Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2011, 09:29   #27
stega
 
stega's Avatar
 
Reputacja: 1 stega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetny
Ankarian, Ernest, Eugen

Wszystko co mogło pójść źle poszło źle. A początkowo nic nie zapowiadało takiego obrotu wypadków. Chwilę po tym jak kareta zabrała niziołka i dziewczynę w stronę dzielnicy ubogich drugi powóz podjechał pod alejkę, w której się kryli i po tym jak cała grupa znalazła się w środku ruszył śladem pierwszego. Odstawił ich jedną przecznicę od miejsca, gdzie zatrzymała się pierwsza kareta.

Gdy pierwsza grupa zniknęła za drzwiami domu, w którym musiało znajdować się wejście do jamy pozostali odczekali kilkanaście minut zaczęli skradać się w tamtym kierunku. Po kilku minutach Ankarian wyszeptał do reszty:

- Ktoś za nami idzie. Co najmniej trzech.

- Jak daleko? - spytał Ernest.

- Kilkanaście metrów i zbliżają się.

Wkrótce dostrzegli cztery sylwetki wyłaniające się z alejki położonej po drugiej stronie ulicy. Po drugiej stronie placu, przy którym stał dom wypatrzyli kolejnych dwóch. Gdy tylko ta dwójka ich dostrzegła, ruszyli biegiem w kierunku drużyny. Nagle na ulicy zrobiło się tłoczno. W stronę trójki towarzyszy biegło w sumie siedem osób.

- Biegiem do domu! - rzucił Eugen

Ruszyli ile sił w nogach w stronę rudery. Dostali się do środka na kilka sekund przed dwoma zbirami, którzy mieli do nich najbliżej. Zaczęli gorączkowo rozglądać się po izbie w poszukiwaniu czegoś czym można by było zatarasować drzwi podtrzymywane w tej chwili przez Ernesta. Eugen przyciągnął spod przeciwległej ściany stół, którym obaj zablokowali wejście. Ankarian w ty czasie zdzielił w łeb zbira wychodzącego właśnie z piwnicy. Drab runął na ziemię. Po podłodze potoczył się niewielkich rozmiarów błyszczący przedmiot.

- Klucz - powiedział Eugen podnosząc go z ziemi - może nam się przydać. Ruszajmy do piwnicy. Czuję, że nasza barykada długo nie wytrzyma.

Tak jak się spodziewali na dole ulokowano podziemne przejście. Po jego otworzeniu cała grupa ruszyła wgłąb tunelu. Eugen, który wchodził jako ostatni zamknął drzwi i złamał klucz pozostawiając jego koniec w zamku.

- Te drzwi wyglądają na solidniejsze niż wejściowe. Ich sforsowanie powinno zająć im trochę czasu.

Jego przewidywania sprawdziły się. Napastnicy przez jakieś dziesięć minut usiłowali je wyważyć jednak bez powodzenia. W międzyczasie Ernest i Eugen z bezpiecznej odległości obserwowali ich starania a Ankarian ruszył przodem w poszukiwaniu potencjalnych dróg ucieczki. Pozostali dołączyli do niego po jakimś czasie. Tunel prowadził do obszernej sali stanowiącej pozostałość po ciągnących się niegdyś pod tą częścią miasta kanałach. Na drugim końcu znajdowały się sporych rozmiarów wrota. Dochodził zza nich gwar rozmów. Dotarli do Jamy. Postanowili tu zostać. Ankarian miał nasłuchiwać co się działo wewnątrz by w razie czego mogli przyjść z pomocą reszcie drużyny.

Nie musieli czekać długo. Wkrótce z wnętrza lokalu zaczęły dochodzić wrzaski. Usłyszeli huk eksplozji. Dźwięk dochodził od strony wejścia do tunelu.

- Wygląda na to że znaleźli sposób na otwarcie drzwi - powiedział Ernest - my musimy sforsować te zanim oni tu dobiegną...

Oskar

Gdy tylko Sharlene zniknęła za drzwiami Oskar uśmiechnął się pod nosem, nie za długo jednak, by przypadkiem nikt tego nie zauważył. W czasie gdy kontynuował swoje przedstawienie dostrzegł, że jeden z kasjerów, ten który rozmawiał z Sharlene najwyraźniej dostrzegł gdzie zniknęła dziewczyna i podążył jej śladem.

Wiedząc, że nie może dopuścić aby jej ktokolwiek przerywał niziołek podjął ostateczną próbę zwrócenia na siebie jego uwagi. Jak mężczyzna przechodził obok Oskar złapał go za nogawkę w okolicy kostki, wyprostował i rzekł podnosząc głowę:

- Mógłby mi Pan pomóc usiąść? - powiedział to powoli, udając okropny ból i chcąc wywołać politowanie u kasjera.

