Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2011, 22:10   #38
Uzuu
 
Uzuu's Avatar
 
Reputacja: 1 Uzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skał
***

Veltarius był zadowolony i nie krył tego w żaden sposób, poobijany i trochę jeszcze nieprzytomny wytoczył się z promu upewniając się tylko wcześniej czy z pilotem jest wszystko w porządku. Zaraz też wpadł w opiekuńcze ręce pustelników którzy próbowali zająć się nim i jego obrażeniami, podziękował im jednak stwierdzając że ma tylko kilka siniaków. Kurier czekał już na niego z niewielkim drewnianym pudełkiem w rękach. Nawigator drżącymi dłońmi podniósł pudełko i powoli odchylił wieko. Uśmiech który jeszcze przed chwilą rozświetlał jego twarz zgasł a zastąpiła go wyraz wściekłości podkreślony delikatnym jaśniejącym czerwonym światłem Oka. Tak nagle jak te emocje zagościły tak szybko też uciekły zostawiając Veltariusa otoczonego zabieganą obsługą portu składającą im swe głębokie podziękowania za dostarczenie modlitewników.

Hob siedział w swoim lokalu rozkoszując się słodkim zwycięstwem którego doświadczył. Suma którą wygrał pozwoliła mu nieco podreperować własny budżet a i zostało sporo by pozwolić sobie i na inne rozrywki. Doskonałe trunki sprowadzone z samego serca galaktyki o których jeszcze wczoraj mógł tylko marzyć, odrobina cudownej lukrecji o której przecież tyle słyszał ale to wszystko było by niczym gdyby nie trafiła mu się możliwość zdobycia tych dwóch cudownych kwiatów stworzonych tylko by zaspokoić każde jego życzenie. Wyglądały na nieco przestraszone i zagubione ale mogło to być również skutkiem podanego im wcześniej środka. Hob cieszył się już na samą myśl o tym co z nimi zrobi, cudowne półnagie ciała prężyły się i ocierały o jego tłuste cielsko. Lokal był zamknięty choć ostatnimi czasy i tak świecił pustkami. Dawne dobre czasy ewidentnie już dawno miał za sobą, żałował trochę tego jak załatwił Velta ale ten buc sam sobie na to zasłużył, ochrona powinna skutecznie wyperswadować wszelkie dyskusje. Napił się jeszcze łyka cudownego nektaru z kwiatów lip i powoli zaczął dobierać się do jednej z niewolnic. Dziewczyna do której jak by dopiero zaczęło docierać co się wokół niej dzieje zaczęła niezgrabnie opierać się zapędom Hoba, ten jednak roześmiał się i uderzeniem posłał ją na jeden z foteli. W tym momencie od strony wejścia dało się słyszeć jakieś dziwne odgłosy i alarmowa lampa w korytarzu rozbłysła na chwilę. Co tam się do kurwy dzieje pomyślał Hob zanim dotarło do niego że nie ma żadnych lamp w korytarzu. Próbował wciągnąć do połowy zdjęte spodnie i szybko zbiec do własnego gabinetu gdzie mógł zabarykadować się do czasu przybycia reszty strażników.
- Stój przyjacielu - głos nawigatora był bezbarwny i wydawało się pozbawiony wszelkich emocji, Hob pamiętał go takiego kilka razy i naprawdę nie lubił wracać do tych wspomnień. Powoli odwracał się w stronę mówiącego jedną ręką przytrzymując spodnie z drugą uniesioną do góry.
- Myślałem że mogę ci zaufać Hob, pośród tych wszystkich szumowin i ścierw które zamieszkują ten port tobie jednemu mogę w pełni i bezwarunkowo zaufać. Wychodzi na to że się pomyliłem przyjacielu. - ostatnie słowo mutant zaakcentował bardzo silnie. Hob głośno przełkną ślinę, zastanawiał się czy ma jakie kolwiek szanse ujść z życiem z tego burdelu w który sam się władował, głupi, głupi stary dziad, powinien lepiej był pamiętać kim jest jego Veltarius. Hob poczuł jak się moczy, spojrzał na nawigatora który właśnie mu coś powtarzał.
