Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2011, 00:24   #15
Rychter
 
Rychter's Avatar
 
Reputacja: 1 Rychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodze
Na horyzoncie ukazały się zabudowania Novigradu oświetlane przez zachodzące powoli słońce. Młody, dobrze zbudowany blondyn dosiadający gniadej klaczy przemierzał pustoszejący już o tej porze gościniec. Cały dzień w kulbace mocno dawał o sobie znać, żyć piekła niemiłosiernie, a nastrój psuło znużenie podróżą. Miasto było celem, a właściwie miejscem gdzie cel znajdować się powinien. Człowiek, który jest celem, przypuszczalnie zaciągnął się do szukającej rębajłów Kompanii Delty Pontaru. Szukanie tej nic nie znaczącej persony, w metropolii takiej jak Novigrad nie będzie zadaniem łatwym. Jednak spora sakiewka wypełniona dźwięcznie śpiewającymi monetami była wystarczającą zachętą. Jedynym tropem była owa Kompania. Sprawa śmierdziała, zamiast zaprawionych wilków morskich, do pracy dla Kompanii Delty Pontaru przyjmowani byli najemnicy, lądowe szczury takie jak Dallan czy człowiek, którego głowę miał zdobyć.
Wielkie miasto przywitało go unoszącym się w dusznym, wilgotnym powietrzu smrodem. Zostawił swego konia w jednej z miejskich stajni, zdjął przytroczoną do siodła tarczę i łuk, opłacił stajennego i udał się do najbliższej karczmy. Prestiż lokalu był marny. Brudne stoły, stare ławy, podłoga upstrzona treścią żołądkową odwiedzających gości i ściany zroszone rozrzedzonym przez alkohol moczem. Niestety pobyt w lepszym miejscu był niemożliwy, sakiewka Dallana była prawie pusta. W takim miejscu można było wyłowić wiele informacji, których próżno szukać w oberżach o lepszej renomie. Lyrijczyk znalazł wolne miejsce, zrzucił torbę, plecak oraz chroniący głowę kapalin i czekał, aż oberżystka krzątając a się między stołami i równocześnie z godną podziwu wprawą opędzająca się od wścibskich łap ochlaptusów podejdzie do niego. Prawdę mówiąc, nawet gdyby ich dłonie przebiły się do celu, satysfakcja byłaby marna. Nie było ani za co złapać, ani oka zawiesić.
– Piwo.
- Jakie?
- Najtańsze.
- Coś jeszcze?
- Noclegu szukam. Powiadają, że ta speluna ceni się ponad miarę, ale wyboru nie mam. A i plątać się po cuchnących rynsztokach, które nazywacie ulicami zamiaru dziś już nie mam.

Mówił lakonicznie, burkliwie. Nie był wykształcony w etykiecie, potrafił dukać, kreślić koślawe runy. Doskonale za to znał się na wojaczce. Dallan finezyjnie wysławiał się jedynie za pomocą miecza. A zmęczenie i dupa piekąca jeszcze od siedzenia w twardej kulbace dawała się we znaki. Karczmarka obdarowała go jedynie krzywym spojrzeniem, po czym przyniosła piwo i klucz do izby. Piwo było tanie, słabe, obrzydliwe, jednak krzepiące po ciężkiej podróży. Łowca nagród sącząc trunek ze zgiełku pijackich śpiewów i bełkotów wyławiał użyteczne informacje. Dowiedział się o lokalizacji siedziby kompanii. Zaczął obmyślać dalszy plan poszukiwań. Plan był prosty i dawał szanse na zarobienie kilku denarów więcej. Polegał on na zaciągnięciu się w szeregi Kompanii Delty Pontaru, odszukać człowieka, którego ścigał od pewnego czasu i zakończyć jego marny żywot.
Następnego dnia Dallan miał lepszy humor, czuł że człowiek, którego szuka jest już bardzo blisko, gdzieś w murach tego cuchnącego miasta. Przywdział skórznie, miecz, łuk z kołczanem i tarczę. Zarzucił przez ramię torbę podręczną a na plecy zarzucił sakwę. Świecące intensywnie słońce odbijało się od jego kapalinu. Nie tracąc czasu udał się do siedziby kompanii. Zrezygnował nawet z posiłku, bo i żreć nie było już za co.
– Jestem Dallan z Lyrii, najemnik i łowca głów. Podobno potrzeba wam takich jak ja.
- Co potrafisz?
- Bić się umiem, strzelam też nienajgorzej. Tropić i radzić sobie w drodze też umiem.
- Pokaż.

Lyrijczyk wyjął miecz i płazem klingi zmiażdżył wielką tłustą muchę która siadła na dębowym blacie biurka. Po czym obtarł ostrze w nogawkę spodni schował broń.
Urzędnik podsunął mu do podpisania kontrakt, dzięki bogom treściwy, bo przy czytaniu Dallan potem się cały pokrył. Następnie zanurzył pióro w inkauście i złożył swój podpis, cienki, koślawy i rozchwiany jak pajęczyna na wietrze. Następnie Dallan otrzymał sakiewkę wypełnioną denarami.
– To zaliczka. Powiedz jeszcze gdzie można cię znaleźć. Gdy będziesz potrzebny przyjdziemy po ciebie. Nie opuszczaj miasta.
- Jeszcze jedna rzecz jest. Szukam człowieka, muszę mu osobiście list dostarczyć. Słyszałem że tu się przyjął, bo chłop pono w mieczu tęgi a bieda do życi mu zaglądać zaczęła. Zbliż się pan, to powiem jak się nazywa, bo sprawa jest sekretna...
 

Ostatnio edytowane przez Rychter : 24-01-2011 o 10:30.
Rychter jest offline