Honorowe miejsce dla bohatera.
Peter uniósł puchar z winem, kryjąc za nim szyderczy uśmiech. Znaczna część zebranych na samo słowo 'czarodziej' dostawała drgawek i ich zadowolenie z pojawienia się kogoś takiego jak on na tej uczcie było równie szczere, jak radość z pojawienia się poborcy podatkowego.
Opowiadać o bohaterskich czynach nie miał najmniejszego zamiaru. Wszyscy tu obecni słyszeli te opowieści w różnych wariantach i tyle razy, że z pewnością mieli ich powyżej uszu. Niektórym na samą myśl o tym najwyraźniej robiło się niedobrze, czego najlepszym dowodem był człowiek, który wyszedł z sali.
Za szczerość należał mu się wielki plus, zaś za wychowanie... Niektórych widać należało wpuszczać najwyżej do chlewa.
Na szczęście nie będę mieć z nim nic do czynienia, pomyślał.
Kosma, koloryzując nieco, opisał liczne starcia z ludźmi duPonta. Za miesiąc liczba wrogów znów się podwoi. A niech no sobie Kosma łyknie piwa w gronie znajomków... Palców mu zabraknie do liczenia usieczonych przez siebie nieprzyjaciół.
Jeszcze ciekawsze rzeczy by Kosma opowiadał, gdyby rozmowę Petera z lordem Berengerem usłyszał. O tym, co Wieży siedzi i na chętnych czeka.
Ale o czym kto nie wie, o tym nie paple.
Peter upił kolejny, niewielki łyk wina i rozejrzał się po zgromadzonych.
Chociaż nie bywał zbyt często w mieście, to znał większość z nich, przynajmniej z widzenia. W skierowanych w jego stronę spojrzeniach krył się, oprócz uznania, pewien niepokój. Całkiem jakby uwierzyli w zbyt dużą część usłyszanej przed chwilą opowieści. I jakby nie do końca byli pewni, czy czarodziej nie zrobi czegoś... szalonego. Na przykład nie rzuci wspomnianą błyskawicą.
Wszak wszyscy, parający się magią, mają źle w głowach. Nawet jeśli są bohaterami. W zasadzie mag i bohater winien być podwójnie szalony.
Nieco inne uczucia można było odczytać ze spojrzeń rzucanych mu przez córki co dostojniejszych gości. Uznanie i ciekawość.
Ciekaw był. jaki udział w tym ostatnim miał mit, że magowie sukkuby sprowadzają dla nocnych igraszek, po czym metody różne znają, przed zwykłymi śmiertelnikami zakryte. Już spotkał się z pytaniem jakiegoś młodziana, co zrobić, żeby przyzwać taką demonicę.
Załamać się można. Niby rozsądny chłopak. Na tyle przystojny, że dziewczyny przed nim nie uciekały, i takie pomysły. A jeśli nie wiedział, co z de zwykłą dziewuchą robić, to po co mu sukkub? Na nauczycielkę?
Jemu osobiście wystarczały prawdziwe dziewczyny.
Peter uśmiechnął się niezobowiązująco w przestrzeń, obdarowując uśmiechem wszystkich i nikogo w szczególności.
Zygfryd wymigał się od opowieści, potwierdzają liczne plotki o swej małomówności, przez niektórych ubogością języka niesłusznie chyba zwaną, i zrzucił ciężar opowieści na Tupika. Peter po szynkę sięgnął, przygotowując się na dłuższą legendę. Wiedział, do czego niziołek jest zdolny, a teraz, przed tak liczną publiką, miał szansę rozwinąć skrzydła.
Cóż... Niektóre wykłady bywały dłuższe, nudniejsze i wysłuchiwane w gorszych warunkach. Peter rozsiadł się wygodnie i uzbroił w cierpliwość. |