Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2011, 11:35   #13
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Blaithinn & Kerm

To, co zapowiadało się jako może niezbyt komfortowe, ale szybkie przemieszczenie się z jednego portu do drugiego niespodziewanie zamieniło się w rejs na pokładzie zdecydowanie gorzej skonstruowanej jednostce pływającej, której bardzo daleko było do dumnego miana tratwy. Co prawda towarzystwo było wspaniałe, co było dokładnie widać po dzięki znanym na cały świat właściwościom mokrego muślinu, ale owo towarzystwo miało w oczach coś co sugerowało, że na pierwszy gest Tingisa jest w stanie skoczyć do wody...
- Nie interesuje mnie twoje piękne ciało - zapewnił Tingis swą towarzyszkę podróży. Całkiem szczerze. - Przynajmniej w tym momencie - dodał z równą szczerością. Miał na głowie sprawy z pewnością nie przyjemniejsze, ale jednak ważniejsze.
- Dziękuję za szczerość... - odparła ponuro dziewczyna. - Ale gdybyś jednak się nim zainteresował... - zaczęła powoli przeciągając słowa i nie skończyła. Spojrzenie jednak wyraźnie mówiło, że zainteresowanie może skończyć się czymś nieprzyjemnym.
Szczerze powiedziawszy Leara sama nie była pewna, co by zrobiła, ale wiedziała jedno - nie zamierzała pozwolić się dotknąć nikomu bez jej zgody. Już nigdy więcej...

- Tingis - przedstawił się, nadrabiając wcześniejsze zaniedbanie.
- Leara... i dziękuję za pomoc... - zrobiło jej się trochę głupio, że wcześniej nie podziękowała, ale pomimo tego, iż Hyrkańczyk ją uratował, to wierzyć w jego dobre chęci nie zamierzała.

Widząc spojrzenie, jakim go wcześniej obdarzyła, powinien po prostu powiedzieć "Drobiazg". Pewnie sobie tylko wziął kłopot na głowę.

- Troszkę liny mamy. - Teraz dopiero odpowiedział na wcześniejsze pytanie Leary. - Ale na początek proponowałbym podpłynąć tam.
Wskazał głową w stronę masztu. A raczej jego górnej części, która pływała sobie niezbyt daleko od nich. Solidny kawał drewna, chociaż nieco nadpalony, zaopatrzony był w resztki bocianiego gniazda oraz w liny, które mogłyby być przydatne przy wiązaniu w większą całość pływających tu i ówdzie kawałków drewna.

Zaczął wiosłować ręką, chcąc zbliżyć się do masztu. Leara wnet dołączyła do tych działań, najpierw używając, podobnie jak Tingis, ręki, potem wykorzystując zamiast wiosła kawałek ściany, do którego był przymocowany jej łańcuch. To wystarczyło, by kiepska imitacja tratwy miast płynąć do przodu zaczęła obracać się w kółko, co w najmniejszym stopniu nie zmniejszyło dystansu dzielącego ich od masztu.

- Chyba jednak lepiej będzie, jak jedna osoba zacznie wiosłować... I mogę to być ja. - Zamoranka spojrzała na deskę przy ręce. - Z tym będzie mi łatwiej.

Odczekała chwilę, by upewnić się, że Tingis nie będzie jej przeszkadzał i zaczęła sama. Tratwa jednak uparcie nie chciała płynąć tam, gdzie chciała Leara. Zaklęła cicho i to tak jak panna z dobrego domu zdecydowanie nie powinna nawet słyszeć, więc pewnie taką panienką nie była.
Tingis udał, że nie słyszy.
W końcu udało mu się chwycić kawałek unoszącej się na falach deski. Zaczęli wiosłować równocześnie, co - ze względu na leżącą pozycję, jaką przyjęli, szło im z pewnymi oporami.
- Na zmianę. Powinno pójść lepiej - odezwała się dziewczyna.
Zgodnie z sugestią zaczęli wiosłować raz jedno raz drugie i tym razem szło lepiej. Maszt powoli, bardzo powoli zaczynał się przybliżać. Wokoło zaczęło robić się tłoczno od resztek okrętu. Musieli uważać na beczki i deski pływające w okolicy. W końcu jednak udało im się dopłynąć w miarę blisko.
- Spróbuj sięgnąć - powiedziała Leara nie chcąc w przemoczonej bluzeczce odrywać się od drzwi.
Tingis poczekał chwilkę, aż jakaś dobroduszna fala obróciła nieco drzwi i ustawiła równolegle do masztu. Odległość nie była zbyt wielka. Niemalże na wyciągnięcie ręki. A do masztu, w tym akurat miejscu, przywiązana była lina. Wystarczyło się ciut wychylić.

Bywają dobre fale, bywają złe fale.
Ta, która tym razem dotarła do pływających drzwi nie spisała się najlepiej. Tratwą zakołysało w najmniej sprzyjającym momencie i Tingis, nie spodziewający się tego, iż nagle to, na czym leżał, przechyli się i zacznie spod niego uciekać, omal nie zsunął się do wody. Tylko dzięki szybkiemu położeniu się i pomocnej dłoni Leary nie wylądował w wodzie.
- Przeklęte fale! - mruknął po hyrkańsku.

Dziewczyna westchnęła cicho, fala która o mały włos nie wywróciła jej towarzysza odsunęła ich również od celu. Musieli znowu zabrać się za wiosłowanie. Tym razem Leara ustawiła ich prowizoryczną tratwę tak, by to ona mogła sięgnąć. Starając się nie myśleć o tym co ma na sobie, uniosła się ostrożnie i kiwając zgodnie z nadchodzącymi falami sięgnęła po linę. Bardzo powoli zaczęła ją ciągnąć. Niestety uparta rzecz nie chciała puścić.
- Obawiam się, że kąpiel będzie konieczna, by zabrać tą linę... - powiedziała kładąc się szybko na płasko, chwilę później jakaś większa fala nimi mocniej zakołysała.

- Trzymaj i nie puszczaj - powiedział Tingis. Po hyrkańsku, co spotkało się ze zdziwieniem, jakie pojawiło się na twarzy dziewczyny. Szybko więc powtórzył to samo po argosańsku. - Jeśli przywiążemy nasze drzwi do tego masztu, to się będziemy lepiej trzymać na wodzie.
Sam by to zrobił, ale w tym celu musiałby się na niej położyć, a to mogłoby się spotkać z pewnym brakiem aprobaty.
Przywiązał do resztek skobla jeden koniec zabranej ze statku liny, drugi podał Learze.

Chwyciła podany kawałek, odczekała przejście kolejnej fali i ponownie się uniosła. Przyciągnęła szarpnięciem linę zwisającą z masztu i zaczęła wiązać. Sprawdziła czy węzeł dobry i szybko ponownie się położyła.
- Mam nadzieję, że to rzeczywiście pomoże... a nie pogorszy sytuację - westchnęła i zerknęła na tobołek, który miała pod sobą. Po chwili dało się słyszeć burknięcie jej żołądka.

Tingis przez moment zaczął się zastanawiać, czy nie podać Learze swojej kurtki. W końcu musiałby być ślepym by nie zauważyć, jak dziewczyna stara się, bez większego powodzenia, ukryć swe niewątpliwe wdzięki. Po chwili jednak doszedł do wniosku, że z takimi ofertami może poczekać.
- Zgłodniałaś? - spytał nieco zaskoczony. On sam nawet nie pomyślał o czymś tak prozaicznym jak głód. Może też dlatego, że był po śniadaniu. Kapitan Yosuaf karmił swoich pasażerów.

Dziewczyna pokiwała lekko głową.
- Bo pachnie mi pod nosem... - odpowiedziała wymijająco. Nie sądziła, by Tingis mógł zrozumieć, to jak niewiele ostatnio jadła. Wierciła się przez chwilę zsuwając jedzenie bardziej pod kształtny biust. - Teraz powinno być lepiej.

