Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2011, 18:22   #14
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
- Ten materiał ma jeszcze jedną dobrą stronę - szybko wysycha. - odparła spokojnie Leara. - Dobra robota. - pochwaliła po przyglądnięciu się prowizorycznej konstrukcji. - Może nie wygląda zbyt imponująco, ale powinno się utrzymać.
Dziewczyna ostrożnie spróbowała usiąść w pozycji klęcznej uznawszy, że w ten sposób będzie się w stanie utrzymać.
- Tak więc mamy tratwę... Można by uzgodnić co zrobimy po przybiciu na brzeg. - powiedziała patrząc uważnie na Tingisa.

Do brzegu był jeszcze ładny kawałek, ale na razie, prawdę mówiąc, i tak nie mieli nic lepszego do roboty niż snucie planów.
- Dzielimy się łupem - wskazał na obrożę i złoty łańcuch Leary. - Dla ciebie troszkę więcej niż połowa. Ale wcześniej trzeba będzie zdobyć dla ciebie jakiś przyodziewek, bo inaczej będziesz się musiała kijem opędzać przed adoratorami. - Uśmiechnął się. Materiał, który Leara zachwalała, nie sechł aż tak szybko.
- A później, to nie wiem. Wszystko zależy od tego, co los podsunie. Chcesz wrócić do domu? - spytał.
- Obawiam się, że trzeba będzie kowala odwiedzić, by to zdjąć. - tu wskazała obrożę. - A co za tym idzie dać mu też kawałek i upilnować, by nie wziął więcej... - westchnęła cicho i przyjrzała się Tingisowi. - Masz jeszcze jakąś broń oprócz tej szabli? Może się przydać.

Spojrzenie chłopaka zsuwające się na jej piersi nie uszło uwadze dziewczyny, ale mówił prawdę. Uparty materiał ciągle pozostawał mokry. Mogła owinąć się obrusem, ale on był tłusty od mięsiwa, a poza tym w razie gdyby wpadli do wody, zostałaby naga.
- Co do ubrania całkowicie się zgadzam... A dom? - Do tej pory zajęta własnym losem nawet nie pomyślała o Jaerze, a jeśli ten drań ją wyrzucił? W jej oczach pojawiła się czysta nienawiść, zaraz się jednak opanowała. Musiała ich znaleźć. - Tak... - powiedziała powoli. - Mam tam coś do załatwienia... A Ty? Co los podsunie? Dość niesprecyzowane plany biorąc pod uwagę, że płynąłeś "Morską wiedźmą".

- Los zesłał mi 'Morską Wiedźmę' - odparł Tengis - gdy szukałem czegoś, co zawiezie mnie jak najdalej od Stygii. Chciałem uniknąć spotkania z paroma osobami. Dość natrętnymi i mało przyjaznymi. Mam nadzieję, że na jakiś czas będę mieć spokój.
- Jak się dobrze wysuszymy, to mój łuk, który w tej chwili nie nadaje się nawet na wędkę, pokaże, na co go stać. No i, jak widziałaś, mam jeszcze ten sztylet. Użyczę ci go w razie potrzeby.
Trochę przesadzał. Hyrkańskie łuki były tak skonstruowane, że mogły przetrwać kąpiel, nawet dłuższą, ale zbyt szybkie użycie po zbyt długim przebywaniu w wodzie mogło łukowi zaszkodzić.
- No tak.. w takim wypadku, to się nie dziwię, że Wiedźma okazała się potrzebna. - odpowiedziała spokojnie.
Sztylet Learę zainteresował najbardziej, uważnie przyjrzała się gdzie Tingis go trzyma.
Miała nadzieję, że Hyrkańczyk mówi prawdę i nie będzie musiała zdobyć broni kosztem właściciela.
- Niezły ekwipunek. - uśmiechnęła się lekko. - Czyli z kowalem nie powinno być problemu.
- Kowala lepiej by było ominąć z daleka - powiedział Tingis. - Ludzie lubią plotkować, a ta błyskotka nie wygląda na jakiś naszyjnik.Zobaczę, czy uda mi się coś z tym zrobić.
- Ty, jak widać, nie do końca z własnej woli zostałaś pasażerką Wiedźmy. - W tym oczywistym stwierdzeniu kryło się równie oczywiste pytanie.