Mężczyzna zawahał się na chwilę, jednak spełnił prośbę niziołka. W międzyczasie Doenitz, który miał już udać się w stronę trybun, widząc rozgrywającą się scenę wrócił. Nieobecność Sharlene nie uszła jego uwadze, toteż by kupić jej nieco więcej czasu podszedł do kasjera i wymierzył mu siarczysty policzek.

- Ty chamie! Jak śmiecie tłuc mojego lokaja.

- Ależ łaskawy panie on sam...

- Nie tłumacz się gnido tylko zostaw go w spokoju.

Wydawało się, że biedak przerażony gniewem szlachcica kompletnie zapomniał o dziewczynie. W miejsce gdzie rozmawiali zbiegło się jeszcze dwóch ochroniarzy i kolejna dziewka. Po kilku minutach tłumaczeń udało się załatwić sprawę i obaj udali się na arenę.

- Było blisko - wyszeptał Doenitz - od tej pory będą mieć nas na oku więc bez podbierania sakiewek i tym podobnych.

- Rozumiem. Przecież nie jestem kleptomanem... - wyszeptał z dziwnym grymasem hobbit.

Zasiedli na trybunach. Widok na arenę był marny. Znad głów ludzi tłoczących się przy barierce mogli dostrzec tylko jej przeciwległy kraniec. Za to bez większych problemów mogli obserwować wszystkich ochroniarzy a było ich tu czterech oraz znajdującą się na wprost lożę. Doenitz wskazał zasiadającą tam trójkę mężczyzn.

- Widzisz tego olbrzyma z blizną? - wyszeptał do niziołka wskazując rosłego jegomościa, którego twarz szpeciła ciągnąca się przez całą lewą stronę blizna - to właśnie hycel - ten chudzielec obok niego, z gębą jak szczur, to Erwin. Jest jego zastępcą i pod nieobecność Icheringa to on rządzi jamą. Grubas, którego pewnie widziałeś już przy wejściu nazywa się Eckhard. Jest urzędnikiem na dworze imperatora i starym znajomym mojego świętej pamięci ojca.

W czasie gdy Doenitz opisywał mu kolejne persony zgromadzone w loży niziołek dostrzegł młodą kobietę wchodzącą do pomieszczenia. Była ubrana wieczorową suknię a na plecy miała narzuconą bordową pelerynę. Sądząc po twarzy miała jakieś 20-25 lat. Jej włosy były podobnej barwy co roztopiona miedź, której niziołek naoglądał się gdy jeszcze pracował z khazadami.

- Jej nie znam. Pewnie kurtyzana wynajęta by towarzyszyć hyclowi lub Eckhardowi.

- Ciekawe jak idzie naszej damie dworu... - zadumał się niziołek.

“Wiedziałem, że Eckhard mi coś mówi! To nazwisko było w dzienniku Kempera!” pomyślał natychmiastowo niemal zwracając się do szlachcica:

- Czegoś tu nie rozumiem. Szanowany, nadworny urzędnik trzymający z kimś takim jak hycel? Dziwne jak na mój gust. - powiedział cicho patrząc przez chwilę w stronę loży. - Może jest kimś więcej niż zwykłym sługą Imperium?

Doenitz z trudem powstrzymał się od śmiechu

- Zaprawdę niziołku niewiele wiesz o ludziach. Ta rozrywka może ci wydać wulgarna i obrzydliwa jednak prawda jest taka, że bez względu stan czy majątek większość chętnie zapłaci by zobaczyć krew. W tej sali widzę czterech mistrzów gildii, co najmniej pięciu kupców i jednego lektora z uniwersytetu. Hmm o proszę - rzekł wskazując na starca opartego o barierkę - jest nawet sigmaryta. Słyszałem, że ten dziadyga przesunął godziny rozpoczęcia nabożeństw w swojej świątyni by tylko móc być na walkach.

- Kupcom i mistrzom gildii może i się nie dziwię. Każdy twardy człowiek pewnie wymaga odrobiny adrenaliny, którą zapewnia mu walką i obstawiane kosztowności. Jednak dziwi mnie, że bywają tu takie osoby jak kapłani czy urzędnicy jak wymieniony lektor czy Eckhard.

