Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2011, 08:39   #12
Karmazyn
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Ubrany w brązową kamizelkę skrywającą pod sobą skórzaną skórę i białą koszulę, spodnie wykonane z materiału odrobinę ciemniejszego niż kamizelka, oraz w również brązowy płaszcz w wielu miejscach poplamiony czułem się nieswojo wśród ubranych w nowsze i czyściejsze ubrania niż ja pasażerów barki. Pomimo tego nie miałem powodów do narzekania. Przynajmniej mogłem w spokoju zjeść posiłek. Nie musiałem się obawiać, że nagle wpadnie milicja by mnie aresztować. Co prawda musiałem wysłuchać kilku uwag wysoko urodzonych franc na temat moich manier, a raczej ich braku, lecz i tak było to niczym w porównaniu z tamtym. Paniusiom temat mojej inności najwyżej przypadł do gustu, gdyż teraz zaczęły rozprawiać nad moim niemodnym i brudnym ubiorem.
-Jeśli się nie podoba to się nie patrzcie. – Tylko obietnica złożona kapitanowi o braku jakichkolwiek kłopotów sprawiła, że uraziłem paniusie jedynie słowem. One jednak nie doceniły mojego gestu gdyż wielce obrażone oddaliły się od mojego miejsca w dalszym ciągu mnie obgadując. Widać szmat nikt nie nauczył podstaw kultury. Dłużej jednak nie zaprzątałem sobie nimi głowy. Kufel jakiegoś alkoholu był zdecydowanie obiektem godniejszym mojej uwagi.

Czułem na sobie nieprzyjemny wzrok innych. Wiele sobie z niego nie robiłem, lecz z czasem niewiadomo, dlaczego zaczął działać mi na nerwy. Kapitan musiał wiedzieć, co robi rekwirując mi broń. Czy aż tak bardzo wyglądałem na osobnika, który pozbawiony był sumienia? Skoro tak to, dlaczego pozostawił mnie na pokładzie? Czyżby miał coś wspólnego ze światem przestępczym i wiedział, kim jestem? Jeśli tak najpewniej musiał mieć do mnie jakiś interes. Pora było się dowiedzieć, dlaczego zostałem na pokładzie. Najpierw należało jednak znaleźć miejsce aktualnego pobytu kapitana. Nie zamierzałem łazić i go szukać. Musiałem dokładnie go zlokalizować. Mogłem polegać tylko na swojej intuicji. Żaden z marynarzy z pewnością nie był chętny mi dopomóc w poszukiwaniach.
Z rozmyślań wyrwał mnie znajomy głos. Widać moje rozmyślania nad powodem mojej obecności na statku, oraz skupienie uwagi na alkoholu sprawiło, że nie zauważyłem wcześniej Posągu, który bądź, co bądź rzucał się w oczy. W tej chwili zajęty był wymianą zdań z jakimś człowiekiem. Nie miałem najmniejszego zamiaru im w tym przeszkadzać szczególnie, że nie rozumiałem większości z ich rozmowy.

[3 Februarus 146 roku C.T.] ok. 13:00; Mostek okrętu

Pytani o to “gdzie znajdę kapitana” członkowie załogi w niemym strachu -chyba przede mną, nie przed kapitanem- zgodnie wskazywali górującą nad podkładem skrzynię mostku dowodzenia. Prowadziły doń dwie klatki schodowe i jedna rampa z pokładu.
Bez trudu wszedłem do środka. Pomimo swej solidnej budowy z jakiegoś ciemnego metalu konstrukcja wydawała mi się być niczym w obliczu zamieci, która panowała na zewnątrz, za łukowymi oknami z krystalicznie czystymi szybami. Z wszechobecnymi nitami, spojeniami, kątownikami i podporami kontrastowało z pozłacanymi rączkami steru wykonanego z drewna koloru słomy, którego każde ramię było oznaczone jakimiś inskrypcjami. Za pewne służącymi do nawigacji. Po bokach steru znajdowały się dwie wajchy z półokrągłą skalą, których przeznaczenie było mi nieznane. W głębi mój wzrok wychwycił jakiś blat i stanowiska dla załogi.
W środku zastałem podekscytowanych czymś Dawców oraz kapitana i jego prawą rękę stojących na baczność przy przeciwnej ścianie pomieszczenia i wpatrujących się w zamieć za oknem.
Kapitan nie był w najlepszym humorze. Wydawać by się mogło, że jeszcze chwila i coś by rozwalił. Widać coś mu się nie udało i teraz miał problem. Guzik mnie to obchodziło. Musiał teraz udzielić mi odpowiedzi na moje pytania czy mu się to podobało czy nie. Drugi raz nie miałem zamiaru go szukać.
- Dlaczego pozostawiłeś mnie na barce? Chcesz czegoś ode mnie?
-To nie najlepsza pora, choć może... Jaki zasięg ma twój karabin? Skup się, nie mamy czasu.
Kapitan nerwowo zerkał na mnie oczekując natychmiastowej odpowiedzi, cały czas jednym okiem śledził coś przez lunetę.
- Około 2500 stóp. Tak dokładnie nie da się tego zmierzyć inaczej niż strzałem, dużo zależy też od warunków pogodowych, szczególnie od wiatru. - Pytanie kapitana całkowicie mnie zaskoczyło. No, ale przynajmniej zanosiło się, że będę mógł trochę sobie postrzelać. A to mogło wynagrodzić mi brak odpowiedzi na pytanie.
-Panie Marloe- proszę dać mu karabin i asystować do strzału. Obyśmy się mylili...
Zachowanie kapitana jak i jego prawej ręki Pana Marloe sprawiły, że zadowolenie ze strzelania nagle gdzieś znikło, a jego miejsce zajęło przeczucie, że znalazłem się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Marloe klepnął mnie w ramię. Dało się z tego klepnięcia wyczytać, że należało się śpieszyć. Mężczyzna poprowadził mnie do szafki na broń po drugiej stronie pomieszczenia. Wśród zebranych tam broni niemal natychmiastowo zobaczyłem swojego „Szerszenia”. Pomimo, że nie był w żaden sposób modyfikowany bez trudu byłem w stanie go rozpoznać. W końcu służył mi już kilka dobrych lat.
Teraz jednak nie miałem czasu by zachwycać się swą bronią. Marloe pobiegł w stronę drzwi na zewnątrz. Nie wiedzieć dlaczego podążyłem za nim.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.

Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 21-01-2011 o 22:20.
Karmazyn jest offline