejściem ustawiono karetę zaprzężoną w parę koni obok której stał Doenitz wydający ostatnie instrukcje woźnicy. Gdy ich dostrzegł ucałował rękę dziewczyny i wprowadził ją do powozu.

- Gdzie czekają wasi przyjaciele? - spytał cicho.

Skinieniem głowy wskazała mu lokalizację. Szlachcic podszedł do jednego z służących stojących przy wejściu i wyszeptał mu coś do ucha. Sługa zniknął za drzwiami lokalu. Doenitz wsiadł do karety. Za nim wszedł Oskar zamykając drzwi od powozu. Kareta ruszyła.

- Pewnie będziemy się musieli rozdzielić, kiedy będziemy już w środku - zagadnęła Sharlene, ale zwracała się bardziej do Oskara niż Doenitza. - Dobrze byłoby wymyślić jakiś sposób komunikacji na odległość... znaku, lub czegoś w tym stylu. W wypadku, gdyby trzeba było się natychmiast zmywać. Masz jakiś pomysł?

- Może sekretne znaki, które znamy? - powiedział z uśmiechem halfling pamiętając niejedną myśl przekazaną znakami przez dziewczynę.

- Widziałeś mapę. Na pewno znikniemy sobie z oczu.

- Każdy inny rodzaj porozumiewania się zwróci na nas niepotrzebną uwagę. Myślę, że powinniśmy z góry ustalić postępowanie i konsekwentnie dążyć do celu. - rzekł już nieco wolniej i jakby ciszej halfling próbując dostosować głos do postaci skromnego służącego.

- Hmmm - mruknęła do siebie. - Ja na pewno posiedzę trochę z naszym nowym przyjacielem - tu skinęła w stronę szlachcica. - Potem oddalę się, kiedy wszyscy skupią się na arenie. Spróbuję dostać się na dół, a tam... eh... chyba będę musiała improwizować.

- Myślę, że mógłbym po dokładniejszym rozeznaniu dostać się na dół, ale zważając na to, że psy są pilnowane przez treserów będzie to utrudnione. Co więcej jak się ktoś do nich zbliży mogą zacząć ujadać. - rzekł Oskar z dziwnym grymasem.

- Więc trzeba się tam dostać w miarę “legalnie” - uśmiechnęła się kącikiem ust. - Spróbuję to załatwić. Gdyby z jakiegoś powodu wszczęli alarm zmywamy się drogą awaryjną.

- Masz na myśli otwory na nieczystości? Nie wyglądasz mi na wytrzymałą na takowe zapachy, ale jak chcesz. To jedno z lepszych wyjść jak coś pójdzie nie tak. - dodał z uśmiechem niziołek znowu zmieniając głos.

- Zdziwiłbyś się, Mały - wyszczerzyła się, po czym zwróciła się do szlachcica. - Pan, panie Doenitz, zachowywać ma się jak zwykle. Przy tym mnie traktować jak ladacznicę, małego kolegę - jak sługusa. Da pan radę?

- Ani jedno ani drugie nie będzie dla mnie niczym nowym. Mam pewne obawy co do waszego wsparcia. Jak już wcześniej mówiłem nie wiem jak dobrze pilnowane są tunele wiodące do Jamy. Pozostaje mieć nadzieję, że reszta waszej grupy nie będzie rzucać się w oczy.

Powóz przez kilkanaście minut wiózł ich krętymi ulicami śmierdzieliska w stronę rzekomego wejścia do jamy. Gdy przekroczyli most rozpięty nad Reikiem domy widoczne za oknami z porządnie wykończonych stały się sklecone byle jak, z materiałów, które w chwili budowy były pod ręką. Znów byli w dzielnicy biedoty. Woźnica przyspieszył jakby bał się tu zatrzymać. W końcu dotarli do celu podróży. Kareta zajechała na niewielki placyk. Doenitz wysiadł jako pierwszy wiodąc za sobą Sharlene. Szli w stronę piętrowego budynku wyglądającego na opuszczony. Oskar ruszył ich śladem. Drzwi otworzył im rosły ochroniarz. Skinieniem głowy przywitał się ze szlachcicem i bez słowa zaprowadził całą grupę do piwnicy domostwa. Na miejscu zastali kolejne drzwi. Drab otworzył je trzymanym przy pasie kluczem i wpuścił ich do środka. Wrota prowadziły do wąskiego tunelu, którego przejście zajęło im około dwudziestu minut.