- Pytałem jak szybko byłbyś w stanie odzyskać moją własność? Posłuchaj Hob popełniłeś błąd bo jesteś tłustym starym leniwym idiotą któremu coś się wydawało ale chcę dać ci szansę go naprawić dobrze? Poza tym to miejsce nie było by takie samo bez warchlaka jakim się stałeś.
Hob poprawił spodnie i zapiął pas. Złość powoli gotowała się w nim gdy Veltarius zwyczajnie drwił z niego nie licząc nawet na jaką kolwiek odpowiedź. Kiedyś ludzie bali się spojrzeć mu prosto w oczy by nie uznał tego za wyzwanie a dziś, nawet własne ciało odmawiało mu posłuszeństwa.
- Nie było cię tu Velt, poleciałeś na jedną z tych swoich misji i zostawiłeś wszystko w moich rękach a znasz mnie dobrze. Ile miało cię nie być rok może dwa powiedziałeś. Pieprzone dwadzieścia lat Veltarius, dwadzieścia kurwa jebanych lat więc czego się kurwa spodziewasz co?! Spierdalaj stąd, zobaczę co da się zrobić ale nic nie obiecuję, nie wiem nawet czy człowiek który to kupił jest w porcie. Co do tych centrów medycznych to zapomnij, nie mam już takich kontaktów i znajomości, wszystko się pozmieniało. Mnóstwo małych piranii gotowych zabić za mały kęs którego nawet nie mogą przełknąć. - Hob usiadł ciężko osuszając napój którym jeszcze przed chwilą tak bardzo się rozkoszował. Jedna z kobiet będąca jeszcze pod wpływem narkotyków próbowała się do niego przytulić ale odepchnął ją tylko i dolał sobie ciemnobrązowej cieczy. Nawigator nadal mu się przyglądał.
- Czego jeszcze odemnie chcesz? - Hob miał już zwyczajnie dość, jeśli chciał go zabić lepiej niech zrobi to teraz bo on już powoli tracił cierpliwość.
- Posłuchaj gdybym chciał cię zabić zrobił bym to bez żadnych przemówień, gdybym naprawdę chciał odzyskać te przyrządy nie tracił bym czasu na oglądanie twojego tłustego zadu. Przebierz się lepiej i niech dziewczyny przyniosą nam coś do picia czeka nas długa rozmowa przyjacielu.
Hob zamrugał kilka razy po czym uśmiechnął się, pamiętał Velta jako bezpośredniego złośliwego gnoja który zwyczajnie nie lubił tracić czasu a jeśli on mówił że chciał pogadać to znaczy że szykowało się coś dużego, coś przy czym wygrana z ostatnich zakładów wydawała się tylko śmiesznymi drobnymi znalezionymi na ulicy.
- Dziewczynki zajmijcie się panem bo ja się muszę przebrać. Velt ta czarnulka może być troszkę oporna, narkotyki chyba przestały działać ale ta druga jest w pełni dyspozycyjna...
- Hob pośpiesz się. - nawigator rozsiadł się wygodniej i z widocznym zainteresowaniem przyglądał się oby niewolnicom. Hob wiedział że ma chwilę i zastanawiał się tylko czy rozsądnym będzie wysłuchać co jego niegdysiejszy towarzysz ma do powiedzenia czy zaryzykować ponownie i zadzwonić po ochronę, w końcu jednak ciekawość przemogła i po kilku minutach Hob powrócił by wysłuchać propozycji Veltariusa.

Nawigator nie pił za wiele i w pewnym momencie zabronił też tego swemu partnerowi. Dziewczyny uwijały się by zapewnić im wszelkie wygody jak przekąski czy właśnie drinki starając się nie patrzeć na żadnego z nich, jeden był ich odrażającym właścicielem a drugi przedziwną obcą istotą - mutantem. Rozmowa przerodziłą się w długofalowe i krótko terminowe plany dotyczące ich przyszłej współpracy. Czarna Gwiazda miała bardzo dużo do zaoferowania i obydwaj mieli zamiar to bezwzględnie wykorzystać. Hob musiał uruchomić wszelkie stare kontakty i nieco zmienić swój wizerunek ze starego nieliczącego się nieudacznika na starego wilka który wraca do gry i ma silne zaplecze w postaci rodu Kradów i ich odradzającej się potęgi. Obydwaj wiedzieli że to ma duże szanse wypalić jeśli tylko zaczną powoli i bez pośpiechu, żaden z nich nie chciał mieć wrogów dużo wcześniej niż będą sobie w stanie z nimi poradzić.
