Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2011, 01:40   #16
ThRIAU
 
ThRIAU's Avatar
 
Reputacja: 1 ThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znany
Kuchnia na dole:

Andaras dokładnie obejrzał ciało. Jego ułożenie itd.... Po czym odciął ofiarę i ostrożnie obejrzał ślady uduszenia. Mimo że lekko obtarte przez linę ślad rąk był wyraźny.

-Uduszono ją przed powieszeniem – stwierdził elf- więc morderca ma raczej pewność że nie żyje Krasnoludzie. Oczywiście jeśli jest amatorem a wszystko na to wskazuje możemy liczyć na jego strach. I na nieznajomość magii. Jeśli obaj uważacie że gra jest watra świeczki mogę tu sobie dzisiaj posiedzieć... Powiedzcie rodzinie karczmarza jak się sprawa ma. Dajcie mi też chwilę chce coś sprawdzić.

Ja powiem karczmarzowi i jego rodzinie - rzekł Endymion - kończąc oglądać pętlę składającą się z zwykłego, pospolitego węzła na dwa supły. Zszedł z wiaderka które przystawił sobie w celu obejrzenia węzła wziął z półki spiżarnej świecznik i udał się do karczmarza i jego rodziny.

- Nie jest tak źle, elf stwierdził, że jest szansa iż uda się ją odratować. Mam nadzieje, że wie co mówi - rzekłwszy te słowa westchnął i ciągnął dalej - tak więc gdyby prosił o coś pomożesz mu, i pamiętaj, że nikomu nie wolno zaglądać do środka więc jakby ktoś bardzo się interesował pogoń w cholerę.

Mina karczmarza rozjaśniała na te słowa, wyraźnie spadł mu kamień z serca. Z przejęciem zapytał o motyw takiego czynu młodej dziewczyny.

- Zawód miłosny i gorące serce uwięzione w lodowej klatce zimnych uczuć. Ale jest jeszcze szansa, pamiętasz jak odratował krasnoluda - karczmarz twierdząco pokiwał głową - jeśli mu się uda to uratuje i ją, a ty będziesz mógł prowadzić interes bez przeszkód dalej bo to będzie koniec śledztwa.

Odchodząc grzecznościowo zapytał o samopoczucie małżonki o córkę nie pytał bo wiedział, że twarda dziewucha i nic jej nie będzie.

- Dzięki panie, z Hanką lepiej już. Delikatna jest. Pana Andarasa zioła szybko postawiły ją na nogi. - zapewnił uradowany karczmarz.

Następnie rozświetlając sobie drogę blaskiem świec ze świecznika udał się na górę do swojego pokoju. Gdzie położywszy na łóżku swój plecak wyciągnął długi zakrzywiony nóż a następnie wciągając powietrze przełożył go przez pas. Wiedział doskonale jak go użyć w walce w ograniczonej przestrzeni. Gdy tylko usłyszał pomysł krasnoluda, na myśl o tym, że miał biedaka samego zostawić tam na czatach ....krew się od razu zagotowała. Momentalnie przypomniał sobie to uczucie towarzyszące oczekiwaniu na walkę i uświadomił sobie, że ostatnimi tygodniami bardzo mu tego brakowało.
Wyraźnie uradowany perspektywą zastawiania pułapki udał się do pokoju Amioli.
Ostrożnie przekroczył próg. W środku nikogo nie było. Starsza z dam pewnie czmychnęła do swojego małego kochanka. Postawiwszy świecznik, zaczął przetrząsać pokój, kawałek po kawałku, systematycznie, starając się niczego nie pominąć. jedyne na co trafił i co wydało się dziwne to jakieś zapiski i teksty piosenek miłosnych lub lekkich wierszy ale pismo było inne i chyba raczej męskie zważywszy, że traktowały o miłości do kobiety. zaczął się zastanawiać nad autorem tej lektury, ale żadnych konstruktywnych wniosków nie wysunął, a raczej same pytania.
Ciężko było też porównać to pismo z charakterem pisma na kartce znalezionej przy Amioli. Było tak z powodu bardzo rozchwianego pisma jakby pisała je roztęsiona ręka. Tak mogło być, Amiola mogła pisać tę wiadomość mając przystawiony nóż do gardła.

- Ale jakie ma to teraz znaczenie, oby plan się powiódł - wymamrotał sam przerywając rozmyślania, po czym odłożył listy na miejsce i opuścił pokój Amioli. Zszedł na dół, wiedząc iż tej nocy już nie zaśnie.

