Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2011, 16:25   #209
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
- Chyba da się zidentyfikować zwłoki, co nie? No wiecie, po zębach czy jakoś tak – zagaiłam elokwentnie do chłopaków z GSRu obserwując dopalający się samochód, którym wozili się gangsta Zamaskowanego.

- Zbiorą resztki do worków i trupoluby się nimi pobawią – odpowiedział mi stojący najbliżej GSRak.

Miałam nadzieję, że mówiąc „trupoluby” miał na myśli MRowskich lekarzy patologów a nie na przykład...Z resztą nie wiem, kogo innego mógłby mieć na myśli. Technicy pakowali już do worków pozostałości po poprzednim oddziale GSRu, z którym tak szybko i krwawo obszedł się Zamaskowany.

Sam Zamaskowany leżał także pokrojony na kawałki w czymś, co kiedyś było salonem Watkinsów a obecnie bardziej przypominało wysypisko śmieci. Oczywiście Zamaskowany wcale nie był już zamaskowanym, bo pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po obcięciu mu głowy, rąk i nóg i otoczeniu go silnym kręgiem Powstrzymania było zdarcie z jego twarzy maski. Nie powiem widok zupełnie obcej gęby nieco mnie rozczarował. Nie żebym się spodziewała Mythosa, ale myślałam, że jego rysy twarzy naprawdę coś mi powiedzą. Jakiś alarmujący brzęczyk rozdzwoni się w mojej głowie i pomyślę: A! To on! I część układanki trafi na swoje miejsce. A tak miałam martwego gościa i prawie nic o nim nie wiedziałam. Czy rzeczywiście chciał się dobrać do tyłka Mythosowi czy dla niego robił? Ile z tego, co nam przekazał było prawdą a ile kłamstwem? Wiedziałam za to jedną rzecz. Ex- Zamaskowany nie był wcale żadnym demonem. Facet był Faerie i nosił zawój na głowie nie, dlatego że się przed nami krył a dlatego że słoneczko źle na niego działało. Tak samo z resztą jak mój miecz. Mogłam się na własne oczy przekonać, kute na zimno żelazo wchodziło w reakcję z ciałem Faerie. Czarna posoka dymiła na ostrzu a ja wiedziałam już jak mój Zmysł Śmierci reagował na elfy. Byli obcy dla tego świata, pochodzili z innego, jak demony, więc i odbierałam ich jak demoniszcza. Poza tym facet był wysoki i chudy jak elfy a do tego musiał pochodzić z gatunku, który żył pod ziemią i był wrażliwy na światło. No i był zajebiście szybki. Pierwszy prawdziwy Faerie, jakiego poznałam i musiałam go zabić. Ale nie dał nam wyboru. Żadnego.

Teraz siedziałam na schodkach przed domem i jakąś ściereczką pani Watkins usiłowałam wyczyścić miecz z czarnej posoki. Wcześniej łaziłam z nim w ręku i dopiero po czasie się zorientowałam, że rodzinka Trojaczek cały czas przyglądała mi się z przerażeniem w oczach. Chyba w ich oczach wyglądałam równie okropnie, co Zamaskowany. Wysoka i chuda tak jak on i z wyraźnym zamiłowaniem do ostrych przedmiotów. On porąbał cały wagonik GSRów a ja jego, ale cholera jasna to ja byłam tym dobrym. Przecież nie spodziewali się, że rzucę gościa na brzuch, skuję kajdankami a potem wlepię mu mandat i zaaresztuję!

Karetka, która zabrała Caine’a już odjechała. Chciałam zamienić z nim słówko zanim go zabiorą, ale był nieprzytomny. Chociaż podobno powinien wylizać się z tego. Druga karetka odjechała zaraz za pierwszą i wiozła dziadka Trojaczek, który z nadmiaru wrażeń dostał zawału. Też powinien wyjść z tego. Reszta rodzinki nie sprzeciwiała się, kiedy kazałam spakować im najpotrzebniejsze rzeczy i jechać ze mną do MRu. Czekałam tylko aż się zorganizują z klamotami i mogliśmy jechać.