Po tym spacerze dotarli do celu podróży. Obszernej sali, która sądząc po budowie stanowiła niegdyś część systemu kanalizacyjnego miasta. Do tej pory czuć było w powietrzu nieprzyjemną woń nieczystości. Na końcu hali znajdowały się wrota, przy których tłoczyła się w tej chwili spora grupka ludzi. Sądząc po strojach większość z nich należała do szlachty i bogatego mieszczaństwa.

- Będziemy musieli zaczekać tu kilka minut zanim otworzą - powiedział Doenitz.

- Nie szkodzi - uśmiechnęła się.

- Będzie dla mnie zaiste zaszczytem poczekać tu z państwem na otworzenie lokalu. - rzekł najwyraźniej wczuty już w rolę służącego niziołek.

- Widzę tu kilku starych znajomych - powiedział Doenitz wskazując otyłego starca, którego strój i biżuteria jakością przewyższały to co miała na sobie większość gości - pójdę się przywitać.

Kiedy wypowiedział te słowa wrota otworzyły się i tłum zaczął powoli wypełniać wnętrze lokalu. Wiodący do niego nieco mniejszy tunel strzeżony był przez trójkę ochroniarzy bacznie obserwujących gości. Kiedy pewien jegomość, ubrany nieco gorzej od reszty próbował się przemknąć obok jednego z nich drab chwycił go za fraki i walnął nim z całej siły o ścianę.

- Fergel łachmyto, myślałeś, że jak sprawisz sobie nowe łaszki to nikt cię nie pozna?! Heinz weź zabierz to ścierwo gdzie jego miejsce.

Drugi z oprychów spełnił prośbę kompana i zawlókł nieprzytomnego mężczyznę do jednego z bocznych tuneli. Cała scena wywołała falę śmiechu u zebranych w tunelu gości.

Sharlene chwyciła Doenitza pod ramię i uśmiechnęła się do jednego z drabów uwodzicielsko. Wolała się nie odzywać, dopóki wciąż może zostać na zewnątrz. Halfling wspominając widok wynoszonego Fergela przełknął ślinę bacząc aby nie popełnić żadnego błędu. Trzymał się blisko przy szlachcicu aby bardziej realnie oddać postać służącego.

Cała trójka nie przyciągając uwagi ochroniarzy dostała się do wnętrza jamy. Kiedy tylko wszyscy goście weszli do środka drzwi wejściowe zostały zamknięte. Pozostawiono przy nich jednego draba. Reszta rozproszyła się po lokalu. Główne pomieszczenie jamy stylem urządzenia przypominało karczmy ulokowane w lepszych częściach Altdorfu. Pomijając oczywiście brak okien. Po prawej stronie mieli szynkwas i kilka stolików, które jednak w tej chwili świeciły pustkami. Większość ludzi tłoczyła się przy kasach.

- Minie co najmniej kilkanaście minut zanim rozpocznie się pierwsza walka. Ja pójdę postawić nieco grosza, wy zachowujcie się naturalnie. Dla gości dostępna jest ta sala i pomieszczenie z areną. Jeżeli będziecie teraz próbowali zakraść się na zaplecze ktoś was zauważy. W pomieszczeniu z areną jest pewnie kolejnych dwóch lub trzech oprychów. Może jeden więcej. Moim zdaniem najlepszym sposobem dostania się na tyły będzie inauguracja zawodów. Hycel, jeśli jest, a w przypadku jego nieobecności Erwin Kier - jego zastępca - dzwoni by oznajmić rozpoczęcie meczu. Tłum i ochrona ruszą w stronę areny, obsługa - wskazał na barmana i wspomagające go dwie dziewczyny - będzie zajęta sprzątaniem stołów po gościach a kasjerzy zamykaniem stanowisk. Nasz mały koleżka mógłby wtedy dostać się na zaplecze. Oczywiście jest ryzyko, że ktoś z obstawy albo jakiś sługa będą w liczarni. Wtedy już po nas.

