Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2011, 20:11   #15
Wroblowaty
 
Wroblowaty's Avatar
 
Reputacja: 1 Wroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znany
Wyrwany ze snu przeraźliwym, pełnym trwogi krzykiem zerwał się na równe nogi, jeśli były w nim jeszcze jakieś resztki senności, to gwałtowny adrenalinowy kopniak zepchnął je gdzieś w najdalsze zakątki świadomości. Nie tracił czasu na ubieranie butów, w biegu chwycił swój wysłużony nadziak i wybiegł przez drzwi nie zaprzątając sobie nawet głowy ich otwieraniem. Ich szczęście, że uchylają się na korytarz. Gwałtownie „otwarte” drzwi omal nie wyrżnęły w twarz nadbiegającego szybko z tyłu Andarasa, który w ostatnim momencie zszedł im z drogi. Gdy wraz z elfem zbiegli po schodach do głównej izby, Andaras wyprzedził Kh’aadza zwinnie lawirując pomiędzy ławami i stołkami, krasnolud może nieco mniej subtelnie, ale równie skutecznie przy użyciu rąk i twierdzenia, że siła jest zależna od masy i prędkości przedarł się sprawnie w linii prostej do drzwi prowadzących na zaplecze, skąd nadal dobiegał pisk pomieszany z przerywanym na gwałtowne złapanie oddechu szlochaniem…

--=O=--

To co zastali na miejscu w spiżarni nie napawało optymizmem. Endymion, który przybiegł na miejsce ostatni zamyślił się na chwilę, potem na przemian z Andarasem rozmawiał z karczmarzem, który z pomocą swojej córki wyniósł z pomieszczenia nieprzytomną gospodynię. Gdy Strażnik wraz z elfem upewnili go, że Amiola sama sobie tego nie zrobiła, czego może z początku nie był pewny, choć przeczuwał, że tak właśnie mogło być, zafrapował się nie na żarty. Bo z głupiego, do tego nie groźnego, pochlastania Aldika nożem, nagle zrobiło się jak najbardziej poważne i okrutne morderstwo. Nie podobało mu się to ani trochę, bo wiedział, że to tylko jeszcze bardziej zagmatwa całą sprawę i to go najbardziej zdenerwowało.

- Rwa mać! A już miałem nadzieję, że to się szybko skończy... Ale chcą wojny? Tak? To będą ją mieli... Ooo przebrała się miareczka. - Kh’aadz zaczął terkotać pod nosem nie zważając na zdziwione spojrzenia towarzyszy. Wyjrzał przez drzwi aby upewnić się, że żadne ciekawskie uszy nie nasłuchują i odezwał się ściszonym niemal do szeptu tonem, bo właśnie w jego głowie zakiełkował pomysł, który być może uda się przerodzić w plan ujęcia kretyna, który postanowił tym zabójstwem jeszcze bardziej uprzykrzyć krasnoludowi pobyt w Ostatniej Karczmie.

- Teraz posłuchajcie mnie i to dobrze. Wiaderko, zwłaszcza tak małe jak to, tu wskazał na przewrócony sprzęt leżący opodal lekko kołyszących się nad ziemią stóp dziewczyny, to zbyt mała wysokość, żeby sznur zerwał kręgosłup, tak więc ona się po prostu udusiła... Ale tak by było, gdyby była do końca martwa... - wszyscy popatrzyli na krasnoluda jak na skończonego kretyna, który zatracił kontakt z rzeczywistością, błędnie identyfikując ogniki przebiegłości w jego oczach jako iskrę postępującego obłędu. Uwagę Andarasa o tym iż odmrożenia chyba znowu dają o sobie znać puścił mimo uszu i kontynuował.

- To będzie blef, który zagra na strachu mordercy... - widząc, że żaden z domorosłych detektywów nadal nie podłapał o co mu chodzi sapnął ze zniecierpliwienia i tłumaczył dalej.

- Po pierwsze, wszyscy jak tu stoimy będziemy wszem i wobec utwierdzać każdego, że jesteśmy święcie przekonani, że Amiola sama targnęła się na swoje życie, co uśpi czujność mordercy, po drugie i najważniejsze, sprawimy, że uwierzą, że ta próba jej się nie powiodła, choć niewiele brakowało. Tutaj najważniejszą rolę pełnisz Ty Elfie i te twoje przeklęte czary. - przerwał na chwilę wskazując sękatym palcem w stronę Andarasa, który chyba powoli zaczynał łapać o co mu chodzi.

- Spędzisz w tym pomieszczeniu cały dzień, my nikogo tutaj nie będziemy wpuszczali. Masz mamrotać niezrozumiałe słowa i w ogóle udawać, że przyzywasz demony z dziesiątego kręgu piekieł, czy co tam chcesz. Co kilka godzin będziesz prosił o świeże płótna, wodę, kurzy mocz, czy co uznasz za stosowne, byle wyglądało, że na prawdę pracujesz i czarujesz. Wieczorem masz wyjść zmęczony jak szychta przodkowych górników i oznajmić, że gdybyś pojawił się dwie minuty później już nic by z niej nie było, ale udało Ci się, jest nieprzytomna ale stabilna i powinna dojść do siebie za dzień, góra dwa. - widząc sceptyczne spojrzenia zaczął argumentować sensowność takiego zagrania.