W międzyczasie jacyś ludzie zaczęli zbierać szczątki Zamaskowanego żeby przewieźć go do MRu. Poszłam nadzorować ich pracę nadal obawiając się nieco, że jeśli zrobią coś nie tak jak trzeba facet się poskłada i znowu zacznie śmigać po domu. Ale zabrali go i nic takiego się nie stało.

W końcu Watkinsowie wsiedli do furgonetki a ja szykowałam się żeby do nich dołączyć, kiedy zatrzymał mnie jeden z GSRów.

- Panno Harcourt! Nie widziała pani Regulatorki Masters? Przyjechała tutaj z nami, ale... – zawiesił głos jakby niepewny jak powiedzieć to co miał do przekazania.

- Jestem Emma a nie żadna panna Harcourt – poprawiłam go odruchowo – i wyksztuś człowieku to, co masz do powiedzenia, bo nie mam całego wieczoru żeby tu sterczeć.

- Ona się gdzieś zapodziała. Nie wiem gdzie jest – wydusił to w końcu z siebie.

- Poczekaj chwilę. Jak ona wygląda? Czy tak? – Opisałam mu blondynkę, która jak pamiętałam towarzyszyła Timowi.

Okazało się, że to nie Masters. Nie potrafiłam sobie przypomnieć jak dziewczyna wygląda. Ta, którą zapamiętałam z grupy Trojaczki to musiała być Egzorcystka. Poza tym kojarzyłam Egzorcystkę z grupy Rytuał. Miałam okazję jej się dobrze przyjrzeć, kiedy zabraliśmy ich z ulicy po starciu z abishaiem. Natomiast ni cholery nie mogłam umiejscowić tej całej Masters. Aż mi to wszystko zaczęło śmierdzieć jakąś ściemą. Może to jakiś przekręt finansowy. Ktoś z Regulatorów się zarejestrował jako fikcyjny Łowca i bierze drugą pensję. W każdym bądź razie dopóki nie zobaczę kobiety na własne oczy i nie zrobi przy mnie wiedźmowego hokus pokus to nie uwierzę w jej istnienie.

- Ja i tak nie mogę na nią czekać. Sama tu nie zostanie, bo zabezpieczacie teren. To poczekajcie aż się znajdzie albo jej poszukajcie do cholery! – Wlazłam do furgonu i zatrzasnęłam drzwi za sobą.

Naprawdę miałam wszystkiego dość i nie miałam ochoty i sił przejmować się sprawami innych osób. Usadowiłam się koło Watkinsów z mieczydłem na kolanach. Widziałam, że mieli chęć zalać mnie morzem pytań, ale warknęłam tylko:

- Porozmawiamy w Ministerstwie. Tutaj nie jest jeszcze bezpiecznie. – To ucięło wszelkie pogawędki zanim się jeszcze zaczęły.

Dojechaliśmy na miejsce bez problemu. Dopiero w MRze pojawiły się kłopoty ze znalezieniem dla nich kąta. Musiałam użerać się z ministerialnymi urzędasami, ale moja zacięta mina i miecz w ręku ( mimo, że schowany w pochwie) a także celne argumenty otwierały mi dość szybko prawie wszystkie drzwi.

Przekazałam na chwilę cała rodzinę pod opiekę skorego do pomocy Regulatora a sama poszłam przebrać się z bojowego stroju w bardziej zwyczajny. Zakładałam, że lepiej nie straszyć dodatkowo Watkinsów podczas rozmowy, w której miałam im wyjaśnić, co i jak.

Weszłam do naszego biura i zdjęłam kevlar i odciążyłam się nieco z żelastwa, które nosiłam. Chciałam szybko załatwić rozmowę z rodziną Trojaczek, ale zamarłam z ręką na klamce. Myślałam, że cały stres związany z walką z Zamaskowanym już ze mnie opadł, ale tak na prawdę gówno wiedziałam. Zakręciło mi się w głowie i zebrało się na wymioty. Zdołałam tylko wesprzeć się o swoje biurko a potem klapnęłam na tyłek w kącie. Oddychałam głęboko i udało mi się nie zahaftować podłogi. Do moich uszu doszedł jakiś dźwięk. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to szloch a po jeszcze dłuższej, że to mój szloch. Miałam tyle rzeczy do zrobienia a nie byłam w stanie ruszyć się z miejsca.
 
Ravanesh jest offline