- Zostaw to nam - uśmiechnęła się Sharlene. - Idź obstawiać.

Szlachcic ruszył w stronę kas pozostawiając ich samych.

Sharlene wykonała gest dłonią, tak, żeby Oskar zobaczył, że ma ruszyć za nią, i usiadła przy jednym z wolnych stolików. Obejrzała się dookoła, przyglądając się całemu towarzystwu. Pamiętając swoją rolę Oskar odsunął krzesło zanim usiadła i zasunął po tym jak to zrobiła. Nie był dokładnie pewien czy aby nie zwracają na siebie uwagi, ale nie chciał się zbytnio rozglądać aby nie wywołać żadnych podejrzeń. Chcąc wyglądać naturalnie zapytał się:

- Może by się czegoś droga Pani napiła przed widowiskiem? - rzekł stojąc blisko.

Wyszczerzyła się wdzięcznie, nie mogąc opanować uśmiechu na to pytanie. Odpowiedziała miękko i cicho.

- Wina. - “Dobrze ci idzie” - dodała, poruszając ustami. "Tak dalej.” - Czerwonego.

Halfling ruszył przez powoli zapełniającą się salę w stronę szynkwasu. W tym czasie do stolika, przy którym siedziała dziewczyna podszedł bogato odziany jegomość, na oko czterdziestoletni. Zapamiętała go jeszcze przed wejściem do jamy. W tłumie wyłowiła kilku osobników mających problemy z zachowanie pozycji pionowej. Ten chwiał się najgorzej. Wyglądało na to, że jeszcze przed przyjściem tutaj spił się jak świnia. Nieproszony usiadł obok niej, postawił na stole opróżnioną do połowy butelkę wina i spytał:

- Witaj słonko, wyglądasz na taką co potrzebuje towarzystwa a tak się składa, że jestem dziś bez pary.

Jego oddech tak cuchnął alkoholem, że ledwo mogła patrzeć na wprost niego nie zatykając przy tym nosa.

- Przykro mi, skarbie, ale obawiam się, że cię nie stać na moje usługi - zmierzyła go wzrokiem starając się nie krzywić na odór, jakim w nią chuchnął.

W czasie, gdy Sharlene zajmowała się odganianiem mało czarującego adoratora halfling idąc w stronę szynkwasu wpadł na jednego z mocno pijanych już gości. Szybkim ruchem niziołek pozbawił go części gotówki, która nadzwyczaj luźno zwisała z okolic jego pasa. “W końcu za coś muszę zamówić to wino. Nie zabrałem sakwy a on wygląda na takiego co takich sakiewek ma tuzin” pomyślał ruszając ku barmanowi wspomaganemu przez dwie białogłowy. Oskar próbując podwędzić mieszek pijaczynie zrobił to jednak na tyle nieumiejętnie, że delikwent spostrzegł iż jest okradany. Odwrócił się w stronę niziołka i rzekł:

- Ty skurwysyński pokurczu. Łapę po cudze wyciągasz? Zaraz ci ją upieprzę przy samej dupie!

To mówiąc wykręcił Oskarowi rękę tak, że malec aż zawył z bólu i zaczął go ciągnąć w kierunku pomieszczenia z areną, gdzie przy wejściu stało dwóch ochroniarzy.

Niziołek szedł co prawda blisko pijanego człowieka, ale nie był wcale uległy jego próbom siłowego rozwiązania. Starając się wyrwać rękę szedł. Widząc blisko znajdujących się ochroniarzy zrobił rozdrażnioną minę patrząc na idącego obok niechluja.

- Drogi Panie po raz kolejny mówię, że szedłem zamówić trunek w sytuacji, gdy Pan się potknął i wpadł na mnie. Może jakby Pan se odmówił paru kieliszków wina byłoby lepiej z Pana inicjatywą. To nie moja wina - mówiąc to halfling starał się wyglądać na złego i rozdrażnionego.

“Wykidajło człowiek głupi. Pewnie zobaczą w jakim jest stanie i będę mógł coś wymyślić” pomyślał idąc dalej. Kiedy pijaczyna zawlókł go do dwójki drabów zaczął tłumaczyć co zaszło. Robił to jednak na tyle chaotycznie, że ci mieli problem ze zrozumieniem jego bełkotu.