Andaras przeanalizował pismo i poinformował że było napisane prawdopodobnie nie przez Amiole. Morderca jednak pisał ręką której na co dzień do tej czynności nie używa, stawiał specjalnie te zawijasy co uniemożliwia rozpoznanie.


Główna Izba
(chwilę po rozmowie z Aldikiem)



- Proszę o uwagę! - Krasnolud ryknął stając na stole dla lepszego efektu. Zgromadzeni się uciszyli.
-Dziś w nocy wszystko się wyjaśniło... Ale jako, że nikt z was za mną specjalnie nie przepada, to o wszystkim opowie wam przedstawiciel miłościwie wam panującego etcetera... - zakończył wskazując na Endymiona.

Obecni w karczmie ludzie z zaciekawieniem spojrzeli w kierunku Strażnika.

-Takk...sytuacja wygląda tak, że Andaras walczy o życie Amioli. Jak dobrze zapewne pamiętacie przed kilkoma dniami odratował obecnego tu krasnoluda Kh’aadza, który to już jedną nogą przechadzał się po krainach swoich bogów. Istnieje duże prawdopodobieństwo, iż uda się odratować życie dziewczyny, ktokolwiek to zrobił jego czas jest już policzony. Jak się tylko ocknie i będzie na tyle silna aby mówić to tajemnica szybko się wyjaśni.

Kransoludowi w pierwszej chwili zdawało się, że się przesłyszał. Ale nie... Z nie dowierzania opadły mu ręce i choć nie był religijny spojrzał na Strażnika wzrokiem mówiącym “Na Bogów! Dla czego!?”

Tu zrobił krótką przerwę wpatrując się w oczy zgromadzonych. mówiąc spokojnie i miarowo równym głosem, starał się aby wszystkie te łgarstwa brzmiały pewnie i przekonywująco. starał się złapać kontakt wzrokowy z jak największą liczbą zgromadzonych, wiedział, że któremuś z nich serce teraz wali jak oszalałe, traci kontrolę na zmysłami, zastanawia się co zrobić. Przy odrobinie szczęścia zrobi coś głupiego. I to będzie jego koniec.

- Tak więc jeszcze odrobinka cierpliwości i wszystko się wyjaśni - mówiąc to położył rękę na głowni dużego zakrzywionego noża co miało oznaczać tylko jedno - a wtedy odpowie za swoje. Uznaliśmy iż należy wyznać wam prawdę bo w głównej mierze to was to dotyczy i to wasi przyjaciele cierpią, z winy kogoś tu obecnego.

Rzekłwszy te słowa spojrzał na krasnoluda, który wydawał się jakby nabierać kolorów na twarzy. Wraca do zdrowia i pełni sił – pomyślał -wzruszył ramionami i dodał

- To tyle z mojej strony jakieś pytania? jeśli nie to możecie wracać do swoich zajęć, jeśli się coś wydarzy nie omieszkamy was poinformować.

Gdy Aktorzy się rozeszli, Kh’aadz bezceremonialnie chwycił Endymiona za ramię i zaciągnął do kuchni. Ze złości poczerwieniał jak najprzedniej barwione sukno, syknął wściekle do Strażnika
- Nosz jasna cholera człowieku! - Kh’aadz nadal nie wierzył w to co przed chwilą usłyszał...
- Cały plan, który miał szansę zadziałać wziął w łeb bo... No właśnie dlaczego? Bo PAN Śledczy od śiedmiu boleści zapomniał sobie, że cała checa miała polegać na tym, aby sprawca, który jest w śród aktorów był przekonany, że wierzymy w samobójstwo!
- Fakt, morderca będzie trząsł portkami, ale za ch..ja wafla się nie wychyli bo teraz wie, że nadal kogoś podejrzewamy i będziemy strzegli “żywej inaczej” dziewczyny, żeby nam powiedziała kto ją zabił.

Endymion chciał tu wtrącić iż właśnie sytuacja taka wymusza działanie, i to szybkie, a nawet bardzo szybkie. Czekanie nie wchodzi tu w rachubę, zwłaszcza po drugiej części planu. No i to co usłyszał z ust Syvi. Niestety wyraźnie nakręcony krasnolud nie miał zamiaru dać dojść mu do głosu.