- Twoja reputacja Elfie zadziała. A ja jestem jej żywym dowodem, skoro widzieli jak wyrwałeś mnie z objęć śmierci i następnego dnia już o własnych siłach dziarsko chodziłem, w to też uwierzą. Zwłaszcza, że wraz z panem śledczym będziemy robić wszystko, żeby ich w tym utwierdzić. Wieczorem zaś odprężeni i “uradowani” zakończeniem śledztwa udamy się na spoczynek... Poza mną, bo ja się wyślizgnę i zaczaję tutaj. Jeśli szczęście nam będzie sprzyjało, to morderca w obawie o to, że po odzyskaniu przytomności Amiola powie to i owo będzie chciał ją uciszyć na dobre... Zwłaszcza, że nie będzie się nas obawiał, wszak cały dzień będziemy rozgłaszać o zakończeniu śledztwa i o tym, że to próba samobójcza.... – Kh’aadz zakończył świecąc z pod wąsów białą krechą zębów, wyszczerzonych w triumfalnym uśmiechu.

- No? Co tak bezczynnie siedzicie kołki jedne? Do roboty! – zatarł ręce, mając nadzieję, że wszystko ułoży się tak jak potrzeba i już niedługo będzie miał chwilę spokoju…
- Ja idę buty założyć, bo ciągnie po nogach… - rzucił na odchodne zostawiając w spiżarni Andarasa i Endymiona dogadujących ze sobą pozostałe szczegóły…

--=o=--
Chwilę później, gdy karczmarz rozniósł już odpowiednio spreparowane wieści, roztrzęsiony Aldik złapał krasnoluda wraz ze Strażnikiem na korytarzu i wręcz wepchnął do swojego pokoju. Endymion zamknął drzwi i oparł się o nie bacznie przyglądając się trzęsącemu się jak osika aktorowi, Kh’aadz wszedł nieco głębiej do pokoju, czekając aż Aldik wytłumaczy, po co ten raban…

- Co ja durny narobiłem?! Już tego nie wytrzymam... – aktor nagle wybuchł płaczem.
- Powiem jak było naprawdę, ale błagam, darujcie mi! - zaklinał na kolanach.
- Nikt mnie nie chciał zabić! Ja sam. To moja intryg była, żeby Humberta raz na zawsze pozbyć się... Odwagi awantura mi dodała i wino, choć planowałem to od kilku miesięcy. Sam nadziałem się na sztylet, który zatknąłem w szparze między deskami drzwi. Bałem się wbić go mocniej... Wcześniej próbowałem w pierś się ugodzić, ale to nie byłoby wiarygodne... Zmiłujcie się! Karczmarz mi powiedział! Dlaczego ta dziewczyna twierdzi, że to ona zrobiła to pojęcia nie mam! To jest straszne! Nie chcę mieć jej życia na sumieniu! Stary i głupi jestem - jęczał bijąc się w piersi. - Humbert jest niewinny. Amiola żyje?
- Teraz mu się zebrało! Kretyn wszeteczny, bezmózg cuchnący... - Kh’aadz wyklinał w myślach Aldika. Miał tylko nadzieję, że jego szlochy nie dotarły do niepożądanych uszu.
- Cicho bądź, zaraz Ci wszystko wyłuszczę... I na litość przestań się mazgaić...- krasnolud był nad wyraz miły (jak na swoje standardy i ogólne usposobienie do rozmówcy) Aldik przycichł nieco i z wyczekiwaniem w szklących się jeszcze oczach utkwił wzrok w stojącym przed nim z założonymi rękami Kh’aadzu.
- Tak, Amiola żyje, przynajmniej tak twierdzi Elf. - Skłamał gładko. Aldik niemal podskoczył z radości.
- Ale... - dodał dobitnie krasnolud zawieszając głos dla spotęgowania efektu i przystopowania nadmiernego wybuchu euforii u rozdygotanego artysty.
- ... Nie wiem czy przeżyje do jutra. Elf siedzi przy niej już od nocy jak ją tylko znaleźli i uskutecznia te swoje czarnoksięstwa, zanim nas wszystkich wygonił w czorta, żeby mu nie przeszkadzać mamrotał coś, że zdążyliśmy w ostatniej chwili, jeszcze pół pacierza i nawet by się do niej nie zabierał. - Aldik łykał każde słowo z półotwartymi ustami.
- Ze mną mu się udało, a też już nie dychałem... Może i tutaj coś zdziała...
- I jeszcze jedno człowieku. - Tym razem Kh’aadz zbliżył swoją twarz do twarzy Aldika i wysyczał cicho, ale tak, żeby aktor dobrze usłyszał.
- Do niczego się nam dzisiaj nie przyznałeś. Nadal twierdzisz, że to Humbert Cię zaatakował, zresztą pijany byłeś i nie widziałeś. - Aldik zamarł kompletnie nie pojmując sytuacji.
- Nie musisz rozumieć, ale dla swojego dobra pamiętaj o tym co Ci powiedziałem.

Odsunął się od osłupiałego artysty i spojrzał na Endymiona opierającego się o drzwi prowadzące na korytarz.
- No Panie śledczy - sapnął wypuszczając powietrze - czas zejść na dół do karczmy i poinformować wszystkich o sytuacji no i niezależnie od efektu starań naszego łapiducha, zakończeniu śledztwa.
- A Ty Panie Aldik, zwołaj swoich przyjaciół bo nie będziemy wszystkim po kolei osobno tłumaczyć... I pamiętaj...
- Lecę Panie! - aktor pozbierał się słysząc tak dobrą nowinę
- Ufam, że Humbertowi jednak nic nie grozi, a ja zrobię jak karzecie, bo na łaskawość liczę! - wyszeptał porozumiewawczo i po chwili zniknął w korytarzu.
 
__________________
"Lotnik skrzydlaty władca świata bez granic..."
Wroblowaty jest offline