Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2011, 23:15   #13
majk
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
[3 Februarus 146] godzina 13:23 czasu pokładowego

-Golem na pokładzie…

Parowy golem nie był godnym Ciebie przeciwnikiem, ale już sprawdzianem formy po przebudzeniu na pewno. Cenne lekcje mają swoją cenę, czasami tę najwyższą. Lekkie zmęczenie i nagły ciężar, ucisk łagodnego obsydiańskiego serca. Metalowe kończyny konstruktu powyginane, pourywane Twoimi rękoma. Krwawa papka z wietrzniaka wypływająca z metalowego szkieletu mechanicznej bestii, kapiąca do twych stóp. Wirujące w powietrzu płatki śniegu, przeciągłe wycie wiatru potęgujące żałobny nastrój. Finisz feralnego pogrzebu gdy jedynym żałobnikiem jest kat, a truchło jeszcze nie ostygło.
Odległe dudnienie…
Wlepiając wzrok w bezkres przestworzy dostrzegasz ruch wielkiej ciemnej plamy, gdzieś za kolejnymi kurtynami śnieżnej aury. Skupiając się widzisz, że plama rośnie, przybliża się. Dudnienie nasiliło się, przeszło w rytmiczne, niskie bicie. Ponad Tobą ze śluzy na mostek wychodzi, ten, elf z pomagierem kapitana- niesie długą broń palną. Przykłada kolbę do ramienia i celuje w kierunku 'widma'. Za Twoimi plecami nie wiadomo kiedy ustawili się trzej ludzie trzymający jakiś sprzęt skierowany na Ciebie i giganta w tle. Jeden, trzymający skrzynię ze szklaną soczewką po środku, z tępym wyrazem twarzy, niejaką błogością, zapatrzony w Ciebie powoli kiwał głową. W Twoje ramiona równie niespodziewanie, iście aktorsko wpadła ludzka kobieta. Ciemnoskóra piękność o czarnych jak węgiel włosach do ramion i wyraźnych brwiach, bursztynowym wejrzeniu i drobnych, różowych ustach. Po jej policzku ciekły łzy gdy z przerażeniem wymalowanym na twarzy spoglądała na wielką bryłę zagrożenia przed wami. Statkiem zachwiała eksplozja, chyba gdzieś u spodu, a pokład na chwilę przechylił się nieco. Kobieta wpadła na Ciebie, autentycznie i mocno. Z niezadowoleniem złapała się za policzek -to nie było miękkie lądowanie- ale spokorniała pod błekitnymi ślepiami. Patrzyła w Ciebie przez chwilę, mała, krucha i wrażliwa. W powietrzu świsnął jakiś kształt, wysoki pisk zwierzęcia przeszył powietrze. W odpowiedzi z wszystkich stron dobiega znajomy głos młodego oficera floty hekstusiańskiej.

-Samotnia Jonasa…

Towarzystwo znamienitych gości rezydujących na pokładzie rejsowca, Królowej Matyldy, zapewne bardziej odpowiadałoby Twoim potrzebom intelektualnym- fortuna bywa złośliwa. Zamiast zabawnej dysputy towarzysze podróży obdarzali Cię na zmianę drwiną i pogardą, w najlepszym wypadku obojętnością. Nie mogąc znaleźć swojego miejsca wśród marynarskiej braci i innych pasażerów uciekłeś do swej samotni na dnie statku, na ostatnim poziomie ciasnych i wąskich tuneli, niskich stropów i klaustrofobicznych klatek schodowych. Ciasna klitka na końcu ładowni może i śmierdziała, może podłoga była nieco lepka i awangardowo uwalona połyskującą mazią. Pod ścianami niepewnie stały stosy Twoich kufrów, bliżej ściany graty i sprzęty załogi. By dostać się do pryczy za każdym razem musiałeś przejść tę osobliwą zbieraninę przedmiotów- kilka klatek na zwierzęta różnych kształtów, nakryte płachtą kufry, haki i gruboziarniste sita, złamane sztandary pomiarowe, beczki wypełnione rozmaitymi narzędziami jak i zwykłym złomem tylko je udającym, izolatka.. i dopiero Twoja dziupla. Miała jednak swoje zalety- dawała dużo prywatności, zawierała też Twoje prywatne rzeczy, choćby książki- najlepsi przecież przyjaciele Dawców. Cichy szept szeleszczących stron spływał miodem na Twoje serce, z właściwą sobie beztroską oddawałeś się lekturze kolejnych woluminów, czasem kilku na raz- dla porównania źródeł. Silna eksplozja prawie kosztowała Cię zawał serca w tym czytelniczym odurzeniu. Wybuch wstrząsnął statkiem, sądząc po sile gdzieś nieopodal, przechylając pokład o jakieś 20 stopni. Stosy pudeł legły w nieładzie zawalając korytarz i śluzę na zewnątrz. Nad nią wisiał Audireskop, membrana zawibrowała, a drgania szybko przeszły w pochmurny głos Mirco, kapitana.

