Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2011, 23:53   #56
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację

Rafael Jose Alvaro, Patrick Cohen, Jessica Kingston, Terrence Baldrick, Claire Goodman


Siedzieliście nad rozłożonymi wycinkami z gazet, które ukazały się waszym oczom, kiedy Alvaro otworzył kopertę.

Informacje w niej zawarte dotyczyły zabójstw. Najpierw Patrick Cohen z typową dla niego pieczołowitością rozłożył wycinki na stole, przyjmując zasady katalogowe. Potem każde z was spojrzało na nie okiem doświadczonego detektywa.

Najstarszy wycinek datowany był na 1944 rok. Na świecie szalała wojna, a w Bostonie ktoś zamordował młodego mężczyznę. Teraz określilibyście go raczej mianem „chłopaka” bo ofiara miała zaledwie szesnaście lat. Potem kolejne zabójstwa. Średnio po dwa, trzy na rok, niekiedy mniej, czasami więcej. Wszystkie sprawy bardzo podobne, chociaż rozsiane po całych Stanach. Brak motywu. Zabójstw dokonywano w metropoliach, w miastach, miasteczkach i kilkanaście razy na wsiach. Ofiarami zawsze padali młodzi i przystojni chłopcy. Niekiedy w artykułach pojawiały się zdjęcia, z których patrzyły na was wyblakłe twarze.
Od razu wiecie, że te zabójstwa nie mają nic wspólnego z waszą sprawą. Poza zbliżonym wiekiem ofiar i płacią, nic ich na pierwszy rzut oka nie łączyło, poza zapewne osoby zabójcy. Długa lista nazwisk, miejsc i dat.

Im dłużej na to patrzyliście, tym bardziej byliście pewni, że to nie to. Że to raczej wskazanie innej spawy. Ale oczywiście nie zabrakło wam teorii, które kreśliliście na tablicy i na kartach papieru, których coraz więcej walało się na podłodze.

Pracowaliście jak zespół. Byliście jednym zespołem. To było czuć i widać.

Węszyliście, obliczaliście, stawialiście hipotezy i przypuszczenia, by za chwilę skreślić je nerwowym ruchem markera.

Z początku nawet nie zauważyliście zmiany.

A kiedy tak się stało, było już za późno. Na cokolwiek.

Najpierw zauważył to Baldrick, a zaraz po nim Goodman.

Dziwną poświatę rozlewającą się wokół odkrytych fragmentów ciał Baldricka, Cohena i Kingston.

Kartki zaczęły wirować wokół was jak szalone – szeleszcząc i furkocząc jakby w salonie Cohena rodziło się właśnie tornado.

Potem zmieniły się ściany wokół was. Na gładkiej białej gładzi pojawiły się pęknięcia i szczeliny, podłoga na waszych oczach pokryła się szarym, upstrzonym podejrzanymi plamami linoleum, szyby w oknach przesłonił kłębiący się mrok.

Potem wasze uszy przeszył jękliwy, zawodzący dźwięk a następnie przeraźliwy łoskot. Huk pękających ścian!

Budynkiem szarpnęło tak, ze ci z was co stali na własnych nogach, natychmiast znaleźli się na lepkim linoleum. Na ścianach pojawiły się początkowo niewielkie szczeliny, które w kilak uderzeń serca zmieniły się w szerokie wyrwy. Okna, cegły i zaprawa murarska poleciała w wirującą ciemność, która nagle objawiła się za rozwaloną ścianą.

Pokój Cohena zatrząsł się ponownie, a potem czarna dziura zaczęła zasysać powietrze ze środka a jednocześnie ciemność wlała się do wnętrza budynku, tak że staliście się kompletnie ślepi!

Ogarnęła was panika! Mieliście wrażenie, że wsysa was czarna dziura, że brakuje wam oddechu, że lecicie gdzieś w ciemność. Ręce łapały się kurczowo czegokolwiek, co było w zasięgu dłoni. Bezcelowo!

Wicher szalał wściekle, czarna otchłań próbowała pochłonąć was bez litości.

I nagle, tak gwałtownie, jak się zaczęło te przerażające zjawisko, tak samo gwałtownie się skończyło.

Wróciło światło, ściany, czysta podłoga – wszystko było jak dawniej.

Wszystko oprócz was leżących na podłodze z ogłupiałymi minami i wycinków z gazety oraz kartek papieru wirujących po pokoju. Wszystko – prócz rysunku, który nie wiadomo skąd pojawił się na ścianie.



Wszystko oprócz tego, ze brakowało jednej osoby.

Jessica Kingston znikła z pokoju.


Mia Mayfair


Obudziła cię dziwna melodia. Z początku nie potrafiłaś sobie przypomnieć, co takiego się wydarzyło. Szybko jednak powróciły wspomnienia.

