Pirat złapał dziewczynę za nadgarstki tak mocno, że nie była w stanie siągnąć nawet po sztylet, który wsadziła za pasek. Kątem oka dostrzegła, że Tortuga zmieniła się już w niewielką plamę na horyzoncie. Osiłek stanął przy grotmaszcie i głośnym, charczącym głosem wezwał kapitana na pokład. Na jego wołanie w pierwszej kolejności odpowiedziała załoga, która zbiegła się tworząc wokół nich coraz ciaśniejszy okrąg. - Bry! Piotrek jestem - usłyszała gdzieś obok siebie, a kiedy podniosła głowę jej oczom ukazała się twarz uśmiechniętego chłopaczka w przydużej koszuli. Wyciągnął ku niej dłoń z nektarynką - Witamy na pokładzie “Poszukiwacza”!
Osiłek nieco zciaśnił uchwyt.
- No dzięki wielkie - mruknęła pod nosem krzywiąc się na widok owocu. Nie była do końca pewna, czy młokos stroi sobie żarty, czy mówi poważnie.
- No mówiłem wam, że słyszałem! - triumfalnie zarechotał Peredo.
- Na syrenę to mi ona nie wygląda, tłumoku! - parsknął jeden ze stojących obok piratów.
Mężczyźni wymienili między sobą parę uszczypliwych uwag, zanim okrąg wokół się przerwał i kapitan ich uciszył.
- Skąd się tu wzięła? - spytał spoglądając to na nią, to na trzymającego ją załoganta, na co on w odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami.
- Żem ją znalazł w ładowni, kapitanie, parę minut temu.
Kapitan zamruczał coś do siebie, ale dziewczyna nie usłyszała co. Odezwał się po chwili.
- Znajdźcie panience jakieś wygodne miejsce w kubryku i jej pilnujcie - zwrócił się do dwóch mężczyzn, których dziewczyna nie mogła zobaczyć. - A reszta niech wraca do swoich zajęć.
Peredo puścił jej ręce. Wyprostowała się, poprawiła kurtę i dumnym, beznamiętnym wzrokiem obiegła twarze załogi, zatrzymując się przy tym dłużej na młokosie i kapitanie Bright’cie. Ktoś złapał ją za przedramię i mruknął do ucha:
- Na dół, skarbie.
Nie oglądając się za siebie i nie reagując na szydercze śmiechy reszty załogi, w towarzystwie dwóch piratów zeszła spowrotem pod pokład. Usadzili ją kubryku na jednej z pryczy, sami usiedli na schodach i z tego co widziała kątem oka spoglądali na nią uśmiechając się do siebie. Głośno wymieniali między sobą komentarze, których nawet nie była w stanie usłyszeć, zajęta gorączkowym analizowaniem swojej sytuacji. Ze wzrokiem utkwionym w czubki butów wymyślała co powie na swoje usprawiedliwienie.
Nie wiedziała, ile czasu tak siedziała zanim przyszedł kapitan. Podwładnym kazał wracać na pokład a sam usiadł naprzeciwko niej na jednej z prycz. Podał jej bukłak z wodą, którą wzięła dopiero po chwili. Napiła się trochę, po czym spojrzała na kapitana. Patrzył w jej oczy badawczo.
- No więc, czemu zakradłaś się na mój okręt? - zapytał po chwili spokojnym tonem.
Wzięła głęboki oddech.
- Jest kilka powodów - powiedziała powoli. Parę pomysłów przyszło jej na myśl, ale żaden nie wydawał się w pełni sensowny. Postanowiła pograć chwilę na zwłokę. - Po pierwsze - miałam nieodpartą i nieugiętą potrzebę wydostania się z wyspy. Pociąg do morza - dodała w odpowiedzi na jego pytający wyraz twarzy. - Musiałam znaleźć okręt, który wypływałby dalej niż łodzie rybackie - to powód numer dwa.
- I z jakiegoś powodu “Poszukiwacz” wydał ci się okrętem bardziej odpowiednim niż “Ancien le navire”? - powiedział bez mrugnięcia okiem i niby od niechcenia wymierzył do niej z pistoletu.
Spojrzała na lufę bez cienia jakichkolwiek emocji.
- “Stary” wypłynął zanim zdążyłam się na niego wkraść - powiedziała spokojnie.
- Widziałem go około tydzień temu. Płynął tu z Port Royal. Widziałem też ciebie, na jego pokładzie - podsunął jej lufę pod nos. - Black znowu chce wyciągać ręce po czyjąś własność? Życie nie nauczyło go, że ze mną nie wygra? - Kapitan naciągnął kurek.
Dziewczyna wzięła kolejny głęboki oddech.
- Wystawił mnie - mruknęła po chwili. - Należałam do jego załogi, ale widocznie byłam mu zbędna. Wykiwał mnie i porzucił na Tortudze.
Bright uśmiechnął się kącikiem ust.
- Przekonaj mnie, że nie łżesz, a opuszczę broń - odpowiedział spokojnie.
Spojrzała mu w oczy.
- Możesz mnie zabić - powiedziała spokojnie - bo nie mam pojęcia, jak mogłabym dowieść swojej prawdomówności. Sytuacja w jakiej się znalazłam działa na moją niekorzyść - westchnęła. - Jedyne co mogę przysiąc, to że jeśli przyjmiesz mnie do załogi i dasz możliwość odpłacenia Blackowi pięknym za nadobne - pójdę za tobą choćby na dno.
Bright uniósł brwi. Po chwili zaśmiał się drwiąco.
- Takiego zdania oczekiwałem. Nie mam powodu, żeby ci wierzyć. - Ku zdumieniu Pearl kapitan opuścił pistolet. - Nie jestem również w stanie stwierdzić, czy przypadkiem nie mówisz prawdy. Na razie uznam, że mnie nie oszukujesz.- Wstał i schował broń. - Jak ci na imię?
- Pearl Gray - odpowiedziała bez namysłu.
- Kapitanie - natychmiast poprawił ją Bright. - Zwracaj się do mnie per “Kapitanie”.
- Pearl Gray, Kapitanie - wstała i uśmiechnęła się do niego. - Dziękuję.
- Nie dziękuj - zatrzymał ją wzrokiem. - Jeśli wywęszę jakiś podstęp oddam cię w ręce załogi, więc żadnych numerów. Wyrażam się jasno?
Weszli spowrotem na pokład. Wszystkie oczy automatycznie zwróciły się w ich kierunku.
- Nie przerywać pracy, panowie! Do roboty! Żagle staw! A pani, panno Gray, proszę się zająć czymś sensownym - rozkazał kapitan, po czym skierował się ku swojej kwaterze.
- Aye, kapitanie - powiedziała do jego pleców.
Mężczyźni powrócili do swoich zajęć, choć ciągle spoglądali na kapitana z dziwną miną, jakby oczekiwali na całkiem inny koniec tej rozmowy.
Dziewczyna nie przejęła się nimi zbytnio. Wzrokiem odszukała majtka pokładowego i podeszła do niego.
- Masz jeszcze tą nektarynę? - spytała z uśmiechem.
__________________ "Jeśli płomień mnie nie oślepia i nie spala to ja jestem płomieniem" |