Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2006, 14:02   #40
Kutak
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Wyczekiwany pogrzeb

Wtem dało się słyszeć zgrzyt i trzask, a to znak niechybny, iż wielkie wrota katedry, którymi miała wejść grupa żałobników wraz z ciałem świętej pamięci Leonarda da Vinci, zostały otwarte! Muzyka z wielkich organów, ponoć wykonanych specjalnie na tą okazję, zaczęła roznosić się po całym Przybytku Bożym. Każdy, kto odwrócił głowę, ujrzał 5 mężczyzn dźwigających trumnę. 3 z nich to na pewno uczniowie mistrza, lecz nazwiska ich były dla prawie każdego obecnego tajemnicą, sekretem niezbadanym. Pozostałe dwie osoby to chyba ludzie z gwardii Franciszka I, których zresztą na pogrzebie było dość wielu. Król, mimo wszystkiego co ludzie mówili o nim, potrafił zadbać o swoich przyjaciół. Mimo cudnej wręcz atmosfery, coś tu nie grało- w końcu cóż to za obyczaj, by po jednej stronie ciężkiej trumny szły osoby trzy, a po drugiej jeno tylko 2?

Do wnętrza potężnej budowli wbiegali wręcz ostatni goście, Jakub więc delikatnie pociągnął Anqelique za jej smukłą dłoń i skierował się do wnętrza świątyni. Razem z kilkunastoma spóźnionymi gośćmi szli powoli za trumną mistrza da Vinci, by już w świątyni zająć ostatnie wolne miejsca w ławach.
- Wybacz, lecz nietaktem byłoby, gdybyś siedziała w ławie przy swym słudze...- wyszeptał Jakub, poczym zniknął gdzieś w tłumie. No pięknie. Nie dość, że zaraz zacznie się walka o ostatnie miejsce, to jeszcze trzeba to zrobić samemu...
W końcu jednak i Anqelique znalazła miejsce- w jednej z pierwszych ław zresztą, zaraz za tym człowiekiem, który pierwszy wszedł do świątyni i kaleki, obok tego dziwnego księcia, chyba z Polski.
Caroline zaś, o której chyba już wszyscy wierni zapomnieli, siedziała cicho obok dyplomatów, nie dając nawet znaku życia- była naprawdę przejęta pogrzebem człowieka tak wielkiego, jak sam Leonardo da Vinci.

Msza była naprawdę piękna- blisko dziesięciu księży, wielu zakonników, cudny chór prosto z Paryża... Na Boga, gdyby widział to Leonardo, byłby przeszczęśliwy! Same nowe utwory wielu kompozytorów, każdy chciał "podarować" coś da Vinciemu, chciał pokazać swój smutek po śmierci mentora setek Europejczyków.
Lecz i w tak wyniosłym zdarzeniu pojawił się pewien "zgrzyt"- bowiem gdy ksiądz, przed modlitwą o duszę zmarłego zapragnął, by została wygłoszona mowa pożegnalna, zapadła cisza, głucha cisza. Po kościele rozniosły się różne szepty, nikt nie wszedł na ambonę, nikt nie zaczął mówić. "Miał to zrobić Carnotto, jego zaufany sługa!"- ta wersja była najczęstsza. Rzeczywiście, ktoś taki istniał, zresztą zawsze widywano go przy Leonardzie- szczególnie pod koniec życia artysty nie odstępował go na krok. A teraz miało go nie być?!
To jednak nie zniszczyło piękna całej mszy ku czci Leonarda da Vinci. Trwała ona blisko dwie i pół godziny, były to najpiękniejsze dwie i pół godziny, jakie kiedykolwiek spędziliście w kościele. Nawet Franciszek I zdecydował się napisać kilka zdań o tym, jak zapamiętał da Vinciego! Odczytał to jeden z jego gwardzistów, co wywołało naprawdę wielkie wzruszenie w świątyni.
Msza jednak się skończyła, miał zacząć się marsz żałobny z ciałem Leonarda, które cały czas spoczywało w zamkniętej trumnie, poczym miał zostać złożony do grobu. Ludzie zaczęli wstawać z ław, przechodzić z miejsca na miejsca, kilku inkwizytorów wyszło z tłumu, zaczęli rozmawiać z ludźmi siedzącymi w pierwszej ławie, chyba byli to przyjaciele Leonarda z ostatnich jego dni. Trumna została uniesiona ku górze, tym razem tylko przez gwardzistów, poczym tłum zaczał powoli zmierzać ku żelaznym wrotom katedry...
 
Kutak jest offline