Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2011, 16:43   #25
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Tak, to była zupełnie inna rozmowa. W ułamku sekundy mogła się zmienić i ta zgrabna flaszka mogła zostać rozbita o łeb mafioza ale w tej chwili mógł się delektować trunkiem. Alkohol nieprzyjemnie szczypał poranione usta, odnajdywał najmniejsze ranki i miejsca się w nich zagościł. Otrzeźwiał go jednak. Wyostrzał zmysły i rozjaśniał umysł. Werble wybijały miarowo rytm… coraz szybciej… gdyby tylko James wiedział co zwiastują szafot czy podium. - Lód to obraza dla takiego trunku. Unikając wody nie będę przecież jej tutaj dodawał. Pozwolił sobie na kąśliwą uwagę. – Ale do rzeczy Panie Sanders. Ja to widziałbym tak. Pan się zastanowi kto i kiedy rzecz jasna nie wcześniej jak za trzy tygodnie. Muszę mieć czas na powrót i zdanie relacji osobiście panu Forbeckowi. Dał mu chwilę na przetrawienie tego co usłyszał. Uważnie wpatrując się w jego twarz. – Wspólnie, natomiast zastanowimy się nad miejscem spotkania dla reprezentantów i składem siłą delegacji tak by żadna ze stron nie czuła dyskomfortu.

- Ciągle nie powiedziałeś co tu robiłeś? Równie dobrze możemy Forbeckowi wysłać Twoje uszy jako przestrogę i zachęcenie do współpracy. Chociaż uszy źle się kojarzą... Zbyt z piratami. Może coś zaproponujesz? Głos znowu stał się twardy jak żelazo.
James zaśmiał się na słowa, które usłyszał. Nie żeby go specjalnie cieszyła utrata uszu, nosa czy nawet paznokcia jednak w tym akcie sztuki nie przewidywał nagłej załamki i zwrotu akcji. – Oczywiście, że możecie. Z całą pewnością taka odpowiedź zostanie odpowiednio odczytana… i odmowne stanowisko Nowego Jorku uszanowane. Nie mniej liczę na pana rozsądek, panie Sanders. - Co się zaś tyczy mojej obecności to cóż… jak każdy człowiek interesu nie lubię tracić czasu. Szczególnie swojego. Zaczął nakreślać sprawę. – będąc zatem w NY nie mogłem nie sprawdzić informacji w jakie wszedłem o pewnym miejscu. Znając moje zamiłowania do hibernacji może się pan domyśleć cóż to było za miejsce. Niestety tak jak pan mówił. To nie jest mekka dla takich jak ja… ale jak to się mówi, byłem zobaczyłem i z gównem na butach wróciłem.

- DeLucca. Wy tam macie same kurwy i prochy. Myślisz, że przejmiemy się stanowiskiem odmownym? To Wy od nas kupujecie broń i amunicję. To Wy musicie się starać o nasze stanowisko. Dobra... Mówisz, że szukałeś mrożonki... Gdzie? Sprawdzimy i jeżeli faktycznie tak będzie a Twoi ludzie nie zeznają nic innego to Was puścimy.

James uśmiechnął się tylko nie ripostując taniego chwytu Sandersa… Tacy jak oni mogli pierdolić o broni i innych duperelach to jednak doskonale wiedzieli, że laboratoria jakimi dysponuje Miasto Neonów równie dobrze mogą wytwarzać kokę jak i penicylinę. A ze specami od farmacji i chemii z Vegas może się próbować tylko ścigać Miami. DeLucca to wiedział, Sanders to wiedział i pół bożego świata. Komentarz był zbędny tym bardziej, że mafiozo tutaj siedział i gadał z tym palantem tak jak gadał. Opowiedział tylko o próbie zlokalizowania kliniki przy 34-tej ulicy i o tym, że po jakiejś okolicznej kanonadzie i spotkaniu z maszynkami musieli spieprzać.

***

Potem zaczęły się rozmowy o wspólnych interesach. Gdzie słowo wspólne było bardzo nad wyraz. DeLucca mógł się przydać Sandersowi dlatego postanowił to wykorzystać. Gary był potrzebny Jamesowi do tego żeby się stąd wydostać dlatego po krótkich negocjacjach doszło do porozumienia. Człowiek z Vegas nie mógłby tego określić jako dobicie korzystnego targu to jednak z tymi kartami jakie miał wyszedł zadziwiająco dobrze. Wyszedł z życiem i dużą szansą wydostania się z tego pieprzonego miasta.

Ustalił co potrzebowali bo jak się okazało spotkanie z marines oprócz siniaków kosztowało ich sporo sprzętu… i pieprzony samochód. Zaprowadzili go do reszty. Nie był zakuty w kajdanki ani nic z tych rzeczy… co więcej pozwolili mu wejść i oznajmić dobrą nowiną. Nie wszystkim bo jak się okazało rewolwerowiec już poprowadził swoje negocjacje. Zadziwiająco jak to się wszystko ułożyło w całość. Niespodziewane spotkanie w strefie niczyjej. Akcja marines i ich dalsza podróż. Widać kolejny przypadek.

- Jedziemy jutro do Detroit. Póki co zmieniamy lokal… Obwieścił im radosną nowinę. Chociaż jego mina wcale nie była taka radosna. Może to zmęczenie, może to poobijanie, a może coś innego.
 
baltazar jest offline