- Eckhard to stara świnia. To że znał mojego ojca nie oznacza, że ja go lubię. Ponoć ukradł z imperialnego skarbca więcej złota niż wynosił łączny żołd reiklandzkich pułków dwa lata temu podczas Burzy. Robił to jednak na tyle umiejętnie, że do tej pory nikt go nie złapał. Chodzą słuchy, że on jest jednym z ludzi, którzy pomogli hyclowi zbudować jego interes i trzymają straż z daleka.

- Posiadając takie bogactwa Eckhard pewnie mógłby przekupić każdego strażnika włącznie z głównodowodzącym aby nie zbliżali się do jamy. Myślałem, że imperialny wywiad czy choćby zwykli bankierzy Imperatora mają wszystko pod kontrolą jeżeli chodzi o wydatki. Ja jednak wolę się w to nie zagnieżdżać, bo mnie od samego myślenia głowa rozboli. Ludzie mają tyle a wydają to na coś takiego jak walki psów... Daleko nam do was. - powiedział niziołek cały czas zastanawiając się jak wyciągnąć więcej z szlachcica na temat Eckharda.

Rozmowę przerwał im hycel. Ichering podszedł do barierki, podniósł z podłogi niewielki dzwon i zamachnął się z całej siły. Gawiedź zawyła z radości.

- Szanowni państwo! Witajcie w Jamie! Dziś przygotowaliśmy dla was trzy walki. W pierwszej z nich wezmą udział nasze dwa najnowsze nabytki: Etrix i Henger.

Doenitz podszedł do barierki i gestem dłoni nakazał niziołkowi podążyć za nim. Oskar wypełnił wolę Pana jednak nie był pewien czy chce to widzieć. Jak obaczy ten krwawy bój nie może niczego analizować. Dziwił się Sharlene, ale po głębszym zastanowieniu dla niego też wydaje się to bestialskie - odbierać życie za pieniądze. “Na szczęście lata spędzone wśród krasnoludów zdołały mnie trochę zahartować” przemknęło mu przez myśl po czym podszedł do barierki.


Drzwi po bokach areny otworzyły się. Dwaj mężczyźni wyszli na środek prowadząc sporych rozmiarów psy próbujące za wszelką cenę zerwać się ze smyczy. Niziołek widział już kiedyś takie zwierzęta. Imperialna szlachta używała ich do polowań. Gdy tylko każdy ze zbirów puścił swojego podopiecznego zwierzęta ujadając rzuciły się na siebie. Cała walka trwała raptem kilkanaście sekund. Większy z psów przegryzł drugiemu gardło rozrywając przy okazji tętnicę. zwierze zmarło skomląc a jego krew zabarwiła sporą część piasku, którym wyłożono dno areny na czerwono. Publiczność liczyła chyba na nieco dłuższy spektakl gdyż pokonane zwierze nie zdążyło jeszcze skonać gdy rozległa się fala gwizdów i gniewnych okrzyków. Hycel również nie wyglądał na zadowolonego. Wyszeptał coś chudzielcowi. Ten zaś niczym wystrzelony z procy pomknął w stronę zaplecza. Eckhard przeklął pod nosem. Tylko kobieta obserwowała całe zajście nie okazując emocji.

- Zdaje się, że coś nie poszło po myśli twórców widowiska. Krótka walka nie zadowala głodnego krwi tłumu... Nie dobrze. Może zamiast trzech walk w rekompensacie zorganizują cztery... - rzekł jeszcze nie świadom dokładnie sytuacji niziołek widząc podrygujące w spazmach ciało konającego psa. - Myślałem, że będę mógł na to normalnie patrzeć. Myliłem się... - powiedział patrząc jakby przez to całe widowisko halfling. “Jednak halfling to halfling. Nie ważne jak zahartowany zawsze czuły na cudzą krzywdę. Nienawidzę krwi i przemocy” pomyślał rozglądając się nieobecnym spojrzeniem.

- Szlag by to - zaklął pod nosem Doenitz - jeżeli wszystkie walki będą tyle trwały, a wierz mi trzecia będzie równie krótka bo walczy champion Icheringa, twoja przyjaciółka będzie miała dużo mniej czasu na wykonanie zadania niż przypuszczaliśmy.

- Na szczęście hycel nie wygląda mi na mistrza organizacji więc zdaje się, że samym przerwom między walkami możemy zaufać. Wierzę w nią. Musi jej się udać. Nie po to robiłem z siebie wariata przebierając się w to i rozgrywając to całe przedstawienie z bólem pleców aby teraz miało nam się nie udać. Zobaczysz, wszystko się uda. - powiedział jak zwykle optymistycznie nastawiony niziołek.

