Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2011, 09:32   #28
stega
 
stega's Avatar
 
Reputacja: 1 stega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetny
Oskar

Po zaprezentowaniu uczestników kolejnego starcia hycel zasiadł na krześle i zaczął tłumaczyć coś szeptem Eckhardowi. Szczęśliwie dla ich misji walka trwała dosyć długo. Upłynął ponad kwadrans zanim jeden z psów wykrwawił się z powodu odniesionych ran. Publika szalała. Wesołym okrzykom zwycięzców towarzyszyły przekleństwa tych, którzy postawili na przegranego. Tym razem jednak coś poszło nie tak. Zamiast jak poprzednio uprzątnąć truchło i odprowadzić zwycięskiego psa na arenie nie pokazał się żaden ze zbirów Icheringa. Wśród gawiedzi zapanowała konsternacja. Z dołu dochodziło wściekłe ujadanie psów ulokowanych w pomieszczeniach pod areną. Po dłuższej chwili Ichering opuścił lożę, podszedł do jednego z ochroniarzy i wydał mu szeptem jakieś polecenia.

- Mam przeczucie, że coś poszło nie tak. Może powinniśmy przejść bliżej tłumu bądź udać się po jakiś napój. Jak uważasz? Mam iść kupić jegomościowi może trochę wina? Będę mógł podejrzeć co się dzieje.

- Idź. Jeżeli walki zostaną przerwane na dłuższą chwilę tłum rozejdzie się po sali. Jedni spróbują odzyskać pieniądze za zakład na ostatnią walkę, inni pójdą się napić. Nikt nie będzie zwracał na ciebie uwagi.

- Dobrze. Zatem idę się rozejrzeć. W razie czego mam tu wrócić czy spotkamy się w sali z kasami?

- Jeśli walki zostaną za chwilę wznowione wrócisz tutaj w przeciwnym wypadku spotkamy się na sali.

Niziołek skinął głową i dyskretnie, nie zwracając niczyjej uwagi udał się z powrotem do pomieszczenia z szynkwasem. Po drodze Oskar starał się uchwycić każdy szczegół w zachowaniu służby jamy. Podejrzewając, że największe zamieszanie może wystąpić w okolicy wejścia do liczarni udał się “po coś do picia”.

Kiedy wkroczył do sali dostrzegł, że głównych wrót nie pilnuje żaden ochroniarz. Za szynkwasem nie stał oberżysta. Ani śladu po którymkolwiek z kasjerów. Podszedł bliżej kontuaru. Zaszedł z boku by sprawdzić czy aby nie został tu sam.

- Proszę proszę, ciebie właśnie szukałem.

Niziołek odwrócił się. Stał przed nim mężczyzna odziany w łachmany. Poczuł jak powietrze wokół niego gęstnieje. Nagle zrobiło mu się zimno. Niczym porwany przez niewidzialnego napastnika Oskar poszybował w powietrze. Zatrzymał się na wysokości mniej więcej metra. Mimo iż mężczyzna stał ledwie kilka metrów od niego malec nie był w stanie zapamiętać żadnego szczegółu jego fizjonomii.

- Czuję na tobie jego myśli. Ciekawe czy uda się wyciągnąć z ciebie więcej niż od tamtej.

Oskar poczuł trudny do opisania ból. Niczym tysiące ostrzy przeszywających jego umysł.

- Hmm... Nic ale nie szkodzi. Wcześniej czy później znajdę sposób by go odnaleźć. W międzyczasie radziłbym nie wchodzić mi w paradę.

Ta sama siła, która przed chwilą wyrwała go w powietrze rzuciła nim teraz o ścianę. Mężczyzna skierował się w stronę areny. Z chwilą gdy Oskar zebrał wystarczająco sił by wstać dostrzegł poobijaną Sharlene wychodzącą z zaplecza.

Sharlene, Oskar

Dostrzegła niziołka. Mały ledwo stał na nogach. Z pomieszczenia, w którym mieściła się arena zaczęły dochodzić krzyki przerażonych ludzi. Podbiegła do niego, zatrzaskując za sobą ostatnie z napotkanych po drodze drzwi.

- Oskar, żyjesz?

- Tak, ale mało brakowało. Jakiś świr ubrany jak łachman mnie zaatakował. Uhh... - powiedział cicho malec trzymając się za głowę. - Rzucał mną nawet mnie nie dotykając. Obawiam się, że mamy do czynienia z magią. Łeb mi pęka... - niziołek nie wiedział co go najbardziej boli, bo po uderzeniu o ścianę bolało go niemal wszystko. - Ty też go spotkałaś?

Pokiwała głową. Już jej nie bolało, ale samo wspomnienie tego zdarzenia było nieprzyjemne na tyle, żeby nie chciała o nim myśleć.

Wszyscy

W chwilę po tym gdy niziołek skończył mówić drzwi wejściowe do jamy otworzyły się z trzaskiem i do środka wbiegła trójka ich towarzyszy.

- Za chwilę będziemy mieli na karku jakiś tuzin zbirów. Macie jakieś pomysły jak stąd nawiać?

W sąsiednim pomieszczeniu, gdzie mieściła się arena ludzie wrzeszczeli jak opętani. Ci, którym udało się stamtąd uciec pędzili biegiem w stronę wejścia. Część uciekinierów ruszyła do liczarni. Wkrótce dobiegł do nich Doenitz, którego prawa ręką była zdeformowana jakby ktoś pogruchotał ją młotem kowalskim. Bywalcy Jamy, którzy mieli mniej szczęścia byli, jeden po drugim, rozdzierani na strzępy przez odzianego w łachmany szaleńca. Oskar rozejrzał się uważnie.

