Blef Sevryka podziałał, choć nie do końca. Owszem zbiry uciekały aż się kurzyło, nawet ten kuśtykający, ale jeden z nich został. Ten duży, ten o głębokim głosie. Zmierzył grupę wzrokiem. Był sam, ich pięcioro. - Masz szczęście... Sevryku.- uśmiechnął się szeroko i jakby nienaturalnie.--Pilnuj ten swojej wyroczni... inkub... następnym razem lepiej wymyśl coś lepszego...- po czym cofnął się w tył, zatapiając się w cień i zniknął wraz z podmuchem wiatru.
Lekko zmieszani podążyliście wraz z chrapiącą Sybillą do jej domu. Był to mały dom, zadbany od zewnątrz, w środku nie prezentował się tak dobrze. Nie chodziło tu o kurz czy uschnięte kwiaty w wazonie, ale o stosy porozrzucanych papierów, pergaminów i ksiąg, gdzieniegdzie święte symbole i figurki, a nawet lutnia.
Dom był kwintesencję tego co niektórzy nazywają "kreatywnym chaosem." Był parter, piętro i strych. Na piętrze były dwie sypialnie w których panował względny porządek. W kuchni również było więcej ksiąg niż osprzętu kuchennego. Po ułożeniu Sybilli do snu przyszła pora aby omówić tę dziwną napaść i wszelkie niedopowiedziane sprawy. |