Przemówienie Kressa niespecjalnie zdziwiło Tupika... co prawda liczył choć na gram opisu , męstwa i poświęcenia, ale przynajmniej wyszedł przy nim na lepszego mówcę którego w tego typu imprezach będzie się pierwszego pytało o zdanie, nie czekając aż ktoś sam się zgłosi.
Zasadnicze pytanie polegało na tym czy jeszcze takie imprezy w ogóle się odbędą? Po otwarciu skrzyni z obrzydliwą zawartością Tupik zaczął wątpić, a wierzyć przestał gdy usłyszał o inkwizytorze i zakazie opuszczania lokalu.
“No to pięknie kurwa pięknie, trzeba wyjść zanim zaraza dopadnie a i nie można bo inkwizytor za progiem siedzi. To nie może być kurwa przypadek” -pomyślał ponuro.
Podczas gdy przez wyobraźnię byłego zielarza przelatywał widok tuzina chorych i cierpiących na różne choroby pacjentów, naraz przyszło mu przypomnienie o zielonej ospie jaka swego czasu dręczyła odcięte rejony Bretonii. Wyprawa z której zwiał przy pierwszej nadarzającej się ku temu okazji, obecnie wróciła nie przejmując się swym zbiegiem i jakby śmiejąc mu się w twarz. Nie wiedział czy ma się cieszyć czy płakać, z tego powodu, że twarz zmarłego na dotkniętego zieloną ospą nie wyglądała, wiedział, że jako zielarz musi działać. W tym celu wykorzystał stojącego nieopodal Zygfryda gdy tylko ten skończył wydawać rozkazy - w większości słuszne...
- Sir Zgfrydzie, - przemówił nieco niewyraźnie, gdyż chusta osłaniała już jego usta i nozdrza - byłem kiedyś zielarzem i stykałem się z zarazami. Trzeba odizolować Elmera Olrchio i każdego kto miał lub będzie miał bezpośrednia styczność z tą przeklętą skrzynką.
Na szczęście Tupik należał do tych bardziej zorientowanych kto kim jest, tak już była jego obecna praca.
- Jeśli już chcesz zabijać muchy... choć bezpieczniej dla nas byłoby je wypuścić, to każdą rzecz , przedmiot na której znajdą się ich zezwłoki należy spalić - wraz ze skrzynią i zawartością oczywiście. I to bezzwłocznie spalić.
Tupik wiedział, że większość ludzi w Monecie należy bezspornie do Kedgara i to za nim zaczął rozglądać się w pierwszej kolejności - wiedział, że kto jak kto, ale on mógł najwięcej tu zdziałać... szczególnie, że nie był już pospolitym kupcem a szlachcicem. O inkwizytorze wolał chwilowo nie myśleć, choć myśli o nim napływały same. On jako nie ludź był z góry podejrzany o wszystko co złe, co prawda żadnego dotąd nie spotkał to jednak nasłuchał się o nich co nieco. Mógł się domyślać, że ta sama osoba która powiadomiła inkwizycję zadbała o dostarczenie przesyłki, a przynajmniej jedno z drugim samo mu się wiązało... “Czyżby Cecile? Czy jakiś osobisty wróg Videmera? Może ów kuzyn który miał być a nie przyjechał? “ W ocenie Tupika nawet Lord był podejrzany, w końcu wysłał tu jego … czyżby coś wiedział? Czyżby w ten sposób chciał się pozbyć niewygodnego majordomusa, lub przynajmniej przyprawić go o dreszcze?
“Przynajmniej wiem że żyję” - pomyślał ponuro czując jak krew krąży mu po ciele. Z żalem też spojrzał na całe zmarnowane pożywienie i napoje w okół których zaczęły już krążyć obleśne muchy. Na szczęście obrzydliwie wypasione...a więc i łatwe do zabicia.
Do profesora i reszty zebranych w okół niego ludzi powiedział:
- Trzeba przesłuchać Videmera, dowiedzieć się od kogo jest ów prezent... A już myślałem, że nikt nie przebije prezentu Lorda - zakończył na wpół żartem który zabrzmiał dość złowrogo w obecnych okolicznościach...
- Poza tym niech każdy nałoży sobie chustę na usta i nos. A jak chce się lepiej zabezpieczyć - halfling mówiąc sam nakładał kolejne warstwy chust , których w swoim fikuśnym stroju miał pełno, - niech zakryje także uszy - obszary gdzie spocząć mogą muchy, niechybnie roznoszące zarazę. No i wypadałoby się przenieść w inną część Monety. Idę pogadać z Kedgarem jak ktoś chce niech idzie za mną, lub zajmie się pozostałymi sprawami.
Tupik wiedział, że kwestie przesłuchania, palenia niebezpiecznych przedmiotów , czy rozmieszczenia gości w różnych częściach kompleksu generalnie należy do Kedgara... i chyba jako jedyny cieszył się , że we właściwym czasie postawił na dobrego konia.
Swojego pazia uspokoił na ile mógł - trzymaj się mnie i Kedgara. Jeśli on postanowi uciekać uciekniemy wraz z nim, jeśli będzie chciał walczyć i bronić zajazdu... ma do tego odpowiednią ilość ludzi, jeśli karnie posłucha inkwizytora, to nasza samotna ucieczka będzie ostatnią rzeczą jakiej się podejmiemy, potem będą już tylko tortury i śmierć. Inkwizytorzy mądrzy ludzie... na pewno zabezpieczyli cały teren w koło.
Zresztą Lord sam byłby mnie wraz z tobą zabił, gdyby się dowiedział, że wyszedłem z imprezy po przybyciu inkwizycji... a ja chce jeszcze wrócić na zamek.
Ostatnio edytowane przez Eliasz : 21-01-2011 o 14:05.
|