- Super! Tylko halo! Panie detektywie! Ona jest martwa! Jest, była i wszystkie znaki na niebie i ziemi, pod ziemią zresztą również wskazują, że w takim stanie właśnie pozostanie! I gówno nam powie! - Wściekły krasnolud nie pozwolił dojść Endymionowi do głosu ciągnąc swoją wybitnie emocjonalną przemowę i wymachując wściekle pięściami, które zacisnął tak mocno, że gdyby trzymał w nich kowadło, to to ostatnie żeby do czego kolwiek się nadawało, musiało by pójść do przetopu.
- Wiesz co Ci powiem na koniec?! - nie czekał na odpowiedź.
- Jesteś niekompetentnym sabotażystą! I nie dziwię się, że wysłali Cię na takie zadupie! - przy każdym kolejnym zdaniu oskarżycielsko wytykał Endymiona sękatym palcem.

Człowiek zupełnie nie przejmował się słowami Krasnoluda, wiedział, że zrobił to pod wpływam emocji, zresztą krasnoludy często podchodzą zbyt emocjonalnie do tego co dzieje się wokół nich.

- Jak rozpieprzyłeś sprawę w drobny mak, to sam sobie teraz to naprawiaj! Albo poczekaj jeszcze tydzień, w tym tempie trupa sama wyrżnie się w pień i ostatni żyjący będzie twoim mordercą!
-EEeeeeehh! - krasnolud był tak rozgoryczony i nabuzowany, że musiał się gdzieś wyładować. Wyszedł wściekły jak osa na zewnątrz zdemolować pierwszą rzecz, która mu się nawinie i solennie sobie przyrzekł, że w sprawie morderstwa, więcej palcem nie kiwnie.

- No proszę jak się zaangażował – cicho rzekł sam do siebie Endymion stojąc nadal nieruchomo.

Rozumiał dobrze oburzenie Kh’aadza w końcu mógł mu powiedzieć o tym że ciężko uwierzyć w historię z samobójstwem Amioli, i mogło by to podpaść mordercy na pułapkę. Wtedy to dopiero by się zaczął ukrywać. Tym co powiedział do aktorów chciał zapoczątkować sytuację, która miała zmusić do działania mordercę, który teraz wie, że nie może czekać w ukryciu, w każdej chwili może wydać się jego mały sekrecik, musi działać, musi się odsłonić. Nie ma żadnego wyjścia, bez względu na przeszkody. Morderstwo to nie przelewki, wpadł w wir zdarzeń, które zaczynają go mimowolnie wciągać, i wymykać się z pod jego kontroli. Ta myśl weźmie górę nad rozsądkiem. A jeśli nie to………to i tak jest martwa i nic nie powie ……..chyba że…….chyba że ją ożywimy. Gdy teraz rozgłoszą, że przeżyje to w sumie zostaje tylko jedna możliwość. Jest nią ucieczka i to mu podsunie umysł owładnięty całą tą sytuacją, karmiony emocjami.

Doszedłszy do takiego wniosku wyszedł z kuchni i udał się do Andarasa bowiem nadszedł czas na drugi etap zmodyfikowanego planu.

- Powiedziałem, że istnieje duża szansa, iż ja uratujesz, i wtedy wyjaśni się kto ją zaatakował. Liczę na to, że morderca spanikuje, ale teraz chciałbym jeszcze bardziej przyspieszyć bieg wypadków i jeszcze mocniej go nacisnąć. Czas ogłosić cud, Amiola żyje, choć nie może chwilowo mówić, i na razie mocno śpi. Po takiej nowinie dostanie sraczki na miejscu, i będzie chciał za wszelką cenę ją uciszyć lub po prostu spłoszony ucieknie. Innej opcji nie widzę.

Spojrzał na Andarasa po czym dodał

- Nie mam pojęcia co z tego wyniknie tak do końca, ale nie wierze w to, że morderca nie wykona następnego ruchu, jeśli nie da nogi to trzeba mu stworzyć pozorowaną okazję dobicia Amioli.………….tylko jeszcze nie wiem jak to do końca zorganizować, i tylko w tym miejscu pomysł z samobójstwem Kh’aadza był dobry. Na korytarzu zaczepiła mnie Syvia twierdząc, że samobójstwo nie jest możliwe, bo Amiola nie umiała, ani pisać, ani czytać i że jak się obudziła w środku nocy to Amioli w pokoju nie było. Więc wmawianie samobójstwa było trochę ryzykowne, powiedziała też że Amiola jej się zwierzała i to nie Aldik był obiektem jej westchnień tylko Bankier.
 

Ostatnio edytowane przez ThRIAU : 22-01-2011 o 01:43.
ThRIAU jest offline