Jeff Bradley
Jeff myślami już widział wdzięczność Emilly... Cała ta wyspa znów zaczynała mu się podobać... Bo co ma innego robić? Pobyczy się na plaży, zeżre kilka kokosów, popali i pozna kilku ciekawych ludzi... Odpocznie, odpocznie od wspomnień i Stanów. Może to Bóg zrobił całe to zajście specjalnie dla Bradleya?
Audrey jednak wyrwała go z tych jakże cudnych marzeń. Spojrzał na nią pogodnym wzrokiem i powiedział dość uprzejmym tonem: Audrey, słoneczko, może poszukasz jeszcze jakiś rannych? Twój talent jest tu niezbędny, bez niego wyginiemy jak dinozaury, kochana!- zawołał- A co kapitana... Dziwna sprawa, nie zauważyłem nikogo... Może powinniśmy to sprawdzić? Ale narazie stałem się stróżem cnoty, więc wiesz...- urwał i zaśmiał się serdecznie.
I cały nastrój cholera wzięła... Ta katastrofa trefnie wygląda... "Był taki film, "Truman Show" bodajże"- myślał- "A tropikalne dżungle są ostatnio popularne... Kamery? Nie, nie tutaj... Chociaż, kto wie..."
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |