Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2011, 13:43   #87
woltron
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Dwa ostatnie dni zlały się chłopakowi w jeden, koszmarny dzień. Pracy było tyle, że Aglahad nie miał czasu usiąść, pomyśleć, czy porozmawiać z przyjaciółmi. W tym czasie Aglahad przeszukiwał więc Dom, pomagał przy rannych, zajmował się zwierzętami, a potem zasypiał ciężkim snem. I śnił.

***

Był na pustkowiu, które ciągnęło się po horyzont. Nie było tutaj nic poza spękaną ziemią łączącą się z czarnymi chmurami, przypominającymi te, które wisiały przez ostatnie dni nad szczątkami Domu. Dopiero gdy chłopak zmrużył oczy zauważy w oddali, ledwie widoczny na tle chmur czarny kształt, który z tej odległości przypominał niewielkiego ptaka z rozpartymi kształtami. Aglahad miał jednak irracjonalne przekonanie, że nie jest zwykły ptak. Ruszył w tamtym kierunku...

Nie pamiętał jak długo szedł, ale musiało minąć wiele czasu, gdyż podeszwa jego butów była zniszczona i dziurawa. Mimo to nie czuł zmęczenia, ani głodu. Był za to coraz bliżej czarnego kształtu, który z każdym krokiem rósł jednak nie na tyle by chłopak rozpoznał czym jest.
Dopiero po kilku kolejnych godzinach zrozumiał czym jest czarny kształt. Smok! Czarny smok, podobny do tego, który zaatakował Dom. Stworzenie zdawało się nie zwracać uwagi na chłopaka, zajęte dziwacznym tańcem na tle czarnych chmur, które przenikały go. Czasami gad ginął w czarnej toni, czasami zniżał się na tyle blisko, że Aglahad mógł podziwiać czarne niczym noc łuski, a także potężne pazury. Mimo bliskości Aglahad nie czuł strachu...
Smoczy taniec trwał długo, a chłopak nie potrafił go zrozumieć. Czy bestia próbowała coś przywołać, a może po prostu cieszyła się możliwością lotu w czarnych chmurach – tego nie wiedział. A potem stało się coś niezwykłego. Smok zwrócił na niego uwagę. Potężna bestia obniżyła lot, zawisła nad chłopakiem, rozkładając jednocześnie skrzydła. Zimny podmuch wiatru uderzył chłopaka w twarz, jednocześnie opanował go ogromny lęk i przerażenie, podobne do tego sprzed dwóch dni.

- Głupcze, nie powinieneś tu być – stwierdziła bestia, rozchylając paszczę i ukazując ogromny, czarny, wężowaty jęzor. – Wracaj skąd przyszedłeś – dodał smok, a potem runął na chłopaka.

*

- AAA! – Aglahad obudził się z krzykiem. Był w łóżku, swoim łóżku w namiocie niedaleko ruin Domu.
- Coś się stało? – zapytał się mocno zaspany Aron, jeden z sierot mieszkających w Domu.
- Nie, nic – odpowiedział Aglahad. – Zły sen – stwierdził, a Aron przyjął to kiwnięciem głowy i wrócił spać. Sam Aglahad również przewrócił się na drugi bok, a zanim zasnął zauważył, że prycza Rava jest wolna. A potem ponownie zasnął. Tym razem o niczym nie śnił.

***

Jedenastu wychowanków, troje kucharek, mistrz Elben, mistrz Anduval i ojciec Edrin, w sumie siedemnaście ciał spoczęło na ogromnym stosie, choć tak naprawdę ciał było mniej, ponieważ niektórych nie odnaleźli lub byłby zbyt zniszczone jak ciało małej Elizy...

Ceremonia zdawała się trwać całe wieki. Aglahad stał tuż obok Trzmiela w pierwszym rzędzie. Młody mag miał wzrok wbity w ziemię, jakby bał się patrzeć na ciało swojego mistrza. Aglahad mógł sobie tylko wyobrazić jego cierpienie. Trzmiel stracił nie tylko dom, ale i mistrza z którym przez ostatnie lata spędzał każdy dzień i z którym chłopak dzielił się swoimi smutkami i radościami. Dopiero teraz do Aglahada doszło, dlaczego Trzmiel chciał zostać w Domu i uczyć się dalej w trudnej sztuce magicznej...
Z rozmyślań wyrwał Aglahada śpiew Rankiela. Aglahad nie znał pieśni, którą śpiewał Rankiel, ale nawet on czuł jej moc, smutek i siłę. Gdy mężczyzna skończył śpiewać, Aglahad wytarł rękawem twarz i łzy, które same napłynęły mu do oczu.
Ciszę, która zapadła po pieśni przerwała Zimira, wywołując spośród zebranych Trzmiela by pożegnał swojego mistrza ostatnim czarem... i Trzmiel pożegnał go, choć ostatnie słowa inkantacji były niesłyszalne. Pogrzeb dobiegł końca.
Po pogrzebie Trzmiel podszedł do Aglahada i poprosił go by się spotkali wieczorem w domku myśliwskim.
- Dobrze – powiedział złodziejaszek. Chciał dodać coś jeszcze, pocieszyć przyjaciela, ale nie znalazł słów. Bo co miał powiedzieć? Dobra robota? Nie martw się, będzie lepiej? – Spotkamy się wieczorem – dodał. Miał jeszcze jedną sprawę do załatwienia.

***

Aglahad długo czekał, aż okolice Domu opustoszeją. Dopiero gdy to nastąpiło, ruszył w stronę jednej ze stajni by wydobyć ukryte tam rzeczy. Dogrzebanie się do skrytki nie zajęło mu zbyt wiele czasu, na szczęście nie została przygnieciona przez dach, ani żadną ze ścian. Chłopak rozejrzał się dookoła i gdy stwierdził, że nikogo w pobliżu nie ma, odsunął jedną z desek. Z środka wyjął drewniane pudełko jedynie nadgryzione przez ogień, ale nie zniszczone. Aglahad poczuł ulgę, gdyż wewnątrz pudełka były wszystkiego jego skarby, które gromadził przez lata. Wyjął więc prosty, posrebrzany medalion przedstawiający uśmiechniętą, teatralną maskę, którą dostał od Odego, gdy ten odchodził z Domu, a także niewielki nóż, skórzaną manierkę na wodę i mapę, którą ukradł myśliwemu.
- Ode jestem gotów na przygodę – cicho powiedział sam do siebie, po czym wziął cały swój dobytek i ruszył w stronę domku myśliwskiego.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 19-01-2011 o 13:48.
woltron jest offline