- Velt przyznam ci że wróciłeś w niezłym stylu i w dobrym czasie. To wszystko teraz tutaj to istny bajzel i nikt już nie pamięta starych zasad a nawet jeśli to ma je w dupie.
- Hob tu nie chodzi o zasady, je można stworzyć na nowo, tu chodzi o doświadczenie którego te płotki nie mają, tu chodzi o znajomości i znajomych i w końcu tu chodzi o lojalność. - na te słowa właściciel lokalu poruszył się niespokojnie.
- Słuchaj wiem że spieprzyłem ale uwierz mi że odzyskam te twoje zabawki. Jeśli tylko kurwa znów nie znikniesz na jakieś dziesięć lat.
- Nie tym razem Hob, nie tym razem. Posłuchaj muszę wracać na okręt niedługo mamy wyruszać, zajmij się wszystkim pod moją nieobecność i nie zapomnij odezwać się do tych z którymi zaczynaliśmy. Jeszcze jedno, pozwolisz że pożyczę sobie coś od ciebie aby zająć umysł dopóki nie dostanę z powrotem moich przyżądów? - Veltarius uśmiechnął się do Hoba na co ten tylko odpoiedział.
- Przecież wiesz że niczego bym ci nie odmówił.
- Zabieram w takim razie twoje niewolnice ze mną. Do zobaczenia za kilka miesięcy. - nawigator wiedział że te dwie kobiety kosztowały majątek i choć handel niewolników był zabroniony na stacji to na wiele rzeczy jednak przymykano oko tylko by mieć święty spokój. Veltarius choć zrobił to by ukarać Hoba nie bardzo wiedział co zrobić z tymi kobietami. Następny z drobnych problemów którym zajmie się już gdy wylecą w przestrzeń póki co należało je wprowadzić na okręt bez zbędnego tłumaczenia się i przygotować się na podróż bez żadnej pomocy przez osławioną Gardziel.

Veltarius wiedział że widział jak Pustka pulsowała wokół okrętu, widział jak niczym żywa istota badała ich pole ochronne napierając potężnym cielskiem na punkty które wydawały się słabsze, widział jak istoty zamieszkujące Spacznię próbowały raz za razem bezskutecznie wedrzeć się do środka ale nie bał się tego, jedyne co go przerażało to że nie widział Astronomiconu. Ciężko westchnął zastanawiając się jakie jakie rozkazy wydać pilotowi, czekał na cud ale wiedział że ten nie nadejdzie. Gdyby tylko miał swoje narzędzia to nigdy by się nie wydarzyło. Widział jak następna fala spaczonej energii przelewa się po ich pancerzu, długo już nie wytrzymają.... i wtedy stało się. Generatory przestały działać tylko na chwilę, przeciążenia były zbyt duże by mogły wytrzymać takie napięcia. Widział jak spaczone istoty wnikały w trzewia ich statku i wyobrażał sobie że materializują się właśnie gdzieś na pokładach mieszkalnych... Czysta energia chaosu przelewała się tylko przez chwilę przez chwilę przez ich okręt a on oglądał to zafascynowany niczym spektakl lub przedstawienie. I wtedy ujrzał błysk światła, słaby tak bardzo niestabilny ale to był on. Nawigator nie czekał znów na taką okazję, wydał serię szybkich poleceń by skorygować ich kurs. Gneratory nagle znów zaskoczyły a on ponownie stracił z widoku słabe Światło Imperatora. Nie bał się już wiedział że kurs może skorygować w ciągu godziny czy dwóch jak tylko wydostaną się z tych przeklętych zawirowań. Pustka udowadniała że śmierć nie jest zawsze najgorszą z rzeczy jaka może spotkać istotę która posiada duszę. Rozpoczął modlitwę dziękczynną łasce którą jeszcze raz obdarzył go wszechmocny Bóg Imperator. Słowa modlitwy płynęły z jego ust a on czuł jak powoli ogarnia go zmęczenie, czuł jak nogi ugięły się pod nim a ręce odmawiają mu posłuszeństwa, upadł na podłogę nie wydając z siebie nawet odgłosu bólu. Był zbyt słaby by kogoś nawet zawołać.