- No widzicie chłopaki stoję sobie a pod szynkwasem a ten mikrus - wskazał na Oskara - próbuje mnie podp... - w tym momencie tak się zatoczył, że gdyby nie pomoc jednego z drabów runąłby na podłogę - ta mała kur...

- Dobra - odrzekł pierwszy z nich, krótko ścięty drągal z krzywo zrośniętym nosem - mały gadaj czego się szarpaliście.

- Właśnie zmierzałem ku szynkwasowi, gdy ten, zdaje się mocno już wstawiony, jegomość potknął się i na mnie wpadł. Potem zaczął mnie szarpać za dłoń coś mówiąc jednak pomimo usilnych prób nie zrozumiałem co chce mi przekazać. Ledwo sam tu doszedł. - powiedział Oskar patrząc na osiłka. - Czuję się urażony nie zważając na to jaki miał ku temu powód.

Oprych spojrzał krzywo na podpitego jegomościa po czym odrzekł:

- Spieprzaj dziadu zanim ci gnaty poprzestawiam.

Pijak zmierzył wzrokiem dwójkę ochroniarzy, jakby faktycznie oceniał swoje szanse w walce z oprychami. Jednakże instynkt samozachowawczy przeważył nad wywołaną nadmiarem alkoholu odwagą i dziad mrucząc pod nosem przekleństwa pod adresem całego małego ludu ruszył w stronę szynkwasu.

W międzyczasie Sharlene wciąż próbowała się pozbyć nachalnego adoratora.

- Nie mogę sobie przypomnieć skąd kojarzę twoją buźkę. Nie bywasz czasem w “Pod Spasionym Wieprzem”?

- Wyglądam na taką, co się włóczy po jakichś zatęchłych dziurach? Obraża mnie pan.

Po małym incydencie niziołek ruszył w stronę szynkwasu jednak z dala od niegodziwca, który był na tyle trzeźwy aby zwietrzyć jego próbę kradzieży. Podchodząc do wysokiej jak dla niskiego ludka lady halfling rozpoczął zwracając się do rozlewającego trunki mężczyzny:

- Witam oberżysto. Moja Pani z chęcią napiłaby się czerwonego wina. Mogę liczyć na kielich owego trunku? - rzekł z uśmiechem już niziołek patrząc na swego rozmówcę.

Mężczyzna napełnił kielich szkarłatnym trunkiem podając go niziołkowi.

Podejmując kielich Oskar ostrożnie obrócił się i ruszył w kierunku stolika przy którym siedziała jego towarzyszka. “Muszę uważać aby nie wylać wina” pomyślał starając się iść płynnie, ale również ostrożnie aby nie uronić nawet kropli. Kiedy wrócił pijaczyna, który się do niej przysiadł, próbował właśnie zaciągnąć ją do sali z areną.

- Choć złotko takich rzeczy jak tam to we “Wieprzu” się nie widzi. Dalej jestem pewny, że cię widziałem jak stamtąd wychodziłaś...

Zanim zdołał dokończyć wywód Doenitz zdążył wrócić. Gestem dłoni przywołał jednego z ochroniarzy.

- Ten natręt narzuca się mojej towarzyszce.

Oprych szybko wyprowadził jegomościa z sali. Szlachcic zwrócił się do nich:

- Powariowaliście? Powiedziałem, żebyście zachowywali się naturalnie a twój koleżka próbuje okradać ludzi? Śpieszno wam na tamten świat?

- Właśnie - ściszając głos z oburzeniem zwróciła się do Oskara. - Chcesz nas pozabijać? Mówiłam, żebyś ostrożniej niósł to wino, niezdaro! - dokończyła nieco głośniej. - Rozlałeś - rzuciła mu wymowne spojrzenie.

- Przepraszam Panią, ale w tym tłumie tak ciężko się porusza. - rzekł patrząc na nią beznamiętnie. Na jej wymowne spojrzenie nie zwrócił większej uwagi. “Jeszcze mało mnie znasz kochanie. Ja nie Ankarian, że się wystraszę braku piwa.” pomyślał udając pokorę przed szlachcicem.

