Wątek: The Cave
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2011, 23:49   #99
Fabiano
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny


Zachrzęściło pobite szkło. Marc Ston kucną i podniósł wlepkę przyklejoną na kawałek szyby. Wlepka Chelsea Londyn. Przyjrzał się jej z obojętnością. Pochodził z Walii, poza tym nie interesował się rozgrywkami piłkarskimi. Wlepka wylądowała na ziemi w śród rozbitego szkła. Szkła było pełno. Najwięcej leżało, co prawda, na chodniku ale, jak widać, ulica też była obsypana. Wielkie okno recepcji, które zieje teraz pustką, wyglądało paskudnie.

Marc spojrzał w górę. Hotelik był niewielkim, stojącym samotnie w śród innych swoich większych braci budyneczkiem. To co mogło tu przyciągać klientów to cena. Ani dzielnica, ani okolica nie była wielce wykwintna. Po obu stronach drogi stały radiowozy. Światło migało złowrogo. Gapiów było co niemiara. Żółtodzioby - ci, którzy nie mają jeszcze roku służby - odganiają tych bardziej natrętnych. Grubasek Bob siedział w karetce z kroplówką i okładem na głowie. Miał zamknięte oczy. Zemdlał gdy przybyła policja. Dziwne, że zawsze dają kroplówkę. Czy się zemdlało, dostało w głowę, czy nawet tylko poczuło się zmęczonym.

- Dzień dobry. Czy można będzie panu zabrać trochę czasu?
- Wolałabym nie - powiedziała paniusia w czerwonym kubraczku. - Pan Beercorn jest w szoku. Jest wycieńczony i najlepiej byłoby gdyby odpoczął.
- Gdzie jedziecie?
- Do świętej Heleny.
- Do widzenia zatem panie Beercorn.

Bob nawet nie spojrzał. Żeby nie unosząca się klatka piersiowa, można by pomyśleć, że nie żyje. Marc westchnął. Coraz dziwniejszy obrót przybiera ta sprawa. Miał w pamięci słowa Nikołaja. Miał je też na taśmie. Słuchał ich już z dziesięć razy. Zanim przyjechał i przejął sprawę, musiał wykonać kilka telefonów. Między innymi do głównego komendanta. Najważniejsze teraz będzie przesłuchanie Morse'a. Nie wiedział jak to zrobić. Nie miał nawet najmniejszego pomysłu. Morse, jak się dowiedział, podległa pod Radę Obrony. I ta, pewnie zechce przejąć śledztwo. I wtedy się zacznie, pomyślał.

...Suwałki
Góry Sowie
Polska
...

Co to ma wszystko wspólnego z Morse'm i SAS'em nie wiedział. Ale nie znał każdego ich ruchu. Nie wiedział, też co ma z tym wszystkim wspólnego Radović, Colin i Benz. Nie wiedział, co ma z tym wspólnego energia jądrowa. Nie wiedział też, jak ma się za to wszystko zabrać. Poprosić Townstona, o krycie w razie gdyby ci od SAS zaczęliby węszyć? Już kazał Julii pokserować całość papierów. Kazał też udawać głupią gdyby się ktoś pytał. Jeśli to co mówił Radović jest chociaż po części prawdą, to mógł się wplątać w niezłe gówno.

Aby potwierdzić rozważania Marc'a. Na obrzeżach strefy zamkniętej zaparkowały trzy czarne Land Rovery. Wyszło dwóch garniaków, wylegitymowali się i ruszyli w stronę Marc'a. No i zaczęło się, pomyślał.

*
Tony Harewood patrzył z niedowierzaniem na komórkę, która przygasała właśnie. Siedział w biurze. Miał dzisiaj dzień wolny ale przyszedł mimo wszystko. Zresztą, jego praca nie wymaga żeby był przez cały czas dysponowany. Dzisiaj go jednak ściągnięto w trybie natychmiastowy. Dawno temu pogodził się z tym, że już nie wyruszy na akcję. Mimo to sentyment pozostał. Mówiły o tym choćby zawieszone nad biurkiem zdjęcia ze spokojniejszych (i mniej tajnych) akcji. Wisiało też zdjęcie, na którym dwóch facetów ryczących ze śmiechy i obściskujących się stoi na tle gór porośniętych gęstą dżunglą. Drugie, zrobione na pace ciężarówki, było mniej wesołe. Dwóch facetów siedziało zamyślonych i wpatrzonych w ciemność. To było zrobione przeddzień feralnej akcji w Iraku. W roku 2005. Od tamtego lata, Cyngiel, miał mieć przydomek Kuśtyk. Nieoficjalnie rzecz jasna.