- Lepiej coś byś zjadła, zamiast się tak gimnastykować
- stwierdził Tingis. - A potem zamienimy się miejscami. Postaram się mocniej złączyć nasze drzwi i ten maszt.
Drzwiami jakby mniej kiwało. Albo fale się zmniejszyły, albo też nowa konstrukcja spełniała swe założenia.
- Potem warto by upolować jeszcze kilka beczek albo skrzyń. Im więcej drewna, tym lepiej pływa. Tak przynajmniej sądzę.
Kiedyś widział, jak dzieci wspinały się na pływającą beczkę, która obracała się natychmiast, a one lądowały z pluskiem i śmiechem w wodzie. Jemu by było mniej śmiesznie, gdyby wylądował w morzu. Przymocowany do drzwi maszt nie powinien się obracać....

- Wolę być głodna, a nie wpaść do wody. Trzymanie się jedną ręką przy niektórych falach, może nie być dobrym pomysłem. - Zamilkła na chwilę. - A jak już chcesz coś dołączać, to lepiej skrzynie. Beczki mają paskudną zdolność przekręcania się w najmniej odpowiednim momencie.

Tingis zaniemówił.
Skoro Leara tak się bała fal, to musiała być jeszcze większym szczurem lądowym od niego. W co doprawdy trudno było mu uwierzyć. Ale skoro wolała się głodzić...
Co do beczek też nie do końca miała rację. Nie zamierzał wszak płynąć na beczce, tylko ją przywiązać. A coś, co przywiązane, nie ma prawa się obracać. Tak przynajmniej sądził.
- W takim razie leż i nie ruszaj się. Ale ja się muszę dostać do masztu, a przymocowaliśmy naszą tratwę w nieodpowiedni sposób, bo ja się znajduję w złym miejscu. Muszę przejść drugą stronę. - Najkrótsza droga prowadziła prosto przez, można by tak rzec, ciało Leary. - Najlepiej będzie, jeśli zamienimy się miejscami i zrobimy to równocześnie - ty tu, a ja tam. Trzymaj się liny i przekulnij, a ja przejdę górą.

Przeprawa, z pozoru łatwa, skomplikowała się nieco w połowie drogi, ale na szczęście zakończyła się powodzeniem.
Tingis zaczął przywiązywać drzwi do masztu. Na szczęście nie musiał robić w drzwiach dziur, bowiem pozostały jeszcze zawiasy, znajdujące się akurat po odpowiedniej stronie.

Dziewczyna przyglądała się krytycznie poczynaniom towarzysza, ale gdy powoli całość zaczynała przypominać tratwę w choć pewnym stopniu, w jej spojrzeniu pojawiło się coś na kształt uznania.
Brzuch zaczynał coraz donośniej domagać się jakiegoś posiłku. Leara w końcu się poddała i powoli odwinęła zawiniątko. Wyciągnęła dwa kawałki mięsa, podała jeden Tingisowi, drugi wsadziła do ust i zaczęła zawiązywać tobołek z powrotem. Po czym w tempie wskazującym na spory głód pochłonęła mięsiwo.

Żeby móc żeglować najlepiej jest mieć coś, co ma pokład (najlepiej nie zalewany przez fale), oraz wiosła lub maszt i żagle.
To, co udało się zbudować Tingisowi w zasadzie nie spełniało ani jednego z tych warunków. Każda większa fala wchodziła na pokład bez zaproszenia, maszt był, i to nawet z żaglem. Tyle tylko, że był dużo za duży i radośnie pluskał się w falach wraz z tym, co pozostało z wielkiego żagla. Za to po przywiązaniu trzech skrzynek i jednej beczki istniała pewna szansa, że nie pójdą na dno. Przynajmniej w ciągu najbliższych paru godzin.
No i mieli wiosło. A dokładniej połowę wiosła, bo tyle akurat wypłynęło na powierzchnię niedaleko nich. Można było więc wiosłować, albo też spróbować zrobić prymitywny żagiel. Trochę materiału pływało w wodzie...

Tingis ściągnął kurtkę i położył ją na jednej ze skrzynek, dopilnowawszy wcześniej, że nie spadnie. Po chwili dołączyły do niej buty. Warto było skorzystać ze słońca i podsuszyć nieco swoje rzeczy.
Żałował tylko trochę, że Leara z pewnością nie pójdzie w jego ślady.
- Na twoim miejscu - powiedział w końcu - zrzuciłbym te mokre szmatki i zawinąłbym się w obrus.
 
Kerm jest offline