-Kruk'cza przysługa…

Razem z chłopakami nie mając nic ciekawszego do roboty pospolicie rżnęliście w karty w swojej kwaterze. W końcu nie było tu nikogo wyższego stopniem od Ciebie, a urlopu nigdy za wiele, jak mówią. Prycze zsunięte dookoła płaskiego kufra służącego za stolik. Poker skołował nawet miód pitny i jakieś mięcho, żyć nie umierać, ale skurwiel zrobił to chyba tylko po to żeby skłonić was do gry. Karta szła mu jak zawsze co wkurwiało Złotka, jego główną ofiarę karcianych długów. Ta historia była stara jak wasza znajomość, byli jak bracia, a mimo to potrafili pokłócić się o głupie klepaki, wręcz symboliczne stawki. Poker śmiał mu się w twarz co jeszcze bardziej rozbrajało waszego prostego kolegę i przyczyniało się do kolejny porażek, ot poker. Audireskop w rogu stropu rozbrzmiał głosem kapitana barki ratując was przed rozdzielaniem tej dwójki, ot robota.

-Złoty magazynek Jednookiego bandyty…

W twarz uderzył Cię podmuch zimnego powietrza, kolejne podmuchy wiatru targały twoją czupryną gdy śladem Marloe'a szedłeś przez taras na lewą burtę. Zwalisty czarnoskóry stanął przy balustradzie i wielkim paluchem wskazał kierunek. Przyłożywszy lunetę do oka łowisz powoli ostrość kolejnych elementów, składasz w całokształt. Widzisz statek.. na grzbiecie gigantycznego latającego lewiatana o niezdrowym wyglądzie, pływającego w powietrzu jakby była to woda. Na półkach platformy obarczających stworzenie, drewnianych balkonach i mostkach kotłowali się napastnicy, niscy i krępi, przypominali szmaciane lalki. Nie miałeś wątpienia, że szykują się do ataku. Bębny dudniły bojowym rytmem. Jakiś cień przesłonił obiektyw na mgnienie oka. -Uważaj! -Marloe szarpnął Cię do tyłu, prawdopodobnie uratował Ci tyłek. Mniejsze, rybopodobne stworzenie z piskiem przeleciało tuż nad Tobą. Siedząc na tyłku widzisz kilka takich nurkujących w przestworzach. Delfin, czy raczej jego wypaczona wersja, jedynie z formy przypominał stworzenie, które widziałeś kiedyś. Jeszcze jako maleńki brzdąc- rozumne spojrzenie unoszącego się w wodzie cyrkowego aquarium. Te miały jakieś urządzenia, mechanizmy- przymocowane w okolicach czoła-, a u szyi niczym palec szalonej pasji wbudowane działka, rozpoczęły ostrzał Hekstusa. Okręt zatrzęsł się, coś wybuchło w dolnych częściach kadłuba.
-[i]Tam.., musisz rozpieprzyć to ustrojstwo na jego łbie zanim uderzy w statek! Inaczej znowy uderzy w statek, to latające granaty..! -Marloe wskazał maszkarę nadlatującą od strony lewiatana, większą, napuchniętą w okolicach brzucha. -Potem zdejmij resztę w ten sam sposób, tyle ile zdołasz.. -zniknął za śluzą na mostek.

- Operator defensywy Hekstusa 8…

Kapitan stojąc w szklanej klatce centrum dowodzenia weryfikował kolejne odczyty. Peryskop był jak na razie bezużyteczny, sonar chyba się zepsuł, ale pomiary z dalmierza i obserwator drugiej wieży potwierdzali niebezpieczeństwo, reszta się wahała, kapitan nie miał tego luksusu. Eksplozja wstrząsnęła hekstusiańską barką. Mirco z niechęcią podniósł sterczący przed nim mikrofon na wysokość ust, wcisnął klawisz 'audire'. Na całym statku -wszystkich pokładach i kwaterach z podwieszonych pod sufitami blaszanych, rozkwitniętych kwiatów Audireskopu- dało się słyszeć hardy głos dowódcy Hekstusa 8.

- Uwaga załoga! Mamy potwierdzony kontakt z vizaremami, przygotować się do odparcia abordażu. Natychmiast reglamentować broń z magazynków! To nie są ćwiczenia!, zbiórka na pokładzie, ruchy! Kruk i kompania- do broni i na dolny pokład, potrzebują tam ostrzy. Pasażerowie- jesteście zdani na siebie i choć wszelka pomoc się przyda to kajuty zamykają się od środka. Jeśli jednak my zawiedziemy was.. pojmą w krótką niewolę, tedy każdy niech sam wybierze… Panie Marloe- pistolet.. - stukot odkładanego statywu, komunikat urwał się trzaskiem wciskanego guzika.
 
majk jest offline