Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2011, 11:46   #147
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Kargun

Kargun rozmasował bolącą głowę, zastanawiając się skąd wątły zarządca wykrzesał w sobie tyle siły, aby jednym ciosem pozbawić go przytomności. W końcu zwalił to na karb zaistniałej sytuacji i interwencji bogów. Stał oparty o kamień i przyglądał się jak Adolf z kapłanem sposobią się do odjazdu. Jemu droga wypadała w tym samym kierunku, ale wierzchowcom nie ufał tak jak swoim nogom. W końcu jeźdźcy odjechali, machając mu na pożegnanie. Chwilę potem zebrał się i ruszył w drogę powrotną do Kleine Fern. Powinien zatrzymać się gdzieś na noc, ale uznał że okolice kręgu, mimo iż był on już zabezpieczony, nie są dobrym miejscem na wypoczynek. Wspiął się na wzgórze i tam, na jego wierzchołku, pośród kamieni uciął sobie drzemkę, która przerodziła się w mocny sen.

Obudził się rankiem, oślepiony promieniami słońca. Nad Talabeklandem wstał piękny, pogodny letni dzień. Krasnolud wygrzebał z sakwy resztki jedzenia i posiliwszy się ruszył w drogę. Późnym popołudniem zawitał do Kleine Fern. Tutaj nic się nie zmieniło. Życie nadal toczyło się swoim torem, nieświadome tego co zaszło w nocy. Kargun opowiedział sołtysowi o powodzeniu rytuału, który pogrzebał siejącą śmierć bestię i znów został przez Knutzego ugoszczony. Następny dzień również spędził w biegu, zmierzając na wschód, do Biztitz. Tam spotkał swych towarzyszy, Ulliego i Hansa. Dzięki bogom, żyli.


Tupik, Klemens

Wszyscy udali się na spoczynek. Kapłan Vitto zapewniał, że nic złego ich już tej nocy spotkać nie może. Trudno było w to uwierzyć, patrząc na wydarzenia jakie się ostatnio rozgrywały, ale w końcu dali się przekonać i posnęli snem sprawiedliwych. Ranek był rześki i słoneczny. Gdy wstali zastali kapłana podającego jakiś wywar, leżącemu bez ruchu Levanowi. Wyglądało na to, że moc jaka go opanowała ustąpiła. Kislevita już nie rzucał się w konwulsjach, ani nie wykrzykiwał dziwnych słów. Leżał, jakby pogrążony w mocnym śnie.
- Wyjdzie z tego - powiedział Vitto. - Potrzebuje czasu. Niestety musi pozostać pod moją opieką przez jakiś czas. Wy chyba możecie wracać. Dziękuję Wam za pomoc. Gdybym nie został ostrzeżony na czas, Virga z pewnością zostałaby uwolniona. Dziękuję.

Strażnicy, wraz z dowodzącym nimi Guntherem Shutterbeckiem, pożegnali się i wyruszyli z powrotem do miasta. Zarówno Tupik, jak i Klemens zostali przez rajcę zaproszeni do złożenia wizyty w Kappelburgu, gdy tylko znajdą wolną chwilę. Obaj przytaknęli, że to uczynią. Potem sami zebrali się i wyruszyli w drogę powrotną do... Przez jakiś czas zastanawiali się gdzie pojechać. Czy do kręgu, w którym pozostawili swoich towarzyszy, czy też bezpośrednio do Zvirgau, na spotkanie z Sebastianem. W końcu ustalili, że skoro niebezpieczeństwo zostało zarzegnane, mogą udać się do włości rycerza.

Do Zvirgau dotarli bez żadnych przeszkód, trzeciego dnia wieczorem. Powitał ich Ojciec Leopold i sam Sebastian von Zvirgau. Obaj nie kryli zadowolenia. Obydwie sprawy, jakimi poszukiwacze przygód się zajęli, zakończyły się sukcesem. Z tego też powodu, jak oznajmił im Bornitz, zostanie wyprawiona na ich cześć biesiada, gdy tylko wszyscy powrócą do Zvirgau.


Ulli, Hans

Burgolf przeżył. Teraz leżał nieprzytomny w chacie, obok wciąż związanego bandyty. Jorst nie miał tyle szczęścia. Potężne ciosy Niklasa pozbawiły go życia. Teraz jego ciało spoczywało, owinięte w płótno na wozie, przygotowanym do drogi powrotnej. Niklas wyglądał na zadowolonego, mimo iż obrona kręgu kosztowała życie tak wielu ofiar, do śmierci których się przyczynił. W końcu spełnił swój obowiązek i ochronił krąg, nie dopuszczając do uwolnienia Nikodemosa.
- Możecie wracać - zwrócił się do dwóch czarodziejów kapłan, gdy jedli śniadanie. - Wszystko poszło zgodnie z planem. Altaresh został ponownie uwięziony. Talabecland jest już bezpieczny. Dzięki Wam, wydatnie przyczyniliście się do obrony. Jestem Wam wielce wdzięczny, niestety moja wdzięczność to wszytko co mogę ofiarować...

W końcu zebrali się do drogi. Niestety nie mogli zabrać ze sobą Arne Geehsa ani Burgolfa, kapłan uznał ich stan za zły i nie pozwolił ich ruszać. Jechali ku Biztitz, które osiągnęli wieczorem, spotykając się tam z krasnoludem.


W końcu wszyscy śmiałkowie znaleźli się w Zvirgau. Zgodnie z zapowiedzią uczynioną przez Bornitza, na ich cześć została wyprawiona biesiada. Podwórzec zamku rozświetliły pochodnie, przygrywali muzykanci sprowadzeni specjalnie na tą okazję. Zarżnięto kilka owiec i świń, które piekły się nad ogniskami. Von Zvirgau otworzył drzwi swojej piwniczki, z której wytoczono sporych rozmiarów beczułki. Uczta trwała całą noc. Toasty wychwalajace bohaterstwo spełniano kilkudziesięciokrotnie.

Następnego ranka, gdy już wszyscy doszli do siebie, nastąpiło oficjalne podziękowanie w głównej sali zamku. Pan Sebastian von Zvirgau okazał niezwykłą szczodrość, podwajając nagrodę do dwudziestu złotych koron dla każdego z nich. Również Ojciec Leopold dorzucił co nieco od siebie, a mianowicie mieszek wypełniony złotymi monetami, których było, po przeliczeniu czterdzieści trzy.

Ale chyba najważniejsza była satysfakcja, z tego że uczyniło się coś, co sprawiło, że świat stał się bezpieczniejszy, a zwyczajni mieszkańcy zupełnie nieświadomi zagrożeń jakie mogły ich spotkać, nadal prowadzili swoje zwyczajne żywoty...

 
xeper jest offline