- Ostrożniej proszę, następnym razem. Jeżeli w ogóle zlecę ci to po raz kolejny - zabrała mu kieliszek. Potem, jakby nigdy nic, uśmiechnęła się do Doenitza. - Idziemy?

- Najwyższa pora - odrzekł mężczyzna.

Ludzie powoli schodzili się do pomieszczenia z areną. Stoliki powoli pustoszały. Obsługa lokalu opróżniała je z pozostawionych naczyń. W porządkach pomagało im trzech spośród czterech kasjerów, którzy tego wieczoru obsługiwali gości. Ostatni opuścił na chwilę stanowisko i rozmawiał o czymś z ochroniarzem pilnującym drzwi wejściowych.

Sharlene znowu zajęła miejsce przy jednym ze stolików i zabrała się za wcześniej zamówione wino. Od czasu do czasu, kiedy była pewna, że któryś z kasjerów mógłby zauważyć, rzucała w ich stronę zachęcające spojrzenia.

- Przepraszam Pani korzystając z okazji, że jest mały tłok i pewnie nie będziesz mnie potrzebowała może pozwolisz mi udać się załatwić moje potrzeby? - rzekł służalczo niziołek do kobiety.

Zbyła go ruchem dłoni i powróciła do wcześniej podjętego zajęcia. Mężczyźni sprzątający salę, z której z każdą sekundą ubywało ludzi co chwili zerkali na dziewczynę trudno powiedzieć czy ze względu na jej wygląd czy dlatego że zajęła jeden ze środkowych stolików uniemożliwiając im wyczyszczenie całego lokalu. W końcu któryś z nich podszedł do Sharlene i spytał:

- Czy łaskawa pani zechciałaby przenieść się do pomieszczenia z areną? Spektakl zaraz się rozpocznie.

- Nie przyszłam tu patrzeć, jak zwierzęta się zagryzają, mój panie. Zapłacono mi za... nieco innego rodzaju dotrzymywanie towarzystwa, ale mój pan jest w tej chwili skupiony na czym innym. - Podniosła się i palcem zaczęła jeździć po jego klatce piersiowej. - Może... mógłbyś na tym skorzystać - uśmiechnęła się delikatnie.

Niziołek rozejrzał się dyskretnie po pomieszczeniu. Wiedział, że przy kasach nikogo nie ma, ale nie miał pewności co do samej liczarni lub co gorsza pokoju treserów, którzy mogą usłyszeć jak będzie ktoś próbował się dostać do środka. W pewnym momencie ruszył przed siebie. “W razie co powiem, że idę usługiwać Doenitzowi” pomyślał. Aby jednak wywołać wymieszanie na tyle spore, że Sharlene się wymknie musi coś zrobić. Idąc w kierunku wejścia na arenę niziołek potknął się o ławę przewracając się i lądując na boku.

- Mojee plecyy... - powiedział głośno udając próbę wstania, ale niestety musiał pokazać tak ogromny ból, że zwinął się w kłębek i skomlał.

Kilku kasjerów i jedna z dziewek podbiegli do leżącego na ziemi niziołka. Jedynie ochroniarze pozostali na miejscach beznamiętnie obserwując całą scenę. Kiedy większość tłumu znalazła się w sali z areną również oni przeszli do tamtego pomieszczenia. W sali pozostał tylko jeden z nich, ten który rozmawiał z kasjerem.

Sharlene rozejrzała się dyskretnie udając, że jest niezmiernie zaniepokojona stanem sługusa, po czym upewniwszy się, że nikt akurat na nią nie patrzy czmychnęła za ladę kasy i niemal na czworakach podeszła do drzwi, które według Doenitza prowadzić miały do liczarni. Uchyliła je starając się zrobić to jak najciszej i tylko na tyle, żeby móc się przecisnąć. Będąc już w środku zamknęła je równie ostrożnie i rozejrzała się dookoła.
 
__________________
Nie możesz być pewien swej racji, jeśli o argumentach swoich oponentów nie będziesz wiedział więcej od nich samych.

M. Friedman

Ostatnio edytowane przez stega : 19-01-2011 o 20:52.
stega jest offline