Kanie i Damiana ścigały wrzaski Rosjanina. Najpierw krzyczał o pomoc, potem jednak ich przeklinał po rusku, a nawet padła jedna "kurwa". Jednak mimo to biegli dalej. Do kanałów. Te dziwne bronie były lżejsze niż się wydawało. Ciekawe jak się sprawdzały w walce?
Kanały miały zawsze jedną wspólną cechę, smród. Oczywiście nikogo to nie dziwiło. Dwójka polaków biegła przez rury, czasami deptając gówno, lub flaki, ale nie zdawali sobie z tego sprawy. Gdzieś z tyłu słyszeli jakby coś ich goniło. Ciężkie powolne kroki. To nie zwiastowało dobrze, więc po krótkiej wymianie zdań postanowili biec dalej, do wyłomu, do wyjścia.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=qzWUs_f3pyM&feature=related[/MEDIA]
W końcu w górze była dziura. Przebity chodnik i rozwalona rura. Udało im się wspiąć.
Ujrzeli to co zobaczyć kiedyś musieli. Martwe miasto. Witamy w domu. Część była taka, taka jak wtedy. Ślady po bombach i opuszczone ostrzelane bloki. Jednak za nimi, nie zostało nic. Pustkowie. Piach i skały. Tam nie było czego szukać. Jedynie ruiny miasta były warte przeszukania. Pustkowie ciągnęło się zapewne daleko za ich horyzont. Nie było szans, bez większych zapasów. To co wzięli w plecaki, mogło im starczyć na tydzień, ale tylko jeśli nie wyjdą z miasta, nie będą musieli ciągle iść przez piach i kamienistą drogę. W mieście mogli mieć jakieś szanse.
Zaczęli iść. Jakby zapominając o odgłosach w kanałach. Doszli do wniosku, że im się zdawało. Sumienie po zostawieniu Rosjanina i strach przed śladami w bazie. Niepotrzebnie byli tacy beztroscy.
Z tej samej dziury przez którą wyszli wyskoczyło coś, a może nawet ktoś.
Wykorzystując najwyraźniej jakieś silniki w opancerzonych butach wylądował daleko za nimi, na pustkowiu, stanął na głazie i patrzył na nich. Przez chwilę grali w grę "Kto pierwszy odwróci wzrok" i nie dziwne było, że dwoje milicjantów grę tą przegrali. Zaczęli lekko mówiąc spieprzać wykorzystując adrenalinę. Cyborg czy kim on tam był powoli i ospale podniósł swoją dłoń-pistolet i strzelił.
Mógł trafić w nich, ale chciał się bawić. Pocisku nie dało się zauważyć. Może to był laser? A może rakieta? Tak czy siak walnęło za nimi i odrzuciło ich mocno do przodu. Wylądowali na zniszczonym asfalcie, który stanowił granicę pomiędzy pustynią a miastem Warszawą.
Cyborga już na skale nie było. Latał sobie w górze czekając, aż zwierzyna wstanie i będzie mógł sobie potrenować.