- Dobrze powiedziane! - Gaurim klepnął zdrową ręką Leonarda w plecy. - Słuchajcie i wy i my widzieliśmy ślady, mamy też różne przypuszczenia co do ich właściciela, kimkolwiek jednak by on nie był, każdy z nas wie, że aby ubić taką bestię potrzeba grupy wprawionych i dobrze przygotowanych awanturników. - Khazad wziął porządny łyk piwa i otarłszy pianę z wąsów rzekł. - Wykurujmy się, przygotujmy i wtedy ruszajmy. W kondycji jakiej teraz jesteśmy stali byśmy się łatwym łupem dla monstrum, które porwało Lorensa. On i tak pewno już zdechł, więc nie ma pośpiechu. Trzeba się przygotować. Nie chwaląc się znam się co nieco na kowalstwie i mam umowę z tutejszym kowalem. - brodacz trochę skłamał, na kowalstwie znał się przecie jak mało kto, a umowa polegała przecie na obitej gębie i prawie pięści.
- Tak więc jak tylko Tass załatwi jakie medykamenty na moje ramię, zamierzam udać się do kuźni żeby podreperować nasze pancerze i podostrzyć nasz oręż. Poza tym jestem winien coś znajomemu, który tam czeka. Nie ukrywam, że na myśl o potyczce z bestią aż mnie ręce świerzbią, ale nie jestem głupi. Pierwej wyjaśnijcie nam jaki macie interes w ubiciu gada? Chyba nie powiecie nam, że od tak z dobroci serca chcecie pomóc wsiokom. Bądźmy szczerzy. - w tym momencie Mordrinson zwrócił się do drugiego krasnoluda. - Gorku powiedz jak Khazad Khazadowi o co tu naprawdę chodzi. |