Ocknął się dopiero w ambulatorium. Darrach jego uczeń zaraz podbiegł do niego.
- Mistrzu jak się czujesz? - Veltarius nie był pewny czy na prawdę usłyszał troskę czy była to panika przerażonego dziaciaka który wiedział że jeśli jego zabraknie oni wszyscy są zgubieni.
- Jak długo byłem nieprzytomny i co się stało? - nawigator czuł się dziwnie wycieńczony.
- Mistrzu spałeś zaledwie kilka godzin, to cud że nic ci nie jest po dwóch dniach korzystania z oka. Lekarz mówi że musisz teraz odpocząć przez kilka dni - Veltarius widocznie zmarszczył brwi na słowa ucznia, nawet nie pamiętał kiedy te dwa dni minęły, jedyne co mógł sobie przypomnieć energia tysięcy dusz próbujących porwać statek w odmęty sztormu. Kiedy więc wydał rozkazy do zmiany kursu? Kto go w ogóle znalazł skoro wyraźnie rozkazał by mu nie przeszkadzano, nie tylko dlatego że nie chciał zabić nikogo przez przypadek ale dlatego że ta podróż wymagała jego całkowitego skupienia. Coś było nie tak, dziwne uczucie przepełniające jego trzewia że coś się nie zgadza, coś jak dziwny zapach, coś jak dźwięk kołaczący się na progu słyszalności... Oko rozbłysło momentalnie odsłaniając zawikłane wpływy Spaczni na świat rzeczywisty i nawigator przez chwilę wstrzymał oddech. Spacznia wdarła się na statek zmieniając rzeczywistość w przerażającym stopniu. Przyciągnęła coś jeszcze, przyciągnęła padlinożerców którzy żywią się na słabych umysłach zwykłych słabych ludzi, ścierwo zalegające w trzewiach każdego sztormu, Veltarius teraz bardzo wyraźnie czuł ich smród który niczym zgnilizna rozpościerał swą woń w powietrzu. Nagle cały pokój zniknął a on poczuł zimny metal podłogi na swoim policzku. W ustach miał metaliczny posmak własnej krwi do którego po wielu latach nadal nie mógł się przyzwyczaić. Nawigator poczuł czyjś dotyk na swojej skórze, próbował się podnieść ale potrzebował do tego pomocy, po chwili poczuł zresztą znajomą poręcz fotela do którego zdążył się już przyzwyczaić. Nawigator włączył komunikator.
- Darrach na pokład wdarł się jakiś demon, znajduję się obecnie w okolicach ambulatorium. Powiadom kapłana i pomóż im go znaleźć i zabić. - Veltarius nie dał mu nawet czasu na odpowiedź. Dopiero teraz otworzył oczy rozglądając się ciekawie po własnym pomieszczeniu.
Na przeciwko niego stała jedna z kobiet którą zabrał z Port Wander. Jej dłonie były pokryte jego srebrną krwią. Przyjżał się jej jak by widział ja dopiero po raz pierwszy w życiu, nie jako niewolnika ale jako ludzką istotę która niekoniecznie spędziła całe życie zakuta w kajdany. Widział jak na niego patrzyła, bała się go, zapewne nigdy wcześniej nie widziała mutanta, kto wie czy kiedykolwiek słyszała w ogóle o nawigatorach.
- Jak masz na imię dziecko?
- Alba... Panie. - to ostanie słowo przeszło jej z trudem, podniosła głowę jak by rzucała w ten sam sposób jakieś wyzwanie. Nawigator spoglądał przez chwilę w jej oczy po czym odezwał się.
- Służba! Zadbaj proszę by te dwie niewolnice - Alba wyraźnie drgnęła gdy usłyszała jak je nazwał - zostały wykąpane i nakarmione, zadbaj też o to by znaleźć im bardziej odpowiednie szaty jak na nasze warunki. Jeśli będzie trzeba użyj moich starych tunik które przywieźliście. - służący szybko odszedł by wypełnić wszystkie polecenia.