- Jeśli szukasz Eckharda albo hycla to albo nie żyją albo mieli w tej loży wyjście, o którym nic nie wiedziałem - wydyszał szlachcic. - Co to za jedni? - spytał patrząc na elfa i dwóch pozostałych - zresztą nieważne. Na co czekacie? Ruszamy do wyjścia!

- Tędy? - wskazała Sharlene na drzwi, za którymi znajdować się miał jeden z dwóch otworów na nieczystości.

- A czemu nie na wprost?

- Przyjaciele mówią, że tamtędy biegnie ku nad z tuzin zbirów. A zatem do srocza, jakby powiedział mój długobrody przyjaciel Tregor! - zapowiedział swój zamiar niziołek.

- Szlag by to.

Doenitz ruszył w stronę zaplecza. Sharlene pobiegła za nim, za nimi ruszyła reszta ekipy. Ulokowany na zapleczu otwór na nieczystości zabezpieczono kratką, szczęśliwie dla nich nie chronioną przez żaden zamek. Każde z nich kolejno wchodziło do środka. Najpierw Doenitz, potem Sharlene, następnie Oskar, Eugen , Ernest i Ankarian. Tunel opadał pod kątem ok czterdziestu pięciu stopni więc zjeżdżali jedno po drugim nabierając coraz większej szybkości. Podróż zakończyli po kilku kilkunastu sekundach w bajorze, do którego prowadził tunel. Stamtąd ruszyli na poszukiwanie najbliższego wyjścia z kanałów. Po jakimś czasie udało się znaleźć miejsce gdzie nieczystości uchodziły do Reiku. Wyszli na zewnątrz i zaczęli możliwie najszybciej oddalać się od tego miejsca. Byli na granicy pogorzeliska. Niemal pod murami miasta. Do “Wron” mieli stąd do godziny piechotą.

- Ufff... Było blisko. Do tego jak my wyglądamy. - powiedział śmiejąc się niziołek. - Duża wykonałaś zadanie? Od kiedy Cie zobaczyłem to mnie nie opuszcza.

- I co ci tak wesoło? - zmarszczyła brwi. - Marzyłam, żeby ten dzień zakończył się kąpielą w gównie... Nie, nie udało mi się zatruć karmy, ale biorąc pod uwagę rozróbę, jaką zgotował nam ten człowiek myślę, że to bez większej różnicy.

- Różnica jest i to spora. Mimo to wydaje mi się, że wesołych braci zadowoli wynik naszej wyprawy... - dodał Oskar.

- Podsumujmy - głos zabrał Doenitz - Jama zniszczona. Po tym co zrobił ten człowiek każdy normalny altdorfczyk będzie omijał to miejsce szerokim łukiem. Hycel albo nie żyje albo jest kaleką albo jeszcze długo będzie lizać rany. Tak myślę, że nie będą mieć zastrzeżeń co do sposobu w jaki wykonaliście zlecenie.

- Jak tam pańska ręka? To nie wygląda najlepiej... - powiedział hobbit. - Może odprowadzić Pana gdzieś w bezpieczne miejsce? Gdzieś gdzie będzie bezpiecznie i udzielą Panu pomocy? - pomyślał na głos malec. - Moje rany nie są raczej ciężkie. Parę otłuczeń.

Doenitz spojrzał na zdeformowaną rękę.

- Ten bydlak nawet mnie nie dotknął... Nie nie musisz mnie odprowadzać. Sam o siebie zadbam. Stracona ręka to niewiele w zamian za zwrócone życie. Bywajcie - powiedział ruszając w swoją stronę - jeśli zostaniecie w stolicy radziłbym omijać tą okolicę. Jeżeli Ichering żyje zyskaliście tego wieczora potężnego wroga...

Wracając do karczmy niziołek i dziewczyna opowiedzieli pozostałym o tym co zaszło w Jamie. Gdy dowlekli się do „Wron” był środek nocy. Po drodze obmyli się w Rieku by zmyć z siebie choć odrobinę szlamu jakim byli pokryci. Mimo to smród nieczystości nie chciał ich opuścić jeszcze długo po tym jak każde z nich wzięło kąpiel.


Następnego dnia gdy zeszli na śniadanie oberżysta poinformował ich, że mają gościa. Przy stole w rogu sali czekała na nich kobieta w wieku około trzydziestu lat. Miała pociągłą twarz obsypaną piegami, lekko zadarty nos i duże piwne oczy. Kaskada kręconych włosów w kolorze miedzi opadała jej na ramiona. Była odziana w bordowy płaszcz, na brzegach ozdobiony złotymi wzorami i suknię tej samej barwy.

- Pamiętam cię - powiedział Oskar - to ty wczoraj w Jamie siedziałaś obok hycla.

- Zgadza się. Nazywam się Diana Valnor i myślę, że wy i ja szukamy tego samego człowieka.
 
__________________
Nie możesz być pewien swej racji, jeśli o argumentach swoich oponentów nie będziesz wiedział więcej od nich samych.

M. Friedman

Ostatnio edytowane przez stega : 23-01-2011 o 12:51.
stega jest offline