Yavandir
Zaklął widząc rój much.
- Kosma, panie o'Dorr. Spierdalamy - warknął - takie tłuste muchy mogą zarazę jakąś rozwlec. Nie dajcie im na sobie usiąść.
Szczęściem z dala od solenizanta siedzieli więc główne stado ominęło ich w sporej odległości.
- Co jest? Zamurowało was? - szturchnął Petera, który zesztywniał nagle. - Jak chcecie. Kosma bierz chłopaków i na dwór.
Zaczęli się przepychać do drzwi. łatwo nie było, łokcie poszły w ruch to i jakoś wyleźli.Pierwsi nie byli, jakiś palant już wyleciał i zaczął się drzeć:
- Zaraza!
Yavandir doskoczył do jednego ze strażników o złapawszy go za ramie warknął mu do ucha:
- Rygluj drzwi do karczmy, chyba że chcesz by się zaraza rozlazła na zewnątrz.
- Mamy przejebane...
- Daj spokój może się nie rozniesie jak zabarykadujecie...
- Srał pies zarazę, Inkwizytor stoi pod bramom i kmiecie z pochodniami.
Yavandir zaklął.
- Głęboko macie przy murze?
- A będzie na chłopa. - To z łódki nie będą nas szturmować - wyszczerzył się Yavandir, ale strażnik jakoś nie podzielał jego wesołości. - Na razie ich nie puszczajcie i leć któryś po szefa.
Elf wskazał Kosmie i chłopakom drabinkę na mury. Strażnicy zajęci byli wylegającą z karczmy tłuszczą, więc szansa na nie postrzeżone opuszczenie siedliszcza zarazy była. |