Zemdlałaś. A teraz znajdowałaś się w łóżku, przebrana w szpitalną koszulę.

Pokój, w którym się przebudziłaś, pachniał dość nieładnie. Odorem, który znałaś zbyt dobrze. Krwią.

- Zerknijmy, co też siedzi w pani głowie, pani detektyw – usłyszałaś nagle spokojny głos mężczyzny ubranego w fartuch lekarza.

Stał obok ciebie, za głową, więc nie zauważyłaś go wcześniej. I wtedy ze zgrozą zobaczyłaś, że fartuch doktora plami krew, a on sam trzyma w ręku młotek i dłuto, które przykłada do twoje czaszki.

Chciałaś się szarpnąć, lecz okazało się, że twoje ciało dokładnie krępują pasy.

Mężczyzna uderzył młotkiem w bijak dłuta, a ostrze narzędzia zagłębiło się w twoją czaszkę. Kość pękła pod siłą ciosu i metal przebił ci mozg. Wrzasnęłaś z bólu i ...

.... obudziłaś się.

To był koszmar.

Ale szybko okazało się, ze faktycznie leżysz w szpitalnym łóżku, z tym ze pokój jest utrzymany w zdecydowanie większej czystości a ściany mają ładny, słoneczny kolor.

Twój krzyk zwabił jakąś pielęgniarkę, która zajrzała do środka bez pukania.

Kwadrans później, po wcześniejszych oględzinach rożnych ludzi,siedział koło ciebie jakiś lekarz w średnim wieku.

- Pani Mayfair – westchnął ciężko. – Nazywam się Homer Harbuck. Jestem lekarzem Mam dla pani złe wieści. Zdiagnozowaliśmy u pani dziwne zmiany na mózgu,. Najprawdopodobniej to nowotwór. Ale możliwe że to zwykły krwiak pourazowy. Pani blizny świadczą o niedawno przeżytym urazie czaszkowym. To mogą być powikłania z tym związane. Ale może też być to zmiana nowotworowa. Będziemy mieli pewność, kiedy poda się pani dokładnym badaniom. Musimy się dowiedzieć, co siedzi w pani głowie, pani detektyw.

Zmartwiałaś. Dokładnie te same słowa powiedział lekarz z twojego koszmaru.

Ten jednak nie miał zamiaru rozwalać ci czaszki dłutem i młotkiem. Chyba ...

Poczułaś jak zaschło ci w gardle. Miałaś ochotę poderwać się z lóżka i uciec stąd jak najdalej.



Jessica Kingston


Zjawisko, które zaskoczyło cię w domu Cohena, skończyło się gwałtownie. Tak samo jak gwałtownie się zaczęło.

Zamrugałaś powiekami zaskoczona. Poczułaś, że coś zimnego spada ci na policzek. Odruchowo dotknęłaś tego dłonią, a kiedy zabrałaś palce, były czerwone od krwi.

Zamrugałaś powiekami ponownie. Nie siedziałaś już w salonie Cohena. To było pewne.

Stałaś na opustoszałej ulicy. Wąskiej, zasypanej gruzem i śmieciami. Walały się tam zarówno odpadki ceramiczne, jak i organiczne. Z przerażeniem ujrzałaś elementy jakiś maszyn, ale także ludzkie embriony i kawałki ciał.
I wtedy usłyszałaś czyjś obłąkańczy śmiech. Dochodził zza zakrętu. W chwilę później mrok w tamtym miejscu poruszył się i zobaczyłaś mężczyznę, który wynurzył się z cieni i stał, wpatrując w ciebie z zaskoczeniem.

Był stary. Okropnie stary i chudy jak szkielet. Do tego całkowicie nagi. Pomarszczona skóra o żółtym odcieniu napinała się na kościach, które wydawały się niemal przebijać na zewnątrz.

Ze zgrozą wpatrywałaś się w tego upiornego starca odkrywając kolejne szczegóły. Zaszyte powieki, spod których zamiast łez spływała ciemna krew i ropa, długie, szponiaste paznokcie u stóp i dłoni oraz obwisły fallus majtający się w posiwiałej szczecinie włosów łonowych.

Staruch zatrzymał się i zaczął węszyć. A potem obnażył poczerniałe, pełne strupów dziąsła ukazując szereg równych kłów. Z jego gardła wydobył się przeciągły syk.

Syk, na który natychmiast otrzymał odzew. Z różnych innych miejsc na tej zrujnowanej ulicy – z głębi wypalonych ruin – rozlegały się kolejne syki.

Poczułaś zimny dreszcz przebiegający ci przez ciało.

To nie mogła być prawda! To musiał być jakiś koszmar!
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 20-01-2011 o 00:06.
Armiel jest offline