- Teraz odejdź do swoich pomieszczeń i nie wracaj dopóki nie zostaniesz wezwana. Kiedy znajdę czas znajdziemy dla was lepsze zajęcie niż paradowanie półnago i irytowanie mnie. Jeszcze jedno Albo mogłaś kogoś wezwać żeby się mną zajął. - dziewczyna przygryzła wargę w złości ewidentnie żałując teraz że w ogóle próbowała pomóc ruszyła się jednak z powrotem do swojej kwatery z której wybiegła by pomóc wiedziona zwykłym ludzkim odruchem litości. Nawigator nacisnął przycisk i osłony wielkich okien podniosły się odsłaniając otaczającą ich Spacznię. Jego Oko rozbłysło ponownie, praca którą zaczął nie została jeszcze wykonana.

Wbrew wszelkim przypuszczeniom Veltarius nie znalazł czasu na nic innego oprócz nawigacji do samego momentu wyjścia ze Spaczni, zaryzykował trochę przekroczeniem bezpiecznego punktu ale wiedział doskonale że liczy się każda minuta którą odzyskać z czasu skradzionego im przez karłowatego zdrajcę. Potem wszystkich zajęły przygotowania do lądowania na planecie, bezowocne narady na których z niezrozumiałych dla nawigatora powodów Maxwell wydawał się być coraz bardziej zirytowany jego obecnością. Ciągła obserwacja przestrzeni i badanie śladów w Otchłani były jednak na tyle absorbujące że Veltarius nie miał czasu przejmować się humorami jednego z oficerów. Promy jednak w końcu wystartowały niosąc na swoim pokładzie ich siły uderzeniowe, wiedział że statki te jeszcze wielokrotnie dziś obrócą by dostarczyć jeszcze więcej żołnierzy do rozpoczynającej się niedługo bitwy. To było głupie. Fregata którą ścigali już dawno opuściła tą przestrzeń i na pewno nie wróci tutaj w przeciągu tygodnia. Garris V wydawało się być zwykłym grobem dla pozostawionych na dole żołnierzy Haradaka Fela. Veltarius szybko ruszył do centrum komunikacji miał do nadania przekaz na kanale ogólnym tak aby wszyscy mogli go usłyszeć. Poczekał jednak na komunikat Ventidiusa potwierdzający zajęcie pozycji i oczekującego na posiłki. Nie był pewny czy zdecydowali się w końcu na zbombardowanie wrogich pozycji czy mieli dać im szanse.
- Ventidiusie, Maxwellu tutaj Veltarius, za chwilę rozpocznę przemowę by ludzie Fela poddali się, rozstawcie zwiadowców by podać koordynaty dla bombardowania orbitalnego, pierwszy dostanie obóz na północy zachód. Za piętnaście minut wyślę komunikat na kanale ogólnym. Niech dłoń Imperatora was prowadzi.- Nawigator ziewnął potężnie, jak najszybciej chiał wrócić do obserwacji przestrzeni wokół nich w wypadku gdyby jednak karzeł coś planował. Czas który został ustalony minął.
- Żołnierze Haradaka Fela oto nadchodzi wasza śmierć. Wasz kapitan opuścił was zostawiając samotnych na nieznanej nikomu planecie. Wasz kapitan nie wróci po was wiedząc że znajdzie tutaj jedynie zgliszcza i trupy żołnierzy którzy mieli tylko spowolnić nasz pościg. Wasze dusze nie zaznają spokoju gdyż na rubieżach staniecie się tylko pokarmem dla głodnych demonów Pustki. Od wczoraj obserwujemy wasze nieudolne wysiłki by powstrzymać to co nieuniknione i gdy spadnie na was ogień niebios spłoniecie a wraz z wami wasza nikła nadzieja na przetrwanie. I taka będzie wasza nagroda za lojalność zdrajcy i kłamcy. A przecież to nie wasza wina, nie wy wybieraliście swego dowódcę. Nie musicie za niego ginąć. Wszyscy jesteśmy dziećmi Boga Imperatora i jemu służymy, nie zmuszajcie nas by przelać waszą krew. Jedyne czego pragniemy to odnaleźć tego który was do tego zmusił, nikt nie będzie śpiewał pieśni o waszym poświęceniu i nikt nie będzie o nim pamiętał. Poddajcie się. W imię sprawiedliwości, poddajcie się.
 
__________________
He who runs away
lives to fight another day
Uzuu jest offline