- Nic nie rozumiesz. Nie ma żadnych przerw. Wszystkie zakłady obstawiane są na cały wieczór. Jak tylko zabiorą psa i sprzątną ścierwo hycel dokona prezentacji i rozpocznie się kolejne starcie. Jeżeli następna walka tyle potrwa będziemy musieli coś zrobić.

- Droga Esmeraldo. Jeżeli masz rację to może jej zostać zaledwie parę minut albo i mniej. Jak druga walka pójdzie tak samo szybko trzeba będzie jakoś spowolnić występ. - odparł hobbit martwiąc się troszkę o zdrowie jego i Sharlene jak wpadną przy tym zadaniu.

Sharlene

Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu. Na szczęście dla niej nie zastała nikogo w środku. Całe wyposażenie tego pokoiku stanowiły trzy szafy dwa biurka, każde wyposażone w pokaźnych rozmiarów liczydło. Wewnątrz szaf piętrzyły się sterty dokumentów. Przejrzała kilka z nich by sprawdzić czego dotyczą. Wyglądało na to, że zważywszy na profil działalności hycel prowadził dosyć szczegółową księgowość. Oprócz drzwi, którymi się tu dostała w pomieszczeniu były jeszcze większe i mniejsze. Wedle mapy dostarczonej przez Doenitza te większe prowadzić miały na niższy poziom. Mniejsze do komórki. Użycie w stosunku do niej określenia skarbiec dziewczyna uznała za grubą przesadę. Patrząc z zewnątrz komora mogła mieć najwyżej metr na dwa. Za to drzwi broniące dostępu do niej sprawiały wrażanie solidnych.

Kusiło ją to, co mogła znaleźć za nimi, ale opanowała się, kiedy przypomniała jej się sytuacja z Oskarem i zapitym bywalcem tego miejsca. Skierowała się ku drzwiom, za którymi znajdować się miały schody na dół. Nacisnęła klamkę w nadziei, że będą otwarte. Ustąpiły pod jej naciskiem. Po ich otworzeniu ujrzał ciemny wąski korytarz z kolejnymi drzwiami na końcu. Po cichutku zeszła po schodach i przyłożyła ucho do kolejnych drzwi. Chciała sprawdzić, czy ktoś jest w środku, zanim spróbuje się tam dostać. Słyszała tylko powarkiwania psów toteż starając się wywołać możliwie najmniej hałasu otworzyła drzwi i rozejrzała się po wnętrzu pomieszczenia. Wzdłuż ścian ustawiono klatki dla zwierząt, z których większość była w tej chwili pusta. W zaledwie trzech kojcach dziewczyna dostrzegła zwierzęta. Jeden z psów spał - ten ulokowany w rogu pomieszczenia. Drugi, zaraz obok niego, pochłaniał zawartość postawionej tuż przed jego klatką miski. Trzeci, którego klatka stała tuż przy następnych drzwiach wiodących według planu do pomieszczenia treserów, wyciągnął łeb pomiędzy pręty tak daleko jak to było możliwe i powarkując bacznie obserwował każdy ruch Sharlene. Za jego kojcem dziewczyna dostrzegła kolejne drzwi - te wiodące na arenę, z której dało się słyszeć powarkiwania psów i wrzawę zgromadzonego ponad nimi tłumu. Zrobiła przed siebie parę kroków, z żalem w sercu patrząc w oczy spoglądającego na nią zwierzęcia.

- To nic osobistego - mruknęła smutno. Podeszła do pierwszego z brzegu kojca i spojrzała na psa.

Była w stanie jedynie westchnąć boleśnie na jego widok. Opamiętawszy się podeszła do drzwi prowadzących do pokoju treserów i podobnie jak chwilę temu przystawiła ucho do drzwi. Usłyszała jedynie szmery. Pokój prawdopodobnie był pusty. Jeżeli ktoś tam był to zachowywał się bardzo cicho. Wrzaski dochodzące z areny utrudniały rozeznanie się w sytuacji.

Wzięła głęboki oddech. Wyjęła z buta sztylet i ukryła go w rękawiczce od wewnętrznej strony dłoni. Schowała rękę za plecami i po cichutku uchyliła drzwi. Spojrzała przez szparę. W środku dostrzegła tylko stół, na którym stały dwa kufle oraz znajdujące się na wprost drzwi do następnego pomieszczenia. Kiedy powoli zaczęła uchylać drzwi ktoś stojący z drugiej strony mocno na nie naparł. Sharlene uderzyła głową o ścianę i straciła przytomność. Nie na długo jednak. Poczuła coś mokrego na twarzy. Smród taniego piwska w nozdrzach. Ktoś musiał jej to wylać na głowę. Siedziała na krześle w pokoju, do którego próbowała się zakraść. Za nią stał dryblas, jeden z tych którzy pilnowali tunelu. Po przeciwnej stronie stołu siedział chudzielec o rysach twarzy, które przywodziły na myśl szczura. Obok niego stał kolejny ochroniarz.

