Jean Blaise siedząc przy ławie i rzucając niespokojne spojrzenia uśmiechnął się sztucznie by zrobić jak najlepsze wrażenie. Gdy zmierzał do Arvill słyszał o konkretnym mordobiciu jakie zaszczyciło to miasteczko, oraz o hekatombie wśród służby, jaka odbyła się w ramach podzięki lorda Berengara za 'wierną' służbę i wąchanie się z wrogim rodem. Niby na zamek się dostał, niby wolne etaty dworzan i sług pozostawały w nadmiarze, ale nic pewne nie było. Fucha pazia panicza Malcolma czy też samego Berengara to nie w kij dmuchał. Fakt że według niepewnych plotek jakie slyszał jeszcze w drodze, do Chateau d'Arvill miała wkrótce wprowadzić się dama (jako synowa lorda i zona jego następcy), podnosił akcje Jean-Blaise'a jako wykwalifikowanego pazia i przybocznego sługi. W niepewnych sytuacjach lepiej jednak zawsze wciskać się w "towarzystwo" ile i gdzie tylko można bo to procentuje na przyszłość. Teraz uparcie kiwał rudą czupryną, bił brawo, a także dołączył do toastu i próśb o opowieść o ostatnich wydarzeniach. - Dzię-dziędziędzię-dziięędzię-kukukuku-ku-ku... Dziędziędziękukukuku... To mimimiło, że zazaza-zabrałeś mnie zezeze-ze sobą cny ryce-cececece-cerzu. - wyjąkał cicho do Zygfryda de Lewe siedzacego obok - Że zazaza-zabrałeś nas! - odezwał się kot siedzący na kolanach Jean-Blaise'a - Nienienienie nie prze-prze-przedrze-drzedrzeźniaj mnie kokokoko-ko-kokooko Koko... Kokokoo... Sierściuciuchu! - odparował człowiek zgromiwszy zwierzaka wzrokiem, uniósł kielich w salucie w kierunku Zygfryda i zaczął wyglądać kto z wzywanych herosów podejmie się opowieści.
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 19-01-2011 o 13:28.
|