Spojrzała na tonące resztki statku i przez dłuższą chwilę milczała. Kiedy wydawało się, że zignoruje chłopaka usłyszał jej cichy, smutny głos.
- Naraziłam się niewłaściwemu człowiekowi, który zażądał w ramach zadośćuczynienia moją osobę... Nikt oczywiście nie spytał się mnie o zdanie i nie miałam tyle szczęścia by uciec... - skrzywiła się delikatnie na wspomnienie. - Właściciel - słowo zostało niemal wyplute. - jednak nie nacieszył się mną zbyt długo, bo moje zachowanie odbiegało od tego co sobie wymarzył... - uśmiechnęła się ponuro. - By jednak dopełnić swojej zemsty sprzedał mnie Yosuafowi...
Oderwała spojrzenie od wraku i skierowała na Tingisa.
- To chyba tyle. - odparła już normalnie.
- A i owszem, że nie wygląda, szczególnie z tym łańcuchem. - uśmiechnęła się lekko.
- Miałaś mniej szczęścia, niż ja - skomentował Tingis. - Za to teraz jesteś wolna i bogata.
Pokiwała lekko głową.
- To złoto się bardzo przyda, szczególnie, że będę musiała wrócić do Stygii.
- Zechcesz podejść troszkę bliżej?- spytał Tingis. - Rzucę okiem na to cacko, które masz na szyi.
Podejrzliwości we wzroku Leary nie zauważyć się nie dało.
- Na brzegu będzie zdecydowanie wygodniej i bezpieczniej. - odparła lekko.
- Na Erlika. - Tingis wzniósł oczy ku niebu. - Chociaż niewolenie niewiast należy do chlubnej tradycji wielu naszych szczepów, to ja jednak wolę, gdy oddają mi się same. Jakoś nie kusi mnie powrót do obyczajów szczepów. I zapewniam cię, że potrafię odróżnić słowo 'nie', od 'tak'. I nie uważam 'nie' za kokieterię.
- Ale masz rację. jeszcze łańcuch wpadłby do wody i nasz majątek by przepadł.
- Wybacz... Dość ciężko mi w tej chwili znaleźć w sobie zaufanie, szczególnie do mężczyzn. Ale jestem Ci wdzięczna.
- na twarzy dziewczyny pojawił się cieplejszy uśmiech.
- W gruncie rzeczy wcale ci się nie dziwię. - Tingis skinął głową. - Umiesz łowić ryby? - spytał, nagle zmieniając temat.
- Nie bardzo, kiedyś próbowałam w strumieniu, ale efekty tego były mało zadowalające, a tu mamy troszkę więcej wody niż w strumieniu.
- Słyszałem, że to bardzo przyjemny relaks - powiedział Tingis. - Ale skoro masz inne doświadczenia, to skupimy się na udoskonalaniu naszej tratwy. Powinniśmy wyciągnąć trochę tego płótna żaglowego. Jutro może się okazac, że nie kochasz słońca aż tak bardzo.
Chłopak miał rację, skóra Leary choć powinna, nie była przyzwyczajona do długiego przebywania na słońcu. A daszek z płótna wydawał się dobrym rozwiązaniem. Dziewczynie zrobiło się nagle głupio, że Tingis myśli o wszystkim, a ona jak na razie to niewiele zrobiła. Rozejrzała się za wspomnianym materiałem i oceniła odległość.
- Trzeba będzie trochę powiosłować w tamtym kierunku. - wskazała na fragment, który wydawał się większy od innych.
Podpłynęli już bez większych problemów i Leara trzymając się jedną ręką tratwy wychyliła się, by sięgnąć po płótno. Lekką trudnością było chwycenie materiału, ale w końcu udało się i dziewczyna mocnym szarpnięciem wyciągnęła płótno. Niestety trochę za mocnym - zachwiało nią i poleciała na plecy w kierunku Tingisa.
Młodzieniec bardzo lubił, gdy piękne kobiety rzucały mu się w objęcia. Nawet jeśli robiły to w nieco nietypowy sposób.