- Mówicie, że od jak dawna tu jest?

- Raptem kilka minut. Roger złapał ją chwilę przed tym jak tu zszedłeś.

- Nie zapytam cię kto cię przysłał bo co do tożsamości twoich zleceniodawców nie mam najmniejszych wątpliwości. Pytanie tylko skąd wiedziałaś gdzie trzymamy psy. Gadaj prędko od kogo to wyciągnęłaś. Jednej z dziewek. A może któregoś z kasjerów?

Strzepnęła mokre włosy z twarzy.

- Czemu nie podejrzewasz owych zleceniodawców? Oni są jedynym źródłem moich informacji.

- Tak też może być. Zabieramy ją na górę. Ichering zdecyduje czy ma być kolejną atrakcją wieczoru czy też zafundujecie jej wycieczkę po Reiku.

Ruszyli w stronę schodów. Pierwszy chudzielec, za nim Sharlene trzymana przez jednego z ochroniarzy. Gdy szczurkowaty jegomość otworzył drzwi na piętro dostrzegli odzianego w łachmany starca schodzącego na dół.

- Do ciężkiej cholery ci z góry niczego nie potrafią upilnować. Jak tak dalej pójdzie zlezie się tu połowa mętów z okolicy. Wypieprzaj stąd śmieciu zanim...

Nie dokończył. Na oczach Sharlene jego głowa oderwana niewidzianą siłą oddzieliła się od reszty ciała. W nozdrzach poczuła zapach jaki zwykle panował na dworze po przejściu burzy. Czuła jak powietrze wokół niej gęstnieje i robi się coraz ciemniej. Psy zaczęły wyć jak opętane. Ochroniarz który ją trzymał rzucił się z nożem na nieznajomego. Nie zdążył przebyć połowy drogi, gdy usłyszała chrzęst łamanych kości i drab zwalił się na ziemię. Jego kompan uciekł. Starzec podszedł do niej chwycił ją mocno za szyję i spojrzał prosto w oczy.

- Śmierdzisz nim. Czułem to jeszcze zanim wszedłem do tej zawszonej nory.

Mimo, iż przez cały czas ich lica dzieliło ledwie kilka centymetrów nie była w stanie zapamiętać żadnego szczegółu z jego twarzy.

- Sprawdzimy, co też może siedzieć w takiej ślicznej główce.

Ból który poczuła w tym momencie nie dał się porównać z niczym co przeszła do tej pory, niczym tysiące ostrzy jedno po drugiej przeszywające jej głowę.

- Same śmieci. Nic nie wiesz. Może z pokurczem na górze pójdzie mi lepiej.

Ból minął. Starzec ruszył schodami w górę. Dziewczyna ledwie trzymając się na nogach oparła się o ścianę. Kiedy nieznajomy zniknął za drzwiami i w głowie przestało jej huczeć postanowiła jak najszybciej się stąd wydostać. W tedy usłyszał wściekłe ujadanie dochodzące z sąsiedniego pomieszczenia. Krzyk ochroniarza:

- Poradź sobie z nimi, skurwysynu!

Spojrzała w stronę, z której dobiegał wrzask. Drzwi w pomieszczeniu treserów wiodące do komnaty ulokowanej po przeciwnej stronie areny były otwarte na oścież. W stronę dziewczyny biegła teraz sfora psów, które drugi z oprychów wypuścił z zamiarem wysłania ich na nieznajomego. Nie namyślając się długo zamknęła drzwi wiodące do pokoju treserów.

- Cholera - zaklęła pod nosem.

Dwoma susami pokonała odległość do drzwi na górę, zatrzasnęła je za sobą i pobiegła na górę przeskakując po dwa stopnie. Zamknęła za sobą drzwi od liczarni i zablokowała je krzesłem. Wzięła głęboki oddech, zza drzwi dobiegało ją ujadanie psów. Wystawiła głowę zza drzwi do sali dla gości i rozejrzała się.
 
__________________
Nie możesz być pewien swej racji, jeśli o argumentach swoich oponentów nie będziesz wiedział więcej od nich samych.

M. Friedman

Ostatnio edytowane przez stega : 23-01-2011 o 10:32.
stega jest offline