Dzień mijał nieubłaganie. Na szczęście zgodnie z opisem Rukki, las nie był zbyt wielki, a do zmroku pozostało jeszcze kilka godzin. Kargan miał jednak świadomość, że jeśli noc dopadnie ich w lesie, będą mieli znacznie mniejsze szanse na przeżycie. Ciemny i mroczny las faktycznie otoczony był jaką feralną aurą. Wiatr między drzewami wył, zaś wszystko dookoła sprawiało wrażenie, coś obserwowało trójkę podróżników. Mieli oni dziwaczne przeczucie, że ktoś na nich spogląda i czyha w ukryciu. Nawet Rukka rozglądał się tężąc wzrok. Nic to jednak nie dało. Szli do przodu. Głód na szczęście już im nie doskwierał a drzewa chroniły przed wyziębiającym wiatrem. Niestety dziwaczne wrażenie bycia obserwowanym nie opuszczało ich przez kilka kilometrów.
-
Karganie!- syknął młody rudzielec, zwracając na siebie uwagę łowcy. Mężczyzna spojrzał na chłopca a następnie w kierunku, który ten wskazywał ręką. Bystry wzrok męża dopatrzył się watahy wilków oddalonej o jakieś pięćdziesiąt metrów. Wilki zdawały się ignorować trójkę podróżników, zajmując się sobą, z wyjątkiem jednego osobnika, który siedząc spokojnie spoglądał z dala na nieproszonych gości. Kargan czuł na sobie ów wzrok.