Nie spodziewał się jednak takiego zachowania Leary i gdyby nie stanowiąca fragment tratwy skrzynia, która łaskawie stanęła mu na drodze, wylądowałby w wodzie. Skrzynia była twarda i kanciasta, w przeciwieństwie do Leary, której wadze i figurze nic nie można było zarzucić.
- Nic ci się nie stało? - spytał po sekundzie, potrzebnej na nabranie oddechu. Łokieć Leary trafił go na wysokości mostka.
- Przepraszam... - Leara ostrożnie nie chcąc spowodować większych szkód wracała do normalnej pozycji. - To chyba ja powinnam spytać. Wszystko w porządku? - spytała gdy już bezpiecznie usadowiła się po swojej części tratwy.
- Nie, nie - zapewnił ją Tingis, upewniwszy się, że jedynie trochę bolą go kości w miejscu, gdzie zetknął się ze skrzynią. - Świetnie, że ci się udało - powiedział, ostrożnie przeciągając dość spore resztki żagla w stronę masztu.
- Oto zalążek naszego żagla, a i namiot da się zrobić. Ale - uprzedził, nie chcąc za bardzo rozbudzać optymizmu Leary - szczerze powiem, że moje umiejętności żeglowania są dosyć mizerne.
- Z całą pewnością są lepsze od moich. - uśmiechnęła się lekko. - I jak widać niewiele jestem tutaj w stanie zdziałać. - westchnęła cicho. - Ale chociaż z tą płachtą pomogę.
Wspólnymi siłami poszło im sprawniej i nawet zdołali osłonić się trochę materiałem od słońca. Leara odetchnęła z ulgą, gdy schowała się przed palącymi promieniami.
- Jedzenia nam na trochę starczy. Gorzej z wodą, jedynie tyle co w owocach. - rozejrzała się uważnie. - Nie wiadomo ile jeszcze będziemy mieli przyjemnośc bujać się na tych falach.
Rozmowę przerywa nagły plusk wpadającego do wody ciała. Mężczyzna stara się płynąć jak najdalej od pokładu tonącego statku. Wyraźnie przed czymś ucieka. Lecz nigdy nie udaje mu się odpłynąć daleko. Nie mija wiele chwil gdy powietrze przeszywa jego świdrujący wrzask, a on sam znika pod powierzchnią wody, która szybko nabiera szkarłatnej barwy. W przerażeniu dostrzegacie opodal miejsca gdzie znikł marynarz szarą, trójkątną płetwę, która zanurza się pod powierzchnią tak szybko jak się pojawiła.
- Na Erlika... - wyszeptał Tingis, odruchowo chwytając za swój łuk. - Pan Ognia tym razem nam sprzyjał - dodał.
Po chwili przestał się wpatrywać w niknącą powoli czerwoną plamę na wodzie i przeniósł wzrok Learę, której twarz gwałtownie zbladła.
Odłożył łuk, a następnie wyciągnął sztylet. Starannymi, przemyślanymi ruchami przywiązał go do wyłowionej wcześniej połówki wiosła.
- Ta rybka jest za duża, by ją łowić na wędkę - powiedział.
Dziewczyna przysunęła się troszkę bardziej do środka tratwy, na tyle by nie zaburzyć jej równowagi.
- Sztylet na taką rybkę może być troszkę za mały...
- Większego nie mam
- odparł Tingis. Samo ostrze miało dobre piętnaście cali. - W ogóle mam nadzieję, że nie nabierze na nas apetytu... Dokoła... - Nie dokończył.
- Nie lepiej zaryzykować jednak użycie szabli? Lepiej chyba stracić broń niż życie...
Tingis pokręcił głową.
- Taka włócznia, chociaż prymitywna, ma większy zasięg - powiedział - a proste ostrze wbije się głębiej, niż zakrzywione. Ale i tak mam nadzieję, że się nami ta szaropłetwa bestia nie zainteresuje.
 
Blaithinn jest offline