Twarz Tonego w niebieskawym świetle monitora zdawała się być wyrzeźbiona w marmurze. Ciężko było by wyczytać z niej to co się działo aktualnie w jego głowie. A był zmieszany. Nie wiedział co teraz powinien zrobić. Dostał służbową notkę z dziesięć minut przed tym jak zadzwonił do niego Colin Harlow - a notka dotyczyła właśnie Colina. Wedle niej, Tony, miał odnaleźć wszystkie akta dotyczące spraw, w które zamieszany był były SASowiec. Tony oglądał telewizję. Zresztą sprawa postrzału Morsa szybko została rozdmuchana w śród zainteresowanych. Notka nie spodobało się Harewoodowie. Jednakże bardziej nie spodobała mu się prośba przyjaciela, który chciał dowiedzieć się wszystko (naprawdę wszystko) o Morsie. Do tego chciał by nikt (naprawdę nikt!) nie dowiedział się o tym. Tony nie wiedział jak ma postąpić. Nie było wątpliwości, że nie sprzeda Colina w razie czego. Ale czy grzebanie w aktach Morsa jest bezpieczne. Czy zważywszy na ich wcześniejszą przyjaźń mogą domniemywać, że Colin zadzwoni, albo, że będzie chciał informacji?

Rozległo się pukanie. Do pokoju weszła blondyneczka. Kisha. Litwinka.
- Jest pan proszony do pana Fanning.
- Co ten Fanning może chcieć? - rzucił do siebie Tony. Przeczuwał najgorsze. Wie, że Colin do mnie dzwonił, albo, że będzie, pomyślał. W co on się wpakował? Wstał i poszedł za Litwinką.

*
Kilkadziesiąt minut wcześniej.


- Szpital Świętej Heleny w czym możemy służyć?
- Mamy postrzelonego. Bardzo krwawi. Postrzał pod obojczykiem. Będziemy za dwie minuty. - Męski głos w słuchawce mówił szybko. Bardzo szybko.
- Proszę próbować zatamować... - Początkowo ospały głos pani ratownik odbierającej telefon, ożył, jak mrówki po wetknięciu patyka w mrowisko.
- Wiemy co robić - uciął mężczyzna. - Proszę zawiadomić lekarzy.

Kinga odłożyła słuchawkę i pobiegła do gabinetu lekarzy dyżurnych. Dwie minuty, z hakiem, później w holu rozegrała się istne filmowa scena. Na podjazd dla karetek wjechał Land Rover - czarny jak smoła - wysiadło z niego dwóch mężczyzn i podczas gdy trzeci klął na powoli zbliżających się lekarzy (właśnie dlatego, że powoli) i ratowników, złapał za łóżko, które pchali i szybko i zwinnie położyli na nim czwartego gościa. Krew była wszędzie. Cały wóz był zachlapany. Jedni przez drugich zaczęli wykrzykiwać. Lekarze wołali do pielęgniarek. Mężczyźni do lekarzy. Zaraz z drugiego samochodu wysiadła kolejna partia mężczyzn i poszła na górę, do ordynatora.

Max Perton odkładał właśnie słuchawkę telefonu na miejsce gdy do gabinetu weszło dwóch ubranych na czarno facetów.
- Tak, wiem, wiem. Poinformowano mnie właśnie. Już się przebieram i będę na sali operacyjnej za trzydzieści sekund.
- Piętnaście - powiedział złowrogo ten wyższy i wyszli.
Max stanął, na chwilę ze spuszczoną głową, poklepał się po policzkach i też wyszedł. Przez najbliższe osiem godzin miał nie wychodzić z sali operacyjnej na ostrym dyżurze w szpitalu Św. Heleny.

*
Colin Harlow, Nikołaj Radović



Spotkaliście się po kilkudziesięciu minutach. Stadion Arsenalu jak na godzinę szesnastą był dość oblegany przez turystów. Oczywiście to nie Big Ben, Tower Bridge czy centrum, ale łazili tu różni i robili zdjęcia. Co jakiś czas jakaś grupka zatrzymywała się, oglądała, ktoś gadał, po czym wchodzili do środka. Udaliście się na ławeczki w małym parczku nieopodal budowli. Nikołaja jak zwykle zaniepokoił wieżowiec stojący nieopodal. Świetne miejsce dla snajperów. Ba! Całej ich armii.

Mieliście plan. Mieliście pytania bez odpowiedzi. Niestety na wszystko trzeba czasu. Colin zadzwonił do kupla i rozesłał wici. Radović, hmm, można by rzec, że też. W końcu kto byłby lepszym teraz sojusznikiem niż praworządny i ciekawski policjant. Zwłaszcza taki na wyższym stanowisku. Masz przeczucie, że to dobry pomysł. A z innych dobrych pomysłów to, kiedy jedliście, piliście czy choćby spaliście? Tego już nie jesteście w stanie powiedzieć dokładnie. Teraz gdy adrenalina zeszła, gdy ciągle oglądacie się, gdy usłyszycie klakson czy pisk opon, możecie z całą pewnością powiedzieć, że jesteście zmęczeni. Czas jaki mieliście na przemyślenia i na planowanie, wykorzystaliście dobrze.

_________________________________________
grafika znaleziona na:
szkło
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline